Pogadaj z nami :D

niedziela, 29 czerwca 2014

Co ma każdy piękny kwiat?

- Ach, cóż to za wspaniały widok. - Powiedział białowłosy wampir zamykając drzwi z głośnym trzaskiem, chcąc w końcu zwrócić ich uwagę na swoją osobę. Już od dłuższej chwili stał w wejściu, opierając się o framugę drzwi i uważnie obserwując tą dziwną dwójkę, która wyraźnie miała się ku sobie. - Jak widzę, nie tylko mnie udało się odkryć twój uroczy domek, dziwolągu. - Spojrzał na Tadashi'ego obojętnym spojrzeniem, lustrując go wzrokiem od dołu do góry. - I proszę, wciąż jeszcze oddychasz. Jak cudownie. - Przewrócił oczami zastanawiając się dlaczego chłopak jeszcze żyje. Odpowiedź nasunęła się od razu. ONA.
Wzrok Shin'ichi'ego przeniósł się na stojącą po drugiej stronie pomieszczenia, czarnowłosą wampirzycę. Nie rzucała się zbytnio w oczy. Przez swój wzrost wydawała się być krucha i słaba, ale wampir za dobrze znał już życie, żeby oceniać innych po wyglądzie. Dziewczyna była naprawdę ładna, wręcz anielsko piękna, a najpiękniejsze były jej fioletowe oczy, o nietypowej barwie tęczówek.
Przyszedłem tu z zamiarem napawania się widokiem wykrwawionych zwłok białowłosego lub ewentualnie dobić go, gdyby szczęśliwym trafem udało mu się dłużej konać niż powinien. Ale on przeżył. Mało tego, nawet nie było po nim widać żadnego śladu z naszego ostatniego spotkania. Musiałem to koniecznie zmienić.

Saphira zmrużyła groźnie ślepia i natychmiast znalazła się przed Tadashi'm, odpychając go delikatnie do tyłu, aż upadł na kanapę. Rzuciła na niego wzrokiem, po czym pochyliła się niczym zwierz w gotowości i obnażyła kły, a jej tęczówki natychmiast przyjęły barwę szkarłatu. Zachowywała się teraz jak rodzony wampir łowca. 
- Jedyny - wciągnęła nosem powietrze, czując bynajmniej dla niej ohydny smród, który wydobywał się z ciała wrogiego wampira. - I to jeszcze arystokracja, ścierwo w ścierwie - warczała groźnie. 
Taka reakcja była wiadoma. Ona należała do krwiopijczej rasy Zdrajców, którym bliżej było do Republikan, niż tych drugich, a jeszcze do tego bycie wysoko "urodzonym", a raczej dostanie się tam siłą lub innym sposobem, było po prostu dla nich - obrzydliwe. - Nadal nie rozumiem, dlaczego wy jeszcze chodzicie po tym świecie? - kłapnęła zębami. 
Białowłosy uderzył plecami w swoją twardą i znajdującą się już na skraju wymarcia kanapę. Dlaczego nie wyczuł tego arystokraty wcześniej?! Przeklinał się za to. Był zbyt skupiony na smutku ukochanej, by zareagować. Ona i tak czuła wszystko lepiej. On nadal pozostawał tylko człowiekiem, do wampira miał daleko. Skierował tylko twarz w kierunku swojego byłego oprawcy, a jego silny, wampirzy zapach przywiódł do jego głowy wspomnienie ich pierwszego spotkania. Odruchowo zakrył chudymi dłońmi gardło i tętnicę w miejscach, gdzie nadal miał rany. Nie ukrywał, bał się. Bał się wampirów. I domyślił się, że jego ukochana wiedziała o tym, sądząc po jej szybkiej reakcji.
- Żeby pilnować takiego pospólstwa jak ty, księżniczko. - Wampir zrobił kilka kroków w stronę brunetki i jeszcze raz zaszczycając ją swoim spojrzeniem. - Masz bardzo dobry węch skarbie. - Dodał, lekko muskając palcem drobny nosek wampirzycy. - Zgadłaś. Jestem jedynym. I to tym JEDYNYM, dla twojej wiadomości. Nie będę ukrywał, że twoje słowa mnie zraniły do głębi. - Opuścił lekko do dołu głowę, robiąc minę skrzywdzonego dziecka, któremu ktoś bez żadnych skrupułów odebrał lizaka. - A za obrazę mojej osoby grozi śmierć. Chociaż... - Shin'ichi podszedł jeszcze bliżej Saphiry i delikatnie ujął w dłoń kilka kruczoczarnych kosmyków dziewczyny. 
- Szkoda by było zniszczyć taki piękny kwiat.
Dziewczyna zmrużyła wściekle oczy i odepchnęła jego nadgarstek. Odór chłopaka palił ją w nozdrza. Uniosła nogę i z pół obrotu zasadziła mu kopniaka w brzuch. Ten wylądował na ścianie, aż pękła. Skłoniła się przed nim arogancko. 
- Oj wybacz ekscelencjo, chciałam zrobić to mocniej.
- S...Saph! - Białowłosy, wciskający się w kanapę, nie potrafił wyłapać tego, co się dzieje. Słyszał jedynie rozmowy, trzaski, uderzenia... ale nic nie rozumiał. Jego zmysły były dziwnie przyćmione, dlatego jedynym co mu pozostało, to siedzieć tu, na tej kanapie.
Wampir ani trochę nie był zdziwiony. Spodziewał się jej ataku, jednak nie przypuszczał, że będzie on aż tak silny. W mgnieniu oka doprowadził się do porządku. Stając na równe nogi, ukradkiem otrzepał z siebie pył i kurz pochodzące ze zniszczonej ściany.
Swoim przenikliwym wzrokiem spojrzał na stojącą kawałek dalej czarnowłosą wampirzycę, jakby tym spojrzeniem chciał odczytać jej myśli. Lekko przekrzywił głowę, a na jego twarzy pojawił się elegancki uśmiech anioła.
- Tak chcesz się bawić cukiereczku. - W jednej sekundzie znalazł się tuż przy dziewczynie, przygwożdżając ją do ściany. - Dam ci jeszcze jedną szansę. Znaj moją łaskawość.- Nachylił się bliżej jej twarzy i zimnym głosem, przepełnionym słodyczą, zaczął szeptać do ucha. - Podobasz mi się. Jesteś taka piękna, niczym zorza polarna. Zostań moją królową. - Delikatnie pogładził jej zimny policzek, wciąż nie pozwalając jej chociażby drgnąć.

Chłopak, nie mogąc usiedzieć na kanapie, mimo iż do tej pory był sparaliżowany ze strachu, słysząc te "czułe słówka" skierowane przez wampira do swej ukochanej, aż kipiał ze złości. Wzbudził w nim taką zazdrość, że miał ochotę mu za to przywalić. I choć wiedział, że może się to źle skończyć, zrobił to, lecz w dość nietypowy sposób. Złapał za doniczkę z dużą paprocią i cisnął nią prosto w głowę napastnika.
- Nie zbliżaj się do niej! - warknął głośno.
Przez moment była niczym w transie, w trakcie, gdy jedyny do niej mówił, wydawało się, że to hipnoza. Jednak, gdy tylko zobaczyła jak to coś uderza w jego włosy, natychmiast się obudziła. Zamrugała gwałtownie i zmrużyła ślepia.
- Ty dupku! - wrzasnęła.
Zasadziła mu trzy cios: pierwszy w brzuch z kopa, drugi z pięści w twarz, a trzeci w wiadome miejsce - kroczę. 
Shin'ichi zgiął się z bólu, upadając na podłogę.
- I dlatego właśnie lepiej jest być kobietą. - Trochę niezrozumiale jęknął pod nosem.
Szybko jednak wrócił do siebie. Nigdzie się nie śpiesząc, powoli podnosił się z ziemi, śmiejąc się przy tym swoim dźwięcznym, ale zimnym śmiechem, niczym psychopata, który nareszcie znalazł swój cel.
- Ostra. Takie właśnie lubię. - Odwrócił się do nich obojga, zwracając po chwili swój wzrok na chłopaka. - Chyba nie dałem ci ostatnio wystarczająco porządnej lekcji śmieciu. Nie nauczyła cię matka, że to nie ładnie wcinać się w cudzą rozmowę. Uhmm... Później się tobą zajmę.
 - Przewrócił tylko z odrazą oczami, następnie przeniósł swój wzrok na Saphirę. - Więc jak księżniczko? Chyba mnie źle zrozumiałaś, więc ponowię pytanie. Zechcesz zostać moją królową? Być ponad tym... pospólstwem. 
Pokazała mu środkowego palca i uśmiechnęła się słodko.
- Pierdol się, arystokrato.
Wampir lekko wzruszył ramionami.
- Szkoda. Ale wiesz... I tak będziesz moja, księżniczko. A skoro nie chciałaś po dobroci... - Z wampirzą prędkością podbiegł do dziewczyny i złapał ją za nadgarstki, taranując przy okazji stojącego obok niej Tadashi'ego. - ...to wezmę sobie ciebie siłą.

Otworzyła szerzej oczy, zszokowana tym, ale nie miała zamiaru się poddać. Starała się za wszelką cenę mu wyrwać, skacząc na boki jak opętana.
- Puszczaj, psycholu! - krzyknęła.
- Pochlebiasz mi skarbie. - Shin'ichi uważnie przyglądał się poczynaniom dziewczyny, które strasznie go bawiły. Uśmiechając się samemu do siebie, przysunął wampirzycę bliżej do siebie. - Powiedz po prostu tak, a twoje życie zmieni się w istny raj. Będziesz miała wszystko czego tylko zapragniesz. Dam ci niebo, które utraciłaś. Wystarczy jedno twoje słowo.

- Spierdalaj, wystarczy? - zapytała z sarkastycznym uśmiechem. - Wybacz skarbie, ale za wysokie progi dla Ciebie.
Wiedziała, że takim zachowaniem tylko bardziej go rozjuszy.
- Będziesz idealną królową. - Białowłosy nachylił się do dziewczyny, po czym złożył na jej zimnych, martwych ustach, namiętny pocałunek.


Był tylko cieniem. Każdy jego ruch tutaj był niczym przemyślanie ignorowany. Nawet jeśli nagle znikąd pojawiłby się tutaj ktoś kolejny, zrobił mu krzywdę, lub sam by stąd zniknął... i tak by tego nie zauważyli. Był tylko on i ona. Wampir i wampirzyca. Ten dziwny gość, który chciał go zabić, oraz jego ukochana. A on, bezradny, ślepy, nie mający kompletnie pojęcia o tym co się dzieje, stał z boku z nadzieją, że może wreszcie zdoła coś zrobić. Ale nie wiedział. Nie wiedział co, jak... Nie miał pojęcia, czy jego ukochana jest cała i zdrowa, nie wiedział nawet w którym miejscu w pomieszczeniu się znajdują. Czuł tylko ich zapach, więc byli tu. Słyszał ich głosy, jej głos i słowa, które coraz bardziej wypalały w nim poczucie bezradności, gdyż nie mógł jej pomóc. Co mu było po błądzeniu na oślep po pokoju, dotykając ścian po omacku? Czy to już jest piekło?

Ba-dum.
Ba-dum.
Ba-dum.
Jej serce wybijało teraz dziwny, nierówny rytm. Miała szeroko otwarte oczy, czując na swoich wargach jego usta. Nie mogła się ruszyć, przygwożdżona do ściany, kompletnie bezbronna, bez żadnego pomysłu, planu, niczego. Normalna wampirzyca na jej miejscu, oddałaby się tak przystojnemu, dominującemu mężczyźnie jakim był ten przed nią, oddałaby mu się, by zamienić swe życie w jak to obiecał "raj".
Ale nie ona.
Jej ślepia natychmiast zajarzyły się jeszcze czystszym szkarłatem. Gdy chłopak starał się wsunąć swój długi język do środka, ugryzła go kłem. Zawył, wtedy go puściła. Czuła smak jego gorzkiej krwi. Splunęła na ziemię, kopiąc go z całej siły po raz kolejny. Nie żałowała sobie teraz. 
Chciała tylko jego śmierci. 
Rzuciła się na niego, niczym dziki kot, uderzając nim o każdy kąt w pokoju w którym byli, uważając, by nie zrobić krzywdy Tadashi'emu.
Robiła to dla niego.
Szarpała jego ciało, chcąc zadać mu rany, gryzła, wbijała paznokcie, robiła wszystko, by tylko poczuł ból. Sama też obrywała, bronił się..
A ona przegrywała.
Ich krew mieszała się ze sobą, a oni złączeni w tym wampirzym tańcu, cały czas wydawali z siebie warki, syki, krzyki i skowyty, niczym zwierzęta.
Bo byli nimi, dzikimi bestiami stworzonymi by mordować nie tylko "ofiary", ale i siebie na wzajem. W końcu, gdy poczuła jak chłopak rozrywa częściowo jej gardło, odepchnęła go na kanapę, która przewróciła się z hukiem. Zacisnęła palce na szyi. Spojrzała na ukochanego, który wyglądał teraz na przerażonego, krzycząc jak w agonii co chwila jej imię. Zmrużyła oczy i podbiegła do niego, łapiąc go przez ramię. Nie obchodziły ją te okropne szczury, rysunki były w jego torbie. Wybiegła czym prędzej, pędząc lasem i uważając, by tylko go nie puścić.
Szybko podniósłszy się z resztek kanapy, Shin'ichy otarł rękawem całą w krwi wampirzycy twarz. Nie wiele myśląc, wybiegł z domku białowłosego, podążając za nimi w pościg.
Nawet jeżeli nie uda mu się ich zabić lub chociażby złapać, to przynajmniej będzie wiedział, gdzie jest jej kryjówka. W końcu nie mogą wiecznie przed nim uciekać, a wampir był pewien, że do właśnie do swojego domu, wampirzyca zabierze Tadashi'ego.
Złapał się kurczowo ubrania ukochanej, nie wiedząc już, co się dzieje. Wszystkie jego zmysły jakby nagle wysiadły, dlatego był tak bezużyteczny. Chciał tylko stąd uciec, jak najdalej od tego wampira, razem z Saphirą.
Nie mogę wrócić do domu, pomyślała, znajdzie nas wtedy. Muszę ukryć Tadashi'ego.. i zabić tego wampira. Przyśpieszyła na ile mogła, na ile pozwalało jej krwawienie. Przeskoczyła nad dość sporą rzeką i pognała do wodospadu. 
Shin'ichi biegł za uciekającymi kochankami z rządzą mordu na na wykrzywionej w psychopatycznym uśmiechu twarzy. Już ich widział, już ich doganiał, gdy na jego drodze stanęła przeszkoda. Rzeka.
Wszystkie światy rządziły się własnymi zasadami, również świat wampirów miał kilka. Za posiadanie tak dużej potęgi, jaką miał białowłosy wampir, trzeba było zapłacić jakąś cenę, lub mieć jakiś ogranicznik. I nim właśnie była płynąca woda. Nie mógł jej przekroczyć z własnej woli, a nawet gdyby jednak spróbował to zrobić, przejście to odebrałoby mu za wiele energii.
- Jeszcze was dopadnę. - Warknął w ich stronę, obnażając białe kły, po czym zawrócił i zniknął między drzewami.

czwartek, 26 czerwca 2014

Świat jest pełen __________ .

Czy wiecie jak to jest, gdy po czasie rozłąki spotykacie w końcu tą osobę, 
którą tak pragnęło wasze serce?
Czy wiecie jak to jest, gdy ten ktoś was nie pamięta, 
ale kocha mimo wszystko?
Czy wiecie jak to się nazywa?
Tak.
To jest miłość.

***

Słońce leniwie poruszało się po nieboskłonie, nie śpiesząc się i sprawiając, że dzień ciągnął się w nieskończoność. I to było piękne. Czarnowłosa wampirzyca siedziała okrakiem na kolanach białowłosego mężczyzny, a ten obejmował ją mocno, przytulając do siebie i muskając ciepłymi wargami jej szyję, policzki, usta, nos, skronie, czy głowę. Dziewczyna przy nim uśmiechała się cały czas, zadowolona z tych małych lecz wiele dających pieszczot. Tak, ich czas razem zaczął się na nowo i mieli zamiar go wykorzystać na wszelkie sposoby. Zachichotała delikatnie, gdy poczuła jego zęby na swojej delikatnej skórze, na szyi. 
- Dashi, nie jesteś wampirem, więc czemu mnie gryziesz? - zapytała, gładząc go czule po włosach.
Od kiedy go tylko spotkała, wtedy w lesie, jej serce zaczęło bić naprawdę, tak.. ludzko, jak za czasów, gdy żyli razem poza wyspą. Kiedy tak pieścił ją, nawet w najmniejszy sposób, czuła, że każda komórka jej ciała, każdy najmniejszy atom pragnie jego i tylko jego. On był jej tlenem, który ciągle wdychała, był krwią, płynącą w jej żyłach, był ciepłem, które ciągle odczuwała, był jej sercem, które biło w niej i duszą, bez której to wszystko nie miałoby znaczenia. Tak. Czuła, że posiada duszę, choć spaczoną, ale jednak ona tu jest. Był wszystkim co posiadała. Zacisnęła powieki, czując łzy szczęścia pod nimi. Dawno nie czuła się tak dobrze, dawno nie czuła jego dotyku. Chciała go całego, teraz, natychmiast, chciała, by został przy niej na wieki i jeszcze dłużej. Z jej gardła wyrwał się jakby zduszony szloch, gdy tak o tym wszystkim myślała.
Białowłosy odsunął się od jej ciała ostrożnie, kiedy usłyszał cichy szloch ze strony swojej ukochanej. Podniósł na jej twarz swój ślepy wzrok, a jego turkusowe i przepiękne oczy błyszczały dziwnym smutkiem. Nie nosił przy niej opaski. Nie zakrywał oczu, których tak nienawidził. Nie wiedząc czemu, nie zadawały jej bólu ani nie robiły jej krzywdy.
Nie odbierały jej życia.
Nie rozumiał, dlaczego tak się dzieje, jednak był szczęśliwy, że może przy niej normalnie funkcjonować. W miarę normalnie funkcjonować. Dotknął opuszkami chudych jak patyki palców jej szyi w miejscu, do którego kilka sekund wcześniej się dorwał. Wyczuł tak tylko delikatne ślady po swoich zębach, bez żadnych ranek, w końcu nie posiadał wampirzych kłów. Czemu więc płakała?
- Dlaczego płaczesz, najmilsza...? - spytał szeptem, przesuwając bladymi palcami po jej policzku, by po chwili ująć jej twarz w dłonie i zetrzeć własnymi wargami łzy wypływające z jej cudownych oczu.
- Przepraszam, kochany - wyszeptała cichutko. - To przez to, że jestem szczęśliwa - załkała cichutko jeszcze raz. - Tak bardzo szczęśliwa..
Zacisnęła palce na jego ubraniu i zaciągnęła się jego zapachem, chcąc zachować go jak niegdyś w pamięci. Pachniał przepięknie, choć określić tego zapachu nie mogła. Coś jak las połączony z lekkim zapachem morza. Przypominał jej dom, ich dom przy plaży. Zamknęła oczy spod których wypłynęło więcej łez.
Nie rozumiał nic z jej zachowania. Przekrzywił tylko nieco lekko głowę, co przypominało nieco zachowanie niektórych zwierząt. Starł ponownie jej łzy, tym  razem kciukiem, po czym zamknął oczy, starając się odrzucić od siebie myśl płaczącej ukochanej.
- Płacz jest oznaką smutku, prawda? Skoro jesteś szczęśliwa, dlaczego płaczesz? - spytał nieco zaciekawiony. To prawda, posiadał ogromną wiedzę na temat świata poza wyspą oraz ludzi i wampirów, a jego umysł pod tym względem był niczym ogromna encyklopedia. Jednak niektóre zachowania były dla niego dość obce, odkąd pojawił się na wyspie. I to nie tylko jej zachowania i sposób traktowania jego osoby, ale również jego własne. Czasami wiedza książkowa i teoria nie wystarczają, by pojąć wszystko co jest na tym świecie.
- Niekoniecznie - wyszeptała, pociągając nosem. - Płacz może być ze szczęścia, gdy nie potrafisz już poradzić sobie z eksplozją wewnątrz Ciebie. Ja po prostu.. rozpiera mnie taka radość jak nikogo na świecie - zaszlochała ponownie, na co białowłosy złapał ją i przytulił z całych sił do swojej piersi, by mogła wsłuchiwać się w spokojne, lecz nierówne bicie jego serca. Mimo tego, iż wybijało naprawdę dziwny rytm, wprowadzało w dziwny błogostan, który niesamowicie uspokajał. Tego właśnie było jej trzeba.
- Saphie... Mogę... cię o coś poprosić? - zapytał cicho, trochę się wahając. Nie był pewien, jak dziewczyna na to zareaguje. A w jego głowie i tak kotłowała się cała masa pytań, na które odpowiedź znała tylko ona. I Tadashi z tamtego świata poza wyspą, który niestety, zaginął.
- Tak, oczywiście. Możesz mnie prosić o co chcesz.
- Widzisz, ja... ja znalazłem sobie tutaj dom, na tej wyspie i... tam są wszystkie moje rzeczy, które chciałbym tu zabrać. - Wtedy zdał sobie sprawę z kolejnej rzeczy, o którą musiał spytać już teraz. - I... gdzie my tak w ogóle się znajdujemy?
- Oczywiście, tak, tak, pójdziemy po Twoje rzeczy. Jesteś w moim domu, a dokładnie w moim salonie w mieście ocaleńców. - uśmiechnęła się smutno.
Przesunęła palcami po jego policzku i wardze, delikatnie wsuwając czubek palca do jego ust.
- Uhm? - zdziwił się i podniósł na nią wzrok. Ucałował jej palce, kiedy go głaskała, jednak nie spodziewał się, że jeden z nich znajdzie się w jego ustach. Wsunęła go bardziej, chcąc zobaczyć jak zareaguję, niegdyś to lubił. Co prawda, spodziewał się, że Saphira zrobi coś w tym stylu, ale i tak jego początkowa reakcja była całkowicie normalna. Prawie się zakrztusił, jednak pozostał w bezruchu, by po chwili... polizać jej palca. Na jego blade policzki wstąpił szkarłatny rumieniec, a z kącika ust spłynęła strużka śliny. Zachichotała i wyjęła obślinionego palca, by po chwili go oblizać.
- Niegdyś bardzo lubiłeś, gdy robiłam z Tobą sprośne rzeczy - uśmiechała się.
Sam nie miał pojęcia, dlaczego tak się zachował... odwrócił wzrok i spuścił głowę, czerwieniąc się ze wstydu.
- Chodźmy... już... - wydukał tylko cicho.
Podniosła się, schodząc z jego kolan. Wyprowadziła Dashi'ego z domu, trzymając go za rękę. Wszystko wokół wyglądało naprawdę pięknie, niczym stare, zabytkowe miasto, ale żywe, tętniące życiem. Prowadziła go przez kamienną ulicę, przez ludzkie tłumy. Westchnęła głęboko, widząc kilka znajomych, wampirzych twarzy i przycisnęła blisko Dashi'ego do siebie. Wszystko tutaj z każdą chwilą coraz bardziej go fascynowało. Czuł brukowaną drogę pod swoimi nagimi stopami, w nozdrza kłuł go zapach wilgoci i słodkiej wody. Odczuwał na swej skórze wyraźny brak słonecznego światła, więc domyślił się, iż byli w jaskini. Trzymał się kurczowo ukochanej, gdyż wszystko było mu nieznane i obce. A mimo tego, iż nowe rzeczy go ciekawiły, bał się zgubić w tym miejscu. Gromadziło się tu tyle obcych zapachów ludzi i wampirów, czym więc było to miejsce? Nigdy nie czuł takiego tłoku, był przerażony. Dopiero po jakimś czasie wyszli na powierzchnie, a on wręcz depresyjnie trzymał się Saphiry. Wreszcie poczuł jedynie zapach świeżego powietrza i swej ukochanej, to dało mu spokój. Zanim wyszli tutaj, zawiązała mu opaskę na oczach. Spojrzała na niego, widząc, że jest nieco przestraszony.
- Coś nie tak? - zapytała cichutko.
Ścisnął jej rękę mocniej. Nogi się pod nim ugięły, a on upadł na kolana, na miękką trawę. Nie wytrzymał tej presji.
- Dlaczego... tam było... tyle ludzi...? Wampiry?! Kim oni są?! Co to za miejsce!? - wybuchł tak nagle, że nie mogła się tego spodziewać.
Uklękła przy nim i przytuliła go mocno, uspokajając.
- Spokojnie Dashi. To gdzie byliśmy, to była wioska ocaleńców. Nie martw się, nikt Ci tam nie zrobi krzywdy. Ludzie, wampiry i duchy żyją tam w zgodzie i harmonii - pocałowała go w czoło.
Chłopak przycisnął się do niej i zacisnął powieki.
- Za dużo... na raz... - wyszeptał tylko, po czym podniósł się ciężko na nogi. - Chodźmy. Czekają na mnie. Musze ich zabrać. Zaprowadź mnie do klifu, tam, gdzie się spotkaliśmy, dobrze? Dalej poradzę sobie sam.
- Nie sam. Ja pójdę z Tobą - ujęła mocno jego dłoń i pociągnęła go za sobą. Szła powoli, by nie używać wampirzej szybkości, prowadząc go ku klifowi. Nie była to aż tak długa droga. Szli lasem, a następnie plażą, znajomą dla białowłosego drogą.Gdy zbliżali się do klifu, ścisnął mocniej jej dłoń i przejął inicjatywę. Skręcili w zupełnie inną stronę, a on zaprowadził ją na polanę, gdzie stał jego mały, drewniany domek.
- Uh? - spojrzała na budynek i zamrugała zdziwiona. - To Twój dom? - spytała zaskoczona i.. zaintrygowana. Pociągnął ją za sobą do środka, a widok, jaki ujrzały jej oczy, zapierał dech w piersiach. Pomieszczenie imitujące salon było naprawdę duże. Nie przypominało ani trochę jej domu. Było to po prostu mieszkanko w dziczy. Prawdziwe mieszkanie w dziczy. Na środku znajdowała się jakaś stara i dziurawa kanapa, stolik wszędzie rosły kwiaty, a każdy skrawek ściany pokrywały jego rysunki. Niektóre wykonane były na papierze, inne na pergaminie, liściach czy korze drzew. I to było fantastyczne. Przedstawiały przeróżne zwierzęta, krajobrazy, najczęściej pojawiały się dziwne motyle i... jej twarz. Nie była idealnie odwzorowana, jednak bardzo podobna. Widać było, że autor posiada talent. Spojrzał na ukochaną i uśmiechnął się ciepło.
- Tak, to mój dom.
- Boże.. Jak tu.. pięknie.. - wyszeptała, aż nie chciała, żeby wracali do tego miasta, tylko zostali tutaj.
Wpatrywała się w swoje rysunki, chcąc zachować je w pamięci. Zawsze Dashi pięknie rysował i jak widać ten talent pozostał.
- Luka! Inukai! - Tadashi kucnął, a spod kanapy wystrzeliły ku niemu dwa duże szczury. Wskoczyły mu w ramiona niczym stęsknione za swoim panem szczeniaki. - Moje małe...
Przez moment wpatrywała się w te dwa paskudne stworzenia z szokiem, aż w końcu z głośnym piskiem, wskoczyła na szafę w rogu, wpatrując się w nie z szokiem.
- Zabierz te potwory stąd! - krzyknęła przestraszona.
- Uh? - Białowłosy skierował głowę ku niej, a jego mali przyjaciele powciskali się w kieszenie jego spodni, a raczej Inukai, a Luka wskoczyła w koszulę. - Ale to... To nie są potwory! - To był pierwszy raz, kiedy podniósł na nią głos. Pierwszy raz odkąd spotkał ją tutaj na wyspie. - To moi przyjaciele!
Wskoczyła w środek szafy i ukryła się w niej niczym spłoszony kotek. Zamknęła drzwiczki, nie chcąc widzieć tych szkodników. Szczury były znienawidzone przez nią. Kiedyś wpadła w ich legowisko i została nieźle pogryziona.
- Saph...? - podszedł do szafy z gryzoniami w kieszeniach. Usiadł na ziemi i uchylił drzwiczki, zaglądając do niej. Luka wyskoczyła spod materiału jego koszuli i wskoczyła na jej kolana, trącając ją przyjaźnie noskiem w policzek. - To jest Luka - uśmiechnął się do ukochanej. - Nie zrobi ci krzywdy. Jest bardzo przyjazna. Inukai jest bardziej wredny, ale tylko czasami.
Wpatrywała się w gryzonia z przerażeniem, a w jej oczach wezbrały się łzy.
- Zabierz to.. Zabierz ją ode mnie! - krzyknęła z płaczem. - Ona mnie pogryzie! Zabierz ją!
Biała samiczka wystraszyła się i uciekła do swojego schronienia w postaci jego kieszeni. On sam zaś reagował na to wszystko z niemałym zaskoczeniem.
- Saphie... Przestraszyłaś ją, widzisz? Luka też ma uczucia... - pogłaskał szczurzycę przez materiał, a potem starł łzy z twarzy ukochanej. - Boisz się szczurów? To prawda, że niektóre są agresywne, ale Luka i Inukai są bardzo inteligentne i przyjazne.. naprawdę.
- Ja ją przestraszyłam?! Zabierz je! Ja się boję.. - załkała.
- Skoro nie chcesz mi zaufać, to nie... - podniósł się smutny i zaczął zrywać swoje rysunki ze ścian, by zabrać każdy z nich do Saphiry. Naprawdę go zasmuciła. Próbował podejść do niej w delikatny sposób, bez zbytniego zachęcania jej, ale... nie należał do ludzi cierpliwych. Jeśli go odrzuciła, to oznaczało, że nie ma co się starać.
Zamknęła szafę, by pozostać w niej z dala od potworów. Po dłuższym czasie białowłosy zebrał wszystkie swoje rysunku. I to było wszystko, co miał.
- Wyłaź, Saphira i nie zachowuj się jak dziecko... Możemy wracać? - spytał cicho, patrząc na nią.
Jak..dziecko..? To mój strach.. go nie obchodzi..? Zamknęła się jeszcze raz i skuliła bardziej, łkając, jednak po chwili wyszła z szafy i odsunęła się od Tadashi'ego jak najdalej. Wsunęła dłonie do kieszeni i ruszyła do wyjścia.
- Ach, cóż to za wspaniały widok. Jak widzę nie tylko mnie udało się odkryć twój uroczy domek, dziwolągu. I proszę, wciąż jeszcze oddychasz. Jak cudownie.

"Życie nie jest odtwarzaczem mp3, w którym możesz wybrać co chcesz, ale jest radiem, gdzie trzeba słuchać, tego co jest grane"


And being here without you
It's like I'm waking up to...


 


Imię: Nathaniel
Nazwisko: Dramzy
Wiek: 19 lat
Data Urodzenia: 10 marzec
Data Śmierci: 21 czerwiec
Pochodzenie: Hiszpania, Benidorm
Miejsce Zamieszkania: Przeklęte Miasto
Zawód: malarz
Rasa: wampir, nieokreślona
Partner/ka: brak
Połączenie: Cece Davina
Stanowisko: buntownik
Moc: uczuć (powoli je odkrywa wraz z duchem)
Broń: pistolet i sztylety
Przyczyna Śmierci: Oddał swoje życie za najukochańszą mu osobę na świecie. Chodź wiedział, że któreś z nich musi zginąć, nie zawahał się ani przez chwilę, by ocalić ukochaną.


Only half a blue sky
Kinda there but not quite
I'm walking 'round with just one shoe
I'm a half a heart without you


Wygląd: Ma 173 cm wzrostu. Krótkie, czarne włosy i brązowe ocza. Charakterystyczne tatuaże.
Charakter: BAD BOY
Historia: Nie mógł wybrać sobie lepszej rodziny. Nathaniel miał wszystko czego chciał. Jego bogaci rodzice spełniali każdą zachciankę chłopaka.
W szkole był jednym z najpopularniejszych i najwybitniejszych sportowców. Wszystkie wybryki uchodziły mu na sucho, a wszyscy widzieli w nim tylko bohatera sportowego i przystojnego chłopaka. Nikt nie zwracał uwagi na jego uczucia, ani jego największą pasję - rysowanie.
Aż pewnego dnia poznał dziewczynę, która miała odwagę poznać go całego. To jej oddał swoje serce.
Sielanka skończyła się podczas jednej z przejażdżek motorem. Gdy zorientował się, że hamulce nie działają, szybko oddał dziewczynie swój kask, gdyż ona go nie posiadała. Po chwili rozpędzony pojazd uderzył w drzewo. Nathaniel zginął na miejscu.
Zainteresowania: prześladowanie ludzi dla własnej korzyści, malowanie Cece Davina
Zwierzę: pięć czarniutkich, malutkich kociaczków: Neko, Nina, Nero, Nelly i Nick
Neko
Nina
Nero
Nelly i Nick
Ciekawostki: Kolekcjonuje różne dziwne gadżety np. breloczki.
Kontakt: horanator@vp.pl
Twoja Data Urodzenia: 24 listopad

I'm half the man, at best
With half an arrow in my chest
I miss everything we do
I'm a half a heart without you


Zastrzegam sobie kartę postaci.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Avriel i pół nagi morderca-arystokrata

Uśmiechnęłam się pod nosem, oblizując koniuszkiem języka ostatnią kroplę krwi, która miała lada chwilą skapnąć z mojej wargi. Ten smak nigdy mi się nie znudzi. Smak świeżej krwi.
- Tak samo, jak małe kradzieże od czasu do czasu... - mruknęłam pod nosem, poprawiając kaptur. Mimo, iż moje poranne łupy zdążyłam już wydać, w nocy nie zamierzałam próżnować i siedzieć bezczynnie. W końcu moja "cała wieczność" nie może się zmarnować, a noc jest taka piękna.
Rozejrzałam się wokół, mijając bramy miasta i żegnając je gdzieś daleko w tyle. Czas trochę odpocząć od tego zgiełku.
- Zabiję gnoja. Uduszę! Rozerwę mu gardło! Poćwiartuję! Rzucę Seth'owi na pożarcie! - Szeptałem do siebie.

Całą drogę biegłem. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu, żeby w spokoju móc zaplanować śmierć w męczarniach dla tego białowłosego odmieńca, gdyby jakimkolwiek cudem udało mu się przeżyć.
- Przysięgam na wszystkie bóstwa świata, że jeżeli go jeszcze raz zobaczę, to zabiję. Boleśnie i powoli. - Warknąłem przez zęby, jeszcze bardziej przyśpieszając.
Cały byłem w swojej i jego krwi. Biała koszula, nadawała się już tylko do wyrzucenia, a posklejane posoką kosmyki włosów, żądały natychmiastowo umycia.
Po chwili nareszcie zobaczyłem światła Przeklętego Miasta. Poczuwszy się trochę lepiej tym widokiem, już miałem przekraczać bramę, kiedy z impetem uderzyłem w zakapturzoną postać.
- Ja pierdole. I co jeszcze mi się dzisiaj przydarzy, do cholery! - Przekląłem pod nosem, zbierając resztki godności z ziemi.
Zdziwiona i kompletnie nie przygotowana na tak nagłe spotkanie o mało co sama nie spotkałam się z ziemią. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, próbując ogarnąć, co tak właściwie się stało. Wykonałam szybki zwrot i dopiero teraz ujrzałam przed sobą postać, która nam nie wpadła i która się ze mną zderzyła. Bez wątpienia był to wampir. Cały ubrudzony czerwoną osoką, która zdążyła już zaschnąć na jego kiedyś białej koszuli. Miał śnieżnobiałe włosy do ramion, oraz dość ciekawy niebiesko-zielony odcień oczu. Oczu, w którym wręcz paliła się żądza mordu. Tylko dlaczego ja skądś go kojarzę...
Postać na którą wpadłem, okazała się być wampirzycą. Nie była jakaś nadzwyczajna. W każdym bądź razie pewnie nie zwróciłbym na nią normalnie uwagi, tak jak zresztą na większość mieszkańców wyspy. Była przeciętnego wzrostu, miała proste, brązowe włosy i złote oczy. Jak każdy nieumarły, była oczywiście blada jak śnieg, ale w przeciwieństwie do innych, ta wampirza cecha dodawała jej tylko urody.- Patrz, gdzie leziesz! - Wrzasnąłem na nią, czując jak z każdą chwilą narasta we mnie wściekłość.
Nieznajomy szybko zgramolił się z ziemi i wyszczerzył kły na moją osobę, od razu wpadając w złość. Wewnętrznie czułam, jakby zaraz miał się na mnie rzucić i zabić na miejscu.
- Spokojnie - powiedziałam w końcu, przez chwilę winę zrzucając na zbyt duży kaptur, który zasłonił mi drogę. - Zaraz sobie pójdę i więcej nie będziesz mnie musiał oglądać...

- I dobrze. - Wysyczałem przez zęby, chwiejnym krokiem idąc w stronę bramy.
Byłam naprawdę wyczerpany. Nie pożywiłem się za wiele tego dnia, a dołączając do tego walkę z chłopakiem i spory ubytek krwi, padałem po prostu ze zmęczenia. I chociaż całego mnie od środka rozsadzała totalna furia, to wolałem uniknąć kolejnej walki, szczególnie, że moim przeciwnikiem miała być prawdziwa wampirzyca.
Odsunęłam się krok w bok, robiąc przejście dla wampira. Mimo, iż sam w sobie budził grozę, w tym momencie nie wyglądał za dobrze. Zaschnięta krew na ubraniach, oraz ustach, na dodatek szedł tak, jakby za chwilę miał się przewrócić.
- Nie sądzisz, że mogą cię nie poznać? - zagadnęłam po chwili nie wiedząc, czy nieznajomy załapie o co chodzi.
- A niech spróbują, to zabiję! - Powiedziałem te słowa dość przekonująco, choć sam raczej w nie do końca nie wierzyłem. Zatrzymałem się na chwilę i zacząłem zastanawiać się nad słowami dziewczyny. - Pewnie masz rację. Ale jakoś muszę dostać się do domu. Zresztą, to nie powinno cię nic obchodzić. Lepiej martw się o siebie. - Odburknąłem, nie pozwalając jej mieć jakiejkolwiek przewagi nade mną.
- Wiesz, pewnie zaczęłabym się martwić o siebie, odwróciła i z przekonaniem, że więcej cię nie spotkam po prostu sobie poszła - powiedziałam na jednym wdechu. - Ale z sytuacji z której wynika, że w mieście nie jesteś jakimś sobie wampirem i inni mogą uznać cię za zwykłego i pozbawionego przywilejów nieumarłego w tym stanie jakim jesteś, oferuje swoją pomoc.
Gwałtownie odwróciłem głowę w jej stronę, co nie było zbyt mądrym posunięciem, gdyż poczułem, jak dopiero co zasklepiona rany na szyi, znów się otwierają.
- Shiet... - Warknąłem pod nosem, przecierając dłonią szyję.
Przyglądałem się uważnie wampirzycy od dołu do góry, zachodząc w głowę, jaki może mieć w tym interes.
- Czego chcesz? - Zapytałem obojętnym tonem, czekając na jakąś prośbę z jej strony typu większe prawa, lepsze stanowisko lub wynagrodzenie.
Przez chwilę przyglądałam się mu tak po prostu, rozmyślając, co ja bym mogła chcieć. Nie zastanawiałam się nad tym szczerze od momentu, w którym wpadł na mnie, ani nawet później.

- Nic - odparłam po prostu, wzruszając ramionami, jakby to było nic wielkiego.
- W takim razie co? Zabijesz mnie, jak nie będę patrzył? - Zacząłem uważniej przyglądać się wampirzyce, kalkulując jak duże miałaby, gdyby próbowała mnie zabić. Taki już byłem. Nie wierzyłem w ludzką bezinteresowność, a tym bardziej wampirzą. W każdym geście dobroci, doszukiwałem się drugiego dna. Po prostu nie sądziła, że istnieje coś takiego na świecie.
- Jeśli mam być szczera, to niech będzie. Dopiero teraz, gdy o tym wspomniałeś zaczęłam się naprawdę zastanawiać, czego bym chciała. I wiesz do czego doszłam? Że nie chcę niczego. Zabić cię? - uniosłam lekko brew do góry. - Nie zalazłeś mi za skórę, więc nie miałabym z tego żadnej przyjemności - prychnęłam. - Po prostu chcę ci pomóc, bo wyglądasz jak sto siedem nieszczęść. Potem mnie już nie zobaczysz. Chyba, że przemknę gdzieś bezinteresownie.
Gapiłem się na nią z szeroko otwartymi oczami i możliwe, że również ustami. Nie miałem pojęcia co zrobić. Czy przyjąć od niej propozycję i pójść za nią, czy ją zignorować i natychmiast wrócić do domu.
- W sumie co to za różnica, gdzie pójdę. I tak będę musiał iść przez miasto. - Posumowałem pokrótce, biorąc to za najlepsze w tym wypadku rozwiązanie.
- Z tym bym się akurat nie zgodziła. Nie mieszkam w mieście - powiedziałam, a po chwili dodałam: - Bardziej... Na uboczu, gdzie można przejść okrążając miasto. Oczywiście, można iść przez sam środek miasta, przez rynek główny, aby wszyscy gapili się jak na cud natury. Dlatego nigdy nie chodzę przez miasto. No, twój wybór. Chociaż w sumie nie obchodzi mnie, co zrobisz zbytnio.
Mało obchodzi, jednak byłam ciekawa tego typa.
Zagryzłem lekko wargi, bijąc się z własnymi myślami.
Co ja świruska i pustelniczka mieszka poza murami miasta? - pomyślałem. I właśnie wtedy postanowiłem się tego dowiedzieć.
- Skoro tak ładnie nalegasz. - Mruknąłem, udając niechęć do pójścia za  nią. - A tak w ogóle... Nazywam się Shin'ichi. - Powiedziałem już mniej  agresywnie, podchodząc do dziewczyny i delikatnie całując ją w zimną  dłoń. W końcu czasami nawet i we mnie budziły się stare nawyki gentleman'a.
- Nie nalegam ładnie - poprawiłam go i uśmiechnęłam się lekko pod nosem na jego gentlemeński gest. - Po prostu podaje argumenty. Miło mi, jestem Avriel.
Chyba mi miło... - dodałam w myślach.
- Wprost przepięknie, Avriel. - Dodałem z udawanym zachwycie w głosie i wolnym krokiem ruszyłem za brunetką do jej domu.
Arystokraci... - pomyślałam i westchnęłam cicho. Wielu ich spotkałam. Najczęściej witali mnie delikatnym uściskiem kajdanek, a następnie namiętnym pocałunkiem z zimną ścianą w więzieniu. Oczywiście to nie był koniec wrażeń, gdyż zawsze mogłam zasnąć w ciepłych i kojących objęciach metalowego, skrzypiącego i zniszczonego łóżka.
Darując sobie kaptur na głowie, wolnym krokiem prowadziłam chłopaka za sobą. Droga nie była długa, toteż w krótkim czasie powinniśmy dojść. Miałam jedynie nadzieję, że nie spotkam nikogo z moich "przyjaciół".
Wciąż jakoś nie byłem przekonany do jej bezinteresowności. Do tego doszedł jeszcze fakt, że mieszkała poza obrębem miasta, czyli w dla niektórych w pewnym sensie poza zasięgiem moich rządów.
Nie podobało mi się to zbytnio, ale czasami trzeba poznać wroga, żeby potem móc go pokonać.
Po jakimś czasie w końcu znaleźliśmy się w domku. Mimo, iż nie był do końca tak duży, jak domy w przeklętym mieście, mi wystarczał. Na dole znajdowała się mała kuchnia, pokój, który robił za jadalnie, oraz salon i łazienka. Na górze były dwa pokoje, z czego jeden był mój, a drugiego nigdy dla nikogo nie otwierałam. Mieszkanie nie było urządzone w iście zamkowym stylu, gdzie wszędzie po oczach raziło złoto. Może i nigdy jakoś nie brakowało mi środków materialnych, ale nigdy mojego skromnego wystroju nie zmieniałam. Taki mi się podoba.
- Na lewo łazienka - wyjaśniłam, gdy znaleźliśmy się w środku. Na tę chwilę powinno mu wystarczyć.
Wszedłem do środka, rzucając przelotne spojrzenia na wystrój wnętrza. Nie zachwycał on zbytnio, ale nie był też tragiczny jak sobie wyobrażałem idąc tutaj.
Słysząc, gdzie znajduje się łazienka, tylko lekko kiwnąłem głową w stronę Avriel i niemal do niej pofrunąłem, szczęśliwy, że wreszcie będę mógł się doprowadzić do porządku. Przyznaję. Jestem strasznym pedantem, a szczególnie jeżeli chodzi o włosy. Są dla mnie jak świętość, której nikt ani nic nie ma prawa dotykać.
Zrzuciwszy z siebie zakrwawione ubrania wziąłem szybki prysznic, większość czasu poświęcając na mycie posklejanych posoką, niegdyś białych kosmyków.
- Uhm... Avriel! Słońce posiadasz w swoim wyposażeniu jakiś wolny ręcznik, który zechciałabyś mi pożyczyć? - Krzyknąłem z łazienki, nie ruszając się spod prysznica.
Słysząc nawoływania Shin'ichiego, wstałam od stołu i szybko znalazłam się na górze. Chwilę pogrzebałam w szafkach, po czym z jednej wyciągnęłam czysty, biały ręcznik. Zarzuciwszy go sobie przez ramię i używając swych wampirzych mocy, znalazłam się na dole. Lekko uchyliwszy drzwi od łazienki, nie spoglądając do środka, dosłownie wrzuciłam tam ręcznik, chyba nawet nie zastanawiając się, czy wylądował na twarzy wampira, czy po prostu na podłodze.
Sama zaś wzruszyłam ramionami i znów podreptałam do kuchni.
Podniosłem śnieżnobiały ręcznik z kafelek, który na szczęście wylądował na nie, a nie w wodzie i zacząłem się nim dokładnie wycierać. Jako tako osuszywszy włosy, z których jednak wciąż skapywały krople wody, zawiązałem ręcznik wokół bioder i podszedłem do lustra.
Przyjrzałem się dokładnie swojemu odbiciu, które jakimś dziwnym cudem wciąż istniało. Zawsze byłem przekonany, że wampiry go nie posiadają, że straciły je tak samo jak duszę. Dotknąłem palcami małych blizn na szyi, które po chwili całkowicie zniknęły.
- Uhm... Cudownie... - Westchnąłem do siebie i wyszedłem z łazienki.
- No to ten. Dzięki Avriel. - Powiedziałem do dziewczyny, wchodząc do salonu.
- Nie ma za co - odparłam, wylegując się na kanapie i przeglądając jakąś gazetę. - Jakbyś potrzebował ubrań, męskich nie mam. Wbrew wszystkiemu nie zapraszam na noc nikogo - dodałam, nie odrywając wzroku od pisma.
- Wcale nic takiego nie sugerowałem. - Powiedziałem i podszedłem do dziewczyny. Położywszy ramiona na oparciu kanapy, z ciekawością zaglądnąłem w oglądane przez brunetkę pisemko. - Ciekawe? - Zapytałem niby od niechcenia, mając nadzieję, że powie mu, co tam jest napisane.
- Hm? - oderwana od spoglądania w jakiś artykuł uniosłam oczy znad liter i spojrzałam się na chłopaka. Chyba dopiero teraz dotarło do mnie, że zaprosiłam do domu arystokratę, który mógłby mnie zabić, a teraz na dodatek chodzi pół nagi po moim mieszkaniu. Świetnie, Avi. Twój tok myślenia jest zabójczy. Włącza się dziesięć minut oo fakcie. Teraz więc niech włączy się sposób bycia pod tytułem "olewamy wszystko", a ja spróbuje nie dać po sobie nic poznać. Bądźmy tak spokojną, jak wcześniej. Bądźmy lotosem na tafli spokojnego jeziora.
-...Chcesz? - spytałam po chwili, wyrywając się z własnych myśli.
Zwróciłem swój wzrok z gazety na dziewczynę. Po chwili na mojej twarzy, na ułamek sekundy pojawiło się zaskoczenie i lekki.. strach. Ale prawie od razu zostały zastąpione tradycyjna, opanowaną maską.
- Nie. Obejdzie się. - Powiedziałem, odchodząc od Avriel i udając, że moja uwagę przykuło nagle coś zupełnie innego.
Lekko zdziwiona wzruszyłam ramionami i odłożyłam gazetę na stolik. Nic więcej nie chciałam przeglądać, bądź nie uważałam za słuszne.
Katem oka spojrzałam na białowłosego, który przechadzał się po pokoju. W mojej głowie krzyczał cieniutki głosik "coś ty zrobiła".
Czułem na sobie jej spojrzenie, które jakoś dziwnie mi nie przeszkadzało.
- Mieszkasz tu sama? - Zapytałem po chwili, odwracając się w jej kierunku.
- Sama - odparłam, podnosząc się. Plecami oparłam się o oparcie kanapy, a kolana podciągnęłam pod brodę, rękami obejmując nogi. Z jednej strony teraz w głębi zaczęłam się obawiać. Najbardziej chyba tego, że powiem coś, czego nie powinnam. To, że on jest arystokratą, mającym wiele przywilejów i względów w mieście, na dodatek będącym pół nagim... Argh. Po prostu będącym w moim mieszkaniu, to taki mały szczegół.
Patrzyłem na dziewczynę, uważnie obserwując każdy jej gest. Krępowałem ją. Było to widać wyraźnie. Całą sobą krzyczała, żebym już sobie poszedł, żałując pewnie, że w ogóle mnie zaprosiła. Z jednej strony mnie to trochę bawiło, ale z drugiej zastanawiało.
Kątem oka spojrzałem na swój skąpy ubiór, a właściwie tylko ręcznik. Zwykle nie przeszkadzało to nikomu, że rozmawiam z nim prawie nago. Aż w końcu trawił się wyjątek.
- Mam się ubrać? - Zapytałem z lekką nutką kpiny w głosie. - Czy lepiej od razu wyjść? - Dodałam rzucając jej pytające spojrzenie i podnosząc jedną brew do góry.
- Ależ ja nic nie sugeruje - odparłam po chwili, nie chcąc przyznać, że to co powiedział jest czystą prawdą. Nie chciałam przyznać, że dopiero teraz dotarło do mnie, co tak właściwie zrobiłam. Dlatego właśnie zachowywałam stoicki spokój, nie chcąc dać nic po sobie poznać.
- Przecież nic nie powiedziałam - dodałam, spuszczając nogi z kanapy.
- A i owszem. Nic nie powiedziałaś, ale w sumie dość sporo pokazałaś. - Powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. - Jestem dobrym obserwatorem. Potrafię czerpać sporo informacji z zachowań innych. A twoje ciało mówi za ciebie. - Mruknąłem do niej i wyszedłem z salonu do łazienki.
Zamilkłam, odprowadzając czujnym wzrokiem wampira, który po chwili zniknął za drzwiami łazienki. Może i miał rację. Mimo, iż nic nie powiedziałam, pewnie dałam dużo do myślenia moich zachowaniem ciała. Czyli rzecz, którą muszę przećwiczyć.
  Uśmiechnęłam się delikatnie i nieco się rozluźniając upadłam do tyłu na plecy na miękką kanapę. Odetchnęłam głęboko, zamykając na chwilę oczy. Coś mi jednak nie pasowało. Gwałtownie otworzyłam powieki, wyostrzając wszystkie wampirze zmysły. W net poczułam dość ostry, wampirzy zapach. I to nie jednego wampira, tylko paru. Najlepiej powiedzieć - całej grupki wampirów. Gorzej było z tym, że już kiedyś ich spotkałam. Spotkałam w więzieniu.
- Pięknie - syknęłam pod nosem. Nie dość, że napatoczyli się oni, to jeszcze co pomyślą, gdy zobaczą jego. Co on pomyśli. Zabije mnie od razu.
Kolejny raz wszedłem do łazienki Avriel. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, zrzuciłem z siebie ręcznik i złożyłem go w równą kostkę. Ubrałem się do pasa, rezygnując już z i tak do niczego nie nadającej się koszuli.
Nagle moje nozdrza uderzył ciężki zapach wampira. Dokładnie całej grupy wampirów. Byli blisko, nie wykluczone nawet, że stali przed domem wampirzycy.
Musiałem się stąd jak najszybciej wynosić. Dziewczyna pewnie będzie miała gości, a ja jakoś nie mam ochoty uczestniczyć w jakiejkolwiek imprezie. Jeszcze ktoś sobie nie wiadomo co pomyśli.
Uchyliłem drzwi, z zamiarem wyjścia, kiedy w tym samym momencie usłyszałem przytłumione głosy.
- Shiet. Za późno.
Zerwałam się na równe nogi, gdy nagle do mieszkania wprosiło się aż pięciu gości, dokładniej wampirów. Znałam ich już, bardziej kojarzyłam. To oni ostatnio ścigali mnie po mieście, jednak znów im się nie udało. Pamiętam, jak kpiłam sobie z nich, jak to nie umieją dać sobie rady z jedną uciekinierką. Chyba wykrakałam to, co najgorsze.
- Wreszcie - warknął jeden.
- Zdejmijcie chociaż buty, dywan zabrudzicie - syknęłam sarkastycznie. W tym momencie nie obchodziło mnie już zbytnio, co powiem. I tak moja sytuacja była kiepska.
- Żeby się uganiać, kurwa, za jednym wampirem tyle czasu - dodał drugi, widocznie nie utrzymując nerwów na wodzy. Zmrużyłam delikatnie oczy, w nagłym wypadku wyszukując jakiejś drogi ucieczki. Nie sądziłam, że zajdą aż tu, szukając mnie.
Jeszcze przez chwilę przysłuchiwałem się rozmowie gości, którzy wyraźnie nie byli mile nastawieni do gospodyni domu.
- Ehh... I tak mnie tu w końcu znajdą. - Mruknąłem do siebie, wychodząc z łazienki i głośno trzaskając drzwiami.
Pewnym krokiem wkroczyłem do pokoju, rzucając przelotne spojrzenie na pięciu wampirów, którzy sądząc po ubiorze nie należeli do zbyt wysoko usytuowanej grupy społecznej.
- Panowie, czy to tak ładnie wchodzi do cudzego domu tak bez zaproszenia? - Zapytałem obojętnym tonem, podnosząc do góry brew. - Może byście chociaż jakoś grzecznie przywitali z panią, a nie używali wulgaryzmów...
Słysząc trzask drzwi, spojrzałam się w stronę, skąd przyszedł białowłosy wampir. Kątem oka zaobserwowałam diametralną zmianę w sposobie zachowania nieproszonych gości. Zamilkli gwałtownie, spuszczając lekko głowy.
- My... Nie wiedzieliśmy - zaczął jeden z nich po dłuższej chwili milczenia.
- Panie, to uciekinierka. Ścigamy ją od dłuższego czasu.
Machnąłem ręką w stronę wampira, każąc mu zamilknąć.
- Uciekinierka? - Powtórzyłem, obdarzając Avriel pytającym spojrzeniem. - Jesteście pewni, że właśnie tej miłej i cudownej dziewczyny szukacie? Nie pomyliliście jej z kimś innym? - Odwróciłem się gwałtownie w ich stronę, piorunując spojrzeniem, które mówiło, "potwierdź, a nie zobaczysz wschodu słońca".
Zauważyłam, jak wzdrygnęli się ledwo zauważalnie, a na ich czołach pojawiły się krople zimnego potu. Ich usta drgały, jakby chcieli coś powiedzieć, jednak wciąż się powstrzymywali. Nie wiedzieli, co mieli zrobić. Czy odezwać się, czy jednak milczeć. Z jednej strony ja również nie wiedziałam, co się właściwie stało. Wiedziałam jednak jedno... będę winna komuś wyjaśnienia. Życie przeleciało mi przed oczami.
- No słucham! Długo mam jeszcze czekać na odpowiedź?! - Krzyknąłem na wampiry, obnażając ostre zęby. - Jeżeli niczego nie zamierzacie powiedzieć, to wynocha!
- My... - zająkali się, jednak szybko zrezygnowali z próby jakichkolwiek negocjacji. Szybko ukłonili się przed nim, posyłając mi ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie, po czym używając swych wampirzych mocy - znikli z mieszkania.
Odprowadziłem tych mało kompetentnych wampirów szukających sprawiedliwości na własną rękę, wzrokiem po czym odwróciłem się w stronę brunetki.
- Więc...
Przeniosłam teraz swój wzrok na Shin'ichiego, nie wiedząc, jak zacząć, a dokładnie - co zacząć. Wiedziałam, że prędzej czy później sam i tak dowiedziałby się prawdy na swój sposób, jeśli cokolwiek bym zmyśliła. Z drugiej strony wątpiłam, że uda mi się wyminąć od tych tłumaczeń. Sam wzrok wampira mówił sam za siebie. Po raz kolejny więc tego dnia przeklęłam siebie w myślach.
- Więc... Mieli rację - wyrzuciłam to z siebie w końcu.
Westchnąłem cicho, załamany bezmyślnością wampirzycy.
- Mówiąc "więc", miałem namyśli, że czekam na jakieś podziękowania, a nie wyjaśnienia. - Powiedziałem piorunując ją spojrzeniem. - Ale skoro sama chciałaś mi wszystko wyśpiewać, to kończ tą żałosną piosenkę, ptaszyno. Na koniec możesz mi jeszcze wytłumaczyć, dlaczego jeszcze żyjesz. - Dodałem po chwili milczenia, samemu zachodząc w głowę, jak udało jej się tak długo przeżyć z takim podejściem do wszystkiego i wszystkich.
- Sądziłam, że lepiej będzie w nic z tobą nie grać. Tak, czy siak i tak potem o wszystkim sam byś się dowiedział i wątpię, aby to coś wiele zmieniło - powiedziałam spokojnie, w głębi jakby nad czymś się zastanawiając. - W końcu to ty wymierzasz wyroki.
Po słowach dziewczyny zacząłem się głośno śmiać.
- Hahaha... Wiesz kochanie, mam dużo ciekawsze rzeczy do roboty i skazywanie idiotów na śmierć. - Wydukałem między atakami śmiechu.
- A tobie naprawdę radzę trzymać język za zębami. Nie mów tego czego nie musisz. A najlepiej nawet o tym nie myśl. - Powiedziałem, kiedy w końcu udało mi się opanować.
Przez dobrą chwilę wpatrywałam się w wampira z szeroko otwartymi oczami. Raz chcę zabić, drugi raz się śmieje. Może ja jestem z innej epoki i nie potrafię tego zrozumieć? Albo już wiem. My jesteśmy z innych światów. On - arystokrata. Ja - złodziej. Czy to ze sobą nie gra? Owszem.
- W każdym bądź razie - zaczęłam, a po chwili dodałam: - Dziękuje...
- Na reszcie mówisz sensownie. - Powiedziałem do dziewczyny. - Nie ma za co. Zapomnę o tym, co się tu stało. Przysługa za przysługę. - Mruknąłem po czym ruszyłem w stronę drzwi z zamiarem wyjścia. Już trzymałem za klamkę drzwi, kiedy nagle sobie o czymś przypomniałem.
- Mógłbym cię prosić o małą pamiątkę po tym wspaniałym wieczorze, Avriel? - Zapytałem, odwracając się w stronę wampirzycy.
- Pamiątkę? - zdziwiłam się trochę, spoglądając na wampira. - Chyba... Tak.
Pewna nie byłam. Nie wiedziałam, o co mogło mu chodzić. Dostanie jednak swoją pamiątkę, a potem opuści mieszkanie i zapomni o sprawie. Taki był plan.
W mgnieniu oka znalazłem się przy Avriel, tak blisko, ze mogła poczuć mój oddech na skórze. Ująłem w dłoń jej gęste, brązowe włosy i zacząłem się nimi bawić, nawijając na palce.
- Masz takie piękne, lśniące włosy. - Wyszeptałem jej do ucha słodkim głosem, któremu nie sposób było się oprzeć. - Nie dałabyś mi jednego, małego kosmyka?
- Hm? - wydałam z siebie cichy okrzyk zdziwienia, słysząc pytanie wampira. Czułam na karku jego chłodny oddech, który muskał moją skórę. Chciał kosmyk moich włosów? Tylko kosmyk?
Kiwnęłam tylko głową, nie spuszczają z niego wzroku i wyrwałam sobie cienki kosmyk brąz włosów.
- Dziękuję. - Szybkim, prawie niezauważalnym ruchem ręki, wyrwałem jej włosy z dłoni i wepchnąłem do pustej kieszeni spodni, pamiętając, że w jednej z nich wciąż ma włosy białowłosego dziwoląga.
Z wampirzą szybkością opuściłem dom Avriel i zniknąłem w mroku nocy, pędząc do Przeklętego Miasta.

czwartek, 19 czerwca 2014

Oczy są ślepe. Należy szukać sercem.

- Znasz może... taki rodzaj tortur? Wieszają skazańca tak,
 aby palcami stóp ledwo dosięgał ziemi. I zostawiają go samego.
- Tylko tyle...?
- Tak. Tylko tyle.
- I co to ma do rzeczy?
- Nadzieja potrafi doprowadzić ludzi do szaleństwa. I kiedyś będzie ich zgubą.
Sposób na uwolnienie się od męczarni jest tylko jeden. Lepiej więc zapomnieć...
o istnieniu gruntu pod stopami.

*** 

Białowłosy rozbudzał się powoli z głębokiego snu. Nie oszukując, był ogromnym śpiochem. Miał naprawdę kamienny sen, nie dało się tego ukryć. Podniósł się niepewnie do siadu, zsuwając z siebie miękki, ciepły koc. Gdzie... jestem...? Wokół panował kompletnie inny zapach niż spodziewał się poczuć. Ponadto wkoło wydawało się być dość ciemno. Nie było tu dostępu do światła słonecznego. To go przerażało. Nadal w swojej wyblakłej koszuli z rękawami do łokci i spodniami do połowy łydki, zsunął się z posłania, dotykając nagimi stopami zimnego drewna.
Zdecydowanie nie był u siebie w domu. Znajdował się gdzieś indziej, nie wiedział tylko gdzie. Nie pamiętał niczego, jego wspomnienia sprzed snu były całkowicie zamazane. Nie orientował się kompletnie, gdzie jest, gdzie ma iść ani co zrobić. Nie widział niczego, czuł jedynie drewno, zapach słodkiej wody, wilgoci i nikłe, sztuczne światło na swojej skórze. Stawiając pierwsze kroki, całkowicie po omacku, potknął się o coś i wylądował na podłodze, uderzając uprzednio w jakąś szafkę. Krzyknął zaskoczony, a jednocześnie był to jęk bólu, który uniemożliwił mu się podnieść. Wtedy zdał sobie sprawę z czegoś jeszcze...
Podciągnął się na klęczki i zaczął dotykać rozpaczliwie swojej koszuli i spodni, jakby czegoś szukał.
- L...Luka...? Inukai?! - Nie było ich nigdzie. Nie czuł ich w swoich kieszeniach, nie czuł ich zapachu tutaj. Nie było tu niczego znajomego.
Uderzył bezsilnie dłońmi w drewnianą posadzkę, a po chwili przytknął do niej czoło, kładąc na niej swoją głowę. Dlaczego? Co teraz?
Jedyne, co utwierdziło go w przekonaniu, iż to nie sen, to delikatne swędzenie i ból szyi. Dotknął chudymi palcami skóry w miejscu tętnicy i poczuł obszarpane ranki i głębokie, zasklepione zadrapania. Shin'ichi... to jego sprawka...? Wtedy drzwi do pomieszczenia się otworzyły, towarzyszyło temu niezwykłe skrzypienie, a po chwili rozległy się kroki.
- Uh? Tadashi? - zdziwiła się, widząc go na podłodze.
I wtem dotarło to do jego świadomości. A raczej ta cudowna woń do jego nozdrzy. Ten piękny zapach kwitnących kwiatów wiśni, świeżo zerwanych truskawek i dojrzałych brzoskwiń. Sa...phi...ra..? Jego wspomnienia z wczorajszego dnia wróciły natychmiast. Moja... uko...chana...? Podniósł się z ziemi w ciągu ułamka sekundy i rzucił się jej na szyję, przyciskając ją do ściany. Objął ją z całych sił, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. Ale to i tak nie zmieniało faktu, że czuł się tutaj bezradny. Bał się. Naprawdę, był przerażony.
- Saphira... Saphira... - szeptał jakby w gorączce, nie chcąc jej puścić.
- Ah! - jęknęła, gdy uderzyła plecami w ścianę, ale trwało to przez chwilę. Objęła go mocno, przytulając do siebie, niczym małego chłopca. Pogłaskała go po włosach delikatnie i czule, chcąc dać mu przez to poczucie bezpieczeństwa. Przycisnęła jego głowę do swojej piersi, do swojego serca, które biło, choć słabo i nierówno. - Ciii.. Kochany, nie płacz, proszę, jestem tu, jesteś bezpieczny.
Za każdym razem, kiedy była blisko, kiedy czuł jej przepiękny zapach, słyszał jej cudowny głos... serce tłukło mu się w piersi mnóstwo razy szybciej. To nie było ich pierwsze spotkanie, na klifie, wczoraj. Ona naprawdę go kochała. A on kochał ją, tylko...
Dlaczego nie czuł tego tak wyraźnie?
A może czuł?
Może to przerażenie, które odczuwał, kiedy jej nie było, to właśnie jest miłość?
Ta dziwna tęsknota w każdej sekundzie odkąd tylko pojawił się na wyspie?
Czy to wszystko było spowodowane jej brakiem?
- Saphira... - wtulił się w jej piersi, wycierając przy okazji świeże łzy w jej ubranie. To musiała być ona, czuł to. To ona jest tym, co nieustannie napędza jego serce, by dalej biło. Tylko ona. - Kocham Cię... - wyszeptał drżącym głosem.
Przez jej ciało przeszedł wstrząs, gdy tylko wypowiedział te dwa magiczne słowa, te dwa słowa, które sprawiły, że jej serce momentalnie stanęło, a po chwili zaczęło wybijać szybki rytm radości i uczucia. Objęła go mocniej, uważając, by nie zrobić mu krzywdy. Jej wargi dotknęły jego skroni, potem policzka, aż nie ucałowały każdej z jego powiek. O tak, to musiało być dla niego znajome, tylko ona tak go dotykała swoimi ciepłymi ustami. Właśnie jego oczy były dla niej powodem do smutku, ale też do większej miłości do niego.
- Pamiętasz jak przysięgłam Ci, że będę Twoimi oczami, najdroższy? - wyszeptała z niezwykłą czułością w głosie. Przepełniała ją radość i niezwykła ulga, że jednak coś o niej pamięta.
Nigdy jak do tej pory nie doznał takiego uczucia. Tak dziwnego szczęścia i ulgi... jej czułe zachowanie doprowadzało go do dziwnego stanu, aż w końcu więcej łez wypłynęło z jego niezwykłych oczu.
- N...nie... - odpowiedział, trzęsąc się cały. Nie pamiętał nic. Wszystkie te uczucia, którymi do niej pałał, przyszły tak nagle... jakby ta część jego poprzedniego życia wróciła. Jednak nadal nie pamiętał nic, żadnych wspomnień z nią związanych, żadnych zdarzeń, słów, obietnic. To, jak teraz zachowywał się względem niej, jak ją traktował i jakim uczuciem ją darzył było po prostu bezgranicznym zaufaniem. Jednak jednego był teraz pewien...
Nie da się zapomnieć miłości swojego życia.
Pogłaskała go czulę po policzku. Wiedziała, że amnezję da się zwalczyć, musiała tylko poszukać w książkach jak. Pocałowała go ponownie w powieki, delikatnie muskając je czubkiem języka. Pogłaskała go po włosach.
- To teraz wiedz, że Ci przysięgłam, że będę Twoimi oczami i że nigdy nie stanie Ci się krzywda. - uśmiechnęła się smutno. - Dotrzymałam obietnicy, sama nosząc teraz brzemię umarłej.. Ale teraz, kochany, powiedz mi, czy pamiętasz chociaż jak wyglądam?
Chłopak odsunął się od niej delikatnie, nadal pozostając na klęczkach. Podniósł dłoń ku jej twarzy, a tam również powędrował jego niewidomy wzrok. Dotknął opuszkami chudych palców jej twarzy, przesuwając nimi po jej rysach.
- Zawsze wiedziałem, że to nie tylko moje wyobrażenia - szepnął cichutko, przymykając oczy. - Jesteś piękniejsza niż najcudowniejsze z motyli, kochana.
Uśmiechnęła się do niego bardzo czule, a wargami starła jego łzy. Była teraz naprawdę szczęśliwa, choć i zaniepokojona jego pojawieniem się na wyspie. Przymknęła oczy i ucałowała jego palec, gdy dotykał jej twarzy, po czym przytrzymała przy swoim policzku jego dłoń i odetchnęła.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś.
Podniósł się z ziemi i tym razem on ją objął. Był od niej dużo wyższy, więc role się zamieniły. Skrył ją całkowicie w swoich ramionach.
- Dlaczego... tu jestem? - spytał cicho, głaszcząc ją po włosach. - Nie, to nie ma znaczenia... Dlaczego ty tu jesteś? Ty... Nie byłaś wampirem... prawda...?
Zamknęła oczy i zacisnęła palce na jego ubraniu, jakby sama wizja, wspomnienie tego dnia, były dla niej męczarnią, koszmarem.
- Nie, nie byłam. - odpowiedziała. - I nie wiem, co robisz na wyspie, to chciałabym wiedzieć najbardziej.
Zacisnął blade palce na jej ubraniu. Tego obawiał się najbardziej. Nie udzieliła mu odpowiedzi, więc jego przypuszczenia były prawdziwe. najgorsze z możliwych.
- Więc umarłaś, prawda? - Powiedział tylko, po czym zamilkł. Zacisnął powieki z całych sił, powstrzymując łzy. Umarła. A skoro zginęła, to znaczyło, że nie potrafił jej pomóc. Co takiego się wydarzyło? Naprawdę był aż tak słaby?
Podniosła głowę w górę, by móc spojrzeć na jego zrozpaczoną twarz. Ujęła jego policzki w dłonie i przyciągnęła do siebie, by mogła mu szepnąć na ucho tylko jedno zdanie:
- Umarłam za Ciebie, nie żałuję tego.
Otworzył szeroko oczy, a jego serce stanęło mu w piersi na kilka krótkich chwil. Zginęła... za mnie...? Nie... niemożliwe...
- N...nie... o czym... ty mówisz...? - odsunął się od niej gwałtownie, aż wpadł na szafkę. - Jak to?! Kłamiesz! 
"Nikt więcej nie umrze za Dashi'ego..."
Ukrył twarz w dłoniach, czując jak zalewają go wyrzuty sumienia. A nie wiedział nawet, co tak naprawdę się zdarzyło. Nie chciał tego wiedzieć. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Posmutniała gwałtownie, widząc jego zachowanie. Zaczęła cytować swoje słowa.
- To teraz wiedz, że Ci przysięgłam, że będę Twoimi oczami i że nigdy nie stanie Ci się krzywda. Dotrzymałam obietnicy, sama nosząc teraz brzemię umarłej. Nie żałuję tego, że zginęłam za Ciebie, nigdy nie będę. Zrobiłam to po to, byś mógł żyć, bym mogła Cię chronić jako anioł. Niestety, trafiłam tutaj.
Jej słowa jeszcze bardziej doprowadziły go do płaczu.
- Nie żałujesz?! Ale trafiłem tutaj! Co ci po tym wyszło!? Dlaczego wszyscy zawsze muszą się mną opiekować?! Jestem aż tak żałosny?! Zrobiłem z twojego życia piekło, przyznaj to sama...
Zatrzęsła się, słysząc te słowa. Zacisnęła dłonie w pieści, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Jak.. Jak możesz..tak.. mówić..? - wyszeptała drżącym i zrozpaczonym głosem. - Nigdy w życiu nie zrobiłeś z mojego życia piekła i nie, nie jesteś żałosny. Moja miłość do Ciebie, była silniejsza niż ratowanie swojej duszy. Jak mogłabym po prostu patrzeć jak ktoś chce Cię zastrzelić? Nie mogłam! Nie pozwoliłabym Ci nigdy umrzeć!
- Za...strzelić...? - zająknął się, niepewny, jak ma to zrozumieć.
- Tak. Tego dnia jeden z zabójców chciał Cię zabić. Byłam tam wtedy z Tobą.. - zacisnęła powieki za łzami. - Nie pozwoliłabym nikomu Cię zabić...
- Ale... zabójca...? Dlaczego...? O co w tym wszystkim chodzi?! - Mimo tego, iż za wszelką cenę próbował sobie przypomnieć cokolwiek, nic nie przychodziło mu do głowy. Ukrył twarz w dłoniach i osunął się po ścianie na drewnianą podłogę. - Nie ro...zumiem...
Upadła przy nim na kolana i przytuliła go z całych sił.
- To już nie ma znaczenia, skarbie. Teraz tu jesteś, jesteś tu ze mną, jesteśmy tu razem. Cieszmy się tym, że mamy siebie.
Zamiast wtulić się w nią, uniósł głowę i zetknął swoje wargi z jej ciepłymi ustami w czułym pocałunku. Zamknęła oczy, spodziewając się tego. Rozchyliła swoje i wplotła palce w jego włosy. Była szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Zapragnęła, by był przy niej na zawsze.
Na wieki.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Wszystkiego najlepszego!


Matko... Nawet nie wiem jak mam przepraszam. Kajam się na kolanach. Pełznę po ziemi, błagając o wybaczenie. Proszę Cię Oliver, wybacz mi.
Tydzień temu, nasz Oliver Moonlight miał urodziny, a wasza durna adminka to przegapiła. Mało tego spóźniła się aż o tydzień.
Mogłabym się tłumaczyć, że szkoła i w ogóle, ale to nie wyjaśnia.
Jeszcze raz bardzo przepraszam.


Wiem, że te życzenia takie spóźnione, ale chociaż takie, chcę Ci złożyć.
Życzę Ci wszystkiego co najlepsze. Uśmiechu na twarzy. Samych słonecznych dni. Najlepszych przyjaciół. Wspaniałych ocen. Mnóstwa prezentów. Mało nauki. Świadectwa z paskiem. Dużo słodyczy. Mnóstwa pieniędzy. Spełnienia wszystkich marzeń i wszystkiego, wszystkiego najlepszego. No i w ogóle, przede wszystkim 100 lat! A nawet i 200!


piątek, 6 czerwca 2014

A może on właśnie teraz też patrzy w to niebo?

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, jak to zwykle bywało, po zmierzchu wampiry wyruszały na łowy - tak i ona zrobiła. Czarnowłosa dziewczyna o teraz szkarłatnych ślepiach, wędrowała przez las w poszukiwaniu pożywienia. Wyczuwała nawet teraz, że nie jest tu sama, ale to było do przyzwyczajenia się. Tuż obok niej dreptał masywny, czarny wilk - Kuro. W pewnym momencie wypruł do przodu niczym w wampirzym biegu, to samo zrobiła wampirzyca. Jej stopy prawie nie dotykały ziemi, a zatrzymała się na gałęzi drzewa dopiero, gdy ujrzała ofiarę. Była to puma - zwykła, od taka mała idąca przez polanę. Uśmiechnęła się szerzej i oblizała wargi. Zawsze mięsożercy byli lepsi od roślinożerców. Czaiła się na nią, aby po chwili skoczyć.
To była zaledwie sekunda wyjęta z życia, a zwierz wierzgał pod silnym uściskiem napastnika, starając się uciec. Nie dała rady.
Saphira, bo tak uw dziewczę miało na imię, wbiła długie kły w tętnice w szyi ofiary i zaczęła pić krew z rozkoszą. Nie nadążała nawet ssać, przebiła ją zbyt głęboko, część spływała na sierść. Nie zauważyła, gdy ta się skończyła, a puma przestała się rzucać. Westchnęła głęboko i odsunęła się, ścierając z twarzy resztki krwi.
- Marny posiłek. - mruknęła do podchodzącego do niej wilka, który również miał pysk ubrudzony w posoce.
Ten przekrzywił łeb, jakby pierwszy raz słyszał od niej takie słowa. Westchnęła głęboko i spojrzała  w niebo. Wtedy do jej głowy naszła pewna myśl..
A może on właśnie teraz, też patrzy w to niebo?
***
Krew. 
Krzyki, trzaski płomieni, nawoływania i płacz dziecka.
Płonące ciała, rozczłonkowane zwłoki, zgliszcza budynku. 
Kapliczka ociekająca szkarłatem. Mężczyzna z nożem, śnieżnobiałego włosy i łaknące zemsty ślepia.
"Be wild enough to feel free..."
- Dashi nie umrze... Dashi będzie żył, zobaczycie... Nikt więcej nie umrze za Dashi'ego...
Delikatna dłoń kobiety zaciskająca się na jego nadgarstku. Płatki kwiatu wiśni...
- Tadashi, uważaj!
- Nikt nie może ujrzeć twoich oczu...
- Mamo!
Głosy. I twarz dziewczyny... czarno-biała. Ale jej oczy ciągle się błyszczą, tym fioletowym blaskiem... woła jego imię.
"Tadashi..."
Białowłosy poderwał się z wrzaskiem do siadu. Jego krzyk przerażenia rozdarł nocną ciszę, a szczury śpiące na jego piersi zleciały na pościel z piskiem. Dyszał, nie mogąc złapać oddechu. Krople potu spływały po jego czole i nagich plecach, a szeroko rozwarte z strachu oczy wpatrywały się w nicość i jarzyły w ciemności.
Czy to był jedynie sen, chory wytwór jego wyobraźni?
Czy może prawdziwe wspomnienia, zakopane gdzieś w głębi jego świadomości? Widział obrazy, przebłyski swojej pamięci... Właśnie, obrazy. Czy to oznaczało, że nie zawsze był niewidomy? Przypomniał sobie sceny ze snu. Zapamiętał dobrze dźwięki, ktoś wypowiadał jego imię. Czyli było prawdziwe. O ile koszmar był prawdą. A twarz tej dziewczyny...
Potrząsnął głową, wyrzucając z myśli jej piękne oczy.
- To tylko sen - wyszeptał, nabierając spokojnego oddechu. Położył się znów powoli na poduszki. - Tylko... sen...
Inukai wskoczył na jego pierś z powrotem i skulił się tam, chowając swój szczurzy ogon między łapkami, podczas gdy Luka usnęła z powrotem obok. Nie potrafił zasnąć, a jego oczy błądziły bez celu po pokoju, po czym zatrzymały się na drewnianym suficie. Dopiero po chwili ten potworny ból w szyi przypomniał mu o całym dzisiejszym zajściu. Już wiedział, że tutaj nie jest bezpiecznie... Otarł się o śmierć, ponad to sprawił sobie najprawdopodobniej paskudnego wroga. Nie chciał teraz o tym myśleć.
Ale i tak... chciałbym zobaczyć niebo...
***
Przesunęła wzrok z nieba na las. Pierwszy raz od dawna, nie czuła wcale głodu. Może to przez smutek, który nagle ją dopadł? Czy przez strach, przed wspomnieniami? Dotknęła delikatnie swojego brzucha, a po chwili ruszyła ku gąszczu. Szła wolno, ani trochę jej się nie śpieszyło, a jej umył zalewało tylko jego imię, jego postać, za każdym razem, gdy wciągała nozdrzami zapach, czuła właśnie jego.. Zaraz, zaraz. Zatrzymała się gwałtownie. Ta woń była zbyt znajoma, ale trwała przez moment. Westchnęła głęboko, tak złudzona. Jej skóra błyszczała się w świetle księżyca ze względu na swój kolor. Wyszła z nocnego cienia drzew usiadła na ziemi, na klifie, trzymając nogi poza nim. Wpatrywała się swoim bystrym wzrokiem w dal.
Wtedy jej wyczulony słuch wyłapał czyjeś ciche kroki, zmierzające w jej stronę. Były ledwo słyszalne, jedynym dźwiękiem, który wydobywał się spod jego bosych stóp, były ciche trzaski i chrupnięcia liści z leśnego runa.
- Prawda, że księżyc pięknie dziś świeci, Inukai? - Spytał cichutko białowłosy, zachwycony pełną tarczą jedynego tej nocy dawcy światła. Czuł na swojej skórze jego delikatne promienie, a jego nozdrza wypełniał zapach słonego morza, gdy tylko zbliżał się do klifu. To był prawdziwy relaks po tym całym ciężkim dniu, jaki przeżył. - Gdybyśmy tylko mogli go zobaczyć...
Lecz wtedy poczuł coś znajomego, coś... utęsknionego. Nie była to tylko morska bryza i woń drzew z lasu.
Kwiat wiśni, brzoskwinie i truskawki.
Piękny, delikatny zapach, który uwolnił w jego głowie tysiące myśli i tylko jedną twarz.
Blade policzki, cudowny uśmiech i te wyjątkowe, fiołkowe oczy.
Cofnął się gwałtownie w tył, a jego stopa wylądowała na nagim patyku, łamiąc go z trzaskiem. Pierwszy raz w życiu odkąd pamięta, wpadł w taki stan przerażenia. Nie potrafił zidentyfikować tego zapachu, poczuł się zagrożony. Stracił całkowicie zmysł orientacji w terenie, kwiaty wiśni przyćmiły nawet słoną woń wody. Może to tylko kolejne urojenia? Może to nadal tylko koszmar?
Inukai, jakby przeczuwając jego myśli, wbił małe ząbki w skórę jego nogi przez kieszeń spodni. Syknął cicho, czując ból,  jednak... nie budził się. To nie był sen. To była rzeczywistość
Do kogo należał ten zapach?
Dziewczyna drgnęła słysząc trzask w lesie i szybkie bicie serca. Poderwała się do siadu, lustrując wzrokiem las. Obnażyła kły.
- Kto tu jest?! Pokaż się!
Serce tłukło się w jego piersi jak szalone. Dlaczego jego ciało tak reagowało? Nie miał pojęcia, dlaczego tak się zachowywał. Każdy na tej wyspie był dla niego obcy i każdego był w stanie określić po zapachu. A w tym przypadku... wszystko się zlewało.
"- Tadashi... Tadashi, słyszysz mnie? Tadashi!"
- Ten... głos... - Nogi ugięły się pod nim, a on wylądował na wysuszonym leśnym runie. Ślepia pod jego opaską były szeroko otwarte i wpatrywały się w tę samą co zawsze pustkę. Głos dziewczyny pasował idealnie do jednego z głosów z jego zamazanych wspomnień. Szczurek w jego kieszeni zapiszczał i wyskoczył, uciekając do domu.
Używając wampirzej prędkości, jednym susem znalazła się przy chłopaku i powaliła go na ziemię. Jej ciało było zimne niczym lód, ot kolejna cecha krwiopijcy. Spojrzała wrogo na chłopaka, przez moment nie dostrzegając kim jest naprawdę.
- Coś za jeden?!
Białowłosy krzyknął z bólu i zaskoczenia, lądując twardo na ziemi. Poczuł jej zimne ręce na swoim ciele oraz groźne spojrzenie. Ale ta piękna woń jeszcze bardziej kłuła go w nozdrza, uniemożliwiając mu wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Jego serce biło jak szalone, przyćmiewając każdy dźwięk wkoło. Znów poczuł się bezradny niczym szczur, którego złapano. To była wampirzyca, a on mógł być ofiarą. W końcu jak ślepy miałby się bronić?
Drgnęła nagle gwałtownie, otwierając szerzej teraz jarzące się czerwienią ślepia. Znała te włosy, miękkie jak jedwab, skórę delikatną jak u niemowlęcia i serce bijące w nierównym rytmie, ale co najważniejsze jego oczy. Właśnie, ta opaska była zbyt znajoma. Siedziała mu na brzuchu teraz i delikatnie ściągała materiał z oczu.
- Otwórz je. - rozkazała głosem bez sprzeciwu.
Chłopak leżał niczym sparaliżowany, bojąc się każdego nadchodzącego ruchu, jednak czując tę delikatną dłoń na policzku, zsuwającą opaskę z jego twarzy... Nim zadała pytanie, rozwarł je szeroko z szoku, jakiego doznało jego ciało. Przed oczami widział tylko piękną twarz dziewczyny ze snu. W kącikach jego oczy wezbrały się łzy, które jedna po drugiej spłynęły po jego bladych policzkach. Przez jej ciało przeszedł wstrząs widząc te przecudne, turkusowe tęczówki. Zabrakło jej tchu w piersiach, a serce momentalnie stanęło. Dotknęła palcami jego policzka, delikatnie, ledwo muskając opuszkami.
- Tada..shi..? - zapytała z nadzieją w głosie.
Była w szoku i czuła się załamana przez to, że go tu widzi. To było najgorsze miejsce do jakiego miała trafić miłość jej życia, a jednocześnie była szczęśliwa, cholernie, że tu jest. Dotknęła opuszkami palców jego ran na szyi, które dopiero teraz zauważyła... wyglądały na świeże. Ślady po kłach, delikatnie rozerwane gardło i dziwne... dziury, niczym po pazurach. jednak wszystko było już zasklepione, wymagało jedynie opatrzenia i odkażenia.
Chłopak znieruchomiał. Wpatrywał się po prostu w tę pustkę, a w jego głowie tylko rozbrzmiewało jego imię wypowiedziane z ust  tej wampirzycy. Ale w jego wspomnienia nadal świeciły przerażającą pustką, wyżerającą go od środka.
- K... kim... jesteś...? - Wydukał tylko chrapliwym głosem, jakże dla niej znajomym, pełnym strachu i szoku.
Jej serce przez moment stanęło, słysząc te słowa. Kim.. jestem..?
- Tadashi... Tadashi, to ja... Saphira... - wychrypiała, a łzy pojawiły się w kącikach jej oczu.
- Sa...phira...? - Był wyraźnie roztrzęsiony. Jego puste, jarzące się smutkiem oczy wpatrywały się w nią, jednak nie widział niczego. Po omacku odnalazł jej delikatną dłoń i położył na swoim obojczyku.
Uśmiechnęła się czule i z ogromnym szczęściem. Naprawdę, była w siódmym niebie, widząc przy sobie ukochanego. Pogłaskała delikatnie kciukiem tatuaż z jej imieniem na jego obojczyku.
- Co ty tu robisz? - zapytała lekko ze smutkiem i strachem. - Dlaczego nie jesteś w domu?!
 - W... domu...? - Pomimo tego, iż czuł wyraźnie jej szczęście, nadal niczego nie rozumiał. Jedyne, co wiedział, to to, że jego sny nie są kłamstwem. Są jakimiś zagubionymi w ciemności skrawkami jego umysłu. I ona też... jest prawdziwa...
Czuł wypełniające jego serce szczęście.
Pierwszy raz odkąd pamięta poczuł coś takiego.
Tak wspaniałego.
Czuł, że teraz może znaleźć odpowiedź na wszystkie swoje pytania, a przynajmniej na ich część. Saphira... Wypowiedział tylko w myślach ponownie jej imię, przymykając nieco powieki. Dlaczego... nie reagujesz... na moje oczy...?
- Tak. W domu, w naszym domu poza tą przeklętą wyspą. Złapali Cię, prawda? - zagryzła wargę, czując żal, że zginęła na próżno.. Chociaż, nie. Nie na próżno. Mogła go uchronić przed śmiercią. Uśmiechnęła się do niego ciepło, głaszcząc po obojczyku i policzku. - Dobrze się czujesz? Nie jesteś ranny?
Jej słowa, jej głos, wszystko co robiła... dotyk, czułość, z jaką tak nagle się spotkał.... to wszystko było dla niego nowe i szokujące, ale jakby... znajome. Jakby za tym tęsknił. Zacisnął powieki z całych sił, a więcej łez spłynęło. Nie pozostało mu nic jak płakać. Co innego mógł zrobić? Co miał jej odpowiedzieć? Nie wiedział. Był bezradny, niczym małe dziecko.
- S...Saphira... ja nie... - Zapłakał gorzko, nie mogąc powstrzymać słonych kropli swojej rozpaczy. - Nie mam pojęcia... o czym ty do mnie mówisz... - wyczołgał się spod jej czułego uścisku i odsunął aż pod samo drzewo, kuląc z bezsilności. - Kim ty do cholery jesteś!? - Krzyknął, nie potrafiąc zapanować nad emocjami.
Po raz kolejny jej serce przestało momentalnie bić. Wpatrywała się z szokiem w jej ukochanego, nie mogąc uwierzyć w jego słowa, które były jak rzucone w jej kierunku noże, przed którymi do tego nie zdążyła się uchylić. Poczuła piekący ból w środku organu i złapała się za tamto miejsce, lekko cofając..
- N..nie.. pamiętasz.. mnie..? - spuściła głowę w dół.
Spójrzmy prawdziwe w oczy, kto by Cię pamiętał? Te myśli same uderzyły w jej głowę jak grom z jasnego nieba.
- Do tej pory nie wiedziałem nawet, czy "Tadashi" to moje prawdziwe imię! - Usprawiedliwił się, szlochając. Ukrył twarz w dłoniach, chowając głowę między kolanami. To był jego "niesławny 'dołek'". - Zabij mnie, błagam... to dla mnie za wiele
Zrozumiała od razu, że to musi być amnezja. Przymknęła oczy, podczołgała się do niego i przytuliła go z całych sił, przyciskając jego głowę do swojej piersi.
- Śpij, Tadashi - wyszeptała mu do ucha, czarującym, wampirzym głosem, który był niczym hipnoza. - Proszę, uśnij przy mnie - chciała dzięki temu zabrać go w bezpieczne miejsce.
Chłopak otworzył szeroko oczy. Nie była już zimna... jej ciało biło niespotykanym ciepłem.
- U...uh...
Osunął się na nią, czując się dziwnie zmęczony, choć w rzeczywistości naprawdę tak było. Na tę chwilę, chciał wiedzieć tylko jedno. Kim ta wampirzyca była dla niego? Resztę serii pytań był w stanie odpuścić.
- S...Saphira... k...kim ty... jesteś...? - Spytał tylko cicho szeptem, a powieki same mu opadły.
- Twą ukochaną - wyszeptała mu do ucha, zaciągając się zapachem jego ciała.
Czując, że usnął, uśmiechnęła się do siebie i podniosła wzrok do góry.  

Boże, widać, że istniejesz. Dziękuje Ci, że go tutaj przyprowadziłeś. 

czwartek, 5 czerwca 2014

Wszystkiego najlepszego Saphira!


Moi drodzy blogerzy. Dzisiaj jest bardzo ważny i wyjątkowy dzień. Mianowicie urodziny naszej wspaniałej Saphiry, którą za pewne wszyscy znamy, a która od niedawna jest również członkiem społeczności WMS.


Kwiatów Ci nie dam, mimo szczerych chęci. 
Lecz słowa, które zostaną w pamięci: życzę szczęścia, 
dużo radości i długiej szczęśliwej przyszłości. 
Niech los Tobie z oczu łez nie wyciśnie, 
niechaj się wszystko wiedzie pomyślnie. 
Wszystko co piękne i wymarzone. 
W dniu Twych urodzin niech będzie spełnione.



Oprócz tego, życzę Ci Saphi
wszystkiego najlepszego, spełnienia wszystkich marzeń,
najlepszych ocen w szkole i żebyś dostała się do wymarzonego liceum.
Życzę Ci uśmiechu na twarzy, wspaniałych przyjaciół,
dużo pieniędzy i powodzenia w miłości.
A także dalszych sukcesów na blogu
i jak najwięcej Saphashi.

Podpisywać się!

środa, 4 czerwca 2014

Trafił swój na swego

Wysoki mężczyzna o długich, białych jak śnieg włosach, stał na niewielkiej polanie w środku lasu, delektując się swoim posiłkiem. Z każdym łykiem, słyszał jak serce jego ofiary zwalnia, aż w końcu staje. Wampir z żalem spojrzał swoimi szkarłatnymi oczami na osuszone z krwi ciało jakiegoś zwierzęcia, którego nazwy aktualnie nie mógł sobie przypomnieć.
Dlaczego one muszą się tak szybko kończyć? Nawet nie zabiłem pierwszego głodu. Pomyślał patrząc na leżące u jego stóp, martwe stworzenie. Niewzruszony ominął je i poszedł dalej swoją drogą.
Ciekawy miejsca swojego pobytu, rozglądał się dookoła, wszystko uważnie chłonąc wzrokiem i rejestrując w pamięci. Nigdy nie był w tej części "dziczy", jak miał w zwyczaju nazywać wszystkie tereny położone poza granicami Przeklętego Miasta. W ogóle nie udało mu się zwiedzić całej wyspy, gdyż jest ona tak wielka, że mimo tego, iż jest jednym z pierwszych mieszkańców tego "więzienia", to nie zdążył jej poznać nawet w połowie.
Po kilku kolejnych krokach, znów natrafił na niewielką polanę, ukrytą w leśnej gęstwinie. Zapewne przeszedłby to miejsce, bez żadnego zainteresowania, tak jak poprzednie, gdyby nie drewniany domek na niej stojący.
Shin'ichi od zawsze odznaczał się nadzwyczajną ciekawością, więc nie mógł tak po prostu nie wejść do tego budynku i nie sprawdzić, co się tam kryje. Z wampirzą szybkością znalazł się przy drzwiach, które bez ceremonialnie wyważył kopniakiem, choć nie było to wcale koniecznie, gdyż były otwarte.
Spróchniałe drewno ciężko opadło na kamienną posadzkę, wzbijając w powietrze kłęby kurzu. Białowłosy wszedł do pomieszczenia jak do swojego własnego domu i począł się rozglądać za czymś interesującym.
Pierwszą rzeczą, która przykuła jego uwagę była ściana. A właściwie wszystkie cztery ściany, które calutkie, od podłogi do sufitu, pokryte były groteskowymi obrazami zwierząt i krajobrazów.
- Co to do cholery jest? - Zapytał samego siebie, podchodząc bliżej arcydzieł i niepewnie dotykając ich swoimi długimi palcami.
Rysunki były poprzyklejane wszędzie, nawet bardzo wysoko, tuż przy suficie. Były to kartki papieru lub pergamin, w zależności co domownik ukradł z Miasta Przeklętych, wykonane kawałkiem węgla lub również skradzionych ołówków. Przedstawiały w większości krajobrazy, jednak były dość dziwne. Znacząco odbiegały od rzeczywistości, elementy, na przykład drzew, zlewały się ze sobą i nie oddawały ich normalnej postaci. Tak samo zwierzęta. Jakby wszystkie były wytworem wyobraźni autora. Najwidoczniej, najczęściej rysował motyle. Niektóre były jednak tak dziwne i różniące się od ich żywych odpowiedników, że aż fascynujące. Gdzie nie gdzie widział również obrazy jakiejś kapliczki czy mostu. Jednak najczęstszym tworem była jedna, taka sama twarz dziewczyny, jej sylwetka czy poza. Autor nie podpisywał się, jednak kreska na wszystkich dziełach była bardzo podobna.
Salon, o ile można to nazwać salonem, był bardzo niespotykanie urządzony. Jak na taki domek w dziczy, to miejsce nie było aż tak "zacofane". Na środku stała jakaś prowizoryczna kanapa i fotel, a raczej jakieś pozostałości po całkiem wygodnych meblach. Był tu stół, biurko, słodki dywanik  w postaci skóry jakiegoś zwierzęcia, cztery okna z dwóch stron, drzwi do drugiego pokoju i mnóstwo roślin. I szczur. Mały, szary szczur, siedzący na kanapie i gapiący się w stronę Shin'ichiego z zaciekawieniem.
- Zostaw, bo zepsujesz.
Ciszę przerwał cichy, melodyjny, męski głos. W wyważonych drzwiach stał wysoki chłopak o białych, lecz nieco brudnych włosach, w brudnej, jasnej koszuli i poobcieranych, ciemnych dżinsach do połowy łydki. Jego nagie stopy nie obawiały się stąpać po spróchniałych deskach. Na ramieniu białowłosego siedział szczur, jednak uwagę wampira przykuła czarna opaska na jego oczach.
Wampir zmierzył chłopaka zimnym spojrzeniem, próbując skojarzyć skądś jego twarz. Do jego nozdrzy doleciał silny zapach ludzkiej krwi, wyostrzający jego wszystkie zmysły oraz gotowe do rozpoczęcia posiłku zęby.
Pojawienie się domownika było dla Shin'ichi'ego prawdziwym szokiem. Jeszcze żadnemu wampirowi nie udało się podejść go z zaskoczenia, nie mówiąc tu już o człowieku. Czyżby zaczynał się starzeć? A może po prostu nie spożył wystarczającej ilości krwi, szczególnie tak lichej jaką jest zwierzęca krew.
- Nie sądzę, żeby można było zniszczyć papier sam dotykiem. - Odparł beznamiętnie do wciąż stojącej w wejściu postaci. - Zresztą, nawet gdyby. Kto by żałował takich bohomazów? - Dodał po chwili, przyglądając się siedzącemu na ramieniu mężczyzny gryzoniowi. Brzydził się szczurów. Uważał je za stworzenia brudne i nie warte życia na tym świecie.
Trafił swój na swego. Pomyślał, jeszcze raz rzucając oko na ten niecodzienny widok. Jedynymi istotami, do których pałał taką samą odrazą byli ludzie.
Białowłosy uśmiechnął się serdecznie, do można by rzec, włamywacza. 
- I tak ich nie widzę, więc nie mnie tu oceniać ich wartość - oznajmił bez jakiejkolwiek urazy w głosie, lecz z pogardą. Czuł silny zapach tej pijawki na swoim terytorium i nie podobał mu się on ani trochę. - Mogę spytać, co taki krwiopijca z wyższych sfer wyprawia w moim domu?
Chłopak dotknął chudymi i bladymi palcami starych drzwi.
- Tym bardziej, że wygląda mi to na włamanie - powiedział z ironią, gdyż było to jasnym faktem - iż był niewidomy.
Skrzywiłem się w niesmaku.
Nie dość, że ten człowiek wygląda jakby spotkał śmierć, to jeszcze niczego nie widzi. Zrobię światu przysługę, jeżeli go zabiję. Pomyślał, bez cienia współczucia, czy jakiegokolwiek innego uczucia.
- W takim razie powiem Ci, że ten twój wyliniały szczur lepiej by narysował. Na twoim miejscu wyrzuciłbym je od razu. - Okłamał chłopaka, bo w końcu zawsze robił to wszystkim. Taka już była jego natura.
W rzeczywistości, dla białowłosego rysunki były czymś fascynującym i pięknym. Czymś co go intrygowało i ciągnęło. Był nimi oczarowany.
- Wampir z wyższych sfer powiadasz. - mruknął trochę niezrozumiale. - A powiedz mi jak do tego doszedłeś. - Powiedział podchodząc do niego na tyle blisko, że chłopak mógł poczuć jego oddech na swojej twarzy.
 - Ale Luka nie jest wyliniała, prawda, Luka? - Złapał białego szczurka ze swojej kieszeni i uniósł go na wysokość twarzy, jakby chciał się mu przyjrzeć. Lecz wtedy samiczka zapiszczała i wyskoczyła z jego dłoni, uciekając do przyjaciela siedzącego na kanapie. Chłopak czując oddech nieznajomego mimowolnie cofnął się i wpadł na ścianę, a po jego karku przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Skierował twarz ku niemu.
- Cuchniesz jak arystokrata - odparł beztrosko, nim zdołał ugryźć się w język.
Wampir otrząsnął się po zbyt bliskim spotkaniu z zwierzęciem i spojrzał na opierającego się o ścianę domownika.
- Eh... Zastanawiam się czy powinienem Ci podziękować za komplement, czy może rozszarpać gardło za obrazę mojej osoby. - Powiedział, parskając krótkim, ale ostrym śmiechem.
Nagle znieruchomiał, wyczuwając w powietrzu nowy zapach. Woń innego wampira.
Shiet... I tak nie zamierzam się dzielić z nikim. Obiecał sobie w duchu i począł przechadzając się po niewielkim pomieszczeniu.
- Powiedz mi, co taki nieporadny człowiek jak ty, robi całkiem sam w środku lasu. - Zapytał, z odrazą patrząc na stojące w "salonie" przedmioty, których nie śmiał nawet nazwać meblami. - Nikt ci nie powiedział, że tu jest niebezpiecznie?
Chłopak zacisnął palce na szyi, jakby napomknięcie o rozszarpanym gardle przywołało do niego jakieś niemiłe wspomnienie. 
- N... nieporadny? - Spytał zaskoczony, a pokrętny uśmieszek już dawno zniknął z jego twarzy. Nie czuł się ani trochę gorszy pod tym względem, iż był niewidomy. - Dlaczego ktokolwiek miałby mnie o tym informować? Reguły tego świata mówią, że w każdym miejscu jest niebezpieczne. Tym bardziej, w więzieniu.
Shin'ichi spojrzał na chłopaka i parsknął śmiechem, a na jego twarzy pojawił się uśmiech mordercy, który nareszcie znalazł swoją ofiarę.
- Masz rację. Na tej wyspie, od pojawienia się tu pierwszej obcej istoty, istnieją trzy podstawowe zasady. "Uciekaj! Walcz! Przeżyj!" Jak widać świetnie sobie z tym radziłeś. - Dodał, podkreślając ostatnią sylabę.
Białowłosego zdziwiło dziwne akcentowanie wampira. Nie zrozumiał, co chciał przez to przekazać. A to mogło być jego gwoździem do trumny. Naprawdę.
- Jeśli morze wyrzuci cię na pusty brzeg, nie masz przed czym uciekać, ani z czym walczyć - wyszeptał cicho, cały czas skupiając na nieznajomym swoją uwagę.
- Oj daj spokój. Nie mów mi, że jeszcze żadne stworzenie na tej wyspie nie próbowało cię zabić. Że sama wyspa nie chciała ci zrobić krzywdy. - powiedział. - Nie mogę w to uwierzyć. Po prostu w czepku żeś urodzony chłopaczku. Świat naprawdę musi Cię kochać, skoro wciąż jeszcze oddychasz. - Dodał i po chwili znalazł się tuż przy chłopaku. - A może po prostu nie wie, jak się ciebie pozbyć. Myślisz, że zrobiłbym światu przysługę, pomagając mu w pozbyciu się ciebie? - Wysyczał mu do ucha lodowatym szeptem, mrożącym krew w żyłach.
Nienawidził czuć czyjegoś oddechu na swojej skórze. Niezależnie od tego, do kogo zależał, jaki był, ani gdzie zetknął się z jego ciałem. Po prostu przyprawiał go o niepohamowane dreszcze, niepokojące dreszcze. Zacisnął powieki pod opaską i odwrócił twarz w przeciwną do wampira stronę. Nie bał się, jednak to uczucie było paraliżujące.
- Skoro tak nalegasz. - Powiedział, odbierając jego gest jako zachętę. - Ale zanim Cię zabiję. - Mruknął i złapał w dwa palce kosmyk jego włosów, szybkim ruchem wyrywając go z głowy chłopaka. - Tak na wszelki wypadek.
Z jego ust wyrwał się głośny krzyk bólu. W porę jednak zasłonił sobie usta bladą dłonią i ścisnął powieki z całych sił. Co mam do stracenia...? Życie...? Jakie życie...? Tutaj, na tej wyspie...? Bez wspomnień, bez wzroku, bez czegokolwiek...? Bez... kogokolwiek...?
Włożył trzymane w ręce jasne włosy do tylnej kieszeni jeans'ów, mając nadzieję nie zgubić ich po drodze do domu.
- Przy okazji. Mówią na mnie Shin'ichi. Najgorsza rzecz, jaka można spotkać na tej wyspie. - Wyszeptał do chłopaka i wbił swoje śnieżnobiałe kły w pulsującą tętnicę na szyi swojej ofiary. Przebiwszy jego anemiczną skórę, zaczął zachłannie pić wypływającą pod ciśnieniem krew, napawając się każdą jej kroplą.
Z gardła chłopaka wydobył się głośny wrzask, wypełniony bólem. Gdyby nie silny uścisk oprawcy osunąłby się na ziemię po ścianie, gdyż nogi miał jak z waty. Jego ciało było tak perfidnie wyczulone na wampirze kły, dlatego też zawsze starał się nie dopuścić do takiej sytuacji. Ale teraz było inaczej...
- Podobno, kiedy się opierasz, to bardziej boli. Tak słyszałem. Nie wiem czy to prawda. Sam tego nie doświadczyłem. - Uśmiechnął się do siebie szatańsko i począł kontynuować swój posiłek.
Nagle wampir gwałtownie odsunął się od szyi białowłosego i z impetem odrzucił chłopaka na ścianę. Kompletnie ignorują człowieka, splunął krwią na kamienną podłogę.
- Ohyda... Co to za paskudztwo do cholery?! - Wrzasną na całe gardło. - Jeszcze jak żyję, z takiego genetycznego śmietnika nie jadłem.
- Ah... - Upadł pod ścianę, zasłaniając ranki na szyi palcami. Wiedział, że i tak nic mu to nie da, ale nie chciał nęcić się zapachem własnej krwi. Na jego twarz znów wstąpił ten złośliwy, perfidny uśmieszek, zmieszany z bólem i rozbawieniem. - Co? Nie smakuje ci, pijawko? - Spytał z ironią w głosie i podniósł się z trudem na nogi.
Wampir spojrzał na niego oczami płonącymi gniewem.
- Zabiję Cię gówniarzu. - Złapał go za kołnierz koszuli i podniósł do góry, przygwożdżając do ściany, tak że jego stopy nie dotykały ziemi. - Mam nadzieję, że miałeś ciekawe życie, bo właśnie je skończę. - Warknął mu w twarz i rzucił się na niego z kłami, z zamiarem rozszarpania mu gardła.
***
- Mamo... mamo, mamo... mamo!
- Tadashi, nie ma czasu! 
- Ale... ci wszyscy ludzie...
"Dashi nie umrze... Dashi będzie żył, zobaczycie... Nikt więcej nie umrze za Dashi'ego..."
- Jeśli kiedykolwiek zdarzy się taka sytuacja, przypomnij sobie tę kapliczkę...
- Mamo!
***
Otworzył szeroko swoje turkusowe ślepia pod opaską. Jego blada dłoń znalazła się na twarzy wampira, kiedy ten delikatnie rozdarł skórę na jego szyi. Odrzucił go od siebie z naprawdę wielką siłą, stając chwiejnie na nogi i łapiąc się za gardło. Gdyby nie opaska, jego oczy błyszczałyby w półmroku pomieszczenia szkarłatem. Nigdy nie dostrzegł tak wyraźnej zmiany, jednak teraz czuł znakomicie kły w swoje szczęce. Rzucił się na byłego napastnika i niczym doświadczony drapieżnik, rozerwał jego gardło, zatapiając głęboko ostre kły w jego szyi.
Wampirowi nawet przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, że jego posiłek zechce kontratakować, a on sam stanie się ofiarą. Zaskoczony siłą i zwinnością białowłosego, nieświadomie pozwolił mu na zranienie siebie. Czuł jak jego własna krew, spływa po jego szyi, plamiąc białą koszulę.
Szybko otrząsną się i łapiąc swojego napastnika za szyję i oderwał od swojego gardła. Stając na równe nogi, mocno wbił swoje zimne palce w delikatną skórę chłopaka i podniósł go wysoko do góry.
- Nie wiem czym jesteś i skąd się tu wziąłeś szczeniaku, ale tutaj na wyspie, to ja rządzę. I jeżeli nie masz zamiaru mi się podporządkować to będziesz umierał patrząc na swoje wypływające wnętrzności. - Warknął przez zęby, plując na wszystkie strony posoką.
Mocniej zacisnął uścisk na jego szyi i pchnął nim przez cały pokój, prosto na przeciwległą ścianę, niszcząc przy tym większość rysunków.
- Zgnij tu we własnej krwi! Tylko na tyle zasługujesz. - Dodał na odchodne, patrząc na nieruchome ciało "odmieńca", po czym wyszedł na zewnątrz i popędził z powrotem do Przeklętego Miasta.

Zaczarowani