W aż za dobrym
humorze przemierzała uliczki miasta tylko po to, aby złożyć niezapowiedzianą
wizytę wujciowi, z którym nie widziała się już od wieków. No, czyli reasumując
jakiś niecały tydzień, a nie okraść go ani nie denerwować przez tyle dni to dla
niej był grzech.
Wampirzyca zlizała
z palców ostatnie krople czerwonej osoki, która była jedynym dowodem na to, że
postanowiła skorzystać ze swoich nadludzkich umiejętności i wreszcie od
dłuższego czasu na coś zapolować. Prócz tego krew zdobiła też jej buzię, oraz
końcówki włosów. Jej jednak zdawało się to w żadnym stopniu nie przeszkadzać.
- Oliver! Przybyłam! A gdzie powitanie i dzieci z chlebem i
krwią? - rozejrzała się po mieszkaniu, szukając śladów chłopaka.
Stan jego pokoju,
można byłoby porównać do przebiegu rewolucji. I to niespodziewanej, przez to
właśnie tak gwałtownej, że różnorakie ubrania zaścielały podłogę, łóżka jak i
segmenty przez to, że Olivier jeszcze kilkukrotnie wypakowywał i z powrotem
zapakowywał walizkę, leżącą na środku, pośród tej masakry. I nadal nie mógł się
zdecydować, który odcień bieli będzie odpowiedniejszy, do którego garnituru, a
przecież czasu jest niewiele.
I pewnie nadal by się
z tym grzebał, gdyby znajomy głos należący do wampirzycy. Chyba po raz pierwszy ucieszył się na jej
wizytę. W końcu upchał pierwszy lepszy zdatny do chodzenia ubiór i z walizką w
dłoni pognał ku salonu, gdzie powinna znajdować się dziewczyna, by móc ją
powitać. Może nie chlebem i krwią, a ciekawą informacją.
Jeszcze przez krótką
chwilę połaziła po pokoju, aż w końcu stwierdziła, że najpierw przywróci do
porządku swoją twarz, nadal ubarwioną czerwoną osoką, przez co ona sama
wyglądała jakby stoczyła krwawą bitwę na śmierć i życie. Postawiła więc swoje
pierwsze kroki w kierunku łazienki, która zbawczo wzywała ją do siebie, aż
nagle przed jej obliczem raczył pojawić się poszukiwany przez nią wampir.
- No, wreszcie - mruknęła, krzyżując ręce na piersi. - Co ty
taki odstawiony jakbyś na pogrzeb szedł?
Z zamysłu, gdy tylko
wpadłby na Avriel od razu chciał przejść do rzeczy, jednak tylko ją zobaczył,
cała wizja padła. Westchnął z rozżaleniem i nawet byłby skłony to podkreślenia
tego, wymownym plaśnięciem w czoło, gdyby tylko nie taszczył ze sobą bagażu.
Dziewczyna wyglądała, jakby kogoś zarżnęła ręcznie. Ba! Ona to na pewno zrobiła
i nawet nie raczyła wytrzeć twarzy w swój rękaw, ewentualnie ofiary. I z
pewnością przebiegła w takim stanie przez pół miasta w atmosferze rozanielonego
aniołka, bo przecież „to niewinne jest”!
- Żaden pogrzeb.- odpowiedział starając się zatuszować
rozbawienie jej debilizmem, przez co z jego gardła wydobyło się obskurne
warknięcie.- Ślub mamy!
- Aha - skomentowała to nieco bardzo nienaturalnie, dalej
czyniąc higieniczne akty na swojej twarzy. - To powodzenia na dalszej drodze
życia, takie tam chwila... JAKI ŚLUB!? - wrzasnęła nagle, podrywając się w
miejscu. Musi przyznać, że dość sporo wczoraj wypiła, jednak nie przypomina
sobie żadnych skrytych wyznań i obiecanek "że cię nie zostawię aż do
następnego życia". W przyswojeniu sobie tej wiadomości nie pomagał również
fakt, że ona wyglądała jak zabójca, a on jak szlachcic, który nie jest szlachcicem
tylko bibliotekarzem wychowującym kozę.
Teraz naprawdę
żałował, że miał ręce zajęte. Nerwowo zerknął na zegarek, po czym wydał z
siebie dziwny nerwowy odgłos, który miał ulżyć i przynieś odrobinę tolerancji
dla dziewczyny, które w tym momencie wpatrywała się z niemałym szokiem w
chłopaka, robiąc sobie rachunek sumienia.
- Nie nasz, kretynko!- odparł zirytowany, łagodząc skutki
elementu zaskoczenia.- Jak się już ogarnęłaś, to możemy iść.- podszedł do
dziewczyny i bez słowa głębszego wyjaśnienia popchnął ją w stronę wyjścia,
rzucając jeszcze kozie, by ta pilnowała domu pod ich nieobecność.
- Chwila, chwila! - uniosła ręce w poddańczym geście, z
niemałym zdezorientowaniem wpatrując się w postać Olivera. - Zrozumiałam to i
owo, ale domagam się głębszych wyjaśnień. Nie przyszłam tu po to, aby pisać się
na jakiś ślub - zirytowała się nieco, nie mogąc doczytać się tego, o co w tym
wszystkim tak naprawdę chodzi.
Oczywiście, nie mogło
być tak łatwo. Nigdy nie jest łatwo. Wypuścił głośno powietrze nosem,
odkładając bagaż na podłogę. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni wyciągając z niej
zdobioną kopertę zaadresowaną na niego i podał ją Avriel.
- Moja dawna znajoma wychodzi za mąż.- westchnął zaczynając
tłumaczyć.- A przecież nie ładnie tak w samotności przychodzić, zwłaszcza,
jeśli w zaproszeni stoi „wraz z osobą towarzyszącą” i tak właśnie od razu o
tobie pomyślałem.- na koniec uśmiechnął się. Tak ładnie i niewinnie, oczywiście
na tyle ile Olivier mógł wykrzesać z siebie tą „niewinność”, mając nadzieje, że
wampirzyca przystanie na tą ofertę, bo inaczej zmusi. I znowu zostanie nazwany
zbokiem.
Uniosła lekko jedną brew ku górze, spoglądając się nieufnie
w stronę Olivera.
- Mam rozumieć, że jeśli z tobą nie pójdę po dobroci zmusisz
mnie siłą? - czuła, że zgadła, więc westchnęła tylko ciężko postanawiając tylko
dla świętego spokoju zgodzić się na ten układ. - Dobra, więc gdzie to jest?
Poza tym ja nawet nie mam się, w co ubrać! Wyglądam jak stworzenie nieboskie
wracające z polowania.
- A owszem, wyglądasz.- skitował kwaśno, uśmiechając się pod
nosem, zadowolony, że pierwszy etap został osiągnięty. A nawet obeszło się
bluzg, wyzywania od wyzyskiwaczy, jak i wielce dramatycznego zmuszenia siłą i
herbatkami cudownej siły, samej zainteresowanej.- Myślisz moja droga, że
ryzykowałbym, aż tyle by opierać się na twym guście? Jeszcze byś mi przyszła w
gumofilcach i jakimś worku po ziemniakach. Ubranie proszę pozostaw mi.- chwycił
walizki i dumnie ruszył w stronę drzwi.- Na co czekasz? Chodź. Czy może coś
niejasno wytłumaczyłem?- sarknął, stojąc w progu, próbując zakomunikować, że
kierowca dłużej czekać nie będzie, a mu nie uśmiecha się akurat dzisiaj iść na
rządną ścieżkę zdrowia. W ogóle cud, że cokolwiek zmusiło go do wyjścia ze
swych czterech katów. Co prawda zakurzonych i zagraconych, ale własnych.
Jej wewnętrzna Avriel właśnie dobywała z szuflady podręczny
rewolwer i ładowała do niego naboje, w tym samym czasie wzrokiem poszukując
białych, zbrodniarskich rękawiczek. Avriel, która właśnie sztyletowała Olivera
spojrzeniem złotych ślepi zgromiła również wzrokiem wewnętrzną Avriel, która z
grymasem niezadowolenia puściła tradycyjnego focha i siadając po turecku na
łóżku skrzyżowała ręce na piersi, uciszając się.
- Niech będzie, idę, już idę - burknęła pod nosem i otarła
tak dla pewności usta ze szkarłatnej osoki, po czym poczłapała za wampirem.
Po niedługim czasie,
ale wystarczającym by kilkakrotnie wywołać sprzeczkę, dotarli na miejsce.
Olivier spodziewał się już patrząc na samo zaproszenie, że przyszłemu
małżonkowi powodzi się dobrze, ale nie sadził, że jego dobra znajoma, osoba, z
którą jeszcze przed paru laty pił herbatę z ekspresówki. Ta, o która wyśmiewała
bogate rody, mająca za nic ekskluzywne futra, zdoła się okręcić się u faceta,
który zamieszkuje dzielnice, gdzie autorytet nie zdobywa się po tym, co ma się
w spodniach, ale po wielkości marmurowych lwów, złowieszczo szczerzących kły
sprzed bram.
Gdy podstawiony
samochód zatrzymał się, chłopak wysiadł. Przebiegł wzrokiem po idealnie
przystrzyżonym trawniku, tych marmurach, chodnikach i Risannie, która na jego
widok przyśpieszyła kroku. W tej chwili Olivier poczuł się strasznie zmęczony.
W jednej chwili odechciało mu się tego ślubu. W nosie miał już znajomą, która
wyglądała przecież tak cudnie. Chciał po prostu wrócić do domu, zaparzyć
herbatkę i gnić dalej w swoim słodkim niebycie.
- Miło cię widzieć.- zawołała, przytulając go na powitanie.
Odburknął, coś na wzór „ciebie też”, „co tam, jak tam?”. Wysłuchując
odpowiedzi, w końcu przypomniał sobie o czymś, co przytargał wraz z bagażem
podróżnym. Zwłaszcza, ze znajoma zerkała ukradkiem na nią już od jakiegoś
czasu.
- Risanna. Poznaj Avriel.
- Oh, miło mi poznać - uśmiechnęła się na widok brunetki, a
Avriel nie zapominając o "dobrym wychowaniu" i kulturze osobistej na
ten moment musiała odsunąć na bok sprzeczki z Oliverem i tą, którą właśnie
chciała po raz kolejny rozpętać.
- Mi również - odparła, a na jej ustach zawitał delikatny
uśmiech. Kątem oka zerknęła ona na wampira stojącego obok, u którego gołym
okiem można by już zauważyć ogromną chęć powrotu do domu. Cóż... Przynajmniej z
tej jednej rzeczy Avriel mogła pokpić z niego.
- Zapraszam do środka, zapoznam was z moim przyszłym mężem i
oprowadzę - oznajmiła w którymś momencie Risanna, spoglądając po nich badawczo.
Dziewczynę energia
wręcz rozpierała. Świergotała, prowadząc ich przez długie korytarze, drzwi,
pokoje, których ogromna liczba była przygniatająca. Zachwalając i również swego
narzeczonego i jak wiele rzeczy udało mu się dokonać, a następnie sprawnie
przechodziła do tego, jak się poznali. Gdzieś na jakimś przyjęciu, zafascynował
się nią, a następnie ich znajomość w dość szybkim czasie nabrała szybkiego
tempa. I nim się zorientowała na jej palcu lśnił diament.
Olivier chodź znużony
i całkowicie niezainteresowany, zwłaszcza tym, jak innym się powodzi, a mu nie,
słuchał, co do niego ćwierkała, jednak nie brał jakiegoś czynnego udziału w
dyskusji. Przytakiwał, pojękiwał, a czasem nawet westchnął, jak to „cudownie” słyszeć.
W głowie tylko siedziała mu myśl, które dodawała mu otuchy by wytrwał do
wesela, a tam opije się, jak świnia. A potem biedna Avi będzie musiała go
przywlec do domu. Nawet szkoda mu się jej zrobiło, że została wykorzystana w
taki sposób. Wróć, odwołuje. To uczucie było zbyt krótkie, by mówić o
jakimkolwiek czułościach.
- O! Proszę poznajcie Savyera. Savyer oto Olivier i
Avriel.- na końcu wycieczki, czekała na
nich nagroda w postaci wcześniej wychwalanego Adonisa we własnej osobie.
Wampira w średnim wieku. Czy przystojny? Olivier nie śmie wyrazić swojej
opinii, by nie wyjść na geja. Jednak wrażenie jakieś wywarł. Na początek
znajomości zmierzyli się wzrokiem, a następnie uścisnęli sobie ręce, a chłopak
miał jakieś dziwne wrażenie, że coś mu tam pękło.
Avriel nie widząc lepszej - i innej - opcji, jedynie
potulnie dreptała w krok w krok u boku Olivera, wysłuchując rozmarzonych
westchnień przyszłej panny młodej na temat tego wspaniałego dla niej dnia,
tego, jak bardzo cieszy się, że przybyli oni na uroczystość, oraz swojego
Adonisa, którego nie mogło przecież zabraknąć w jej cud opowieściach. Nie chcąc
robić przykrości dziewczynie, wlepiła na oblicze standardowy, grzecznościowy
uśmiech, który posyłała w stronę panny młodej, gdy ta zwróciła swoje spojrzenie
na biedną Avi.
- Miło nam poznać tego szczęśliwca - rzekła subtelnie
wampirzyca, witając się z przyszłym mężem dziewczyny. Bhle, Avriel chcę nagrodę
za rolę udawania miłej, grzecznej i ułożonej nieumarłej, podczas gdy wewnątrz
skręca się ze śmiechu zmuszając całą sobą, by tylko nie roześmiać się na głos.
- Savyer, skarbie, oprowadź prosze Olivera po rezydencji.
Chciałabym pokazać Avriel suknie - czarnowłosa cmoknęła mężczyznę w policzek i
bez zbędnego gadania pociągnęła szatynkę za sobą. Avriel w tym momencie nie
mógł pomóc już nikt. Nawet wymigiwanie się pod pretekstem "muszę do
toalety" nie wywalczyłoby tu uwolnienia się z rąk dziewczyny, która
tryskając szczęściem zaprowadziła szatynkę do sekretnego pokoju, w którym to
trzymała swoją biżuterie, oraz suknie.
- Skąd się znacie z Risanną?- po jakimś czasie,
bezsensownego chodzenia po zakamarkach domostwa, padło pytanie. Które wprawiło w
drganie struny atmosfery napiętej do granic możliwości. Olivier nie był z
pewnością duszą towarzystwa, odpowiadał tylko pytany, a rozmówców dobierał
staranie. A na wybór składa się wiele czynników, które na starcie wykreślają Savyera,
jako potencjalnego znajomego od picia. Apodyktyczność nowo poznanego daje się
we znaki z każdym gestem, a w tym potencjalność do bycia zatwardziałym Jedynym.
A jak każdy republikanin wie- z takim to tylko arszenik można pić. Coś w nim
było, co Oliviera odpychała. Co dokładnie, to nawet wampir nie jest stanie
określić. Po prostu go nie lubi i koniec.
- Kiedyś często przychodziła książki kupować.- wzruszył
ramionami skracając całą historię do minimum. Nie było żadnych fascynacji,
cudów i rewelacji. Byli dobrymi znajomymi. Od herbaty i od winna. Takimi,
którzy mogli się zwierzyć ze wszystkiego. Do czasu, gdy ta przestała
przychodzić. Może było to spowodowane tym, że wszystko, co Olivier miał na
półkach przeczytała? Jednak nowe książki przychodziły, ale ona nie. A tu
okazuje się, że ta przeznaczyła czas na popołudniowe spotkania na owego
kochasia.- Do jakiegoś czasu. Myślałem, że jej jedyną miłością było czytanie, a
tu taka niespodzianka.
Zaśmiali się z tego
marnego żartu. Sztucznie, z grzeczności, by nie było jakiś niedogodności. A
potem wszystko powróciło do tematu ślubu. Savyer zaczął gadać. Mówić te same
brednie, co dziewczyna. Ale Olivier mu nie przeszkadzał. Uważał, że jeśli się
na tym skupi, to nie wmiesza go w jakąś inną dyskusje. Co wcale nie oznaczało,
że go słuchał.
- No dobrze!- klasnął właściciel posesji w dłonie po jakimś
czasie, wyrywając wampira z własnego świata.- Wróćmy do dziewczyn. Miały dużo
czasu dla siebie.
- Piękna suknia - rzekła z uznaniem wampirzyca, przysiadając
na jednym ze stojących w pokoju skórzanych - zapewne obrzydliwie drogich -
foteli. - Jedna z wielu, chciałabym zauważyć - posłała czarnowłosej znaczący
uśmieszek, po czym obie zaśmiały się cicho.
- Nie mieszajmy się w szczegóły. Jest jeszcze druga taka
sama, na wszelki wypadek gdyby coś stało się z pierwszą.
- No tak - westchnęła szatynka, przez chwile pogrążając się
we własnej zadumie, z której szybko jednak wyrwał ją głos Risanny.
- A ty, Avriel? Powiedz coś o sobie.
- Ja? Uwierz mi, jestem mało ciekawą osobą - I gdybyś
wiedziała kim naprawdę jestem, z pewnością bym tu nie siedziała. Avi do tej
pory na każdym przyjęciu na którym bywała skrzętnie ukrywała swoje pochodzenie,
oraz to, czym się zajmuje. Fakt, z jednej strony całkowicie była to jej wina,
jednak w tym momencie nic nie mogła z tym zrobić. Czasami jedynie rozmyślała
jakby to było mieć normalniejsze nie życie, nie być ciągle ściganą przez
straże. Ale tylko czasami. Tak naprawdę chyba nie chciała niczego zmieniać. I
tak pozostanie jedynie złodziejka.
- Nonsens, w każdym jest coś ciekawego - uśmiechnęła się. -
Masz, przymierz - po czym podała wampirzycy delikatny, srebrny naszyjnik.
Avriel szybko wzniosła ręce ku górze wzbraniając się przed przyjęciem ozdoby
choćby w celu przymierzenia jej - nie chcąc najzwyczajniej w świecie ukraść i
pociągnąć Olivera i ją na samo dno - a Risanna wykorzystując dogodną okazje
sama zapięła biżuterie na szyi wampirzycy.
- I widzisz, pięknie - klasnęła wesoło w dłonie.
- Owszem, pięknie... Panno Shade
Mężczyzna, gwałtownie
z człowieka emanującym boskim pierwiastkiem zamienił się w narwańca, w którego z
nie wiadomej przyczyny ogarnął gniew. Wiadome tylko, że było to coś związane z
Avriel, gdyż, gdy tylko stanęli w drzwiach, a ten ją ujrzał wszystko się
zaczęło. Strach ogarnął Oliviera, gdy
ten praktycznie wysyczał jej nazwisko, które skądś znał. Nawiedziła go wymyśl,
że może ją rozpoznał, albo i niekoniecznie. Przecież dziewczyna nie raz
okazywała dwulicowość. Może kojarzy ją pod tym nazwiskiem, ale pod innym
wcieleniem? Jednak po chwili całe gdybanie wampira stało się bezsensowne.
- To też chcesz ukraść!?- warknął, wręcz wrzasnął, gotów
zerwać naszyjnik, jak nie wyrwać łeb tak przy okazji.
- Co ty robisz?! Pożyczyłam jej go na chwilę!- obruszyła się
zdezorientowana dziewczyna, starając się załagodzić wyskok narzeczonego stając
po stronie nie mniej zszokowanej wampirzycy.
Zszokowana w pierwszej chwili nie wiedziała kompletnie, jak
ma zareagować. Osłupiała stała w jednym i tym samym miejscu, jedynie tępo
wpatrując się we wściekłego mężczyznę, który gotowy był rzucić się na nią,
gdyby nie jego przyszła żona, która stanęła między wampirzycą, a Savyerem.
- O, no popatrz no, nie poznałam cię - zatrzepotała słodko
rzęsami, uśmiechając się niewinnie, gdy tylko odzyskała zdolność mowy,
odrzucając w bok cały strach, który tylko zaczął irytująco przeszkadzać. W
końcu gorzej już być nie mogło.
- Nie bądź taka pewna siebie - prychnął pogardliwie. - Ty i
twój przyjaciel zgnijecie w celi. Chyba, że pójdziemy na pewien układ.
- Układ? - zdziwiła się, wymieniając z Oliverem spojrzenia.
Szczerze powiedziawszy za żadne skarby i nigdy w życiu nie założyłaby się o nic
z tym człowiekiem, chyba, że byłaby aż tak pijana, co w grę nie wchodziło.
- Cóż, wiele kobiet zdecydowało się na oddanie mi na jedną
noc, by tylko uratować swoją godność - syknął, wielce zadowolony z siebie,
malując na twarzy okropny uśmiech.
- Cóż, one widocznie miały uczucia i podjęły złe decyzje. Ja
uczuć nie mam, więc powiem tylko grzecznie, że pierdolić to się możesz sam -
odparła wyjątkowo spokojnie, lecz z trudem powstrzymując wrogie warknięcie.
Zdawała sobie sprawę, że przez nią są skończeni, jednak nie miała zamiaru tak
po sobie deptać. Szkoda było jej tylko Risanny. W tak brutalny sposób
dowiedziała się, że jej ukochany zdradzał ją na prawo i lewo.
Olivier stał tylko z
boku, sparaliżowany przez strach. Słuchał niedowierzając, jakie tu propozycje
padły. Jak ukazały szowinistyczną naturę Savyera. Jak paskudnym gnojem się
okazał, nawet to proponując, a co dopiero mówiąc przy dziewczynie. Ukochanej, z
którą za parę godzin stanie na ślubnym kobiercu. Risanna zamarła. Nie
wrzasnęła, nie zaszlochała, nie pragnęła dowiedzieć się więcej. Milczała, tak
samo jak Olivier. Wtedy wampir miał nawet ochotę zerwać się i przywalić
kochasiowi, ale coś go powstrzymało. Tylko, dlaczego? Przecież gorzej być nie
może. Zostanie posądzony za pomoc w kradzieży. Zawiśnie. Tutaj się nie cackają.
Dlatego Olivier od tak wielu lat czuje nie chęć do wychodzenia z domu. Bał się
tylko własnej śmierci, a nieotaczającego go świata. Śmieszne, by martwy bał się
być martwy.
Savyer zaśmiał się
słysząc odmowę. Nie uspokoił się. Wręcz przeciwnie. Gniew coraz silniej nim
szarpał.- Dobrze!- wrzasnął- Zaraz wezwie straż, to inaczej zaćwierkacie.
- Nie, Savyer.-niespodziewanie, ponownie w ich obronie
stanęła dziewczyna. Objęła go delikatnie i spokojnym głosem, niezdradzającym
jakiegokolwiek gniewu do jego, próbowała go uspokoić.- Nie teraz. Proszę. Nie
psuj ślubu. Wiesz jak długo na niego czekałam. Zrobisz to po ślubie. Wezwiesz
straż zaraz po uroczystości.
Zszokowana spojrzała się na Risanne, która ignorując ją, jak
i Olivera otuliła aksamitnym głosem mężczyznę, przybliżając się do niego i uwieszając
na jego ramieniu. Na twarzy Savyera jeszcze przez krótką chwile dało się
widzieć nieustępliwy gniew, jednak widocznie zrozumiał, iż tak dogodnej okazji
- jak i łudząco wyrozumiałej żony - od losu nie dostanie. Westchnął więc ciężko,
kiwając po chwili głową na znak, że się zgadza.
- Zgoda, niech będzie. Osobiście jednak dopilnuje, abyście
nigdzie nie uciekli - warknął, mrożąc spojrzeniem Avriel i Olivera, po czym
znów zwrócił się do czarnowłosej. - Bądź gotowa za pół godziny - powiedziawszy
- wyszedł, zostawiając zszokowane wampiry. Risanna bez słowa wyjaśnień nakazała
zaczekać im w tym pokoju, sama natomiast opuszczając go po to, aby móc
przygotować się do ceremonii ślubu.
Gdy tylko tamci
wyszli, Olivier z jękiem usiadł na kanapie. Wplótł palce we włosy, jakby
nadmiar informacji miał mu nagle uciec. Ten wewnętrzy głosik, nagle nabrał
jakiegoś współczucia i tylko mówił, jak to ma przesrane, a nie wyśmiewał go jak
zazwyczaj. Zrozumiał w zachowaniu dawnej znajomej tylko to, że nic nie rozumie.
Nie zna się na kobietach. Nie chciał je pojąć, wydawały mu się za bardzo
skomplikowane, ale nawet i dla niego zachowanie Risanny było, co najmniej
dziwne. Za dużo się informacji na raz, za dużo niedomówień. To nie dla niego.
- Wiedziałem, że to
był zły pomysł.- jęknął.- powinienem w domu siedzieć. Z Atopsją. A ty powinnaś
robić no… co tam zawsze robisz. A teraz nas zamknął. Cudnie.
Wampirzyca przewróciła bezradnie oczami, przechadzając się w
kółko po pokoju, przy okazji ciagnąc za sobą długą, czarną suknie, która
odkrywała jej plecy, na których ku jej uciesze nie znajdowały się żadne blizny.
Sama Avriel nie mogła pojąć, jakim cudem Savyer rozpoznał ją. Podczas swoich
kradzieży nigdy nie odkrywała twarzy, zawsze była ostrożna, miała przemyślany
każdy, następny ruch. Jakim więc cudem odgadł nawet jej nazwisko? To na pewno
nie mogło dać jej spokoju, jak i dziwne zachowanie Risanny. Czyżby dziewczyna
stwierdziła, że lepiej jest trzymać się swojego zakłamanego męża i wysłać starego
przyjaciela, jak i... Swojego gościa weselnego, który wcale a wcale nie jest
złodziejem i nie szukają go straże całego miasta? Może i tak.
- Trzeba było siedzieć na dupie - stwierdziła po chwili.
- Mówiłem to przed chwilą.- warknął, mierzwiąc sobie fryzurę.-Skąd
on w ogóle ciebie znał? Ah, nawet mnie to nie interesuje. Raczej to, dlaczego
wszyscy ciebie znają? Wy złodzieje nie macie jakiegoś bhp pracy?- rozczulił
się, a potem machnął na to wszystko ręką.- Albo stanie się cud, albo wylądujemy
na stryczku. Znaczy ty wylądujesz, bo ja się wybronię, ale będę miał przesrane
do końca mojego egzystowania. Mamy chyba jeszcze trochę czasu, zanim smutni
panowie nas zgarną. Żywię nadzieję, że dadzą mi się napić zanim zakują i
pozbawią jakichkolwiek praw. Od jakiegoś czasu marzy mi się coś mocniejszego
niż herbata.
Z każdym kolejnym usłyszanym słowem ze strony Olivera mina
wampirzycy stawała się coraz bardziej niemiła - oczywiście w lekkim i
przystępnym znaczeniu tego słowa - ponieważ w tym mniej przystępnym można by ją
odczytać po prostu jako "a przypierdolił ci ktoś kiedyś?"
- Z całym szacunkiem, mnie właśnie w tym momencie przestało
interesować to, skąd mnie znał, oraz to, że zna mnie większość mieszkańców
wyspy. I błąd - ty wylądujesz w najgorszym wypadku w kiciu, a ja ucieknę,
znajdę sobie bogatego męża, który kupi mi plaże na Karaibach, gdzie będę opalać
swoje blade, wampirze ciało i popijać whisky - zakończyła swój monolog
warknięcie, z impetem siadając na fotelu. Dopiero po dłuższej chwili milczenia
westchnęła cicho i odezwała się cichym mruknięciem. - Zawsze można go po progu
okraść.
Mijały sekundy, minuty, godziny. Avriel w tym czasie zdążyła
wyryć w dywanie widoczną ścieżkę, którą przechadzała się z nudów, gdy nie
denerwowała Olivera. Gdy nagle... Drzwi otworzyły się, a w ich progu stanęła
uśmiechnięta od ucha do ucha Risanna.
- Co, ślub udany? - burknął smętnie Oliver.
- Mąż kopnął w kalendarz, a żona odziedziczyła majątek - jej
uśmiech zamienił się w triumf, gdy pokazała dwójce złoty pierścionek na palcu. -
Widząc wasze miny wyjaśnię to pokrótce. Podczas balu po ślubie najprościej w
świecie wlałam mu truciznę do szampana. W gruncie rzeczy jesteście wolni.
- Jak to?- wampir wydukał czując, że jak zaraz się to nie
wyjaśni to mu łeb pęknie. Risanna uśmiechnęła się lekko do niego, zarzucając
kosmyk czarnych włosów za ucho.
- Ja wiedziałam.- wymamrotała, lekko się pesząc.- Wiedziałam, że mnie zdradzał. Nigdy nie był jakimś cudem. Owszem zakochałam się, ale chyba każdy ma chwile słabości? Nawet głupia myślałam, że się zmieni. Oj, jak bardzo byłam głupia. Więc pewnej nocy, gdy po raz kolejny nie wracał, obmyśliłam plan. Wystarczy, że wytrzymam z nim do ślubu.- kryształ na obrączce zalśnił lekkim różem, gdy wampirzyca ściągnęła go z palca. Obracała go od tej chwili w dłoniach ciągnąc dalej swoją historię.- Musze was przeprosić. Naprawdę nie sądziłam, że może wpaść w taką fanaberie na waszym punkcie. Nie chciałam was wpakować w kłopoty, nie wiedziałam. Miałam to zrobić jakiś czas po ślubie. No, ale nie mogłabym pozwolić, żeby ten gbur mógł bezkarnie szkalować moich przyjaciół, prawda? Oh Oli, nie patrz tak na mnie. Małe zabójstwo w porównaniu do tego, co czynimy mój mąż? To tylko karma.- zaśmiała się lekko, wyrzucając w końcu biżuterie na stolik, po którym przeturlała się i spadła na podłogę.- Chodźcie się teraz napić, bo cała ceremonia wam przez moje głupiego lubego przepadła.
- Ja wiedziałam.- wymamrotała, lekko się pesząc.- Wiedziałam, że mnie zdradzał. Nigdy nie był jakimś cudem. Owszem zakochałam się, ale chyba każdy ma chwile słabości? Nawet głupia myślałam, że się zmieni. Oj, jak bardzo byłam głupia. Więc pewnej nocy, gdy po raz kolejny nie wracał, obmyśliłam plan. Wystarczy, że wytrzymam z nim do ślubu.- kryształ na obrączce zalśnił lekkim różem, gdy wampirzyca ściągnęła go z palca. Obracała go od tej chwili w dłoniach ciągnąc dalej swoją historię.- Musze was przeprosić. Naprawdę nie sądziłam, że może wpaść w taką fanaberie na waszym punkcie. Nie chciałam was wpakować w kłopoty, nie wiedziałam. Miałam to zrobić jakiś czas po ślubie. No, ale nie mogłabym pozwolić, żeby ten gbur mógł bezkarnie szkalować moich przyjaciół, prawda? Oh Oli, nie patrz tak na mnie. Małe zabójstwo w porównaniu do tego, co czynimy mój mąż? To tylko karma.- zaśmiała się lekko, wyrzucając w końcu biżuterie na stolik, po którym przeturlała się i spadła na podłogę.- Chodźcie się teraz napić, bo cała ceremonia wam przez moje głupiego lubego przepadła.
Ciastko dla tego kto to przeczyta i odważy się skomentować.