Pogadaj z nami :D

niedziela, 24 maja 2015

You can walk straight through hell with a smile.

 W aż za dobrym humorze przemierzała uliczki miasta tylko po to, aby złożyć niezapowiedzianą wizytę wujciowi, z którym nie widziała się już od wieków. No, czyli reasumując jakiś niecały tydzień, a nie okraść go ani nie denerwować przez tyle dni to dla niej był grzech.
    Wampirzyca zlizała z palców ostatnie krople czerwonej osoki, która była jedynym dowodem na to, że postanowiła skorzystać ze swoich nadludzkich umiejętności i wreszcie od dłuższego czasu na coś zapolować. Prócz tego krew zdobiła też jej buzię, oraz końcówki włosów. Jej jednak zdawało się to w żadnym stopniu nie przeszkadzać.
- Oliver! Przybyłam! A gdzie powitanie i dzieci z chlebem i krwią? - rozejrzała się po mieszkaniu, szukając śladów chłopaka.
  Stan jego pokoju, można byłoby porównać do przebiegu rewolucji. I to niespodziewanej, przez to właśnie tak gwałtownej, że różnorakie ubrania zaścielały podłogę, łóżka jak i segmenty przez to, że Olivier jeszcze kilkukrotnie wypakowywał i z powrotem zapakowywał walizkę, leżącą na środku, pośród tej masakry. I nadal nie mógł się zdecydować, który odcień bieli będzie odpowiedniejszy, do którego garnituru, a przecież czasu jest niewiele.
 I pewnie nadal by się z tym grzebał, gdyby znajomy głos należący do wampirzycy.  Chyba po raz pierwszy ucieszył się na jej wizytę. W końcu upchał pierwszy lepszy zdatny do chodzenia ubiór i z walizką w dłoni pognał ku salonu, gdzie powinna znajdować się dziewczyna, by móc ją powitać. Może nie chlebem i krwią, a ciekawą informacją.
 Jeszcze przez krótką chwilę połaziła po pokoju, aż w końcu stwierdziła, że najpierw przywróci do porządku swoją twarz, nadal ubarwioną czerwoną osoką, przez co ona sama wyglądała jakby stoczyła krwawą bitwę na śmierć i życie. Postawiła więc swoje pierwsze kroki w kierunku łazienki, która zbawczo wzywała ją do siebie, aż nagle przed jej obliczem raczył pojawić się poszukiwany przez nią wampir.
- No, wreszcie - mruknęła, krzyżując ręce na piersi. - Co ty taki odstawiony jakbyś na pogrzeb szedł?
 Z zamysłu, gdy tylko wpadłby na Avriel od razu chciał przejść do rzeczy, jednak tylko ją zobaczył, cała wizja padła. Westchnął z rozżaleniem i nawet byłby skłony to podkreślenia tego, wymownym plaśnięciem w czoło, gdyby tylko nie taszczył ze sobą bagażu. Dziewczyna wyglądała, jakby kogoś zarżnęła ręcznie. Ba! Ona to na pewno zrobiła i nawet nie raczyła wytrzeć twarzy w swój rękaw, ewentualnie ofiary. I z pewnością przebiegła w takim stanie przez pół miasta w atmosferze rozanielonego aniołka, bo przecież „to niewinne jest”!
- Żaden pogrzeb.- odpowiedział starając się zatuszować rozbawienie jej debilizmem, przez co z jego gardła wydobyło się obskurne warknięcie.- Ślub mamy!
- Aha - skomentowała to nieco bardzo nienaturalnie, dalej czyniąc higieniczne akty na swojej twarzy. - To powodzenia na dalszej drodze życia, takie tam chwila... JAKI ŚLUB!? - wrzasnęła nagle, podrywając się w miejscu. Musi przyznać, że dość sporo wczoraj wypiła, jednak nie przypomina sobie żadnych skrytych wyznań i obiecanek "że cię nie zostawię aż do następnego życia". W przyswojeniu sobie tej wiadomości nie pomagał również fakt, że ona wyglądała jak zabójca, a on jak szlachcic, który nie jest szlachcicem tylko bibliotekarzem wychowującym kozę.
 Teraz naprawdę żałował, że miał ręce zajęte. Nerwowo zerknął na zegarek, po czym wydał z siebie dziwny nerwowy odgłos, który miał ulżyć i przynieś odrobinę tolerancji dla dziewczyny, które w tym momencie wpatrywała się z niemałym szokiem w chłopaka, robiąc sobie rachunek sumienia.
- Nie nasz, kretynko!- odparł zirytowany, łagodząc skutki elementu zaskoczenia.- Jak się już ogarnęłaś, to możemy iść.- podszedł do dziewczyny i bez słowa głębszego wyjaśnienia popchnął ją w stronę wyjścia, rzucając jeszcze kozie, by ta pilnowała domu pod ich nieobecność.
- Chwila, chwila! - uniosła ręce w poddańczym geście, z niemałym zdezorientowaniem wpatrując się w postać Olivera. - Zrozumiałam to i owo, ale domagam się głębszych wyjaśnień. Nie przyszłam tu po to, aby pisać się na jakiś ślub - zirytowała się nieco, nie mogąc doczytać się tego, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.
 Oczywiście, nie mogło być tak łatwo. Nigdy nie jest łatwo. Wypuścił głośno powietrze nosem, odkładając bagaż na podłogę. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni wyciągając z niej zdobioną kopertę zaadresowaną na niego i podał ją Avriel.
- Moja dawna znajoma wychodzi za mąż.- westchnął zaczynając tłumaczyć.- A przecież nie ładnie tak w samotności przychodzić, zwłaszcza, jeśli w zaproszeni stoi „wraz z osobą towarzyszącą” i tak właśnie od razu o tobie pomyślałem.- na koniec uśmiechnął się. Tak ładnie i niewinnie, oczywiście na tyle ile Olivier mógł wykrzesać z siebie tą „niewinność”, mając nadzieje, że wampirzyca przystanie na tą ofertę, bo inaczej zmusi. I znowu zostanie nazwany zbokiem.
Uniosła lekko jedną brew ku górze, spoglądając się nieufnie w stronę Olivera.
- Mam rozumieć, że jeśli z tobą nie pójdę po dobroci zmusisz mnie siłą? - czuła, że zgadła, więc westchnęła tylko ciężko postanawiając tylko dla świętego spokoju zgodzić się na ten układ. - Dobra, więc gdzie to jest? Poza tym ja nawet nie mam się, w co ubrać! Wyglądam jak stworzenie nieboskie wracające z polowania.
- A owszem, wyglądasz.- skitował kwaśno, uśmiechając się pod nosem, zadowolony, że pierwszy etap został osiągnięty. A nawet obeszło się bluzg, wyzywania od wyzyskiwaczy, jak i wielce dramatycznego zmuszenia siłą i herbatkami cudownej siły, samej zainteresowanej.- Myślisz moja droga, że ryzykowałbym, aż tyle by opierać się na twym guście? Jeszcze byś mi przyszła w gumofilcach i jakimś worku po ziemniakach. Ubranie proszę pozostaw mi.- chwycił walizki i dumnie ruszył w stronę drzwi.- Na co czekasz? Chodź. Czy może coś niejasno wytłumaczyłem?- sarknął, stojąc w progu, próbując zakomunikować, że kierowca dłużej czekać nie będzie, a mu nie uśmiecha się akurat dzisiaj iść na rządną ścieżkę zdrowia. W ogóle cud, że cokolwiek zmusiło go do wyjścia ze swych czterech katów. Co prawda zakurzonych i zagraconych, ale własnych.    
Jej wewnętrzna Avriel właśnie dobywała z szuflady podręczny rewolwer i ładowała do niego naboje, w tym samym czasie wzrokiem poszukując białych, zbrodniarskich rękawiczek. Avriel, która właśnie sztyletowała Olivera spojrzeniem złotych ślepi zgromiła również wzrokiem wewnętrzną Avriel, która z grymasem niezadowolenia puściła tradycyjnego focha i siadając po turecku na łóżku skrzyżowała ręce na piersi, uciszając się.
- Niech będzie, idę, już idę - burknęła pod nosem i otarła tak dla pewności usta ze szkarłatnej osoki, po czym poczłapała za wampirem.
 Po niedługim czasie, ale wystarczającym by kilkakrotnie wywołać sprzeczkę, dotarli na miejsce. Olivier spodziewał się już patrząc na samo zaproszenie, że przyszłemu małżonkowi powodzi się dobrze, ale nie sadził, że jego dobra znajoma, osoba, z którą jeszcze przed paru laty pił herbatę z ekspresówki. Ta, o która wyśmiewała bogate rody, mająca za nic ekskluzywne futra, zdoła się okręcić się u faceta, który zamieszkuje dzielnice, gdzie autorytet nie zdobywa się po tym, co ma się w spodniach, ale po wielkości marmurowych lwów, złowieszczo szczerzących kły sprzed bram.
 Gdy podstawiony samochód zatrzymał się, chłopak wysiadł. Przebiegł wzrokiem po idealnie przystrzyżonym trawniku, tych marmurach, chodnikach i Risannie, która na jego widok przyśpieszyła kroku. W tej chwili Olivier poczuł się strasznie zmęczony. W jednej chwili odechciało mu się tego ślubu. W nosie miał już znajomą, która wyglądała przecież tak cudnie. Chciał po prostu wrócić do domu, zaparzyć herbatkę i gnić dalej w swoim słodkim niebycie.
- Miło cię widzieć.- zawołała, przytulając go na powitanie. Odburknął, coś na wzór „ciebie też”, „co tam, jak tam?”. Wysłuchując odpowiedzi, w końcu przypomniał sobie o czymś, co przytargał wraz z bagażem podróżnym. Zwłaszcza, ze znajoma zerkała ukradkiem na nią już od jakiegoś czasu.
- Risanna. Poznaj Avriel.
- Oh, miło mi poznać - uśmiechnęła się na widok brunetki, a Avriel nie zapominając o "dobrym wychowaniu" i kulturze osobistej na ten moment musiała odsunąć na bok sprzeczki z Oliverem i tą, którą właśnie chciała po raz kolejny rozpętać.
- Mi również - odparła, a na jej ustach zawitał delikatny uśmiech. Kątem oka zerknęła ona na wampira stojącego obok, u którego gołym okiem można by już zauważyć ogromną chęć powrotu do domu. Cóż... Przynajmniej z tej jednej rzeczy Avriel mogła pokpić z niego.
- Zapraszam do środka, zapoznam was z moim przyszłym mężem i oprowadzę - oznajmiła w którymś momencie Risanna, spoglądając po nich badawczo.
 Dziewczynę energia wręcz rozpierała. Świergotała, prowadząc ich przez długie korytarze, drzwi, pokoje, których ogromna liczba była przygniatająca. Zachwalając i również swego narzeczonego i jak wiele rzeczy udało mu się dokonać, a następnie sprawnie przechodziła do tego, jak się poznali. Gdzieś na jakimś przyjęciu, zafascynował się nią, a następnie ich znajomość w dość szybkim czasie nabrała szybkiego tempa. I nim się zorientowała na jej palcu lśnił diament.
 Olivier chodź znużony i całkowicie niezainteresowany, zwłaszcza tym, jak innym się powodzi, a mu nie, słuchał, co do niego ćwierkała, jednak nie brał jakiegoś czynnego udziału w dyskusji. Przytakiwał, pojękiwał, a czasem nawet westchnął, jak to „cudownie” słyszeć. W głowie tylko siedziała mu myśl, które dodawała mu otuchy by wytrwał do wesela, a tam opije się, jak świnia. A potem biedna Avi będzie musiała go przywlec do domu. Nawet szkoda mu się jej zrobiło, że została wykorzystana w taki sposób. Wróć, odwołuje. To uczucie było zbyt krótkie, by mówić o jakimkolwiek czułościach.
- O! Proszę poznajcie Savyera. Savyer oto Olivier i Avriel.-  na końcu wycieczki, czekała na nich nagroda w postaci wcześniej wychwalanego Adonisa we własnej osobie. Wampira w średnim wieku. Czy przystojny? Olivier nie śmie wyrazić swojej opinii, by nie wyjść na geja. Jednak wrażenie jakieś wywarł. Na początek znajomości zmierzyli się wzrokiem, a następnie uścisnęli sobie ręce, a chłopak miał jakieś dziwne wrażenie, że coś mu tam pękło.
Avriel nie widząc lepszej - i innej - opcji, jedynie potulnie dreptała w krok w krok u boku Olivera, wysłuchując rozmarzonych westchnień przyszłej panny młodej na temat tego wspaniałego dla niej dnia, tego, jak bardzo cieszy się, że przybyli oni na uroczystość, oraz swojego Adonisa, którego nie mogło przecież zabraknąć w jej cud opowieściach. Nie chcąc robić przykrości dziewczynie, wlepiła na oblicze standardowy, grzecznościowy uśmiech, który posyłała w stronę panny młodej, gdy ta zwróciła swoje spojrzenie na biedną Avi.
- Miło nam poznać tego szczęśliwca - rzekła subtelnie wampirzyca, witając się z przyszłym mężem dziewczyny. Bhle, Avriel chcę nagrodę za rolę udawania miłej, grzecznej i ułożonej nieumarłej, podczas gdy wewnątrz skręca się ze śmiechu zmuszając całą sobą, by tylko nie roześmiać się na głos.
- Savyer, skarbie, oprowadź prosze Olivera po rezydencji. Chciałabym pokazać Avriel suknie - czarnowłosa cmoknęła mężczyznę w policzek i bez zbędnego gadania pociągnęła szatynkę za sobą. Avriel w tym momencie nie mógł pomóc już nikt. Nawet wymigiwanie się pod pretekstem "muszę do toalety" nie wywalczyłoby tu uwolnienia się z rąk dziewczyny, która tryskając szczęściem zaprowadziła szatynkę do sekretnego pokoju, w którym to trzymała swoją biżuterie, oraz suknie.
- Skąd się znacie z Risanną?- po jakimś czasie, bezsensownego chodzenia po zakamarkach domostwa, padło pytanie. Które wprawiło w drganie struny atmosfery napiętej do granic możliwości. Olivier nie był z pewnością duszą towarzystwa, odpowiadał tylko pytany, a rozmówców dobierał staranie. A na wybór składa się wiele czynników, które na starcie wykreślają Savyera, jako potencjalnego znajomego od picia. Apodyktyczność nowo poznanego daje się we znaki z każdym gestem, a w tym potencjalność do bycia zatwardziałym Jedynym. A jak każdy republikanin wie- z takim to tylko arszenik można pić. Coś w nim było, co Oliviera odpychała. Co dokładnie, to nawet wampir nie jest stanie określić. Po prostu go nie lubi i koniec.
- Kiedyś często przychodziła książki kupować.- wzruszył ramionami skracając całą historię do minimum. Nie było żadnych fascynacji, cudów i rewelacji. Byli dobrymi znajomymi. Od herbaty i od winna. Takimi, którzy mogli się zwierzyć ze wszystkiego. Do czasu, gdy ta przestała przychodzić. Może było to spowodowane tym, że wszystko, co Olivier miał na półkach przeczytała? Jednak nowe książki przychodziły, ale ona nie. A tu okazuje się, że ta przeznaczyła czas na popołudniowe spotkania na owego kochasia.- Do jakiegoś czasu. Myślałem, że jej jedyną miłością było czytanie, a tu taka niespodzianka.
 Zaśmiali się z tego marnego żartu. Sztucznie, z grzeczności, by nie było jakiś niedogodności. A potem wszystko powróciło do tematu ślubu. Savyer zaczął gadać. Mówić te same brednie, co dziewczyna. Ale Olivier mu nie przeszkadzał. Uważał, że jeśli się na tym skupi, to nie wmiesza go w jakąś inną dyskusje. Co wcale nie oznaczało, że go słuchał.
- No dobrze!- klasnął właściciel posesji w dłonie po jakimś czasie, wyrywając wampira z własnego świata.- Wróćmy do dziewczyn. Miały dużo czasu dla siebie.
- Piękna suknia - rzekła z uznaniem wampirzyca, przysiadając na jednym ze stojących w pokoju skórzanych - zapewne obrzydliwie drogich - foteli. - Jedna z wielu, chciałabym zauważyć - posłała czarnowłosej znaczący uśmieszek, po czym obie zaśmiały się cicho.
- Nie mieszajmy się w szczegóły. Jest jeszcze druga taka sama, na wszelki wypadek gdyby coś stało się z pierwszą.
- No tak - westchnęła szatynka, przez chwile pogrążając się we własnej zadumie, z której szybko jednak wyrwał ją głos Risanny.
- A ty, Avriel? Powiedz coś o sobie.
- Ja? Uwierz mi, jestem mało ciekawą osobą - I gdybyś wiedziała kim naprawdę jestem, z pewnością bym tu nie siedziała. Avi do tej pory na każdym przyjęciu na którym bywała skrzętnie ukrywała swoje pochodzenie, oraz to, czym się zajmuje. Fakt, z jednej strony całkowicie była to jej wina, jednak w tym momencie nic nie mogła z tym zrobić. Czasami jedynie rozmyślała jakby to było mieć normalniejsze nie życie, nie być ciągle ściganą przez straże. Ale tylko czasami. Tak naprawdę chyba nie chciała niczego zmieniać. I tak pozostanie jedynie złodziejka.
- Nonsens, w każdym jest coś ciekawego - uśmiechnęła się. - Masz, przymierz - po czym podała wampirzycy delikatny, srebrny naszyjnik. Avriel szybko wzniosła ręce ku górze wzbraniając się przed przyjęciem ozdoby choćby w celu przymierzenia jej - nie chcąc najzwyczajniej w świecie ukraść i pociągnąć Olivera i ją na samo dno - a Risanna wykorzystując dogodną okazje sama zapięła biżuterie na szyi wampirzycy.
- I widzisz, pięknie - klasnęła wesoło w dłonie.
- Owszem, pięknie... Panno Shade
 Mężczyzna, gwałtownie z człowieka emanującym boskim pierwiastkiem zamienił się w narwańca, w którego z nie wiadomej przyczyny ogarnął gniew. Wiadome tylko, że było to coś związane z Avriel, gdyż, gdy tylko stanęli w drzwiach, a ten ją ujrzał wszystko się zaczęło.  Strach ogarnął Oliviera, gdy ten praktycznie wysyczał jej nazwisko, które skądś znał. Nawiedziła go wymyśl, że może ją rozpoznał, albo i niekoniecznie. Przecież dziewczyna nie raz okazywała dwulicowość. Może kojarzy ją pod tym nazwiskiem, ale pod innym wcieleniem? Jednak po chwili całe gdybanie wampira stało się bezsensowne.
- To też chcesz ukraść!?- warknął, wręcz wrzasnął, gotów zerwać naszyjnik, jak nie wyrwać łeb tak przy okazji.
- Co ty robisz?! Pożyczyłam jej go na chwilę!- obruszyła się zdezorientowana dziewczyna, starając się załagodzić wyskok narzeczonego stając po stronie nie mniej zszokowanej wampirzycy.     
Zszokowana w pierwszej chwili nie wiedziała kompletnie, jak ma zareagować. Osłupiała stała w jednym i tym samym miejscu, jedynie tępo wpatrując się we wściekłego mężczyznę, który gotowy był rzucić się na nią, gdyby nie jego przyszła żona, która stanęła między wampirzycą, a Savyerem.
- O, no popatrz no, nie poznałam cię - zatrzepotała słodko rzęsami, uśmiechając się niewinnie, gdy tylko odzyskała zdolność mowy, odrzucając w bok cały strach, który tylko zaczął irytująco przeszkadzać. W końcu gorzej już być nie mogło.
- Nie bądź taka pewna siebie - prychnął pogardliwie. - Ty i twój przyjaciel zgnijecie w celi. Chyba, że pójdziemy na pewien układ.
- Układ? - zdziwiła się, wymieniając z Oliverem spojrzenia. Szczerze powiedziawszy za żadne skarby i nigdy w życiu nie założyłaby się o nic z tym człowiekiem, chyba, że byłaby aż tak pijana, co w grę nie wchodziło.
- Cóż, wiele kobiet zdecydowało się na oddanie mi na jedną noc, by tylko uratować swoją godność - syknął, wielce zadowolony z siebie, malując na twarzy okropny uśmiech.
- Cóż, one widocznie miały uczucia i podjęły złe decyzje. Ja uczuć nie mam, więc powiem tylko grzecznie, że pierdolić to się możesz sam - odparła wyjątkowo spokojnie, lecz z trudem powstrzymując wrogie warknięcie. Zdawała sobie sprawę, że przez nią są skończeni, jednak nie miała zamiaru tak po sobie deptać. Szkoda było jej tylko Risanny. W tak brutalny sposób dowiedziała się, że jej ukochany zdradzał ją na prawo i lewo.
 Olivier stał tylko z boku, sparaliżowany przez strach. Słuchał niedowierzając, jakie tu propozycje padły. Jak ukazały szowinistyczną naturę Savyera. Jak paskudnym gnojem się okazał, nawet to proponując, a co dopiero mówiąc przy dziewczynie. Ukochanej, z którą za parę godzin stanie na ślubnym kobiercu. Risanna zamarła. Nie wrzasnęła, nie zaszlochała, nie pragnęła dowiedzieć się więcej. Milczała, tak samo jak Olivier. Wtedy wampir miał nawet ochotę zerwać się i przywalić kochasiowi, ale coś go powstrzymało. Tylko, dlaczego? Przecież gorzej być nie może. Zostanie posądzony za pomoc w kradzieży. Zawiśnie. Tutaj się nie cackają. Dlatego Olivier od tak wielu lat czuje nie chęć do wychodzenia z domu. Bał się tylko własnej śmierci, a nieotaczającego go świata. Śmieszne, by martwy bał się być martwy.
 Savyer zaśmiał się słysząc odmowę. Nie uspokoił się. Wręcz przeciwnie. Gniew coraz silniej nim szarpał.- Dobrze!- wrzasnął- Zaraz wezwie straż, to inaczej zaćwierkacie.
- Nie, Savyer.-niespodziewanie, ponownie w ich obronie stanęła dziewczyna. Objęła go delikatnie i spokojnym głosem, niezdradzającym jakiegokolwiek gniewu do jego, próbowała go uspokoić.- Nie teraz. Proszę. Nie psuj ślubu. Wiesz jak długo na niego czekałam. Zrobisz to po ślubie. Wezwiesz straż zaraz po uroczystości.   
Zszokowana spojrzała się na Risanne, która ignorując ją, jak i Olivera otuliła aksamitnym głosem mężczyznę, przybliżając się do niego i uwieszając na jego ramieniu. Na twarzy Savyera jeszcze przez krótką chwile dało się widzieć nieustępliwy gniew, jednak widocznie zrozumiał, iż tak dogodnej okazji - jak i łudząco wyrozumiałej żony - od losu nie dostanie. Westchnął więc ciężko, kiwając po chwili głową na znak, że się zgadza.
- Zgoda, niech będzie. Osobiście jednak dopilnuje, abyście nigdzie nie uciekli - warknął, mrożąc spojrzeniem Avriel i Olivera, po czym znów zwrócił się do czarnowłosej. - Bądź gotowa za pół godziny - powiedziawszy - wyszedł, zostawiając zszokowane wampiry. Risanna bez słowa wyjaśnień nakazała zaczekać im w tym pokoju, sama natomiast opuszczając go po to, aby móc przygotować się do ceremonii ślubu.
 Gdy tylko tamci wyszli, Olivier z jękiem usiadł na kanapie. Wplótł palce we włosy, jakby nadmiar informacji miał mu nagle uciec. Ten wewnętrzy głosik, nagle nabrał jakiegoś współczucia i tylko mówił, jak to ma przesrane, a nie wyśmiewał go jak zazwyczaj. Zrozumiał w zachowaniu dawnej znajomej tylko to, że nic nie rozumie. Nie zna się na kobietach. Nie chciał je pojąć, wydawały mu się za bardzo skomplikowane, ale nawet i dla niego zachowanie Risanny było, co najmniej dziwne. Za dużo się informacji na raz, za dużo niedomówień. To nie dla niego.
 - Wiedziałem, że to był zły pomysł.- jęknął.- powinienem w domu siedzieć. Z Atopsją. A ty powinnaś robić no… co tam zawsze robisz. A teraz nas zamknął. Cudnie. 
Wampirzyca przewróciła bezradnie oczami, przechadzając się w kółko po pokoju, przy okazji ciagnąc za sobą długą, czarną suknie, która odkrywała jej plecy, na których ku jej uciesze nie znajdowały się żadne blizny. Sama Avriel nie mogła pojąć, jakim cudem Savyer rozpoznał ją. Podczas swoich kradzieży nigdy nie odkrywała twarzy, zawsze była ostrożna, miała przemyślany każdy, następny ruch. Jakim więc cudem odgadł nawet jej nazwisko? To na pewno nie mogło dać jej spokoju, jak i dziwne zachowanie Risanny. Czyżby dziewczyna stwierdziła, że lepiej jest trzymać się swojego zakłamanego męża i wysłać starego przyjaciela, jak i... Swojego gościa weselnego, który wcale a wcale nie jest złodziejem i nie szukają go straże całego miasta? Może i tak.
- Trzeba było siedzieć na dupie - stwierdziła po chwili.
- Mówiłem to przed chwilą.- warknął, mierzwiąc sobie fryzurę.-Skąd on w ogóle ciebie znał? Ah, nawet mnie to nie interesuje. Raczej to, dlaczego wszyscy ciebie znają? Wy złodzieje nie macie jakiegoś bhp pracy?- rozczulił się, a potem machnął na to wszystko ręką.- Albo stanie się cud, albo wylądujemy na stryczku. Znaczy ty wylądujesz, bo ja się wybronię, ale będę miał przesrane do końca mojego egzystowania. Mamy chyba jeszcze trochę czasu, zanim smutni panowie nas zgarną. Żywię nadzieję, że dadzą mi się napić zanim zakują i pozbawią jakichkolwiek praw. Od jakiegoś czasu marzy mi się coś mocniejszego niż herbata.
Z każdym kolejnym usłyszanym słowem ze strony Olivera mina wampirzycy stawała się coraz bardziej niemiła - oczywiście w lekkim i przystępnym znaczeniu tego słowa - ponieważ w tym mniej przystępnym można by ją odczytać po prostu jako "a przypierdolił ci ktoś kiedyś?"
- Z całym szacunkiem, mnie właśnie w tym momencie przestało interesować to, skąd mnie znał, oraz to, że zna mnie większość mieszkańców wyspy. I błąd - ty wylądujesz w najgorszym wypadku w kiciu, a ja ucieknę, znajdę sobie bogatego męża, który kupi mi plaże na Karaibach, gdzie będę opalać swoje blade, wampirze ciało i popijać whisky - zakończyła swój monolog warknięcie, z impetem siadając na fotelu. Dopiero po dłuższej chwili milczenia westchnęła cicho i odezwała się cichym mruknięciem. - Zawsze można go po progu okraść.
Mijały sekundy, minuty, godziny. Avriel w tym czasie zdążyła wyryć w dywanie widoczną ścieżkę, którą przechadzała się z nudów, gdy nie denerwowała Olivera. Gdy nagle... Drzwi otworzyły się, a w ich progu stanęła uśmiechnięta od ucha do ucha Risanna.
- Co, ślub udany? - burknął smętnie Oliver.
- Mąż kopnął w kalendarz, a żona odziedziczyła majątek - jej uśmiech zamienił się w triumf, gdy pokazała dwójce złoty pierścionek na palcu. - Widząc wasze miny wyjaśnię to pokrótce. Podczas balu po ślubie najprościej w świecie wlałam mu truciznę do szampana. W gruncie rzeczy jesteście wolni.
- Jak to?- wampir wydukał czując, że jak zaraz się to nie wyjaśni to mu łeb pęknie. Risanna uśmiechnęła się lekko do niego, zarzucając kosmyk czarnych włosów za ucho.
- Ja wiedziałam.- wymamrotała, lekko się pesząc.- Wiedziałam, że mnie zdradzał. Nigdy nie był jakimś cudem. Owszem zakochałam się, ale chyba każdy ma chwile słabości? Nawet głupia myślałam, że się zmieni. Oj, jak bardzo byłam głupia. Więc pewnej nocy, gdy po raz kolejny nie wracał, obmyśliłam plan. Wystarczy, że wytrzymam z nim do ślubu.- kryształ na obrączce zalśnił lekkim różem, gdy wampirzyca ściągnęła go z palca. Obracała go od tej chwili w dłoniach ciągnąc dalej swoją historię.- Musze was przeprosić. Naprawdę nie sądziłam, że może wpaść w taką fanaberie na waszym punkcie. Nie chciałam was wpakować w kłopoty, nie wiedziałam. Miałam to zrobić jakiś czas po ślubie. No, ale nie mogłabym pozwolić, żeby ten gbur mógł bezkarnie szkalować moich przyjaciół, prawda? Oh Oli, nie patrz tak na mnie. Małe zabójstwo w porównaniu do tego, co czynimy mój mąż? To tylko karma.- zaśmiała się lekko, wyrzucając w końcu biżuterie na stolik, po którym przeturlała się i spadła na podłogę.- Chodźcie się teraz napić, bo cała ceremonia wam przez moje głupiego lubego przepadła. 

Ciastko dla tego kto to przeczyta i odważy się skomentować.

poniedziałek, 18 maja 2015

Przypadki nie istnieją, a wypadki zbliżają.

Był wieczór. Strażników o tej porze było co nie miara, jednak Białowłosa miała już dość. Odkąd tylko przybyła do tego miasta nie mogła się odpędzić od wizyt strażników, którzy rzekomo chcieli tylko sprawdzić "czy wszystko w porządku". Ostatnio zaczęła im wychodzić na przeciw. Łatwiej było się kogoś pozbyć, gdy ten ktoś nie postawił jeszcze swojej stopy w sklepie. - Uuu...Taka urocza, a jaką groźną udaje. Nie martw sie kochanie, nic ci przy nas nie grozi. Możemy zapewnić ci, znaczy...twojemu sklepowi całodobową ochronę. W końcu to sklep jubilerski...- rzekł jeden ze strażników, mrugając do dziewczyny. - Nie dziękuję! Wszystko w jak najlepszym porządku, proszę odejść. - wykrzyknęła. - Ależ wypadki chodzą po ludziach... Jeszcze coś ci się stanie... - Dlaczego mamy sobie isc? To nasza praca, powinnaś byc wdzięczna skarbie. - O d s t r a s z a c i e. K l i e n t ó w. - wycedziła przez zęby. Niektórzy zaczęli sie oglądać, inni podeszli zaciekawieni sytuacją. - Ależ wręcz przeciwnie, zapewniamy bezpieczeństwo, wiec przyciągamy klientów...Poza tym...Nie jest ci nudno kochanie? Taka ładna, urocza, musi sama przebywać w tym sklepie... Mógłbym ci jakoś umilić dzisiejszy wieczór. -jeden ze strażników podszedł do niej, szepnął jej do ucha i uśmiechnął się pokazując kly. Wampirze kły. - Czyżby moja krew byla aż tak cenna? - zapytała z ironią. - Nawet nie wiesz jak cudownie pachnie...Gdyby nie to, pomyślałbym, że jesteś kuszącą wampirzycą. - wampiro strażnik pozwalam sobie na zbyt wiele. Nie dość, ze stal tak blisko, szeptal jej do ucha, to teraz jeszcze próbował ja dotykać i ...powąchać szyję! - Dość. - warknęła i wyciągnęła szable, dzięki czemu strażnik odskoczył nieco zaskoczony.

Olivier nie był żadnym socjopatą. Nie nienawidził ludzi, wampirów, czy innych bytów. Traktował ich w pewien sposób, jako ciekawy okaz do obserwowania. Głupota, owczy pęd. To było zabawne. Póki nie trzeba było się to wmieszać. A tu, raz na jakiś czas potrzeby zmuszają, by zbliżyć się do nich. Wyjść z domu. Przytulnej oazy, schronienia, w której oprócz miarkowanego skinienia głowy znad biurka nie ma się z nimi jakiegokolwiek kontaktu, a rozmowa, jeśli jakakolwiek się zawiążę idzie nadzwyczaj łatwiej. I najważniejsze. W antykwariacie nikt nie zamknie w ciuli za krzywy uśmiech.
O, tak. Olivier był tym typem, który swój tyłek cenni, ponad wszystko.
- Już wszystko?- zadał głupi pytanie kozie drepczącej u boku pana z nutką nadziei, że ta odpowie mu pozytywnie. Ba, odezwie się do niego. Atopsja odmruknęła mu tylko, kręcąc łbem sprawiając tym, że łańcuch zawiązany na szyi zadzwonił.
Właśnie w tym momencie, gdy tylko wyszli za winkla, doznali przyjemności bycia świadkami niemiłego zajścia. Awantury między pewną dziewczyną, a strażnikami. Gdzie to ci drudzy wyjątkowo naprzykrzali się tej pierwszej.
Wampir chciał jak najprędzej skręcić w boczną uliczkę, gdy niespodziewanie poczuł opór ze strony towarzyszki. Koza zaparła się i wbijała w Oliviera spojrzenie pełne pogardy dla jego zachowania.
- Co chcesz?- syknął.- Chodź już. Co to nas obchodzi? O matko! Kobiety! Z wami to nie można dość ładu. Kup lepszą herbatę, weź się nie gap na moje cycki, wynieść, posprzątaj, pomóż innej!- warczał, szarpiąc łańcuch, jednak koza jak stała tak stała, powoli mordując go wzrokiem. Szarpnął po raz ostatni, westchnął i w końcu uległ.- Dobra. Niech ci będzie, ale będziesz miała mnie na sumieniu, rozumiesz?
Koza zabeczała, a Olivier przybliżył się do zbiegowiska. Odchrząknął, dając sobie chwile na zaplanowanie drogi ucieczki i wyklęcia kozy na tysiąc sposobów i w końcu odezwał się, w jak najlepszych intencjach.- Panowie, panowie. O co chodzi? Po co te nerwy?

Spoglądnęła na chłopaka który pojawił sie znikąd obok niej, próbując daremnie zażegnać awanturę. "Ok. 19-20 latek, 175-80 cm wzrostu, dość przystojny, jednak nie wiadomo po co sie miesza w cudze sprawy, wampir" . Jedno spojrzenie na chłopaka wystarczyło, by zdobyć te parę informacji. - Nie mieszaj sie, jeśli tez nie chcesz mieć kłopotów, sama sobie poradzę. - mruknęła cicho. - Odejdźcie stąd albo pożałujecie. - powiedziała dziwnie spokojnym głosem. - Grozisz nam? - strażnicy mieli niezły ubaw. Dziewczyna jednak niespodziewanie zagwizdała i po chwili na jej rękawicę usiadło wielkie, czarnopióre ptaszysko. - Weź tych dwóch, trzeciego zostaw. - szepnęła, po czym ptaszysko poderwało się i zacisnęło szpony na dwóch strażnikach, w tym naprzykrzającego sie wampira. - Weź ich ze sobą i powiedz komu trzeba by zostawili ten sklep w spokoju. - powiedziała do trzeciego strażnika. - Żyją. Na razie. - mruknęła do przestraszonego strażnika, który oddalił sie jak najszybciej, ze swoimi kumplami, choc szybciej pragnął uciec sam. Wyciagnęla reke, a kruk usiadl jej ponownie na rękawicy, jednak przez swoja nie uwagę drasnął ją nieco pazurem. -Cholera! - warknęła pod nosem po czym ledwo dowlokła sie do sklepu, gdy upadla na ziemie.

Olivier przewrócił oczami. Czego, jak czego, ale sobie ufa. I tym razem, gdy coś mu podpowiadało, że dziewczyna nie potrzebuje natrętnego wampira z kompleksem bohatera, to miał racje. Posłał wymowne spojrzenie kozie, na co ta tylko na niego zasyczała. Otwierał już usta, by pochwalić się zgryźliwą uwagą, albo czymś ku temu zbliżonym, gdy stało się coś dziwnego. Ptaszysko, które niespodziewanie wplątało się w burdę za jednym zamachem powaliło dwoje dorosłych chłopa, a następnie zmusiło ich do ucieczki. A potem, na samo zakończenie położył samą dziewczynę. Olivier w innych przypadkach zaklaskałby i złożył gratulacje reżyserowi, gdyby nie przejął go strach o dziewczynę.
- Co, co ja mam..?- wydukał do kozy, która skrajnie zażenowana głupotą właściciela zaskrzeczala. Wampir machnał na kozę ręką, podchodząc do dziewczyny. Wziął ją delikatnie na ręce w celu zaniesienia do sklepu.- Pamiętaj. Masz mnie na sumieniu.- syknął do Atopsji. I w tym momencie do jego nosa dotarł dziwny ostry zapach. Woń ludzkiej krwi. To był człowiek, a nie jak przedtem uważał wampir. Ta informacja nie zachwycila go. Przez pomyłlę chciał pomóc człowiekowi. Niewiarygodne.
 Jednak teraz się już nie może wycofać. Wpadł do budynku, starając się nie poniewierać nieprzytomną. I po raz kolejny w tym dniu pożałował. Tuż przed nim, gdy tylko jego parszywe oblicze pojawiło się w drzwiach dwa olbrzymie koty przywitały go mało optymistycznym gardłowym warczeniem.
- Dobre kicie... Ja tylko ją zostawie i mnie nie ma.- wymamrotał, powoli kierując się w stronę kanapy w kącie sklepu. Kociska jakby złagodniały, jednak nadal uważnie obserwowały nieznajomego.

Wręcz nie spuszczały go z oczu. Gdy tylko położył dziewczynę na kanapie, jeden z kotów podszedl do niej i zaczął lizać po ręce, po czym usiadł obok niej, obserwując nowego gościa. Drugi zaś pomaszerował do drzwi i położył sie przy nich tak aby nikt nie mógl wejść, ani wyjść, spoglądając na kozę, która sobie grzecznie z boku stała.
Tylko ptak usiadł na drążku, jakby nigdy nic.

Jak obiecał, tak miał zamiar zrobić. Gdy tylko położył nieprzytomną na sofie, chciał jak najprędzej udać się do wyjścia i zapomnieć o całym tym dziwnym incydencie. Pewnie i tak by się stało, gdyby nie kocisko, które uwaliło się tuż przed samymi drzwiami.- Psi, kot!- Olivier machnął na niego dłońmi, chcąc go w delikatny sposób zmusić do przesunięcia, jednak ten tylko wgapiał się w niego ani drgnąć.- Rusz się cholero!- krzyknął, jednak szybko został stonowany przez lamparta, który oburzony mało grzecznym żądaniem uniósł się ze sykiem. Wampir przestraszony odskoczył gwałtownie, giąć się w pół i przepraszając. A koza zabeczała, jawnie kpiąc z niego.
- To twoja wina.- syknął, machając na nią palcem. Westchnął pojmując, że najprawdopodobni​ej zmuszony jest tu zostać póki śpiąca królewna nie raczy się obudzić. Sam, bo na kozę nie warto liczyć, otoczony przez drapieżne kocurzyska i szatańskie ptaszydło. W owej sytuacji chłopak obrał taktykę nie drażnienia zwierząt niepotrzebnymi ruchami i siadł na podłodze obok dziewczyny licząc, że to tylko mała drzemka i ta niebawem się obudzi.

Było już po zmierzchu. Na ulicach pozapalano lampy, jednak w sklepie Pod Czarną Różą było nadal ciemno. Nikt nie zapalił nawet świec. Właścicielka sklepu zaś nadal leżała na sofie, uśpiona przez truciznę. Wyglądała jak śpiąca królewna, której książę zapomniał pocałować, a teraz sam zasnął przy kanapie, czekając aż ona sama sie obudzi. Pewnie nadal by spał, opierając się o kanapę, gdyby nie to że śpiąca dziewczyna zsunęła się z kanapy i wylądowała w jego ramionach.

Nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Znużyło go czekanie, to nic nie robienie spowodowane uzasadnionym lękiem przed dwoma strażnikami dziewczyny. Jednak mimo niepokoju zasnął. Nie myślał nad tym, że wpierw obudzi się nieznajoma i widząc, że ma w domu wampira potraktuje nie lepiej, jak tamtych.
Rzeczywiście pobudka nie należała do najprzyjemniejsz​ych, jednak o dziwo ani nie miał szabli między żebrami, ani nie doznał nieprzyjemnej bliskości z kocurkiem. Doświadczył innej. Dziewczyna jakimś cudem spadła na niego. Pół biedy byłoby, gdyby tam go lekko staranowała. Dałoby się to wyjaśnić, jak i nie zakamuflować, jednak Olivier odczuł szybko fakt, że on jest wampirem, a ona człowiekiem. Potrafił się hamować, wypić także, ale nigdy nie doznał tak silnego pragnienia. Ba! Nigdy nie był tak blisko krtani nie z swojej woli. Zęby piekły go niemiłosiernie, a zimny pot ekscytacji oblał go całego. Chciał już sobie ulżyć, gdy nagle ciche gardłowe warknięcie należące do kotów, wyrwało go z amoku.
- Przepraszam, przepraszam.- mamrotał, odsuwając dziewczynę na bezpieczniejszą odległość. Klną na siebie, na jego priorytety, zasady, że śpiących ludzi tykać nie będzie ani bezbronnych, którzy nie zamierzali bądź nie mogli walczyć.

- Yhm... - z ust dziewczyny wyszło ciche westchnięcie, po czym poruszyła się i powoli otworzyła oczy, nie wiedząc co za chwilę ujrzy. A ujrzała przed sobą twarz przystojnego młodzieńca, a dokładniej wampira, którego widziała zanim urwał sie jej film. - Co?! - poderwała sie nagle ale od razu upadla. Cóż...ta trucizna miala tez właściwości osłabiające.

- No tak. Dzień dobry, albo tam wieczór.- uśmiechnął się słabo, oddychając już spokojnie, dochodząc do wniosku, że z poprzedniego zajścia dziewczyna nic nie pamięta i jeszcze Olivier będzie miał szanse pożyć w swoim nie życiu. Podniósł się z podłogi, a następnie zmusił dziewczynę do przyjęcia pomocy ze wstaniem i usadowił ją na kanapie.
- Pewnie zastanawiasz się, co się stało. W prawdzie powiedziawszy to nie mam pojęcia. W pewnym momencie straciłaś przytomność, a mnie coś ruszyło, że drzemka na bruku do najwygodniejszyc​h nie należy, to postanowiłem usłużyć i cię tu wnieść. Ale dlaczego tu zostałem, to się zapytaj swoich kotów.- zebrał się na wyjaśnienia. Lekko chaotyczne tylko, dlatego, że starał się dobrać słowa, które postawią go w jak najlepszym świetle.

Przez parę dobrych minut milczała opracowując strategie i przypominając sobie ze szczegółami, co sie stało gdy urwał jej sie film. - Uhm... Dziękuję i przepraszam za kłopot. - przyznała z niechęcią. - Dziwny jesteś. Zazwyczaj nikt nie pomaga obcej osobie. - mruknęła. - Tym bardziej wampir człowiekowi. - powiedziała i spojrzała mu prosto w oczy. - Chyba, że masz w tym jakiś swój interes. Mogę wiedzieć jaki? - zapytała i wyciągnęła sztylet przypięty niezauważalnie do paska.

- Uprzedzenia, a powinność to dwie różne rzeczy.- odparł, wzruszając ramionami. Sam sobie się dziwił. Interesu rzeczywiście żadnego nie ma, ale z jakiegoś powodu koza zainteresowała się nią. Zdobyć uznanie w oczach Atopsji to naprawdę sztuka. Większość albo została całkowicie olana, albo pozbawiona ręki. Pomógł, bo koza mu kazała. Więc wszelkie pretensje proszę kierować właśnie do niej.
- A ludzie zazwyczaj nie zaczynają znajomości od grożenia nożykiem.- uśmiechnął się, delikatnie palcem odsuwając ostrze.- Chyba udowodniłem, że jestem niegroźny nie dobierając się do ciebie, gdy spałaś, prawda? Nazywam się Olivier Moonlight, a tamta ślicznotka to Atopsja.

- To ciekawe co robiłam na podłodze. - mruknęła cicho, wiedząc że jegomość stojący przed nią i patrzący z góry. Położyła sztylet na stół. - Zaklinaczka, Białowłosa lub Piratka. Tak mnie zwą. - odrzekła, zakładając kapelusz z pięknym pióropuszem i krzyżując nogi jedną na drugiej. - Te dwa koty to Diamond i Crystall. A kruk zwie sie Diabal. - przedstawiła mu swoja zwierzynę, po czym spoglądnęła na kozę i delikatnie kiwnęła głową, oddając jej swoje uznanie. - Piękna rasa. To rzadkość na tej wyspie. I te rogi...Dorodne zwierzę.

Atopsja słysząc słowa uznania, wręcz urosła w oczach. Machnęła łbem prezentując swoją chlubę, czyli potężne czarne rogi. Może nie lubi jak się ją głaszczę, ale pieszczoty słowne uwielbia. Olivier przytaknął, w pełni się z tą opinią zgadzając.- Ty też masz niesamowite istoty u boku. Fascynujące jest to, że są z tobą tak blisko. Znaczy rozumiesz, o co mi chodzi. Więcej jest przypadków ataku zwierząt na ludzi niż zawartych przyjaźni między nimi, a tu…- w tym momencie chciał zwrócić się do niej po imieniu, jednak stwierdził, że go nie zna. Owszem przedstawiała mu jakieś przydomki, ale nie o to mu chodziło.- Ej, nie powiedziałaś mi jak się nazywasz.- skrzywił się lekko.- Nie interesuje mnie jak inni do ciebie mówią. Sam zdecyduje, jak będę się do ciebie zwracać.

- Hm... Dobra, niech stracę. Rima Dream. W skrócie"Ri". - przedstawiła się tym razem poprawnie. A teraz skoro już poznałeś moje imie, to usiądź na kanapie, bo nie lubię jak ktoś tak nade mna stoi. - mruknęła i odsunela sie bardziej na druga stronę kanapy by zrobić mu miejsce. - Nie boj się, ja nie gryzę, w przeciwieństwie do ciebie. - zaśmiała się cicho.

- No widzisz, nie można było tak od razu?- uśmiechnął się, siadając na kanapie, tak jak mu zaproponowało.- Twoich zębów się nie obawiam, ale nie raz udowodniłaś, że lubisz bawić się ostrymi przedmiotami. Jakieś hobby? Mamusia nie ostrzegała, że nie biega się z nożyczkami?- sarknął, śmiejąc się z własnego dość marnego żartu. Powiedział to wampir, który do pewnego czasu paranoicznie chował po kontach broń palną, bojąc się własnych wymyślonych potworów. I podejrzanych gości z przydługimi zębami. A teraz to owi goście boją się jego, a dokładnie pomiotu szatana w postaci uroczej kózki z temperamentem godnego nie jednego demona tej wyspy.

- Można tak powiedzieć. Zazwyczaj nie rozstaję się ze swoimi "zabawkami". Życie w głębi puszczy wyspy zostawia swoje piętno na człowieku...- zamyśliła się, po czym machnęła ręką na koty by podeszły do niej. - Zwierzęta zazwyczaj nie okazują ludziom zaufania, a przynajmniej nie ta większa część dzikich zwierząt będących na wyspie. Jednak ponoc przyjaciół poznaje sie w biedzie. Z początku chciały mnie zabić, jednak niespodziewane trzęsienie sprawili zawalenie skał, ktorymi zostały zasypane. Pomogłam im, wiec zyskałam zaufanie. - koty podeszły do nich, zaś jeden stanal na dwóch lapach, opierając sie o sofę. - Nie bój sie, mozesz je pogłaskać. Chyba zdobyłeś ich zaufanie. Poza tym, są takie jak wy. Żywią sie krwią mniejszych zwierząt, a kłami potrafią przebić skórę wampirów, wiec nazwalam te rase "Vampy".

- Wy ludzie macie okropnie na starcie, ba! Wam życie nie odpuszcza nawet później.- podsumował, odważając się pogłaskać wielkiego kocurka, który czy to by się pochwalić, czy też z zadowolenia odsłonił zębiska. Potrafi przebić skórę? To by zmiażdżyło kości. Odsunął rękę, twierdząc, że fajnie było, ale się skończyło, a on sobie każdy człon ciała cenni. – A ty sobie jeszcze utrudniasz kręcąc się po Zakazanym Mieście. Nie lepsze dla człowieka byłoby prowadzić interes w Wiosce Ocaleńców?

- Pierwsze znalazlam te miasto...Zresztą​, przy takiej ekipie żaden wampir mi nie straszny. Poza tym, może kiedyś...- juz miala cos powiedzieć, ale w porę ugryzła sie w język. - Nie ważne. Oni pewnie szybciej wzięliby mnie za wampira, wiec wole sie katować tutaj, nie strasząc niepotrzebnie ludzi. Zresztą, tu interesy i tak nieźle sie prowadzą. Wampiry lubią błyskotki, za to moje koty potrafia je znajdować. Wystarczy oszlifować i gotowe. No a w razie oszukania czy innych nieprzyjemności,​ Diabal powali każdego. - wyciągnęła skórzaną rękawicę, pod którą byly drewniane deseczki, dzięki czemu kruk nie przebijał rękawicy. Nie potrafil przebić drewna, lecz tylko skore, nawet te najtwardsza, wampirza skórę . - Niestety jest z nami od niedawna i nadal przydarzają mu sie male wpadki. - skrzywila sie nieco jednak pogladzila ptaka po piórach.

- No właśnie byłem świadkiem, takiej „wpadki” przed chwilą. Musicie bardziej uważać, bo jeśli nie ja, to byś najprawdopodobni​ej nadal tam leżała.- odruchowo wskazał kiwnięciem głowy drzwi. Przyglądał się z zainteresowaniem​ ptakowi, uśmiechając się pod nosem. Co następny towarzysz to tym niebezpieczny. Miał nawet ochotę pogłaskać kruka, jednak przewijający się obraz w głowie, co trucizna w jego szponach potrafi, sprawił, że odsunął palce. Nawet śmie stwierdzić, że przed ptakiem czuje większy respekt, niż kotami.

- Jesteś inny niż oni wszyscy. Na co dzień miałam szczęście spotykać tylko wampiry spragnione krwi, rozrywek nocnych, czy tez bogaczy myślących ze skoro są wampirami, to wszystko im wolno. - prychnęła z oburzeniem. - W sumie to jestes pierwsza osoba z którą rozmawiam bez ogródek. Jednak przyznaje, że nie lubię byc nikomu cos dłużna, więc wybierz sobie jakąś rzecz ze sklepu w ramach podziękowań i najlepiej zapomnij o całym tym zajściu...i tak zbyt wiele ci powiedziałam. - szepnęła, czekając aż sobie cos wybierze. W sklepie bylo mnostwo rzeczy. Począwszy od błyskotek i kamieni szlachetnych, a skończywszy na szczegółowo narysowanych map poszczególnych rejonów wyspy. W wazonach stały różnokolorowe pióra ptaków, zaś w gablotce za szybą zamykana na kluczyk, gotowa biżuteria z oszlifowanymi, drogocennymi kamieniami.

- Nie lubię być tacy jak inni.- mruknął, podnosząc się z kanapy. Z propozycji chętnie skorzysta, jeżeli rzeczywiście dziewczyna nie lubi być dłużna, to odmowa była niewskazana. Przechadzał się przez chwilę pośród błyskotek, map i innych cudów. Które w żadnym stopniu go nie interesowały. Szukał czegoś, co jak nie będzie miało dla niego użytku, to przynajmniej będzie miało znaczenie sentymentalne i żal go będzie aż sprzedawać, czy wyrzucić gdzieś w zapomnienie. Po chwili podniósł ze stolika sztylet dziewczyny.- Pozwolisz, że to sobie zatrzymał.- schował go delikatnie do wewnętrznej kieszeni płaszcza i machnął na Atopsje, która do tej pory leżała w kącie.- My będziemy się już zbierać, ale jeśli tak miło ci się ze mną rozmawia, to zapraszam do mojego antykwariatu. Następnym razem porozmawiamy porządnie przy herbacie. I nie przyjmuje odmowy. Jesteśmy teraz przyjaciółmi prawda? No nie patrz się tak na mnie. Na pewno słyszałaś, że przyjaciół poznaje się w biedzie. No właśnie.- zaśmiał się na odchodne i wyszedł ze sklepu. A tuż za nim dumnym chodem dreptała koza.

- Wampir chce się zaprzyjaźnić z człowiekiem. Koń by się uśmiał. - powiedziała gdy tylko zniknęli jej z oczu. - Sztylet...Ty naprawdę jesteś dziwny. - zachichotała pod nosem i poszła zaparzyć sobie herbaty.

Rima & Oliver

prosimy o komentarze ;3

sobota, 16 maja 2015

Rima Dream, Zaklinaczka której nie chcesz znać.

-Jak się nazywa? 
-Któż taki, panie?
-Ta którą zwą Zaklinaczką.
- Nie wyjawia swego imienia pierwszym, lepszym osobom, panie… Niektórzy nazywają ją także Białowłosą, lub Piratem, gdyż zazwyczaj tak się przedstawia, czasem nazywa siebie w skrócie „Ri”, jednak jej imię i nazwisko, brzmi…
Rima Dream
- Hm…A ileż ma lat ta dziewczyna?
- Panie, o wiek kobiet się nie pyta, aczkolwiek ponoć coś koło 16.
- 16? Wiadomo może coś o jej dacie urodzin?
- 25 listopada, jak podaje na papierach. 
- Hm…Jest wampirem prawda? Dość czarującą wampirzycą…
- Wampirem?! Panie…to…Zaklinaczka…Ona jest człowiekiem.
- Człowiekiem?! Jak to?! To znaczy… Jest taka…ładna i czarująca… Jak mogłem pomylić człowieka z wampirem?!
- Nie każdego już w ten sposób omamiła…
- To znaczy?
- Nie jest pan pierwszy, który uważał ją za wampira… Blada cera, ładne oczy, smukła sylwetka, białe, długie włosy, no i najbardziej myląca… Ta postawa. Pewność siebie. Nawet gdy stoi przy
wampirze nie zauważysz u niej jakiegokolwiek strachu
- Nie boi się wampirów? Jest przecież zwykłym, kruchym człowiekiem. 
- Jednak ma towarzyszy, których może się przestraszyć nie tylko człowiek, lecz i chociażby wampir. 
- Towarzyszy? Co to ma znaczyć?
- Uspokój się panie… Przecież wiesz, że jest Zaklinaczką, prawda? 
- Tak jednak…
- Jest Zaklinaczką, ponieważ potrafi przeciągnąć dzikie istoty na swoją stronę, a tak przynajmniej powiadają… Posiada trzech towarzyszy. Dwójka z nich to przypominające dzikie koty, czarne pumy, których kły są tak samo mocne, jak kły wampirów oraz odżywiają się krwią  mniejszych zwierząt, przez co nazwała tę rasę „Vampy”. Z tego co mi wiadomo, potrafią także znajdować kamienie szlachetne, więc bogactwo jej nie opuszcza
- No a trzecia istota, to znaczy, towarzysz?
- Ptak, Czarnopióry kruk o twardych, jak diamenty, szponach, który ma w sobie truciznę
- Truciznę? 
- Tak, jednak ta trucizna nie zabija… Jedynie usypia. Na dość długo.
- Chyba nie powiesz mi, że działa również na…
- Wampiry. Owszem. Ostatnio przetestowała to na strażnikach, którzy jej się, narzucali. No cóż, uroda kusi… Padli po paru sekundach. 
- Nic dziwnego, że się nie boi wampirów… A co z ludźmi? Boją się jej? 
- Są ostrożni… Choć zazwyczaj szkoli swoich towarzyszy, tylko na wampirach, którzy jej podpadli. 
- Więc, jeśli nie miała by towarzyszy… Byłaby przy wampirach niczym szara myszka obok kota? 
- Trzeba przyznać, że jest całkiem dobra w fechtunku. Nie rozstaje się ze swoją bronią, mieczem, a jak przeczuwam, ma pewnie przy sobie i parę sztyletów
- Przezorny, zawsze ubezpieczony. Czym się zajmuje? Gdzie ja znajdę? 
- Większość czasu przebywa w puszczy wyspy… Jest chyba jedyną, która zna na niej niezliczoną liczbę ścieżek. Posiada jednak sklep z różnymi rzeczami, począwszy od biżuterii… Aż po sekretne mapy, opracowane przez nią samą. Znajdziesz ją w tym Przeklętym Mieście, a dokładniej na jego końcu. W pozornie nie wyróżniającym się sklepie z szyldem na którym namalowana jest czarna róża. 
- Czarna róża? Cóż ona oznacza?
- Tylko jedno, panie. Sklep pod Czarną Różą
- No a… Co z partnerem? 
- Biała róża, kuje zbyt mocno. 
- Można jaśniej? 
- Jak już wspominałem panie, wiele strażników jej się już narzucało.
- Więc to o to chodziło… Czyli nie ma partnera. Dziwne, że tak wiele strażników zostało przez nią omamionych. Cóż w niej widzą? Oczywiście, prócz urody.
- Są przecież wampirami, panie. A jej krew… Ponoć pachnie tak, jaki ma charakterek. Jest słodko-gorzka. Choć nie dała się jeszcze nikomu. 
- Hm… Musi być niezłą zdobyczą…
- Coś mówiłeś, panie?
- Ależ, skąd. Wspominałeś cos o jej charakterze, prawda?
- Tak. Jest miła, jednak do czasu… Jeśli ktoś jej podpadnie, nie chciałbym być w jego skórze… Dąży do swoich celów, …
- Po trupach?

- Cóż, tego nie wiadomo, aczkolwiek jest wpływową osobą. Może okażę się głupcem, jednak sądzę, że ta dziewczyna udaje tylko kogoś kim nie jest
- Hm… Kto wie, może tak naprawdę jest tylko małą dziewczynką, ukrywającą swoje prawdziwe uczucia? Może
jednak łatwo ją złamać. A co z jej historią? Kim była zanim trafiła na wyspę?
- Po mieście chodzą plotki, że należała do piratów, których okręt utonął podczas sztormu, a ona jako jedyna przeżyła, lub też została wyrzucona za burtę. 
- Czyżby zakładniczka piratów?
-Niektórzy też mówią, że władze odnaleźli okręt i ona sama wyskoczyła za burtę, a później dopłynęła do brzegu tej krwiożerczej wyspy, w ten sposób ratując swoją skórę. 
- Czyli niekoniecznie zakładniczka…
- Możliwe, że rzeczywiście była piratem. 
- Najprawdziwszy pirat? Dość ciekawe… W każdej plotce znajdzie się ziarnko prawdy. 
- Tak, jednak ona sama opowiada każdemu tę historię inaczej… Jest jeszcze coś…
- Co takiego? 
- Ona… Ona nie pamięta.
- Nie pamięta czego? 
- Nie pamięta niczego z tych wydarzeń. Straciła pamięć
- Więc skąd te plotki? 
- Wie o sobie tyle ile zapisała wcześniej w pamiętniku
- Rozumiem… W takim razie to wszystko. Możesz odejść. 
- Panie… A co z moją zapłatą? 
- Twoją zapłatą jest to, że ciebie nie zabiłem.

Nie zna swojej przeszłości, mimo iż jej przyszłość nie jest wieczna.
Jest człowiekiem.
Na razie.






~•♦•~
Witam wszystkim, tych których znam i tych których mam nadzieję, będę mogła poznać. Od razu mówię, że ta postać nie ma być idealna i nie jest, jej wady ujrzycie już wkrótce. Jeśli szukacie zabójcy do wynajęcia, to właśnie znaleźliście masochistko-sadystkę, która uwielbia znęcać się nad postaciami ;3
Miło mi poznać :D


Kontakt: GG: 41016021
E-mail: luisa25110@gmail.com

Zaczarowani