Olivier nie był żadnym socjopatą. Nie nienawidził ludzi, wampirów, czy innych bytów. Traktował ich w pewien sposób, jako ciekawy okaz do obserwowania. Głupota, owczy pęd. To było zabawne. Póki nie trzeba było się to wmieszać. A tu, raz na jakiś czas potrzeby zmuszają, by zbliżyć się do nich. Wyjść z domu. Przytulnej oazy, schronienia, w której oprócz miarkowanego skinienia głowy znad biurka nie ma się z nimi jakiegokolwiek kontaktu, a rozmowa, jeśli jakakolwiek się zawiążę idzie nadzwyczaj łatwiej. I najważniejsze. W antykwariacie nikt nie zamknie w ciuli za krzywy uśmiech.
O, tak. Olivier był tym typem, który swój tyłek cenni, ponad wszystko.
- Już wszystko?- zadał głupi pytanie kozie drepczącej u boku pana z nutką nadziei, że ta odpowie mu pozytywnie. Ba, odezwie się do niego. Atopsja odmruknęła mu tylko, kręcąc łbem sprawiając tym, że łańcuch zawiązany na szyi zadzwonił.
Właśnie w tym momencie, gdy tylko wyszli za winkla, doznali przyjemności bycia świadkami niemiłego zajścia. Awantury między pewną dziewczyną, a strażnikami. Gdzie to ci drudzy wyjątkowo naprzykrzali się tej pierwszej.
Wampir chciał jak najprędzej skręcić w boczną uliczkę, gdy niespodziewanie poczuł opór ze strony towarzyszki. Koza zaparła się i wbijała w Oliviera spojrzenie pełne pogardy dla jego zachowania.
- Co chcesz?- syknął.- Chodź już. Co to nas obchodzi? O matko! Kobiety! Z wami to nie można dość ładu. Kup lepszą herbatę, weź się nie gap na moje cycki, wynieść, posprzątaj, pomóż innej!- warczał, szarpiąc łańcuch, jednak koza jak stała tak stała, powoli mordując go wzrokiem. Szarpnął po raz ostatni, westchnął i w końcu uległ.- Dobra. Niech ci będzie, ale będziesz miała mnie na sumieniu, rozumiesz?
Koza zabeczała, a Olivier przybliżył się do zbiegowiska. Odchrząknął, dając sobie chwile na zaplanowanie drogi ucieczki i wyklęcia kozy na tysiąc sposobów i w końcu odezwał się, w jak najlepszych intencjach.- Panowie, panowie. O co chodzi? Po co te nerwy?
Spoglądnęła na chłopaka który pojawił sie znikąd obok niej, próbując daremnie zażegnać awanturę. "Ok. 19-20 latek, 175-80 cm wzrostu, dość przystojny, jednak nie wiadomo po co sie miesza w cudze sprawy, wampir" . Jedno spojrzenie na chłopaka wystarczyło, by zdobyć te parę informacji. - Nie mieszaj sie, jeśli tez nie chcesz mieć kłopotów, sama sobie poradzę. - mruknęła cicho. - Odejdźcie stąd albo pożałujecie. - powiedziała dziwnie spokojnym głosem. - Grozisz nam? - strażnicy mieli niezły ubaw. Dziewczyna jednak niespodziewanie zagwizdała i po chwili na jej rękawicę usiadło wielkie, czarnopióre ptaszysko. - Weź tych dwóch, trzeciego zostaw. - szepnęła, po czym ptaszysko poderwało się i zacisnęło szpony na dwóch strażnikach, w tym naprzykrzającego sie wampira. - Weź ich ze sobą i powiedz komu trzeba by zostawili ten sklep w spokoju. - powiedziała do trzeciego strażnika. - Żyją. Na razie. - mruknęła do przestraszonego strażnika, który oddalił sie jak najszybciej, ze swoimi kumplami, choc szybciej pragnął uciec sam. Wyciagnęla reke, a kruk usiadl jej ponownie na rękawicy, jednak przez swoja nie uwagę drasnął ją nieco pazurem. -Cholera! - warknęła pod nosem po czym ledwo dowlokła sie do sklepu, gdy upadla na ziemie.
Olivier przewrócił oczami. Czego, jak czego, ale sobie ufa. I tym razem, gdy coś mu podpowiadało, że dziewczyna nie potrzebuje natrętnego wampira z kompleksem bohatera, to miał racje. Posłał wymowne spojrzenie kozie, na co ta tylko na niego zasyczała. Otwierał już usta, by pochwalić się zgryźliwą uwagą, albo czymś ku temu zbliżonym, gdy stało się coś dziwnego. Ptaszysko, które niespodziewanie wplątało się w burdę za jednym zamachem powaliło dwoje dorosłych chłopa, a następnie zmusiło ich do ucieczki. A potem, na samo zakończenie położył samą dziewczynę. Olivier w innych przypadkach zaklaskałby i złożył gratulacje reżyserowi, gdyby nie przejął go strach o dziewczynę.
- Co, co ja mam..?- wydukał do kozy, która skrajnie zażenowana głupotą właściciela zaskrzeczala. Wampir machnał na kozę ręką, podchodząc do dziewczyny. Wziął ją delikatnie na ręce w celu zaniesienia do sklepu.- Pamiętaj. Masz mnie na sumieniu.- syknął do Atopsji. I w tym momencie do jego nosa dotarł dziwny ostry zapach. Woń ludzkiej krwi. To był człowiek, a nie jak przedtem uważał wampir. Ta informacja nie zachwycila go. Przez pomyłlę chciał pomóc człowiekowi. Niewiarygodne.
Jednak teraz się już nie może wycofać. Wpadł do budynku, starając się nie poniewierać nieprzytomną. I po raz kolejny w tym dniu pożałował. Tuż przed nim, gdy tylko jego parszywe oblicze pojawiło się w drzwiach dwa olbrzymie koty przywitały go mało optymistycznym gardłowym warczeniem.
- Dobre kicie... Ja tylko ją zostawie i mnie nie ma.- wymamrotał, powoli kierując się w stronę kanapy w kącie sklepu. Kociska jakby złagodniały, jednak nadal uważnie obserwowały nieznajomego.
Wręcz nie spuszczały go z oczu. Gdy tylko położył dziewczynę na kanapie, jeden z kotów podszedl do niej i zaczął lizać po ręce, po czym usiadł obok niej, obserwując nowego gościa. Drugi zaś pomaszerował do drzwi i położył sie przy nich tak aby nikt nie mógl wejść, ani wyjść, spoglądając na kozę, która sobie grzecznie z boku stała.
Tylko ptak usiadł na drążku, jakby nigdy nic.
Jak obiecał, tak miał zamiar zrobić. Gdy tylko położył nieprzytomną na sofie, chciał jak najprędzej udać się do wyjścia i zapomnieć o całym tym dziwnym incydencie. Pewnie i tak by się stało, gdyby nie kocisko, które uwaliło się tuż przed samymi drzwiami.- Psi, kot!- Olivier machnął na niego dłońmi, chcąc go w delikatny sposób zmusić do przesunięcia, jednak ten tylko wgapiał się w niego ani drgnąć.- Rusz się cholero!- krzyknął, jednak szybko został stonowany przez lamparta, który oburzony mało grzecznym żądaniem uniósł się ze sykiem. Wampir przestraszony odskoczył gwałtownie, giąć się w pół i przepraszając. A koza zabeczała, jawnie kpiąc z niego.
- To twoja wina.- syknął, machając na nią palcem. Westchnął pojmując, że najprawdopodobniej zmuszony jest tu zostać póki śpiąca królewna nie raczy się obudzić. Sam, bo na kozę nie warto liczyć, otoczony przez drapieżne kocurzyska i szatańskie ptaszydło. W owej sytuacji chłopak obrał taktykę nie drażnienia zwierząt niepotrzebnymi ruchami i siadł na podłodze obok dziewczyny licząc, że to tylko mała drzemka i ta niebawem się obudzi.
Było już po zmierzchu. Na ulicach pozapalano lampy, jednak w sklepie Pod Czarną Różą było nadal ciemno. Nikt nie zapalił nawet świec. Właścicielka sklepu zaś nadal leżała na sofie, uśpiona przez truciznę. Wyglądała jak śpiąca królewna, której książę zapomniał pocałować, a teraz sam zasnął przy kanapie, czekając aż ona sama sie obudzi. Pewnie nadal by spał, opierając się o kanapę, gdyby nie to że śpiąca dziewczyna zsunęła się z kanapy i wylądowała w jego ramionach.
Nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Znużyło go czekanie, to nic nie robienie spowodowane uzasadnionym lękiem przed dwoma strażnikami dziewczyny. Jednak mimo niepokoju zasnął. Nie myślał nad tym, że wpierw obudzi się nieznajoma i widząc, że ma w domu wampira potraktuje nie lepiej, jak tamtych.
Rzeczywiście pobudka nie należała do najprzyjemniejszych, jednak o dziwo ani nie miał szabli między żebrami, ani nie doznał nieprzyjemnej bliskości z kocurkiem. Doświadczył innej. Dziewczyna jakimś cudem spadła na niego. Pół biedy byłoby, gdyby tam go lekko staranowała. Dałoby się to wyjaśnić, jak i nie zakamuflować, jednak Olivier odczuł szybko fakt, że on jest wampirem, a ona człowiekiem. Potrafił się hamować, wypić także, ale nigdy nie doznał tak silnego pragnienia. Ba! Nigdy nie był tak blisko krtani nie z swojej woli. Zęby piekły go niemiłosiernie, a zimny pot ekscytacji oblał go całego. Chciał już sobie ulżyć, gdy nagle ciche gardłowe warknięcie należące do kotów, wyrwało go z amoku.
- Przepraszam, przepraszam.- mamrotał, odsuwając dziewczynę na bezpieczniejszą odległość. Klną na siebie, na jego priorytety, zasady, że śpiących ludzi tykać nie będzie ani bezbronnych, którzy nie zamierzali bądź nie mogli walczyć.
- Yhm... - z ust dziewczyny wyszło ciche westchnięcie, po czym poruszyła się i powoli otworzyła oczy, nie wiedząc co za chwilę ujrzy. A ujrzała przed sobą twarz przystojnego młodzieńca, a dokładniej wampira, którego widziała zanim urwał sie jej film. - Co?! - poderwała sie nagle ale od razu upadla. Cóż...ta trucizna miala tez właściwości osłabiające.
- No tak. Dzień dobry, albo tam wieczór.- uśmiechnął się słabo, oddychając już spokojnie, dochodząc do wniosku, że z poprzedniego zajścia dziewczyna nic nie pamięta i jeszcze Olivier będzie miał szanse pożyć w swoim nie życiu. Podniósł się z podłogi, a następnie zmusił dziewczynę do przyjęcia pomocy ze wstaniem i usadowił ją na kanapie.
- Pewnie zastanawiasz się, co się stało. W prawdzie powiedziawszy to nie mam pojęcia. W pewnym momencie straciłaś przytomność, a mnie coś ruszyło, że drzemka na bruku do najwygodniejszych nie należy, to postanowiłem usłużyć i cię tu wnieść. Ale dlaczego tu zostałem, to się zapytaj swoich kotów.- zebrał się na wyjaśnienia. Lekko chaotyczne tylko, dlatego, że starał się dobrać słowa, które postawią go w jak najlepszym świetle.
Przez parę dobrych minut milczała opracowując strategie i przypominając sobie ze szczegółami, co sie stało gdy urwał jej sie film. - Uhm... Dziękuję i przepraszam za kłopot. - przyznała z niechęcią. - Dziwny jesteś. Zazwyczaj nikt nie pomaga obcej osobie. - mruknęła. - Tym bardziej wampir człowiekowi. - powiedziała i spojrzała mu prosto w oczy. - Chyba, że masz w tym jakiś swój interes. Mogę wiedzieć jaki? - zapytała i wyciągnęła sztylet przypięty niezauważalnie do paska.
- Uprzedzenia, a powinność to dwie różne rzeczy.- odparł, wzruszając ramionami. Sam sobie się dziwił. Interesu rzeczywiście żadnego nie ma, ale z jakiegoś powodu koza zainteresowała się nią. Zdobyć uznanie w oczach Atopsji to naprawdę sztuka. Większość albo została całkowicie olana, albo pozbawiona ręki. Pomógł, bo koza mu kazała. Więc wszelkie pretensje proszę kierować właśnie do niej.
- A ludzie zazwyczaj nie zaczynają znajomości od grożenia nożykiem.- uśmiechnął się, delikatnie palcem odsuwając ostrze.- Chyba udowodniłem, że jestem niegroźny nie dobierając się do ciebie, gdy spałaś, prawda? Nazywam się Olivier Moonlight, a tamta ślicznotka to Atopsja.
- To ciekawe co robiłam na podłodze. - mruknęła cicho, wiedząc że jegomość stojący przed nią i patrzący z góry. Położyła sztylet na stół. - Zaklinaczka, Białowłosa lub Piratka. Tak mnie zwą. - odrzekła, zakładając kapelusz z pięknym pióropuszem i krzyżując nogi jedną na drugiej. - Te dwa koty to Diamond i Crystall. A kruk zwie sie Diabal. - przedstawiła mu swoja zwierzynę, po czym spoglądnęła na kozę i delikatnie kiwnęła głową, oddając jej swoje uznanie. - Piękna rasa. To rzadkość na tej wyspie. I te rogi...Dorodne zwierzę.
Atopsja słysząc słowa uznania, wręcz urosła w oczach. Machnęła łbem prezentując swoją chlubę, czyli potężne czarne rogi. Może nie lubi jak się ją głaszczę, ale pieszczoty słowne uwielbia. Olivier przytaknął, w pełni się z tą opinią zgadzając.- Ty też masz niesamowite istoty u boku. Fascynujące jest to, że są z tobą tak blisko. Znaczy rozumiesz, o co mi chodzi. Więcej jest przypadków ataku zwierząt na ludzi niż zawartych przyjaźni między nimi, a tu…- w tym momencie chciał zwrócić się do niej po imieniu, jednak stwierdził, że go nie zna. Owszem przedstawiała mu jakieś przydomki, ale nie o to mu chodziło.- Ej, nie powiedziałaś mi jak się nazywasz.- skrzywił się lekko.- Nie interesuje mnie jak inni do ciebie mówią. Sam zdecyduje, jak będę się do ciebie zwracać.
- Hm... Dobra, niech stracę. Rima Dream. W skrócie"Ri". - przedstawiła się tym razem poprawnie. A teraz skoro już poznałeś moje imie, to usiądź na kanapie, bo nie lubię jak ktoś tak nade mna stoi. - mruknęła i odsunela sie bardziej na druga stronę kanapy by zrobić mu miejsce. - Nie boj się, ja nie gryzę, w przeciwieństwie do ciebie. - zaśmiała się cicho.
- No widzisz, nie można było tak od razu?- uśmiechnął się, siadając na kanapie, tak jak mu zaproponowało.- Twoich zębów się nie obawiam, ale nie raz udowodniłaś, że lubisz bawić się ostrymi przedmiotami. Jakieś hobby? Mamusia nie ostrzegała, że nie biega się z nożyczkami?- sarknął, śmiejąc się z własnego dość marnego żartu. Powiedział to wampir, który do pewnego czasu paranoicznie chował po kontach broń palną, bojąc się własnych wymyślonych potworów. I podejrzanych gości z przydługimi zębami. A teraz to owi goście boją się jego, a dokładnie pomiotu szatana w postaci uroczej kózki z temperamentem godnego nie jednego demona tej wyspy.
- Można tak powiedzieć. Zazwyczaj nie rozstaję się ze swoimi "zabawkami". Życie w głębi puszczy wyspy zostawia swoje piętno na człowieku...- zamyśliła się, po czym machnęła ręką na koty by podeszły do niej. - Zwierzęta zazwyczaj nie okazują ludziom zaufania, a przynajmniej nie ta większa część dzikich zwierząt będących na wyspie. Jednak ponoc przyjaciół poznaje sie w biedzie. Z początku chciały mnie zabić, jednak niespodziewane trzęsienie sprawili zawalenie skał, ktorymi zostały zasypane. Pomogłam im, wiec zyskałam zaufanie. - koty podeszły do nich, zaś jeden stanal na dwóch lapach, opierając sie o sofę. - Nie bój sie, mozesz je pogłaskać. Chyba zdobyłeś ich zaufanie. Poza tym, są takie jak wy. Żywią sie krwią mniejszych zwierząt, a kłami potrafią przebić skórę wampirów, wiec nazwalam te rase "Vampy".
- Wy ludzie macie okropnie na starcie, ba! Wam życie nie odpuszcza nawet później.- podsumował, odważając się pogłaskać wielkiego kocurka, który czy to by się pochwalić, czy też z zadowolenia odsłonił zębiska. Potrafi przebić skórę? To by zmiażdżyło kości. Odsunął rękę, twierdząc, że fajnie było, ale się skończyło, a on sobie każdy człon ciała cenni. – A ty sobie jeszcze utrudniasz kręcąc się po Zakazanym Mieście. Nie lepsze dla człowieka byłoby prowadzić interes w Wiosce Ocaleńców?
- Pierwsze znalazlam te miasto...Zresztą, przy takiej ekipie żaden wampir mi nie straszny. Poza tym, może kiedyś...- juz miala cos powiedzieć, ale w porę ugryzła sie w język. - Nie ważne. Oni pewnie szybciej wzięliby mnie za wampira, wiec wole sie katować tutaj, nie strasząc niepotrzebnie ludzi. Zresztą, tu interesy i tak nieźle sie prowadzą. Wampiry lubią błyskotki, za to moje koty potrafia je znajdować. Wystarczy oszlifować i gotowe. No a w razie oszukania czy innych nieprzyjemności, Diabal powali każdego. - wyciągnęła skórzaną rękawicę, pod którą byly drewniane deseczki, dzięki czemu kruk nie przebijał rękawicy. Nie potrafil przebić drewna, lecz tylko skore, nawet te najtwardsza, wampirza skórę . - Niestety jest z nami od niedawna i nadal przydarzają mu sie male wpadki. - skrzywila sie nieco jednak pogladzila ptaka po piórach.
- No właśnie byłem świadkiem, takiej „wpadki” przed chwilą. Musicie bardziej uważać, bo jeśli nie ja, to byś najprawdopodobniej nadal tam leżała.- odruchowo wskazał kiwnięciem głowy drzwi. Przyglądał się z zainteresowaniem ptakowi, uśmiechając się pod nosem. Co następny towarzysz to tym niebezpieczny. Miał nawet ochotę pogłaskać kruka, jednak przewijający się obraz w głowie, co trucizna w jego szponach potrafi, sprawił, że odsunął palce. Nawet śmie stwierdzić, że przed ptakiem czuje większy respekt, niż kotami.
- Jesteś inny niż oni wszyscy. Na co dzień miałam szczęście spotykać tylko wampiry spragnione krwi, rozrywek nocnych, czy tez bogaczy myślących ze skoro są wampirami, to wszystko im wolno. - prychnęła z oburzeniem. - W sumie to jestes pierwsza osoba z którą rozmawiam bez ogródek. Jednak przyznaje, że nie lubię byc nikomu cos dłużna, więc wybierz sobie jakąś rzecz ze sklepu w ramach podziękowań i najlepiej zapomnij o całym tym zajściu...i tak zbyt wiele ci powiedziałam. - szepnęła, czekając aż sobie cos wybierze. W sklepie bylo mnostwo rzeczy. Począwszy od błyskotek i kamieni szlachetnych, a skończywszy na szczegółowo narysowanych map poszczególnych rejonów wyspy. W wazonach stały różnokolorowe pióra ptaków, zaś w gablotce za szybą zamykana na kluczyk, gotowa biżuteria z oszlifowanymi, drogocennymi kamieniami.
- Nie lubię być tacy jak inni.- mruknął, podnosząc się z kanapy. Z propozycji chętnie skorzysta, jeżeli rzeczywiście dziewczyna nie lubi być dłużna, to odmowa była niewskazana. Przechadzał się przez chwilę pośród błyskotek, map i innych cudów. Które w żadnym stopniu go nie interesowały. Szukał czegoś, co jak nie będzie miało dla niego użytku, to przynajmniej będzie miało znaczenie sentymentalne i żal go będzie aż sprzedawać, czy wyrzucić gdzieś w zapomnienie. Po chwili podniósł ze stolika sztylet dziewczyny.- Pozwolisz, że to sobie zatrzymał.- schował go delikatnie do wewnętrznej kieszeni płaszcza i machnął na Atopsje, która do tej pory leżała w kącie.- My będziemy się już zbierać, ale jeśli tak miło ci się ze mną rozmawia, to zapraszam do mojego antykwariatu. Następnym razem porozmawiamy porządnie przy herbacie. I nie przyjmuje odmowy. Jesteśmy teraz przyjaciółmi prawda? No nie patrz się tak na mnie. Na pewno słyszałaś, że przyjaciół poznaje się w biedzie. No właśnie.- zaśmiał się na odchodne i wyszedł ze sklepu. A tuż za nim dumnym chodem dreptała koza.
- Wampir chce się zaprzyjaźnić z człowiekiem. Koń by się uśmiał. - powiedziała gdy tylko zniknęli jej z oczu. - Sztylet...Ty naprawdę jesteś dziwny. - zachichotała pod nosem i poszła zaparzyć sobie herbaty.
Rima & Oliver
prosimy o komentarze ;3
Super notka! Przez cały czas czytania głupio się uśmiechałam do ekranu (potrn się dziwię, że mama ma do mnie jakieś problemy). Zdecydowanie chce więcej waszego wspólnego połączenia sił w notkach ;)
OdpowiedzUsuńDziekujemy za komentarz ;-)
UsuńHaha! Tez tak mam. Dlatego zawsze gdy czytam blogi albo ogladam anime, trzyma przy sobie poduszkę by w razie czego nie wybuchnąć śmiechem na cały blok xD