Pogadaj z nami :D

piątek, 29 sierpnia 2014

Nie trzeba było otwierać tego okna...

Shin'ichi leżał wygodnie rozłożony na skórzanej sofie w kolorze czekolady z nogami opartymi o szklany stolik na kawę, chodź w jego przypadku raczej na krew. Tuż obok niego, z pyskiem na kolanach leżała wielka, czarna bestia. Ukochany zwierzak i pupilek Katsu, Seth. Około godziny temu wrócił z bankietu Wagnera do swojego domu ze swoją nową zabawką, Natsu.
Wampir był zmęczony jak jeszcze nigdy. Nie miał nawet siły myśleć i już dawno zapomniał o przez cały czas związanym i zapewne na nowo konającym smarkaczu. Wciąż nie zregenerował się do końca po ostatnich wydarzeniach i jedyne o czym marzył to całe litry świeżej, ludzkiej krwi i wygodne łóżku. Musiał jednak załatwić kwestię swojego tymczasowego sługi. Nie ufał chłopakowi, zresztą jak nikomu. Za nim uda się na zasłużonym spoczynek, powinien zapoznać go z pewnymi zasadami.
- Jak mam na ciebie wołać człowieku? - zapytał po chwili wampir, przerywając krępującą ciszę, przerywaną jedynie trzaskami palącego się w kominku drewna.
 ***
Natsu pierwszy raz znalazł się w takiej rezydencji. Musiał przyznać, ale tylko w duchu i nigdy na głos, że spodobał mu się gust Katsu. Mieszkanie zostało urządzone dość minimalistycznie, acz ze smakiem. Czekoladowa sofa była rarytasem w tym pokoju, a on sam nie do końca wiedząc jak powinien się zachować zwyczajnie stał przed wampirem. Postanowił przez chwilę być wzorowym sługą. Drgnął jednak słysząc to pytanie. W końcu wampir doskonale wiedział jak on się nazywa.
- Nazywam się Natsu, panie - przypomniał mu spokojnie, acz ostatnie słowo zostało przez niego wyplute jakby z nutką pogardy, którą zatuszował kaszlnięciem. - Ale od ciebie tylko zależy jak będziesz na mnie wołać, mój panie - skłonił się mu.
- Słyszysz Seth? Żebyś ty był chodź raz tak posłuszny jak ten człowiek, brzydalu. - mruknął pod nosem Jedyny, mocno szturchając zwierzę, które mimo to ani drgnęło. - Dobra Natsu. Mój pierwszy rozkaz jako twojego nowego, tymczasowego pana. Siadaj! Wkurzasz mnie, kiedy tak stoisz i gapisz się jakbyś pierwszy raz wampira widział. - powiedział, wskazując ręką stojący w pobliżu fotel o tym samym kolorze co kanapa - Więc na początek kilka zasad. Albo nie... Wiesz co, będę miły. Weź coś powiedz. Jedzenie. Spanie. Takie ludzkie sprawy. Ja się na tym kompletnie nie znam. Jedyne co o was wiem, to to że jesteście smaczni.
Chłopak zamrugał kilkakrotnie, ale spokojnie usiadł na fotelu. Chwilę szukał najwygodniejszej pozycji, by w końcu zdecydować się na siad skrzyżny. Powiódł spojrzeniem po wampirze, jakby mówiąc 'naprawdę?'. 
- Przecież sam kiedyś byłeś człowiekiem - wymsknęło mu się, zanim ugryzł się w język. Dopiero wtedy nabrał głębokiego oddechu. - Nie jem dużo, zwykła kromka chleba z masłem wystarczy, albo miseczka ryżu - wzruszył ramionami. Zazwyczaj dostawał więcej bo Toshiya to w niego wmuszał. Przeklęty, nadopiekuńczy wampir. - Śpię od 3 do 6 godzin. Czasem dłużej... - odchrząknął. - Jeśli zamierzasz sobie zrobić ze mnie przekąskę... wtedy dłużej - przyznał drapiąc się po głowie i spoglądając spokojnie na Shin'ichiego. - Co do tego czy jesteśmy smaczni... Toshiya-san twierdzi, że każdy z was ma swoją ulubioną krew. Jaka jest twoja? 
- Jasne. Lodówka twoja. Możesz brać co chcesz. - zaczął Shin'ichi kompletnie ignorując jego uwagę i pytanie - Co do spania... Uhm... Możesz sobie wybrać każdy pokój, który ci się spodoba. Oprócz oczywiście mojego. Nie martw się, poznasz - dodał. Katsu w pewnym sensie w ogóle nie zwracał uwagi na nastolatka. Mówił jakby do powietrze, od czasu do czasy drapiąc drzemiącego na jego kolanach Setha za uchem. - Co do obowiązków. Oprócz słuchania moich rozkazu do zakresu twoich obowiązków należy utrzymywanie całego domu w porządku i karmienie Setha. To wszystko. Jakieś pytania? 
Natsu potrząsnął przecząco głową. Nie miał żadnych pytań, no poza tym, które już wcześniej zadał. Wstał więc z miejsca i podszedł do kanapy by usiąść obok Shin'ichiego. Spojrzał mu prosto w oczy, bardzo starając się zwrócić na siebie uwagi.
- Dlaczego jesteś taki samotny? - zapytał go chłodno, ignorując warczenie Setha. -  Jak poznam twój pokój? Co jeśli nie będę chciał wykonać twojego rozkazu? Zamierzasz się mną karmić? 
No dobrze, może jego psychika kłamała na samym początku. Miał mnóstwo pytań, ale postanowił mu je dawkować. Mieli w końcu cały tydzień na ich wykorzystanie. 
Shin'ichi zlustrował chłopaka od góry do dołu. W tym momencie powinie się na niego rzucić i opróżnić go z krwi. Zamiast tego tylko przewrócił z zażenowaniem oczami i wrócił do głaskania, bestii nocy.
- Jesteś dziwny - To była jego jedyna reakcja na bezczelność Natsu. Dlaczego go nie zabił? Ba... Nawet nie zranił? Bo było coś w tym chłopaku, czego wcześniej nie dopuszczał do swoich myśli. Tak bardzo przypominał mu jego samego. Jego, kiedy jeszcze nie stał się pozbawionym uczuć mordercą. Jego, kiedy po raz pierwszy pojawił się na wyspie. Odważnego, ciekawskiego i bezczelnego do granic możliwości. - Nie wiem co cię ten Wagner nauczył, ale wampiry nie są istotami stadnymi, tak jak wy, ludzie. Wolimy wieść życie samotników. Poznasz po tym, że będzie to ostatni pokój, jaki uznałbyś za mój. Zobaczymy w między czasie, ale módl się do "w co tam wierzysz", żebyśmy nie musieli. A co do ostatniego pytania, to ta sama odpowiedź. A teraz przynieś mi krew. Kuchnia. Lodówka po prawej. Umieram z głodu. - zakończył machając na niego ręką. 
-  Tak jest - Natsu zasalutował mu tylko i wstał idąc do kuchni. Zdążył się już w miarę zorientować w rozmieszczeniu pokoi tego mieszkania. Miał telegraficzną pamięć, wystarczyła więc jedna rundka, jedno spojrzenie. Odnalazł lodówkę i wyciągnął z niej woreczek z krwią, sobie biorąc leżące na stole jabłko. Podał krew mężczyźnie znów obok niego siadając. - Toshiya-san jest dziwnym wampirem - przyznał powoli, wgryzając się w jabłko. - Łagodnym... przynajmniej w stosunku do mnie - uśmiechnął się słabo, przypominając sobie jedno ze zdarzeń przeszłości, kiedy to widział jak Wagner pozbawia jego rodzonego ojca głowy. Odrzucił to wspomnienie głęboko, by już go nie nękało. - Smacznego - przypomniało mu się.
- Jasne. Toshiya po prostu jest stary i słaby. Za bardzo przywiązuje się do rzeczy materialnych. Zamiast iść z duchem czasu, on zatrzymał się w miejscu nie chcąc zrobić kolejnego kroku do przodu. - powiedział Shin'ichi, biorąc kolejny łyk posoki. Mimo iż był naprawdę głodny i powiedzmy sobie szczerze, zalicza się raczej do grupy z wielkim napisem "Potwór", to nie rzucił się na worek z posiłkiem jak by mógł się spodziewać tego Natsu. Wręcz przeciwnie. Pił powoli, delektując się każdym łykiem, jak gdyby było to wyjątkowe wino, a nie jego obiad. - Poza tym nie musisz tutaj siedzieć. Możesz już odejść. Jak na razie cię nie potrzebuję.
***
Natsu spojrzał na niego z powątpiewaniem po czym rozejrzał się po salonie i wstał z miejsca. Wypadałoby skorzystać z gościnności gospodarza i trochę pozwiedzać. Odłożył ogryzek jabłka do popielniczki i ruszył w stronę mahoniowych, ręcznie rzeźbionych schodów prowadzących na górę. Przesunął palcami po balustradce i pokręcił z westchnieniem głowy. Co za flejtuch z tego wampira. Zakodował sobie w pamięci by zacząć od ścierania kurzy, ale to już jutro. Głos Shin'ichiego zatrzymał go w pół drogi na górę.
- Jeszcze jedno. Nie wolno wchodzić ci na strych. Nawet na niego patrzeć. Jeżeli złamiesz ten zakaz, to ja złamię obietnicę i oddam Wagnerowi twoje gnijące ścierwo.
- I zginiesz marnie chwilę później - odkrzyknął mu Natsu wbiegając na samą górę, zanim wampir zdołał dodać coś jeszcze. Wywrócił lekko oczyma. Też coś, zakazy i zakazy... szkoda tylko że chłopak wiedział, że nie wytrzyma z nimi całego tygodnia. Może najpierw pójdzie na zakupy i zacznie pić werbenę...  
Korytarz, który wyłonił mu się wraz ze szczytem schodów był oświetlony jedynie starymi lampami, umieszczonymi w niedalekiej od siebie odległości. Dawały one jedynie delikatne, żółte światło. Przyprawiło to chłopaka o lekkie dreszcze. Mimo to, wiedziony jakimś dziwnym przeczuciem poszedł aż na sam koniec korytarza. Zaczął zwiedzanie od pokoju na samym końcu. Trafił jak w dziesiątkę.
- Następnym razem zagram w rosyjską ruletkę - obiecał sobie, bo przecież Toshiya tyle razy go do tego namawiał, a on twierdził że brak mu szczęścia. Teraz wiedział, że szczęście jednak się do niego uśmiecha. Pokrętnie, na swój sposób. 
Pokój, w którym się znalazł, mógł należeć tylko i wyłącznie do Shin'ichiego. Był on dość obszerny, a jego okna zostały zasłonięte ciężkimi bordowymi zasłonami. W pokoju panował lekki zaduch. Widać wampir nie lubił wietrzyć. Natsu od razu otworzył jedno z okiennic, by wreszcie móc odetchnąć świeżym powietrzem nocy. Zamknął na chwilę oczy rozglądając się po pomieszczeniu. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to fortepian stojący w kącie. Zajmował może niewielką powierzchnię pokoju, ale odznaczał się na jego tle. Chłopak zamrugał kilkakrotnie. Czyżby nasz wampir miał w sobie romantyczną duszę? Nie, to niemożliwe. Potrząsnął przecząco głową. Wbite w ścianę noże skutecznie odsunęły od niego tę myśl. Kolejnym aspektem pokoju były książki. Całe morze książek. Chłopak z ciekawości wziął jedną do ręki i usiadł na skromnym łóżku, zapalając sobie boczne światło. Dmuchnął na zakurzoną okładkę i zmarszczył lekko brwi. Historia Japonii. Cóż nigdy nie był poza granicami wyspy więc nie bardzo wiedział co tracił. Położył się wygodniej na posłaniu i zaczął kartkować książkę, usypiając nawet nie wiedząc kiedy.
Wampir wciąż w tej samej pozycji wypoczywał w salonie. Pociągnął ostatni łyk krwi, z żalem patrząc na opróżnione opakowanie, które po chwili rzucił na stolik. 
- Chłopak później posprząta. - powiedział. Nie chodziło o to, że był zbyt leniwy, aby samemu wyrzucić worek. Musiał po prostu zapewnić swojemu słudze jakieś zajęcie. Nie mógł pozwolić na to, żeby się nudził. Jeszcze wpadłoby mu do głowy złamać jedyny zakaz jaki mój dał. - Skoro o nim mowa, to co ten szczyl tak długo robi. Mam nadzieję, że nie ma go tam gdzie myślę.
Białowłosy szybko podniósł się z kanapy, zrzucając przy tym Setha na podłogę, który odrobinę naburmuszony na swojego pana, przeniósł się na dywan przy kominku. Katsu natomiast z coraz większą obawą, pędem ruszył na górę. Na strych.
W tym samym czasie, Natsu wciąż smacznie spał w pokoju wampira. Coś było jednak nie tak. Ktoś albo coś go obserwowało. Nagle z jednej z półek z książkami spadło kilka grubych tomów, które z hukiem wylądowały na ziemię, wyrywając chłopaka ze snu. Sam porę, gdyż kilka sekund później do środka wpadł wściekły Jedyny.
- Powiesz mi, co ty tu do cholery robisz?
Chłopak nie do końca zarejestrował ton głosu wampira. Przetarł zmęczone oczy i ziewnął szeroko, zanim przeniósł wzrok na Shin'ichiego.
- Czytam - odparł niezbyt szczęśliwy że go obudzono. Zaczął zaraz rozglądać się za winowajcą, ale jakoś nic nie mógł zaobserwować. Wstał zatem z łóżka, żeby mężczyzny jeszcze bardziej nie denerwować. - Przysnęło mi się. Nie byłem na tym twoim świętym strychu - wydusił z siebie, odkładając 'Historię Japonii' tam gdzie ją znalazł, czyli na podłogę.
- Przecież wiem, że nie byłeś - mruknął Katsu, już odrobinę spokojniejszy - Chyba nie jesteś aż taki głupi. No przynajmniej na takiego nie wyglądasz. - dodał, rozglądając się po pokoju, czy chłopak przypadkiem czegoś nie zniszczył lub sobie nie przywłaszczył - Poza tym i tak jest zamknięty. Chętnie bym się dowiedział, co te książki robią na podłodze? Może reszta domu nie jest jakaś idealnie czysta, ale ten pokój to świętość i tu zawsze, ale to zawsze jest i ma być perfekcyjny porządek. - powiedział znów odrobinę tracąc nad sobą kontrolę.
Natsu nie wiedział czy ma jego pierwsze zdanie wziąć jako komplement czy pogardę. Zdecydował więc przemilczeć sprawę. Uniósł też lekko brew, kiedy Shin'ichi zacisnął mocniej pięści jakby tracąc nad sobą kontrolę.
- Zaraz je posprzątam - obiecał szybko, nie wdając się już w szczegóły i nie próbując go przekonać, że właśnie w takim porządku je znalazł. Zakasał rękawy bluzy i pozbierał kilka grubszych tomów, wspinając się na palce by dosięgnąć jednej z wyższych półek. Szlag by trafił jego niski wzrost. - Mówiłeś, że jak znajdę pokój, który wyglądem na pewno mi ciebie nie przypomni to będzie on twój. Muszę cię lekko rozczarować - oznajmił podczas sprzątania. - Noże psują ci całą tę koncepcję.
Wampir już miał coś do niego odwarknąć, jednak zamiast tego znieruchomiał, dziwnie sztywniejąc. Spojrzał podejrzanym wzrokiem na Natsu, który w tym momencie zrozumiał dziwne zachowanie swojego tymczasowego pana. Po pokoju przeszedł zimny powiew. Nie byłoby to wcale dziwne, gdyż jedyne okno w pomieszczeniu było otwarte na oścież. Wiatr jednak nie powiał do okna, lecz w jego stronę.
- Kto tu był? - zapytał po chwili milczenia, przez cały czas mając wyostrzone zmysły. 
Natsu odruchowo zrobił kilka kroków w tył. Nie chciał stać na linii ognia. Cofnął się jeszcze kawałek, uderzając o coś plecami. Zmiął przekleństwo w ustach, kiedy poczuł przy swoim uchu ciepły powiew czyjegoś oddechu. Przełknął głośno ślinę nieruchomiejąc i w tej jednej chwili przeklinając Shin'ichiego. Pozbawił go jego jedynej obrony. 
- Proszę Katsu, nigdy nie sądziłam że masz takie upodobania - oznajmiła kobieta o płomiennych włosach, przesuwając palcem po policzku chłopaka. - Musi być dobry w łóżku - wyszczerzyła swoje kły w porażającym uśmiechu. 
- Laura?! - Z gardła Jedynego wydobył się zduszony okrzyk zdziwienia. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. - Co ty tu robisz? Byłem pewien, że przeniosłaś się na przeciwległy kraniec wyspy. - powiedział, starając znów zapanować nad sobą. - Poza tym, jakżeś do cholery tutaj weszła? - Na jego twarzy malowało się wszystko nie zadowolenie czy radość. Szczerze nie przepadał zbytnio za wampirzycą, która swego czasu nękała go swoją osobą i zbyt dużym popędem. Miał nadzieję jej już więcej nie oglądać na oczy. Jak widać ona jednak miała inne plany. 
- Zostawiasz otwarte okna i zastanawiasz się jak się tu dostałam? - kobieta była wyraźnie zszokowana tym jawnym brakiem pomyślunku ze strony Jedynego. Natsu zamknął mocno powieki wzdychając ciężko. Świetnie, to teraz mu się oberwie za otwarcie tego przeklętego okna. - Lepiej mi powiedz od kiedy otaczasz się takimi ścierwami?! - potrząsnęła mocniej chłopakiem, nagle łapiąc go obiema rękoma za głowę. - Może powinniśmy przetrącić ci kark? - wyszeptała mu do ucha. 
- Może lepiej nie? - zaproponował nieśmiało Natsu. Niespecjalnie spieszyło mu się na tamten świat. W końcu nie ona była jego 'właścicielką'. Nie zamierzał dać się zabić jakiemuś podrzędnemu wampiakowi. 
- Może lepiej powiesz mi, kto otworzył okno, Natsu? - zapytał wściekły Shin'ichi, szczerząc do chłopaka kły. Mógł go straszyć, znęcać się psychicznie, a nawet ranić. Niestety większej krzywdy już mu nie było wolno zrobić. Poza tym tylko on ma do niego prawo. Teraz to jest jego zabawka i nie pozwoli nikomu jej sobie odebrać.
Jednym szybkim ruchem złapał chłopaka za kołnierzyk koszulki i odciągnął od wyraźnie głodnej wampirzycy.
- Od dzisiaj. Ten szczeniak ma u mnie dług do spłacenia. Lepiej powiedz, co ciebie tutaj sprowadzać, zamiast grozić mojej służbie. 
Natsu już miał go przeprosić za swój haniebny występek, ale postanowił zachować to na później. Ostrożnie schował się za wampira, ostatecznie schodząc z linii ognia. Wreszcie się mu to udało. Obserwował jednak Laurę z uwagą. Nie chciał zostać jej przekąską.
- Odwiedzam starego przyjaciela. Podzieliłbyś się obiadkiem - kobieta spojrzała tęsknie za chłopakiem i wyszczerzyła kły w przerażającym uśmiechu. Natsu odruchowo przylgnął mocniej do pleców Shin'ichiego. No co? Czasem i jego strach oblatywał.  
- Mam nadzieję, że o mnie tu mowa - Katsu stanął nieco luźniej, krzyżując ręce na piersi. Coś jednak mu nie pasowało. A konkretnie ktoś przyklejony do jego pleców. Gwałtownie odwrócił się do tyłu. - Mógłbyś się ode mnie odsunąć?! Chyba ustalimy odległość, na którą możesz do mnie podchodzić - powiedział łapiąc go za kark i odsuwając pod ścianę. Po chwili znów odwrócił się do wampirzycy. - Jasne. W kuchni jest pełna lodówka. Poczęstuj się. 
Kobieta roześmiała się serdecznie, ale już nie oponowała. Spokojnym krokiem wyszła z pomieszczenia i przeszła do lodówki. Skoro dostała zezwolenie to się napoi. Napoi i to całkiem porządnie. Natsu tymczasem odzyskał nad sobą władzę, biorąc kilka głębokich oddechów. Wreszcie mógł normalnie odetchnąć. Pierwsze co zrobił to zamknął to przeklęte okno.
- Przepraszam - wymamrotał nawet nie patrząc wampirowi w oczy. Wolał ich teraz nie widzieć.
- Nie ważne. Rano za to oberwiesz. - mruknął Katsu pod nosem, przewracając oczami - Teraz muszę zając się gościem, którego nam załatwiłeś. Eh...
Jedyny wolnym krokiem podszedł do ściany i wyjął w niej jeden z noży. W oczach chłopaka od razu pojawił się strach. Co jeżeli jego obecny pan postanowił już teraz ukarać.
- Ty masz tu zostać. Dzisiaj tutaj będziesz spał i masz się stąd nie ruszać aż do jutra rana. Masz - zawołał, rzucając mu pod nogi ostrze - Mam nadzieję, że umiesz się tym posługiwać
Po tych słowach wyszedł na z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. 
Natsu jeszcze długo stał pod ścianą jak wmurowany, przenosząc wzrok to z ostrza miecza na drzwi, a to z powrotem na miecz. Nie bardzo rozumiał zachowanie wampira. Miał wrażenie, że znów mu się jakimś cudem upiekło. W końcu odważył się wziąć ostrze do dłoni. Zacisnął na nim mocno rękę siadając gdzieś w wolnym kącie pod ścianą i przysypiając. Nie zamierzał bardziej sobie u niego grabić. Wystarczyło, że już i tak był wściekły.

"Ale za co ja mam cię przepraszać..."

Toshiya Wagner znany był ze swoich bankietów. Był 36 letnim mężczyzną, który swoją śmierć przeżył kilka wieków wcześniej. Nie starzał się, ale jego gust pozostał w latach średniowiecznych, gdzie panowała moda na wykwintne bale i bankiety. Przeklęte Miasto musiało więc się do tego przystosować. Na owe bankiety zostały spraszane największe osobistości świata duchów i wampirów. Wstyd było opuścić to wydarzenie. Cała śmietanka towarzyska spiskowała ze sobą, omawiając swoje najnowsze ruchy. Dla Natsu taki bankiet nie był czymś szczególnym. Ot kolejny pracowity dzień. Od świtu pracował nad wystrojem sali balowej, głównie na kolanach. Zmycie co większych plam krwi z posadzki wcale nie należało do najmilszych zadań. Chłopak musiał nieźle się napocić, by wszystko błyszczało. W końcu zadowolony z efektu poszedł się przebrać. Nie zdążył jednak dokończyć tej czynności, gdyż w jego komnacie pojawił się Toshiya. 
- Takiego lubię cię najbardziej - oświadczył wampir szczerząc kły i pojawiając się tuż przy chłopaku. Ujął jego dłoń delikatnie, po czym wbił swoje kły w jego żyły. Natsu wywrócił oczyma, drugą ręką zapinając koszulę.
- Mhm w końcu jestem twoim najlepszym trunkiem - zauważył z delikatnym uśmiechem, kiedy mężczyzna puścił jego dłoń. Obwiązał nadgarstek krótkim bandażem. - Powinieneś już iść. Twoi goście bywają niecierpliwi - dodał szeptem, bo nie przywykł do dawania reprymendy swojemu 'ojcu'. Toshiya objął go tylko ramieniem i poprowadził do sali balowej.
- Nie znikaj mi z oczu - zastrzegł sobie. Wolał nie mieć dzieciaka na sumieniu, jeszcze nie teraz.
***
Shin'ichi wolnym krokiem szedł przez opustoszałe już o tej porze, ciemne uliczki Przeklętego Miasta. Na sobie miał w ogóle niepasujący do jego stylu średniowieczny strój szlachecki, a jasne, odrobinę za długie włosy, idealnie przylizane do tyłu. Wampir zmierzał do jedynego miejsce, do którego ktokolwiek zapuściłby się w takim stroju. Do rezydencji Wagnera na jego comiesięczny bankiet.
Toshiya był poniekąd jego przyjacielem, o ile tak można nazwać relacje między dwoma wampirami. Znali się bardzo długo, a tak właściwie od zawsze. Katsu nie obdarzał mężczyzny jakimś osobistym uczuciem czy zaufaniem, jednak wiedział, że jest on wpływowy, a jemu zależało na dobrych kontaktach z takimi wampirami.
Mimo to niechętnie szedł na to spotkanie. Poza brakiem dobrego humoru, spowodowanego wciąż tkwiącym w jego piwnicy szczeniakiem, po prostu nienawidził przyjęć, a w szczególności tych bankietów. Wszędzie było pełno mieszkańców wyspy. Mimo iż pochodzili oni z wyższych sfer, to pan Wagner nie zwracał uwagi na to czy jego goście są wampirami, czy duchami. I to go najbardziej denerwowało.
Kolejną wadą 36-latka było jego średniowieczne upodobanie. Wampir ten w ogóle nie potrafił się przyzwyczaić do obecnych czasów i przez cały czas wracał do przeszłości, co Shin'ichi zawsze uważał za jedną z największych słabości wampirów.
Wampir w końcu dotarł na miejsce. Westchnął ze zrezygnowaniem i przewrócił oczami, widząc kolejne oznaki średniowiecznej mody. Po chwili wszedł do środka, chcąc wtopić się w tłum.
***
Natsu starał się nie rzucać w oczy, pamiętając jeszcze wydarzenia z poprzedniego bankietu, kiedy to jeden z mocno już pijanych gości postawił sobie za życiowy cel, pozbawić go każdej kropelki krwi. Tylko interwencja Toshiyi go uratowała. Nie wspominając już o późniejszym szlabanie. Całe bite dwa tygodnie w swoim pokoju wynudziły go doszczętnie. Jedyną rozrywką były odwiedziny Wagnera na małe co nieco. 
Teraz więc zręcznie lawirował wśród lawinami gości, czasami niechcący przechodząc przez jednego czy drugiego ducha. Wrażenie nie do opisania. Zawsze po zderzeniu z taką istotą miał zawroty głowy. Odetchnął głęboko po kolejnym bliskim spotkaniu trzeciego stopnia i odruchowo wychylił kieliszek, który miał na tacy. Krew typu B, RH -, nie należała do jego ulubionych rarytasów ale z dwojga złego mogła być. Przyzwyczaił się już do jej smaku, bo zdarzało się Toshiyi zapomnieć, że on nie jest wampirem, a właśnie... mówiąc o Wagnerze...
Rozejrzał się dookoła starając się go odnaleźć wśród tłumu. Jest. Stał odwrócony od niego plecami, ale wciąż w zasięgu wzroku. Natsu zdołał odetchnąć z ulgą, by wpaść na kogoś, kto tym razem okazał się istotą cielesną.
- Przepraszam - wymamrotał, patrząc na swój opłakany strój. - Tyle dobra się zmarnowało - jęknął, obracając się na pięcie i odruchowo podając dwa pełne jeszcze kieliszki swojej niedoszłej ofierze. - Smacznego.
- Co do cholery?!
Białowłosy wampir przez kilka sekund nie był do końca pewny, co się tak właściwie stało. Był zbyt wściekły na cały świat i zmęczony po swojej śmierci, po której jeszcze do końca nie zregenerował sił. Kiedy w końcu zorientował się w sytuacji,  zaczął nerwowo rozglądać się dookoła, chcąc znaleźć winowajcę, który śmiał na niego wpaść.
Nagle tuż przed nim pojawiły się dwa kieliszki wypełnione świeżą krwią, a do jego uszu dobiegły czyjeś słowa skierowane do niego. Ze zdziwieniem spojrzał w dół na stojącego przed nim chłopaka całego brudnego w posoce. Od razu rozpoznał w nim człowieka, a po kilku chwilach przypomniał sobie również jego imię.
Natsu. Jeden z najbardziej nieporadnych Wyznawców i prywatnych lodówek jakie znał. Było jednak w tym siedemnastolatku coś, przez co Toshiya, jego właściciel, nie pozwalał nikomu go tknąć palcem.
W ostatniej chwili wampir zorientował się, że zaciska swoją zimną dłoń na gardle nastolatka. Szybko rozluźnił uścisk, puszczając na wpół uduszonego chłopaka na podłogę.
Kieliszki już dawno wyleciały z jego rąk, jednak jakimś cudem lub po prostu dzięki wampirzej zręczności i szybkości, znalazły się w ręce Katsu. Starając się uspokoić i w miarę opanować nerwy, wypił cały płyn po czym zabrał się za kolejne naczynie, obojętnym wzrokiem patrząc na człowieka.
Natsu opadł tymczasem na kolana, chwilę kaszląc zanim pozbierał się z podłogi. No dobrze, zostać prawie uduszonym na samym początku bankietu mógł już skreślić ze swojej  listy rzeczy, które musiał przeżyć. Odkaszlnął jeszcze parę razy, nabierając kilka głębokich oddechów i zsuwając swoją marynarkę. Na nic już się nie przyda, a tylko sprowadzi na niego wygłodniałych gości. Oddał więc marynarkę wampirowi.
- Odwrócisz ode mnie uwagę, a ja pójdę się przebrać? - zaproponował, nie wiedząc czemu odnajdując w sobie aż tyle odwagi. Shin'ichi nie należał do typów cierpliwych, a i ostatnimi czasy bankiety sobie odpuszczał.  
- Sporo straci... - odchrząknął. - PAN stracił - zaakcentował, przypominając sobie rady Toshiyi. Z Katsu nie ma żartów. Lepiej się mu nie narażać bardziej niż ustawa przysługuje. 
- Co mam zrobić? - Shin'ichi ze zdziwieniem spojrzał na znajdującą się w tej chwili w jego dłoni marynarce. Pachniała naprawdę smakowicie. Nie dość, że cała była przesiąknięta krwią, to jeszcze porządnie przeszedł przez nią zapach człowieka.
Z gniewem i furią w oczach odprowadzał wzrokiem odchodzącego Natsu. Ten chłopak śmiał mu rozkazywać. Nie mógł sobie pozwolić na taką zniewagę. W mgnieniu oka znalazł się przy nastolatku, zagradzając mu drogę. Po drodze miał nieprzyjemność przejść przez jakiegoś ducha, czego nienawidził chyba najbardziej.
- Co ty sobie wyobrażasz, krwiodawco? - wysyczał mu w twarz, co był przez jego niski wzrost naprawdę trudne dla wampira, pokazując przy tym ostre kły.
- Ależ skąd - zaprzeczył szybko chłopak, machając dłońmi mu przed nosem. - Ja tylko grzecznie poprosiłem cię o przysługę. Miałeś odciągnąć krwiopijców ode mnie, bo może być po mnie, a Toshiya-san drugi raz nie będzie aż tak łagodny w stosunku do mnie - wyjaśnił złączając dwa palce ze sobą i patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - W nagrodę dam ci się napić? - zaproponował dość nieśmiało, nieco przerażony swoją śmiałością. Od kiedy to w obliczu niebezpieczeństwa zaczynał pleść trzy po trzy? Czekaj... od zawsze. No to był skończony. Skończony jak nic.
- Wydaje ci się, że kim ja jestem? Jakimś pieprzonym super bohaterem, który jedyne o czym marzy to chronić takie zero jak ty? - zapytał wampir, prostując się, bo nie w smak mu było takie ciągłe nachylanie się. Nie mógł uwierzyć w śmiałość chłopaka. Jakaś jego część, gdzieś w głębi go wielce podziwiała. Jednak cała reszta kpiła sobie z niego i wyobrażała już sobie jego truchło leżące na śnieżnobiałych  kafelkach, plamiące je resztkami krwi, której nie zdołałby już pomieścić. Kusząca i podniecająca wizja. - Muszę cię zmartwić, ale tutaj nie ma nikogo takiego, a ja biorę nagrody bez żadnej konkretnej przyczyny.
Natsu westchnął tylko odsuwając się od niego jedynie krok w tył.
- Myślałem, że chociaż tak urozmaicisz sobie ten nudny bankiet, ale skoro odrzucasz tę jawnie kuszącą propozycję - wzruszył ramionami, po czym wyszczerzył się do niego. - Ode mnie nagrody nie dostaniesz - dodał zaraz spuszczając nieco wzrok, bo trochę trudno było cały czas zadzierać głowę, tylko po to by widzieć te drwiące z niego wampirze tęczówki. No tak podział wampirów był jasny, te które dało się znieść i te drugie. Shin'ichi należał niestety do tej drugiej kategorii. - Słyszałem, że dał się pan zabić - rzucił swobodnie, uznając mimo wszystko że jak będzie przy mężczyźnie to nikt się na niego nie rzuci... no może poza samym Shin'ichim.  Przełknął nieco głośniej ślinę, kiedy zobaczył wściekłe ogniki w oczach mężczyzny. Uniósł dłonie w geście poddańczym. - Ale jeśli pan nie wie jak się dobrze kryć i unikać śmierci... to ja chętnie zapraszam na lekcje - oznajmił w dobrej wierze.
- Mówisz... Więc zaczynajmy. Lekcja pierwsza. Jak uciec przed wściekłym Jedynym, który w głowie ma jedynie smak twojej krwi i obraz twojego, jeszcze bijącego serca w jego dłoni.
W zielono-niebieskich tęczówkach wampira nie było nic więcej poza rządzą mordu. Pragnął rozerwać dzieciaka na malutkie kawałki, tak, że nie będzie nawet co zbierać. Nim chłopak zdążył jakkolwiek zareagować, Katsu załapał go lewą rękę za szyję, unosząc do góry, na wysokość jego oczu i przygniatając do ściany. Drugą dłonią rozerwał koszulkę Natsu i lodowatymi palcami zaczął jeździć po jego skórze w okolicach serca.
- Jestem łaskawy, więc pozwolę ci wybrać. Powiedz, czy chciałbyś przed śmiercią dowiedzieć się co masz w środku czy wolisz umrzeć bez tej wiedzy? 
- Wolałbym jednak to wiedzieć. Anatomia zawsze mnie interesowała - Natsu skrzywił się nieco walcząc o każdy oddech. Złapał go mocno za rękę, drugą dość nieprzytomnie szukając czegoś w kieszeni. W końcu to wyciągnął. Sztylet może nie był zbyt ostry ale jego ostrze było  nasączone werbeną. Przezorny zawsze ubezpieczony. Wbił ostrze w nadgarstek wampira, na tyle go szokując, że ten poluźnił uścisk. Chłopak zdołał opaść na ziemię, kaszląc natarczywie, z trudem łapiąc oddech. Cholerny krwiopijca. 
Kątem oka zdążył zlokalizować Toshiyę i ruszył biegiem w jego stronę dopadając go chwilę przed Shin'ichim i chowając się za jego plecami.
- Toshiya-san... Shin-chan chce mnie rozerwać na kawałki, bo chciałem mu pomóc lepiej unikać śmierci następnym razem - poskarżył się mężczyźnie, wtulając się w jego plecy i jedynie zerkając na Shin'ichiego z bezpiecznej odległości. 
***
Wampir poczuł palący ból w nadgarstku. Werbena. Ostrze było nią nasączone. Nic innego tak dotkliwie nie rani wampirów i nie ogranicza ich możliwości co ta roślina. Cholerny Wagner! Zdecydowanie za dużo powiedział Natsu. Zaufał człowiekowi, zdradzając mu sekrety własnej rasy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.
Zaskoczony tym nagłym atakiem ze strony jego ofiary, nie wiedząc kiedy pozwolił mu uciec. Nie mógł sobie tego wybaczyć. Po raz kolejnego został zaatakowany przez swój posiłek. Doświadczenie z tym dziwnym ślepym człowiekiem nic go nie nauczyło.
Trzymając się za krwawiący nadgarstek, zaczął rozglądać się za swoją niedoszłą ofiarą. Kiedy tylko zlokalizował nastolatka, ruszył w jego stronę, tratując po drodze wszystkich gości.
- Jesteś już martwy dzieciaku! - warknął w jego stronę, pokazując gotowe do ataku kły. 
- Spokój - fuknął na nich obojga Toshiya, gromiąc spojrzeniem Katsu i obejmując delikatnie ramieniem Natsu. Przez chwilę nie bardzo rozumiał sytuację, ale jedno spojrzenie na rozwścieczonego Shin'ichiego wystarczyło by się w niej zorientować. Natsu znowu okazał się wyjątkowo pechowym okazem. Przesunął chłopaka na przód, kładąc mu ręce na ramionach. - Nikt tutaj dzisiaj nie zginie - warknął na swojego przyjaciela, ściskając mocniej ramiona dzieciaka. - Możesz jednak wyznaczyć mu karę - dodał zaraz, uznając to za najlepsze rozwiązanie. Nie wyjdzie na przywiązanego do chłopaka, a Shin'ichi otrzyma swoją satysfakcję.
- Ale... Toshiya-san... on mnie potnie na kawałki - jęknął Natsu z lekkim przerażeniem. Będąc wystawionym na łaskę swojego niedoszłego zabójcy wcale mu się nie podobało. 
Jedyny spiorunował spojrzeniem gospodarza. Wiedział, że ten sobie nie żartuje i nie pozwoli tknąć chłopaczka chodźmy małym palcem. Zbytnio się do niego przywiązał. Stworzył sobie własną pietę Achillesa. Warto by było to wykorzystać.
Starając się opanować nad swoim gniewem, Shin'ichi schował kły. Jak gdyby nigdy nic, wygładził swój strój i przejechał ręką po włosach, poprawiając fryzurę.
- Więc mówisz, że mogę mu wyznaczyć karę. - powiedział z zadowoleniem, a na jego twarzy pojawił się uśmiech mordercy, który w końcu dopadł swoją ofiarę. - Żądam więc rekompensaty. Na początek szczere przeprosiny, a potem, aby udowodnić mi swoją skruchę zostanie moim...sługą. Będę mógł z nim robić co tylko zechcę, przez co najmniej tydzień. Po upływie tego czasu oddam ci go wciąż oddychającego. - zakończył, z coraz większym rozmarzeniem na twarzy. 
- Ale za co ja niby mam... - Toshiya uderzył chłopaka w głowę na tyle mocno by go zamknąć zanim ten zdążył pogorszyć swoją sytuację. Natsu spojrzał na niego z lekką urazą, ale wyraz jego twarzy nie pozwolił mu długo jej chować. Wagner najwyraźniej się o niego martwił i wcale nie był przekonany do tego pomysłu. Natsu westchnął przeciągle i spojrzał na Shin'ichiego, po czym zgiął się w pół. - Wybacz mi panie moje zachowanie. Nie miałem zamiaru wyprowadzić cię z równowagi - oznajmił, prostując się wreszcie i patrząc mu prosto w oczy. - Ale za rękę nie przeproszę bo to już była twoja wina... trzeba było mnie nie atakować - żachnął się pod nosem, zupełnie zapominając o nadzwyczajnym słuchu wampirów.
- Natsu! - Wagner podniósł na niego głos łapiąc go mocniej za brodę i nachylając się do jego poziomu. - Proszę cię, nie ja cię błagam, powstrzymaj się od takich komentarzy - warknął, patrząc na niego złowrogo. Chłopak powoli skinął głową, zaczynając rozumieć powagę sytuacji.
- Mogę przynajmniej wziąć parę rzeczy? - zapytał grzecznie Toshiyi, ale ten obrócił go znów w stronę Shin'ichiego i popchnął go lekko. Chłopak zrobił kilka kroków w stronę jasnowłosego wampira. 
- Proszę, jego pytaj. To twój nowy pan - wyjaśnił chłodno. 
- Bierz co chcesz, byle nie było tego dużo. - powiedział obojętnie wampir. Miał gdzieś co będzie miało ze sobą to chuchro. Jak dla niego mógłby nawet zostać tak jak jest przez cały tydzień. Ważne było tylko to, żeby był posłuszny. - Jest tylko jeden warunek. Nic z tego nie może werbeną, ani rzeczą pochodzącą od tego przeklętego zielska. A jeżeli przyjdzie ci do głowy przemycić coś takiego do domu, to odeślę cię do domu bez paru części ciała. I zacznę od twojego niewyparzonego jęzora. - dodał, uśmiechając się do niego zachęcająco. 
Natsu już miał mu powiedzieć, że ten nie gra fair w stosunku do niego, odbierając mu ostatnią deskę ratunku w razie czego, ale umilkł. Mógł przecież zabrać kilka drewnianych kołków. Poza tym takowe łatwo było zgromadzić. Wystarczyło rozejrzeć się po mieszkaniu wampira. Skinął więc tylko głową i poszedł do siebie, kwadrans później będąc już w zwykłej czarnej bluzie i jeansach. Wziął ze sobą niewielki plecak, gdzie spakował tylko niewielką część swojej garderoby. Ten tydzień zapowiadał się kolorowo. 
 

czwartek, 28 sierpnia 2014

Organizacyjna #2

Ohayō gozaimasu! Tutaj wasze adminki!
Jak wam mijają wakacje? Nam też wspaniale. Szkoda tylko, że już koniec. Dlatego trzeba powoli zabierać się do pracy. Z tego więc powodu zarządzam małe sprawdzenie obecności :)
Bardzo proszę podpiszcie się, żebyśmy wiedziały, że jesteście. Macie czas do 14.09.14 r. To chyba wystarczająco długo. Potem będziemy musiały pogadać z niektórymi osobami lub niestety ich usunąć :c

Lista obecności:
Shin'ichi Katsu
Amika Siela Cristin Gierimi
Avriel Shade
Oliver Moonlight
Tadashi Katsuko
Saphira Trancy
Nathaniel Dramzy
Miku Mayer
Cece Davina
Natsu Wagner

Obecny
Nieobecny
Usprawiedliwiony

Poza tym jest jeszcze kwestia trzech osób, które, mimo że minął już grubo ponad miesiąc od ich zapisu, wciąż nie dodały Karty Postaci. Chciałybyśmy wiedzieć, czy osoby te zamierzają być częścią bloga, czy mamy je usunąć. Dajemy wam czas do 28.09.14 r., aby opublikować pierwszego posta. Po tym okresie niestety z przykrością będziemy musieli was usunąć :c
Arigatō za  uwagę ;)
~Wasze Adminki

Ostatnia aktualizacja: 31.08.14 r.

środa, 27 sierpnia 2014

You'll never find the demon inside my heart

Nie pytaj mnie kim jestem, bo nie będę potrafił ci odpowiedzieć na to pytanie. Odpowiadanie na trudne pytania nie leży w mej naturze. Nie jestem wampirem i nie jestem też duchem. Należę do tej trzeciej grupy, najmniej groźnej można by rzec... jednak na tej wyspie nic nie jest takie jak być powinno. Może jednak ma rasa nie należy do najłagodniejszej. Takie tylko sprawiamy wrażenie. Kruchych istot, które można złamać w jednej sekundzie. Nic bardziej mylnego. Znam ludzi zdolnych do największych okrucieństw. Znam też wampiry zdolne do kochania. Wszystko na tej wyspie ma swój pokrętny porządek. Ten zamęt nosi w sobie pewien schemat. Jeśli go poznasz, będziesz potrafił żyć godnie i spokojnie. Nie daj się zabić. Już wiesz kim jestem? Pewnie zdążyłeś się już domyślić, że rozmawiasz z człowiekiem. Tylko ludzie bowiem są w stanie tak długo ględzić, właściwie o niczym. Dlaczego się uśmiechasz? Myślisz, że udało ci się mnie rozgryźć? Myślisz, że jestem skazańcem? Muszę cię zmartwić. Nie należę do tej grupy. Nie jestem też ocalałym. Wyznawcą? Hm... to dość trudne do stwierdzenia. Moja matka była wyznawcą, ojciec skazańcem... kim więc jestem? Owocem ich miłości, choć ja nazwałbym to raczej pożądaniem, lub  rozkazem. Moja matka była ślepo posłuszna swojemu panu, a mojemu opiekunowi. Zabił ją wraz z dniem moich narodzin. Teraz należę więc do NIEGO. Jest dla mnie niczym ojciec, choć dość sadystyczny trzeba przyznać. Nie znam nic innego, nie narzekam. Dla mnie inne życie nie istnieje. Zdążyłem się już z tym pogodzić, przyzwyczaić. Trudno jest mi myśleć o innym życiu. Wychowywałem się wśród wampirów, często robiąc za ich przekąskę. Chcesz posmakować krwi? Proszę bardzo. Czemu tak na mnie patrzysz? To naprawdę już nie boli. Człowiek potrafi znieść wiele, jeśli tylko tego chce.... lub jeśli zwyczajnie się do tego przyzwyczai. 
Nazywam się Natsu i liczę sobie jedyne 17 wiosen. Przyszedłem na świat w dzień przesilenia wiosennego, ale nie jest to najbardziej istotnym szczegółem. Moje widoki na przyszłość nie rokują za dobrze... No chyba, że uda mi się poderwać jakiegoś wampira i doprowadzić go do białego szaleństwa. Nikłe szanse... Mój pan (wciąż nie chce mi to przejść przez gardło) w każdej chwili może się mną znudzić, dlatego też staram się nie wybiegać daleko w przyszłość. Żyję dniem dzisiejszym, każdej nocy trochę obawiając się zasypiać. Póki co moje życie toczy się w miarę spokojnie. Nie staram się go zmieniać. Zapytasz pewnie o mój charakter, ale nie będę potrafił ci nic na jego temat powiedzieć. Jest on zwyczajnie nijaki. Nie potrafił się dobrze rozwinąć. Nie jestem jakimś szczególnym okazem beznadziejności, ale z pewnością nie można nazwać mnie pewnym siebie człowiekiem. Może nie trzęsę portkami z każdym hukiem, ale nie jestem też przesadnie odważny. Mam również lęk wysokości z czego wampiry uwielbiają drwić. Dręczenie niewinnych istot to ich ulubione zajęcie, ale o tym opowiem ci później. Nie będę ci teraz zdradzał najczarniejszych sekretów tej rasy.
~.~
Telegraficznym skrótem

Natsu Wagner | 17 lat | Człowiek | dziecko Wyznawcy i Skazańca | Wychowywany przez Wampira | Zabawka w rękach swojego 'ojca'  (PANA)| brak szczególnych uzdolnień | bogaty w wiedzę o wampirach (szczególnie rodzie swojego domu) | brak zainteresowań | dobrze znosi ból | szachy nie mają dla niego tajemnic | shogi to jego ulubiona gra | nie posiada żadnego zwierzaka, sam nim jest |

GG:  13468642 
Data urodzin: 09 październik

[Ahoj! Zobaczmy co mi wyjdzie z taką postacią. Chętna na wszystko :P ]

piątek, 1 sierpnia 2014

Co mieszka w Twoim sercu?

Do cholery jasnej, może jak raz i porządnie go ugryzę, to popamięta, żeby nie wyłazić z domu, beze mnie!
Czarnowłosa strzała gnała przez las w tempie błyskawicy, chcąc jak najszybciej odnaleźć ukochanego, co nie było dla niej trudne. Była po polowaniu, a jej zmysły nadal były zajęte przez krew i ustawione na tropiciela, dlatego czuła jego posokę nawet z takiej odległości. Jej serce tłukło jej w piersi, coraz bardziej przerażone, ale i rozjuszone. Ja już wiem co zrobię, popamięta tą lekcję do końca życia!
- Bez tych szczurów nie przeżyłbym na wyspie jednego dnia... Są jak moja rodzina - uśmiechnął się miło do Avriel i głaskał Lukę dalej. Zastanawiał się głęboko, czy Saphira już wróciła.. a jeśli wróciła, zapewne szukała go. Martwiła się? Tego do końca nie był pewny, ponieważ tak naprawdę nie był pewny tego, co można się po nim spodziewać.
"Rodzina"
Zastanowiła się chwilę, mrużąc delikatnie oczy. Nagle jednak do jej nozdrzy dotarł obcy, dotąd nieznany zapach. Odwróciła głowę w tamtą stronę, czekając na spotkanie.

Saphira tylko przyśpieszyła, czując oprócz zapachu Tadashiego.. Obcego wampira. Jej źrenicę zmniejszyły się, wszystkie mięśnie napięły, a ona cała była gotowa na spotkanie. Obnażyła kły, a po chwili wpadła na polanę. To trwało kilka sekund. Kasztanowo włosa uderzyła w drzewo parę metrów dalej, a ona syczała głośno, pochylając się.
Białowłosy, kiedy tylko z daleka wyczuł zapach ukochanej, już wiedział, co zaraz nastąpi. Luka wcisnęła się głęboko w kieszeń, a on poderwał na równe nogi, wpatrując prawdopodobnie w czarnowłosą przed sobą. Jej dziki syk wywołał u niego nieco większy dreszcz strachu, niż uprzednie rozpoznanie w Avriel wygłodniałego wampira. 
- S...Saphira!
Serce zabiło mu mocniej i szybciej... W głowie miał tylko wczorajszą scenę, kiedy o mało co nie zszedł na zawał ze strachu, gdy dawała mu niezłą lekcję. Bał się, że to się powtórzy. 
Jedyne, co w pierwszej chwili zdążyłam poczuć to szybkie spotkanie z drzewem. Syknęłam cicho, a moje oczy znów przybrały barwę szkarłatu. Wpatrywały się teraz w czarnowłosą wampirzycę, która stała parę metrów przed nią. Zapewne znała chłopaka, skoro tak ostro go broniła.
Spojrzała na Tadashiego, a jej oczy niemal płonęły z wściekłości, głodu i strachu. Podeszła do niego i złapała go za kołnierz, przyciągając do siebie.
- Obiecuję, że dla Ciebie, to też nie skończy się dobrze! - wrzasnęła głośno z warczeniem. - Co ja mówiłam na temat wychodzenia samemu z domu?! Kretynie! Idioto! Pomyślałeś choć na moment o tym, że tutaj się poluję na takich ludzi jak ty?! Jesteś bezbronny! Kiedy zdasz sobie w końcu z tego sprawę?! - a łzy spływały potokiem z jej oczu i głos jej drżał.  
- J...ja... ja... - zająknął się, a jego oczy pod opaską były szeroko otwarte z czystego przerażenia. Tak, bał się jej. Przerażała ją ta wrogość, która od niej biła. Dzikość. Złość. Pragnienie. Ta żądza. Idioto... Kretynie... Kilka łez spłynęło po jego bladych policzkach spod opaski, a on sam szarpnął się, próbując wyrwać się z jej uścisku. - J...ja tylko... - "Jesteś bezbronny..."  
Warknęłam cicho pod nosem, zwlekając się z ziemi. Kątem oka obserwowałam tę parkę. A dokładniej najbardziej zaintrygowało mnie zachowanie wampirzycy. Czyli mogłam wnioskować, że jednak to była jego ukochana, a on wcale nie był sam na wyspie.
Słone krople spływały nadal. Oparła głowę o jego pierś i wyszeptała błagalnym, zrozpaczonym głosem.
- Nie rób tak nigdy więcej.. 
- P...przepraszam... - Chłopak objął czarnowłosą mocno, przyciskając do siebie. Przepraszam...
Westchnęłam cicho, po chwili stwierdzając, że nic tu po mnie. Tadashi dostał opieprz od swojej dziewczyny i pewnie zmyją się zaraz do siebie. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, spoglądając na nich, po czym założyłam kaptur na głowe i odwróciłam się na piecie.
Czarnowłosa natychmiast spojrzała w jej stronę. Odsunęła się w sekundę od Tadashiego i ruszyła szarżą na dziewczynę. Złapała ją za rękę i cisnęła po raz kolejny, tym razem na środek polany.
- Coś za jedna? I dlaczego tknęłaś moją zdobycz? - warknęła, podchodząc do chłopaka. - Nie jest wystarczająco naznaczony MOIM zapachem?  
Zdo...bycz...? Białowłosy cofnął się natychmiast z powrotem pod drzewo. Jak to... zdobycz...? Dlaczego...? Po raz kolejny poczuł tę paraliżującą bezradność. Zasłonił sobie usta dłonią, podczas gdy w jego głowie rozbrzmiewały jedynie jej niemiłe słowa... "...naznaczony moim zapachem..." Zatopił zęby w swojej dłoni, by ból sprowadził go z powrotem na ziemię.  
Jeb. Znów na ziemi.
Westchnęłam ciężko, dziwnie zażenowana tym wszystkim. Spojrzałam się na dziewczynę, po czym na jednym wdechu odparłam:
- Polowałam, wpadłam przypadkowo na twojego ukochanego, moja zdobycz uciekła - po czym złapałam ją za nadgarstek i sprawiłam, że tym razem to ona leżała na ziemi na moim miejscu.
- Jestem Avriel. Ale wolę, jak inni zwracają się do mnie Avi - wyjaśniłam, podając jej dłoń, aby mogla wstać.

Ujęła jej dłoń, po czym wstała z lekkim uśmiechem. Godny przeciwnik.
- Saphira, miło mi - odparła trzęsąc podaną kończyną na powitanie. 
Odsunęła się i podeszła do ukochanego, przytulając go, po czym szepnęła mu do ucha.
- Wymyślę karę dla Ciebie. 
Najpierw jedna chciała zabić drugą, a teraz obie się pogodziły... to było dla niego jak jakiś strasznie popieprzony sen. Sen, podczas którego jedynie słyszał głosy i dźwięki otoczenia. Nienawidził takich snów. Gdy tylko poczuł dotyk czarnowłosej, odruchowo szarpnął się, chcąc uciec... Bał się. A jeszcze jej cichy szept i zimny oddech na jego karku...
- Zostaw mnie! - krzyknął cicho, a na tyle na ile miał sił, odepchnął ją od siebie.   
- Mi również - odparłam, a kąciki ust uniosły się delikatnie ku górze. Po chwili jednak Saphira odeszła ode mnie a znalazła się przy Tadashim. On jednak ku mojemu zdziwieniu szarpnął się z objęć wampirzycy. 
Dziewczyna przymknęła oczy, upadając pośladkami na ziemię. Nie zdziwiła ją taka reakcja, ale wbiła się dość mocno w jej serce, na co więcej łez tylko spłynęło z jej oczu.
- O co chodzi, Tadashi? - spytała spokojnym, choć drżącym głosem. 
Osunął się po pniu drzewa na ziemię i skulił, ukrywając głowę pomiędzy kolanami.
- Więc jestem tylko twoją "zdobyczą", tak....?  
Jej serce.. stanęło.. A oczy rozwarły się niemożliwie szeroko.
- C..co?! N..nie! Jak mogłeś... - łzy spłynęły jeszcze bardziej. - Jak mogłeś tak pomyśleć?! - rozpłakała się na dobre.. 
- "Nie wychodź z domu", "nie rób tak, nie rób siak"... te wszystkie zakazy i rozkazy! A twoja słowa?! Słyszałaś sama siebie?! "Dlaczego tknęłaś moją zdobycz?" To mówi samo za siebie... - wydukał ledwo ze łzami. 
Zacisnęła powieki.
- Inaczej jak każdy inny wampir, rzuciłaby się na Ciebie.  
- Przepraszam... - wyszeptał. - Że jestem nieposłuszny... że sprawiam problemy... 
Ona jednak już milczała, siedząc w miejscu do którego została odrzucona. Wpatrywała się tępo w swoje nogi, oddychając przez usta, by się uspokoić, a łzy kapały na już mokrą trawę obficie.  
- Saphira... - Tadashi przysunął się do niej powoli i objął ją ostrożnie, jakby bał się, że zaraz znów coś się stanie. - Przepraszam... ja... wcale tak nie myślę... dobrze wiesz, co do ciebie czuję... 
Delikatnie przytuliła go, opierając głowę o jego pierś. Nie mogła wytrzymać tego uczucia, po słowach, które powiedział. 
- Ja... chciałbym wrócić do domu... - pogłaskał ją czule po plecach. - Kocham cię... proszę. 
Skinęła tylko głową i złapała go w pasie. Spojrzała na Avi.
- Dziękuje, za nie zjedzenie go - mruknęła po czym przerzuciła go sobie po prostu przez ramię i zniknęła w lesie.   
Kiwnęłam tylko głową na znak "nie ma za co", po czym sama postanowiłam wrócić do swojej chatki. Na dzisiaj starczy mi chodzenia po lesie... A zapoluje kiedy indziej. 

Czego potrzeba, aby uwolnić ptaka z klatki?

Przyczaiłam się w krzakach, uważnie obserwując każdy ruch upatrzonej ofiary. Moje tęczówki już od dawna jarzyły się szkarłatem, błyszcząc niebezpiecznie. Uniosłam delikatnie kąciki ust, przejeżdżając językiem po ostrych kłach, które wbijały się w dolną wargę, powodując nieprzyjemne uczucie. Już od dawna miałam w planach polowanie, a dziś natrafiła się ku temu okazja.
Napięłam mięśnie, schylając się nieco niżej, po czym skoczyłam wprost na nic nie spodziewającego się jelonka. Pech chciał, że zwierze uciekło, a ja wylądowałam zupełnie na kimś innym...
A któż to był?
Największa ofiara wyspy, czyli jak zwykle nierozgarnięty Katsuko.
Przy dobrych wiatrach, w niedługim czasie zaliczą go wszystkie wampiry, ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie on. 
Dlatego też, kiedy Saphira ruszyła na popołudniowe polowanie,  postanowił wybrać się na spacer poza Miasto Ocaleńców. Wraz ze szczurami u boku chciał zaczerpnąć świeżego powietrza i nacieszyć się ciepłymi promieniami słońca, nim znów będzie zmuszony ukrywać się w jaskini. Bo Saphira nie pozwalała mu wychodzić samemu. Nie wiedział czemu, być może uważała go za niezdarę, nie czuł się z tym miło, ale... taką drobną ucieczką chciał pokazać, że świetnie radzi sobie samemu i potrafi o siebie zadbać.
Nikt jednak nie wpadłby na pomysł drzemki w  środku lasu na wyspie pełnej wampirów, prawda? Nikt prócz niego. Białowłosy spał do tej pory spokojnie, ciesząc się ciszą, dopóki nie został całkiem przyjacielsko zgnieciony przez nieznajomą dziewczynę. Wyrwany ze snu w tak nagły sposób, przestraszył się nie na żarty. Niemal odskoczył ze zdziwienia, ale czując słodki i przyjemny zapach nieznajomej, nieco się uspokoił.
- P...przepraszam... - wymamrotał odruchowo niespokojnie, mimo iż to ona na niego wpadła. W wymiętej, wyblakłej koszuli, potarganych włosach i spodniach oraz na boso, wyglądał jak typowy, świeży rozbitek. Ale zawsze tak wyglądał. Na dodatek, jego wychudzone ciało oraz długie, śnieżnobiałe włosy nie wzbudzały sympatii. A raczej litość. Nie wspominając o opasce wokół oczu. Wydałam z siebie cichy okrzyk zdziwienia, gdy zamiast jelonka, moją ofiarą okazał się być... Człowiek. Nie wyróżniałby się zbytnio w tłumie, gdyby nie śnieżnobiałe włosy, oraz opaska obwiązana wokół oczu. Na dodatek wyglądał jak typowy rozbitek. Skąd on się tu w ogóle wziął do cholery? Jak oparzona odskoczyłam w tył, nadal przyjmując pozycję gotowej do ataku. Nie chciałam jednak od razu zabierać mu życia. Chciałam się dowiedzieć kim jest.
To wampirzyca... Katsuko, mogłeś siedzieć w domu! Przypominając sobie nagle wszystkie słowa i ostrzeżenia ukochanej, cofnął się o dwa kroki w tył, po czym uderzył niespodziewanie w drzewo. Dopiero co zagoiły mu się rany po Jedynym, a znów wpadł na jakiegoś nieznajomego krwiopijcę. Gdy mocny, wampirzy zapach uderzył w jego nozdrza, odruchowo zakrył wychudzona dłonią swoją szyję, a właściwie tętnicę. Dosyć wysoka... dziewczyna... polowała...?
Zlustrowałam go dokładnie od stóp do głów, próbując przypomnieć sobie, czy skądś go znam. Moja pamięć nie chciała jednak jak na złość współpracować...
 Po chwili odchrząknęłam cicho, lecz znacząco, stawiając się do pionu. Bez problemu zauważyłam gest wykonany przez białowłosego, który szybko zakrył szyję. Uśmiechnęłam się pod nosem, nieco rozbawiona.
- Kto o zdrowych zmysłach zapędza się do lasu samotnie?
 
- M...mam ze sobą szczury... - odparł pospiesznie, jakby jego beznadziejna odpowiedź cokolwiek zmieniała. Polowała... jest pobudzona... cholera, ale się wkopałem...! Saphira miała rację... Zacisnął powieki pod opaską. Beznadzieja... Mógłbym uciekać, ale czy to coś da?  
- Szczury? - zdziwiłam się, unosząc wysoko brwi. - Wybacz, ale one cię nie obronią - dodałam po chwili, uśmiechając się nieznacznie. - Wiesz, że człowiek w tym miejscu jest skazany z góry na śmierć, a i tak tu jesteś. Nie wiem, czy mam cenić twoją odwagę, czy jednak zacząć się śmiać - westchnęłam, a moje oczy znów przybrały złotą barwę. 
- Możesz się śmiać... nie przeszkadza mi to - powiedział cicho i odwrócił swój ślepy wzrok gdzieś w drugą stronę. - Wampiry nie potrzebują żywić się ludzką krwią, ale nie przeszkadza mi, jeśli zginę tutaj - wyszeptał i zacisnął palce na swoim obandażowanym nadgarstku.  Dla Jedynego moja krew była obrzydliwa... Ale dla Saphiry... całkowicie na odwrót... Potrząsnął głową, nie chcąc o tym myśleć. Od czego to zależy...? Od gustu...? - Wampiry są głupie.
Tak, powiedział to na głos. Sam już nie wiedział, czy zrobił to celowo, czy przypadkiem, ale nie zdążył ugryźć się w język. Po tych słowach czekał na najgorsze. 
Po tych słowach przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w niego, marszcząc czoło i zachodząc w głowie: co on tu tak w ogóle robi? Nie mogąc jednak dłużej wytrzymać, wybuchłam głośnym śmiechem, opierając się plecami o drzewo. Nie wiedząc czemu, ostatnie słowa jakoś dziwnie mnie rozśmieszyły.
- Nie obchodzi cię twoje życie? Nie masz dla kogo żyć? Chcesz zginąć tu?
 
- Tak. Nie obchodzi mnie moje życie! - Warknął do wampirzycy, dając upust emocjom. Co z tego, że mam Saphirę u mojego boku, skoro przeze mnie musi znosić takie katusze?! Jaki jest w tym sens?! Ale... nigdy w życiu... nie zrobiłbym jej czegoś takiego... - Wy wszyscy... mścicie się tylko za coś, co kiedyś wam uczyniono... - zacisnął dłonie w pięści. - Krzywdzicie nawet niewinne osoby... pod tym względem nie różnicie się niczym od ludzi.
- Taki wampirzy los - odparłam spokojnie. - Jesteśmy zabójcami. Po prostu zaspokajamy własny głód, nie patrząc na innych. Żyjemy, tak naprawdę będąc martwi. Skoro nie obchodzi cię twoje życie, dobre miejsce sobie wybrałeś. 
- Dlatego jesteście tak beznadziejni. Nie wypijesz mojej krwi. A nawet jeśli, ona cię za to zabije. 
Saphira zauważy moje zniknięcie od razu... a znajdzie mnie jeszcze szybciej. 
W tym czasie, kiedy on gadał i gadał, ja zdążyłam obejść go dookoła z pięć razy.
- Nie wyglądasz na dobry materiał do zjedzenia - mruknęłam zdegustowana. - Za chudy i za kościsty. Nie najadłabym się. Lepszy był już ten mały jelonek - westchnęłam.
 
- Więc opłaca ci się marnować czas na rozmowy ze mną? - Gdyby mógł i opaska by mu nie przeszkadzała, z pewnością spiorunowałby ją wzrokiem. - W lesie jest jeszcze pełno jelonków do złapania.
- Owszem. Jako wciąż żywy i nieumarły mam go dość sporo, a nawet mogłabym powiedzieć - całą wieczność - odparłam kąśliwie. - Nawet wampirom czasami się nudzi. Nawet takim, jak ja. 
- "Nawet takim, jak ja" - zacytował ją, kierując twarz w jej stronę. - Nie wyglądasz na jakoś specjalnie wyjątkową - dodał ironicznie, odgarniając włosy z oczu, jakby nawet pomimo opaski mógł ją zobaczyć.
- Bo nie jestem. Nawet takim jak ja, żyjącym z dala od wszelkich miast i innych. Nie często zdarza mi się zamienić z kimś parę słów - wzruszyłam ramionami, zakładając ręce na piersi. 
- Cuchniesz jak ten Jedyny - wtrącił białowłosy ni stąd, ni zowąd. Po prostu nagle poczuł troszkę jego zapachu wymieszanego z wampirzycą. - Znasz go? Chce mnie zabić - wyjaśnił jej beznamiętnie. 
- Zatrywam mu życie, jak go czasami spotkam - wyjaśniłam jakby nigdy nic. - Zabić? A czy on przypadkiem nie chce wszystkich zabić? - zamrugałam parę razy. 
- Uhm... - zamyślił się, wracając pamięcią do słów Shin'ichiego. - Czy ja wiem... możliwe. Zalazłem mu za skórę, kiedy włamał się do mojego domu.
- Włamał do domu? - zdziwiłam się trochę. Po chwili jednak stwierdziłam, że nie ma po co się dziwić. Jest nieprzewidywalny, nigdy nie wiadomo, co zrobi.
 Automatycznie przed oczami stanęła mi scena, kiedy białowłosy wampir już miał wbić kły w moją szyję, jednak w ostatnim momencie puścił. Westchnęłam ciężko, potrząsając lekko głową.
- Możliwe. Mnie już parę razy chciał zabić.
 
- Wampir wampira? - zdziwił się. I to mocno. 
Kiwnęłam tylko głową.
- Mhm. Nic w tym dziwnego - mruknęłam. Nie zdziwiłby się, gdyby wiedział, co robiłam. A może i by się zdziwił? - Tak, czy siak. Jak ci na imię?
 
- T... Tadashi - odpowiedział z delikatnym wahaniem. Nagle spotkanie z wampirzycą przerodziło się w pogaduszki i plotki, a nie scenę mordu. Może Saphira nie miała racji co do wszystkiego? 
- Pierwszy raz widzę cię na wyspie. Nowy? A może nigdy nie miałam okazji cię widzieć? Nie ważne. Jestem Avriel... Albo krótko Avi... 
Pokręcił przecząco głową. 
- Mieszkam tu od jakiegoś czasu... ale nie wiem dokładnie ile. Mam zanik pamięci. 
- Zanik pamięci? Ciekawe. Pewnie takie coś utrudnia życie. Ja nie pamiętam już nic ze swojego wcześniejszego życia. Może poza niektórymi dźwiękami, zapachami.
- Ja tak samo... - mruknął, siadając spokojnie pod drzewem. Biały szczurek wysunął się z kieszeni koszuli na jego piersi, a on pogłaskał go delikatnie po pyszczku opuszkiem palca.
Kątem oka dostrzegłam jak z małej kieszonki na koszuli wysuwa się biały pyszczek. Zmrużyłam lekko oczy, przyglądając się uważnie temu zjawisku.
- Twój zwierzak?
 
- Powiedziałem ci przecież, że jestem ze szczurami - podniósł głowę tak, jakby spojrzał w jej stronę. - To jest Luka... jest ze mną od kiedy obudziłem się na wyspie. A Inukai gdzieś węszy. Wolę towarzystwo szczurów niż ludzi. One dużo bardziej mnie rozumieją... w końcu jesteśmy podobni. 
- Chyba najważniejsze, żebyście się rozumieli... - mruknęłam po chwili. Sama nie przepadałam za szczurami, nie chciałam więc do nich podchodzić...
  Po raz kolejny zerknęłam na chłopaka, zagłębiając się we własnych myślach. Skoro był człowiekiem żyjącym w tym świecie... Czy aby na pewno był sam?

Cena szczęścia

- Zabiję... Zabiję ją! - Szeptałem do siebie pod nosem, wymyślając najrozmaitsze okropności, które zrobię tej małej rudej wiedźmie, kiedy tylko ją zobaczę.
Cece Davina. Najnowszy nabytek wyspy, a już robiła mnóstwo kłopotów. Nie dość, że jej duchowe moce w dziwny sposób wpływały na moją osobowość, to jeszcze musiała mieć to swoje małe zoo. Nie mam nic do zwierząt, o ile robią za moją przekąskę miedzy posiłkami. Ewentualnie grzecznie siedzą sobie w lesie. Ale to, co wyprawiają milusińscy Cece to przechodzi wampirze pojęcie.
- A ty zostaniesz moją kolacją. - Warknąłem na małe kocię geparda, które Seth niósł w pysku. Po raz chyba setny na mojej drodze stanęło to zwierzę, bezkarnie atakując nogawki moich dżinsów. - Albo Seth'a jeżeli będzie grzeczny. - Dodałem po chwili, na co bestia nocy mruknęła z zadowoleniem, obśliniając jasne futerko geparda.
Kurwa. Co się z tymi ludźmi, czy raczej stworzeniami dzieje? Wszyscy załatwiają jakieś swoje pojebane sprawy. Czy na prawdę nie obchodzi ich co teraz dzieje się na ziemi? Ja chce zobaczyć moją ukochaną. Na pewno da się coś zrobić!! Muszę jej powiedzieć że wszystko jest dobrze. Że ma nie płakać. Być szczęśliwa. Znaleźć kogoś. Założyć rodzinę. Muszę. Muszę jej to powiedzieć.
O boże! A co to za... y... coś? Bo nie wiem nawet jak to nazwać? To chyba facet z... BIAŁYMI WŁOSAMI?? Co tym wampirom pada na mózg? I jeszcze jego bezczelne zwierze trzyma małego kociaka w zębach. Przecież to go może zabić. Co za brak myślenia.
- Ej stary co ty wyprawiasz?! - zaczepiłem bałwana.

Niechętnie odwróciłem się w stronę, jak mi się wydawało, wołającego mnie chłopaka. Spiorunowawszy go spojrzeniem, zacząłem mu się uważnie przyglądać.
- Uhm... Kolejny nowy... - Mruknąłem pod nosem, nie mogąc znikąd rozpoznać wampira. Był przeciętnego wzrostu, co za tym idzie dość niższy ode mnie. Miał krótkie, brązowe włosy i tego samego koloru oczy.
- Idę. - Odpowiedziałem beznamiętnym tonem, odwracając się tyłem do chłopaka i idąc dalej swoją drogą.
- Kurwa mówię do Ciebie - szarpnąłem chłopaka za ramie.
Był dobrze zbudowany i chyba troche zaskoczony tym co zrobiłem. I dobrze. Bo kim on jest? Bogiem? Laluś. Ah... no tak, przecież ma białe włosy. Po co ja się pytam. Nie ważne
- Mógłbyś zwrócić uwagę na to że twoje chodzące... - mój wzrok skierował się na zwierzaka - yy... zwierze?, prawie zabija tego małego kota?
Szybkim ruchem strzepnąłem z ramienia rękę chłopaka, parskając krótkim śmiechem.
- Nowi... Czy wy zawsze musicie być tacy porywczy? - Zapytałem wampira, zastanawiając się czy już powinienem dać mu pierwszą lekcję nowego życia, czy poczekać, aby trafił na kogoś swojego pokroju.
- Mógłbym i właśnie to robię. - odpowiedziałem - Zachodzę tylko w głowę, dlaczego to wyliniałe stworzenie jeszcze oddycha. Tak samo, jak ty... - Powiedziałem do bruneta, obdarzając go morderczym uśmiechem psychopaty.
- Widzisz to stworzenie o dużo bardziej zasługuje na życie niż ty. W ogóle nie przejmujesz się tym że ono zaraz może przestać oddychać - warknąłem do napuszonej lalusi i podszedłem do jego, choć z charakteru bardziej jej stworzenia. Szybko nachyliłem się i chciałem wyjąć małą gepardzicę z pyska czarnego stworzenia, lecz ono tylko warknęło na mnie i odwróciło się ode mnie.
- A to co? Zakochany kundel? - spytałem właściciela i cicho się zaśmiałem.
-  A ty co? Obrońca praw zwierząt? - Zapytałem zaskoczony zachowaniem wampira. - A tak właściwie, to mnie obchodzi. Nowy... Wybacz, chyba nie dosłyszałem imienia... - Mruknąłem przewracając oczami.
- Nathaniel. Nathaniel Dramzy - mruknąłem
- A więc Nathaniel Dramzy... Nathaniel? Poważnie? Rodzice cię nie kochali? - Wzruszyłem lekko ramionami, ignorując z każdą chwilą coraz bardziej wściekłą minę chłopaka. Nie mogłem się z nim tłuc w samym centrum miasta. Straciłbym szacunek, na który tak długo pracowałem. Nie oznaczało to jednak, że nie mogę wykorzystać okazji i nie poznęcać się nad nim troszeczkę. - Zabieram to biedne zwierzę, do jego właścicielki, jakbyś chciał wiedzieć. Zgubiło się biedactwo. - Dodałem z udawaną troską i żalem w głosie.
- Skoro się tak troszczysz o nią, BO TO CHŁOPIE JEST ONA!! To może pozwól jej iść samej. Albo ja ją poniosę. Dla jej własnego dobra - mruknąłem - Ah... to pochwal mi się swoim imieniem. - uśmiechnąłem się ironicznie na co mojemu rozmówcy mina trochę zrzedła.
- Nie trzeba. Seth się NIĄ zaopiekuje. - Powiedziałem, a zwierzę jak na zawołanie znalazło się przy mojej nodze, gotowe do dalszej drogi. - Chyba nie za długo tutaj jesteś, skoro nie wiesz kim jestem, co? - Spytałem pogardliwie, jeszcze raz lustrując go wzrokiem. - Dam ci małą radę. Powinieneś się najpierw rozeznać w terenie, a potem stawiać się innym. W końcu nie wiadomo, jak duże wpływy będzie miał ten ktoś na twoje życie. - Uśmiechnąłem się sam do siebie, na samą myśl to tej nieszczęsnej ironii losu. - Jestem Shin'ichi Katsu i dla twojego dobra, radzę ci to sobie zapamięta. - Powiedziałem, zakańczając tym samym rozmowę i kontynuując swój spacer do domu Cece.
- Wybacz ale za bardzo Ci nie ufam - powiedziałem dołączając się do "wędrówki" - Twoje stanowisko mam gdzieś. Uwierz mi, nie obchodzisz mnie ty i te twoje zasady. Chociaż skoro jesteś taki ważny, myślę że możesz mi pomóc - na chwilę przerwałem swoją wypowiedź dosłyszawszy ciche prychnięcie - otóż mam do ciebie pytanie. Czy można obserwować stąd ziemie. Mam tam swoją ukochaną. Myślę że to uczucie nie jest ci obce? I chciałbym zobaczyć jak sobie radzi. Martwię się. Można jakiś kontakt z nimi nawiązać czy coś? Byłbym wdzięczny gdybyś mi to opowiedział.
Wybuchnąłem głośnym, ale zimnym śmiechem, który mimo pięknej pogody ochłodził nieco atmosferę. Widząc jednak zaskoczoną minę Nathaniel'a, opanowałem się i zwróciłem w jego stronę.
- Nie zasłużyłeś na to, ale dam ci dzisiaj drugą radę. Zapomnij. - powiedziałem i zacząłem iść dalej, nie mając zamiaru się już zatrzymywać.
- Co?! - pytałem oszołomiony
Nie. To nie możliwe. Przecież tak bardzo ją kocham. Jest całym moim życiem. Istnienie tutaj baz niej jest jak... nie da się tego do niczego porównać. Nie. Nie. Nie. Boże... ja nie chce tu być...
Upadłem na ziemie chowając twarz w dłoniach.
- To nie może być prawda. Za bardzo ją kocham - szeptałem.

- Oj... Tak mi przykro... Szkoda mi ciebie. - Szepnąłem niemal smutno do chłopaka, trącając go stopą w plecy. - A nie, czekaj. To tylko moich nowych dżinsów mi szkoda, z których ta parszywa bestia zrobiła ser szwajcarski. Seth! Idziemy! - Warknąłem do zwierzaka, poganiając go, chcąc jak najszybciej pozbyć się balastu. - Spójrz na to z drugiej strony Romeo. Masz drugą szansę. Możesz zacząć wszytko od nowa. Jeżeli marzy ci się epicka historia miłosna, to zagadaj sobie to jakiejś. Polecam Avriel. Bez niej na pewno nie będzie cicho. - Dodałam, oddalając się od chłopaka. Wspomnieniami wróciłem do ostatniej nocy i polowania z natrętną muchą koło ucha.
- Nikt nie jest taki jak moja ukochana. Żadna jej nie dorówna. - westchnąłem i szybko podniosłem się z ziemi by dogonić Shin'ichi'ego. Robiłem to dla niej. Zawsze troszczyła się o zwierzęta. Zawsze stawiała sobie kogoś a nie siebie na pierwszym miejscu. Nie obchodziło jej że ludzie czasem nazywali ją dziwadłem. Kochała i doceniała to co miała. I nigdy nie chciała żebym był nieszczęśliwy. Zawsze znajdowała tą dobrą stronę. Muszę być silny. Dla niej.
- Czekaj. Idę z tobą.

- Jeszcze tu jesteś? Jak miło. - Westchnąłem zatrzymując się przed drzwiami jednego z budynków znajdujących się na obrzeżach miasta. - Masz! Przydaj się na coś. - Zawołałem, wyrywając Seth'owi z pyska wystraszone na śmierć kocię, które ze strachu nie śmiało nawet zaprotestować i wciskając je brunetowi do rąk. - Potrzymaj! - Dodałem, waląc w drewniane drzwi z całej siły, robiąc przy tym dużo hałasu.
- Hej, hej spokojnie! - starałem uspokoić się ważniaka - może śpi czy coś?
- Śpi. Nie śpi. Nie ważne. Niech zabiera swojego zwierzaka. - Warknąłem, jeszcze kilka razy uderzając pięścią w drzwi, zanim gwałtownie się otworzyły.
Na progu domu stała niska, drobna dziewczyna o ciemnych oczach i ognistorudych włosach, które kontrastowały z jej jasną cerą. Na sobie miała o wiele za dużą męską koszulkę. Nie różniłaby się zbytnio od reszty mieszkających tu nastolatek, oprócz jednego drobnego szczegółu. Brak zapachu.
- O kurwa - mruknąłem przerażony na widok dziewczyny
- Nie Nathaniel, wciąż Cece Davina
- Och jak miło, że wreszcie nam otworzyłaś. - Warknąłem do stojącej w drzwiach dziewczyny, szczerząc do niej kły - Znalazłem coś. Myślę, że należy do ciebie. - Dodałem, łapiąc małego geparda za kark i rzucając go jej do rąk.
Miałem dość tego wszystkiego. Zdecydowanie chciałem wrócić do siebie. Do ciszy i spokoju. Jak najdalej od tego zakochanego Romeo, małej wiedźmy i dziurkacza do spodni.
- Nathaniel...
- Cece co ty tu robisz? - byłem w szoku.
Przecież ona nie może być martwa. To niemożliwe. Oddałem za nią życie. Chciałem żeby żyła. Była szczęśliwa.
Spojrzałem jej w oczy. Były zagubione. Tak samo jak moje.
- Kochanie - krzyknęła po chwili i rzuciła mi się na szyje.
- To jest nienormalne. Ty powinnaś żyć!! CZEMU JESTEŚ MARTWA!!! - krzyknąłem odpychając Cece, nie w pełni świadomy tego co mówię i robię.

Stałem jak sparaliżowany, patrząc na tą dwójkę. Kolejna słodka para, która odnalazła się po długiej rozłące - śmierci. Jakież to urocze. Aż chciało mi się zwrócić całą wczorajszą kolację.
To nie było jednak jedyne uczucie, które mnie ogarnęło. Coś głęboko w środku jakby we mnie pękło. Dziwne ukłucie... Zazdrości? Żalu?
Szybko odepchnąłem je od siebie, kompletnie o nim zapominając. Jestem Shin'ichi Katsu. Jestem panem i bogiem tego nowego, lepszego świata. Ja nie zajmuję się takimi przyziemnymi sprawami jak uczucia, czy przywiązanie.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem. - Warknąłem boleśnie łapiąc rudowłosą za ramię, drugą rękę mocno odpychając bruneta, który ciężko upadł na ziemię. - Mamy coś do omówienia mała. - Dodałem, przygwożdżając ją do ściany budynku. - Z łaski swojej, ogarnij to swoje małe zoo i pilnuj te swoje zwierzaczki, albo zaopiekuję się nimi, pozwalając Seth'owi na małe polowanie w obrębie miasta.
- Po co ta agresja Schin'ichi? - spytałam - Nie dziw się że znam twoje imię. Chyba każdy w mieście je zna? Co za paranoja... Zawsze najbardziej znani są najmniej lubiani... - mruknęłam szybko wymijając Katsu i podeszłam do Nathaniel'a.
- Kochanie?
- Tak? - był jakiś inny. Chłodny
- Możemy porozmawiać?
- A mamy o czym?
- A nie? To cud! Jesteśmy tu! Razem!!
- Taaakkk... - nie był zadowolony....

- Nie dziwię się, ale... - Zacząłem, ale nie dane mi było skończyć. Dziewczyna najnormalniej w świecie zignorowała mnie, wracając do swojego kochasia. Tego już nie mogłem wytrzymać. Tym bardziej, że wiedziała kim jestem. Czułem, że z każdym dniem tracę przed wszystkimi respekt. Musiałem to zmienić.
- Agresja? Ja agresywny? - Zapytałem, zaczynając się nieopanowanie śmiać. Zacisnąłem palce na framudze drzwi, która zaczęła nieprzyjemnie trzeszczeć, aż w końcu pękła. - Ja wam dopiero pokażę agresję.
Z wampirzą prędkością złapałem do ręki kocię geparda, które przed chwilą dopiero co zwróciłem właścicielce.
- Może powinienem dać ci jakiś prezent powitalny, Nathaniel'u. W końcu jestem tutaj gospodarzem, a tobie należy się gorące powitanie. Co ty na piękny dywan z gepardziej skóry? - Zapytałem zimnym tonem, uśmiechając się jak jakiś psychopata. Zacząłem zaciskać zimne palce na gardle zwierzęcia, które zaczęło głośno piszczeć z bólu. - Nauczę was, że mnie się nie ignoruję. - Dodałem, gotów skręcić kotu kark.
- Błagam cię nie! Schin'ichi proszę! On przecież jest niewinny! - zaprotestowała przerażona dziewczyna.
- Więc, kto jest? - Zapytałem z przekąsem, wciąż nie rozluźniając uścisku na szyi geparda.
- Nikt! Puść go! - kurwa co on sobie myśli.
Spojrzałam na Nath lecz nie widziałam w nim poparcia. Co się z tymi ludźmi dzieje?
- Zła odpowiedź. - Szepnął białowłosy, łapiąc moją ukochaną Kay'ę pod dziwnym kątem. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie wiedziałam co robić. Czułam się taka bezradna. 

Tego już było za wiele. Szybkim wampirzym tempem wyrwałem kocicę z rąk łajdaka jednocześnie skręcając mu kark.
- Nathaniel! Coś ty zrobił?! - Cece była przerażona.
- Ce... - zacząłem delikatnie lecz nie dane było mi skończyć
- Jak mogłeś! On żył! Jak? Co? To nie jesteś ty... gdzie ja jestem? - była zrozpaczona
- Już cii... kochanie. Jestem przy tobie - szepnąłem obejmując zszokowaną dziewczynę, która natychmiast mi się wyrwała.
- Zabiłeś człowieka!!
- Dokładniej wampira. I nie zabiłem tylko użyłem naturalniej śpiączki na idiotów...
- Co się stało z twoim mózgiem?!
- On się obudzi! Kochanie na prawde...
- Jesteś jakimś świrem! NIE! Nie przerywaj mi! Zabierz jego ciało... gdzieś... nie wiem gdzie... i nie wracaj tu. Mordercy... - szybko weszła do wielkiego domu i zatrzasnęła drzwi.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z naszej rozmowy...
- Cece Davina!! Cece! OTWÓRZ!!
- What do you want? What do you want? - usłyszałam czyjeś skrzeczenie
- Kto tam jest? Cece?
- To tylko my! To tylko my!
To robiło się coraz bardziej dziwne
- Morderca morderca! Morderca morderca!
- Kurwa! - warknąłem chcąc kopnąć w ziemię lecz niestety (lub na szczęście) kopnąłem w głowę białowłosego zrzędy przez co na szczęście (lub raczej niestety) zaczął się wybudzać.
Zabić! Śmierć! Zabić! Krew! Zabić! Męka! Zabić! Ból! Zabić! Zemsta! Zabić!
Nawet nie wiedziałem kiedy się to stało. Byłem zbyt skupiony na tej rudej wiedźmie i jej zapchlonym zwierzaku, żeby zwrócić uwagę na to co robi ten nowy. Kompletnie o nim zapomniałem, a on to świetnie wykorzystał, unieruchamiając mnie na chwilę. Szkoda tylko, że był na tyle wielkim idiotą, żeby zamiast uciekać, został. Zapłaci za to. Drogo i boleśnie.
Powoli podniosłem się z ziemi, otrzepując ubrania i włosy z pyłu. Przekrzywiłem głowę w zdecydowanie nienaturalnym dla żywych sposób, po chwili od razu ją prostując, czemu towarzyszyło nieprzyjemne chrupnięcie. Morderczym wzrokiem spojrzałem na wciąż stojącego w tym samym miejscu bruneta. Musiał zapłacić za to co zrobił.
- Jesteś trup. - Zawołałem, mocno łapiąc go za szyję i najnormalniej w świecie skręcając mu kark.

Zaczarowani