Uśmiechnęłam się pod nosem, oblizując koniuszkiem języka ostatnią kroplę krwi, która miała lada chwilą skapnąć z mojej wargi. Ten smak nigdy mi się nie znudzi. Smak świeżej krwi.
- Tak samo, jak małe kradzieże od czasu do czasu... - mruknęłam pod nosem, poprawiając kaptur. Mimo, iż moje poranne łupy zdążyłam już wydać, w nocy nie zamierzałam próżnować i siedzieć bezczynnie. W końcu moja "cała wieczność" nie może się zmarnować, a noc jest taka piękna.
Rozejrzałam się wokół, mijając bramy miasta i żegnając je gdzieś daleko w tyle. Czas trochę odpocząć od tego zgiełku.
- Zabiję gnoja. Uduszę! Rozerwę mu gardło! Poćwiartuję! Rzucę Seth'owi na pożarcie! - Szeptałem do siebie.
Całą drogę biegłem. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu, żeby w spokoju móc zaplanować śmierć w męczarniach dla tego białowłosego odmieńca, gdyby jakimkolwiek cudem udało mu się przeżyć.
- Przysięgam na wszystkie bóstwa świata, że jeżeli go jeszcze raz zobaczę, to zabiję. Boleśnie i powoli. - Warknąłem przez zęby, jeszcze bardziej przyśpieszając.
Cały byłem w swojej i jego krwi. Biała koszula, nadawała się już tylko do wyrzucenia, a posklejane posoką kosmyki włosów, żądały natychmiastowo umycia.
Po chwili nareszcie zobaczyłem światła Przeklętego Miasta. Poczuwszy się trochę lepiej tym widokiem, już miałem przekraczać bramę, kiedy z impetem uderzyłem w zakapturzoną postać.- Ja pierdole. I co jeszcze mi się dzisiaj przydarzy, do cholery! - Przekląłem pod nosem, zbierając resztki godności z ziemi.
Zdziwiona i kompletnie nie przygotowana na tak nagłe spotkanie o mało co sama nie spotkałam się z ziemią. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, próbując ogarnąć, co tak właściwie się stało. Wykonałam szybki zwrot i dopiero teraz ujrzałam przed sobą postać, która nam nie wpadła i która się ze mną zderzyła. Bez wątpienia był to wampir. Cały ubrudzony czerwoną osoką, która zdążyła już zaschnąć na jego kiedyś białej koszuli. Miał śnieżnobiałe włosy do ramion, oraz dość ciekawy niebiesko-zielony odcień oczu. Oczu, w którym wręcz paliła się żądza mordu. Tylko dlaczego ja skądś go kojarzę...
Postać na którą wpadłem, okazała się być wampirzycą. Nie była jakaś nadzwyczajna. W każdym bądź razie pewnie nie zwróciłbym na nią normalnie uwagi, tak jak zresztą na większość mieszkańców wyspy. Była przeciętnego wzrostu, miała proste, brązowe włosy i złote oczy. Jak każdy nieumarły, była oczywiście blada jak śnieg, ale w przeciwieństwie do innych, ta wampirza cecha dodawała jej tylko urody.- Patrz, gdzie leziesz! - Wrzasnąłem na nią, czując jak z każdą chwilą narasta we mnie wściekłość.
Nieznajomy szybko zgramolił się z ziemi i wyszczerzył kły na moją osobę, od razu wpadając w złość. Wewnętrznie czułam, jakby zaraz miał się na mnie rzucić i zabić na miejscu.
- Spokojnie - powiedziałam w końcu, przez chwilę winę zrzucając na zbyt duży kaptur, który zasłonił mi drogę. - Zaraz sobie pójdę i więcej nie będziesz mnie musiał oglądać...
- I dobrze. - Wysyczałem przez zęby, chwiejnym krokiem idąc w stronę bramy.
Byłam naprawdę wyczerpany. Nie pożywiłem się za wiele tego dnia, a dołączając do tego walkę z chłopakiem i spory ubytek krwi, padałem po prostu ze zmęczenia. I chociaż całego mnie od środka rozsadzała totalna furia, to wolałem uniknąć kolejnej walki, szczególnie, że moim przeciwnikiem miała być prawdziwa wampirzyca.
Odsunęłam się krok w bok, robiąc przejście dla wampira. Mimo, iż sam w sobie budził grozę, w tym momencie nie wyglądał za dobrze. Zaschnięta krew na ubraniach, oraz ustach, na dodatek szedł tak, jakby za chwilę miał się przewrócić.
- Nie sądzisz, że mogą cię nie poznać? - zagadnęłam po chwili nie wiedząc, czy nieznajomy załapie o co chodzi.
- A niech spróbują, to zabiję! - Powiedziałem te słowa dość przekonująco, choć sam raczej w nie do końca nie wierzyłem. Zatrzymałem się na chwilę i zacząłem zastanawiać się nad słowami dziewczyny. - Pewnie masz rację. Ale jakoś muszę dostać się do domu. Zresztą, to nie powinno cię nic obchodzić. Lepiej martw się o siebie. - Odburknąłem, nie pozwalając jej mieć jakiejkolwiek przewagi nade mną.
- Wiesz, pewnie zaczęłabym się martwić o siebie, odwróciła i z przekonaniem, że więcej cię nie spotkam po prostu sobie poszła - powiedziałam na jednym wdechu. - Ale z sytuacji z której wynika, że w mieście nie jesteś jakimś sobie wampirem i inni mogą uznać cię za zwykłego i pozbawionego przywilejów nieumarłego w tym stanie jakim jesteś, oferuje swoją pomoc.
Gwałtownie odwróciłem głowę w jej stronę, co nie było zbyt mądrym posunięciem, gdyż poczułem, jak dopiero co zasklepiona rany na szyi, znów się otwierają.
- Shiet... - Warknąłem pod nosem, przecierając dłonią szyję.
Przyglądałem się uważnie wampirzycy od dołu do góry, zachodząc w głowę, jaki może mieć w tym interes.
- Czego chcesz? - Zapytałem obojętnym tonem, czekając na jakąś prośbę z jej strony typu większe prawa, lepsze stanowisko lub wynagrodzenie.
Przez chwilę przyglądałam się mu tak po prostu, rozmyślając, co ja bym mogła chcieć. Nie zastanawiałam się nad tym szczerze od momentu, w którym wpadł na mnie, ani nawet później.
- Nic - odparłam po prostu, wzruszając ramionami, jakby to było nic wielkiego.
- W takim razie co? Zabijesz mnie, jak nie będę patrzył? - Zacząłem uważniej przyglądać się wampirzyce, kalkulując jak duże miałaby, gdyby próbowała mnie zabić. Taki już byłem. Nie wierzyłem w ludzką bezinteresowność, a tym bardziej wampirzą. W każdym geście dobroci, doszukiwałem się drugiego dna. Po prostu nie sądziła, że istnieje coś takiego na świecie.
- Jeśli mam być szczera, to niech będzie. Dopiero teraz, gdy o tym wspomniałeś zaczęłam się naprawdę zastanawiać, czego bym chciała. I wiesz do czego doszłam? Że nie chcę niczego. Zabić cię? - uniosłam lekko brew do góry. - Nie zalazłeś mi za skórę, więc nie miałabym z tego żadnej przyjemności - prychnęłam. - Po prostu chcę ci pomóc, bo wyglądasz jak sto siedem nieszczęść. Potem mnie już nie zobaczysz. Chyba, że przemknę gdzieś bezinteresownie.
Gapiłem się na nią z szeroko otwartymi oczami i możliwe, że również ustami. Nie miałem pojęcia co zrobić. Czy przyjąć od niej propozycję i pójść za nią, czy ją zignorować i natychmiast wrócić do domu.
- W sumie co to za różnica, gdzie pójdę. I tak będę musiał iść przez miasto. - Posumowałem pokrótce, biorąc to za najlepsze w tym wypadku rozwiązanie.
- Z tym bym się akurat nie zgodziła. Nie mieszkam w mieście - powiedziałam, a po chwili dodałam: - Bardziej... Na uboczu, gdzie można przejść okrążając miasto. Oczywiście, można iść przez sam środek miasta, przez rynek główny, aby wszyscy gapili się jak na cud natury. Dlatego nigdy nie chodzę przez miasto. No, twój wybór. Chociaż w sumie nie obchodzi mnie, co zrobisz zbytnio.
Mało obchodzi, jednak byłam ciekawa tego typa.
Zagryzłem lekko wargi, bijąc się z własnymi myślami.
Co ja świruska i pustelniczka mieszka poza murami miasta? - pomyślałem. I właśnie wtedy postanowiłem się tego dowiedzieć.
- Skoro tak ładnie nalegasz. - Mruknąłem, udając niechęć do pójścia za nią. - A tak w ogóle... Nazywam się Shin'ichi. - Powiedziałem już mniej agresywnie, podchodząc do dziewczyny i delikatnie całując ją w zimną dłoń. W końcu czasami nawet i we mnie budziły się stare nawyki gentleman'a.
- Nie nalegam ładnie - poprawiłam go i uśmiechnęłam się lekko pod nosem na jego gentlemeński gest. - Po prostu podaje argumenty. Miło mi, jestem Avriel.
Chyba mi miło... - dodałam w myślach.
- Wprost przepięknie, Avriel. - Dodałem z udawanym zachwycie w głosie i wolnym krokiem ruszyłem za brunetką do jej domu.
Arystokraci... - pomyślałam i westchnęłam cicho. Wielu ich spotkałam. Najczęściej witali mnie delikatnym uściskiem kajdanek, a następnie namiętnym pocałunkiem z zimną ścianą w więzieniu. Oczywiście to nie był koniec wrażeń, gdyż zawsze mogłam zasnąć w ciepłych i kojących objęciach metalowego, skrzypiącego i zniszczonego łóżka.
Darując sobie kaptur na głowie, wolnym krokiem prowadziłam chłopaka za sobą. Droga nie była długa, toteż w krótkim czasie powinniśmy dojść. Miałam jedynie nadzieję, że nie spotkam nikogo z moich "przyjaciół".
Wciąż jakoś nie byłem przekonany do jej bezinteresowności. Do tego doszedł jeszcze fakt, że mieszkała poza obrębem miasta, czyli w dla niektórych w pewnym sensie poza zasięgiem moich rządów.
Nie podobało mi się to zbytnio, ale czasami trzeba poznać wroga, żeby potem móc go pokonać.
Po jakimś czasie w końcu znaleźliśmy się w domku. Mimo, iż nie był do końca tak duży, jak domy w przeklętym mieście, mi wystarczał. Na dole znajdowała się mała kuchnia, pokój, który robił za jadalnie, oraz salon i łazienka. Na górze były dwa pokoje, z czego jeden był mój, a drugiego nigdy dla nikogo nie otwierałam. Mieszkanie nie było urządzone w iście zamkowym stylu, gdzie wszędzie po oczach raziło złoto. Może i nigdy jakoś nie brakowało mi środków materialnych, ale nigdy mojego skromnego wystroju nie zmieniałam. Taki mi się podoba.
- Na lewo łazienka - wyjaśniłam, gdy znaleźliśmy się w środku. Na tę chwilę powinno mu wystarczyć.
Wszedłem do środka, rzucając przelotne spojrzenia na wystrój wnętrza. Nie zachwycał on zbytnio, ale nie był też tragiczny jak sobie wyobrażałem idąc tutaj.
Słysząc, gdzie znajduje się łazienka, tylko lekko kiwnąłem głową w stronę Avriel i niemal do niej pofrunąłem, szczęśliwy, że wreszcie będę mógł się doprowadzić do porządku. Przyznaję. Jestem strasznym pedantem, a szczególnie jeżeli chodzi o włosy. Są dla mnie jak świętość, której nikt ani nic nie ma prawa dotykać.
Zrzuciwszy z siebie zakrwawione ubrania wziąłem szybki prysznic, większość czasu poświęcając na mycie posklejanych posoką, niegdyś białych kosmyków.
- Uhm... Avriel! Słońce posiadasz w swoim wyposażeniu jakiś wolny ręcznik, który zechciałabyś mi pożyczyć? - Krzyknąłem z łazienki, nie ruszając się spod prysznica.
Słysząc nawoływania Shin'ichiego, wstałam od stołu i szybko znalazłam się na górze. Chwilę pogrzebałam w szafkach, po czym z jednej wyciągnęłam czysty, biały ręcznik. Zarzuciwszy go sobie przez ramię i używając swych wampirzych mocy, znalazłam się na dole. Lekko uchyliwszy drzwi od łazienki, nie spoglądając do środka, dosłownie wrzuciłam tam ręcznik, chyba nawet nie zastanawiając się, czy wylądował na twarzy wampira, czy po prostu na podłodze.
Sama zaś wzruszyłam ramionami i znów podreptałam do kuchni.
Podniosłem śnieżnobiały ręcznik z kafelek, który na szczęście wylądował na nie, a nie w wodzie i zacząłem się nim dokładnie wycierać. Jako tako osuszywszy włosy, z których jednak wciąż skapywały krople wody, zawiązałem ręcznik wokół bioder i podszedłem do lustra.
Przyjrzałem się dokładnie swojemu odbiciu, które jakimś dziwnym cudem wciąż istniało. Zawsze byłem przekonany, że wampiry go nie posiadają, że straciły je tak samo jak duszę. Dotknąłem palcami małych blizn na szyi, które po chwili całkowicie zniknęły.
- Uhm... Cudownie... - Westchnąłem do siebie i wyszedłem z łazienki.
- No to ten. Dzięki Avriel. - Powiedziałem do dziewczyny, wchodząc do salonu.
- Nie ma za co - odparłam, wylegując się na kanapie i przeglądając jakąś gazetę. - Jakbyś potrzebował ubrań, męskich nie mam. Wbrew wszystkiemu nie zapraszam na noc nikogo - dodałam, nie odrywając wzroku od pisma.
- Wcale nic takiego nie sugerowałem. - Powiedziałem i podszedłem do dziewczyny. Położywszy ramiona na oparciu kanapy, z ciekawością zaglądnąłem w oglądane przez brunetkę pisemko. - Ciekawe? - Zapytałem niby od niechcenia, mając nadzieję, że powie mu, co tam jest napisane.
- Hm? - oderwana od spoglądania w jakiś artykuł uniosłam oczy znad liter i spojrzałam się na chłopaka. Chyba dopiero teraz dotarło do mnie, że zaprosiłam do domu arystokratę, który mógłby mnie zabić, a teraz na dodatek chodzi pół nagi po moim mieszkaniu. Świetnie, Avi. Twój tok myślenia jest zabójczy. Włącza się dziesięć minut oo fakcie. Teraz więc niech włączy się sposób bycia pod tytułem "olewamy wszystko", a ja spróbuje nie dać po sobie nic poznać. Bądźmy tak spokojną, jak wcześniej. Bądźmy lotosem na tafli spokojnego jeziora.
-...Chcesz? - spytałam po chwili, wyrywając się z własnych myśli.
Zwróciłem swój wzrok z gazety na dziewczynę. Po chwili na mojej twarzy, na ułamek sekundy pojawiło się zaskoczenie i lekki.. strach. Ale prawie od razu zostały zastąpione tradycyjna, opanowaną maską.
- Nie. Obejdzie się. - Powiedziałem, odchodząc od Avriel i udając, że moja uwagę przykuło nagle coś zupełnie innego.
Lekko zdziwiona wzruszyłam ramionami i odłożyłam gazetę na stolik. Nic więcej nie chciałam przeglądać, bądź nie uważałam za słuszne.
Katem oka spojrzałam na białowłosego, który przechadzał się po pokoju. W mojej głowie krzyczał cieniutki głosik "coś ty zrobiła".
Czułem na sobie jej spojrzenie, które jakoś dziwnie mi nie przeszkadzało.
- Mieszkasz tu sama? - Zapytałem po chwili, odwracając się w jej kierunku.
- Sama - odparłam, podnosząc się. Plecami oparłam się o oparcie kanapy, a kolana podciągnęłam pod brodę, rękami obejmując nogi. Z jednej strony teraz w głębi zaczęłam się obawiać. Najbardziej chyba tego, że powiem coś, czego nie powinnam. To, że on jest arystokratą, mającym wiele przywilejów i względów w mieście, na dodatek będącym pół nagim... Argh. Po prostu będącym w moim mieszkaniu, to taki mały szczegół.
Patrzyłem na dziewczynę, uważnie obserwując każdy jej gest. Krępowałem ją. Było to widać wyraźnie. Całą sobą krzyczała, żebym już sobie poszedł, żałując pewnie, że w ogóle mnie zaprosiła. Z jednej strony mnie to trochę bawiło, ale z drugiej zastanawiało.
Kątem oka spojrzałem na swój skąpy ubiór, a właściwie tylko ręcznik. Zwykle nie przeszkadzało to nikomu, że rozmawiam z nim prawie nago. Aż w końcu trawił się wyjątek.
- Mam się ubrać? - Zapytałem z lekką nutką kpiny w głosie. - Czy lepiej od razu wyjść? - Dodałam rzucając jej pytające spojrzenie i podnosząc jedną brew do góry.
- Ależ ja nic nie sugeruje - odparłam po chwili, nie chcąc przyznać, że to co powiedział jest czystą prawdą. Nie chciałam przyznać, że dopiero teraz dotarło do mnie, co tak właściwie zrobiłam. Dlatego właśnie zachowywałam stoicki spokój, nie chcąc dać nic po sobie poznać.
- Przecież nic nie powiedziałam - dodałam, spuszczając nogi z kanapy.
- A i owszem. Nic nie powiedziałaś, ale w sumie dość sporo pokazałaś. - Powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. - Jestem dobrym obserwatorem. Potrafię czerpać sporo informacji z zachowań innych. A twoje ciało mówi za ciebie. - Mruknąłem do niej i wyszedłem z salonu do łazienki.
Zamilkłam, odprowadzając czujnym wzrokiem wampira, który po chwili zniknął za drzwiami łazienki. Może i miał rację. Mimo, iż nic nie powiedziałam, pewnie dałam dużo do myślenia moich zachowaniem ciała. Czyli rzecz, którą muszę przećwiczyć.
Uśmiechnęłam się delikatnie i nieco się rozluźniając upadłam do tyłu na plecy na miękką kanapę. Odetchnęłam głęboko, zamykając na chwilę oczy. Coś mi jednak nie pasowało. Gwałtownie otworzyłam powieki, wyostrzając wszystkie wampirze zmysły. W net poczułam dość ostry, wampirzy zapach. I to nie jednego wampira, tylko paru. Najlepiej powiedzieć - całej grupki wampirów. Gorzej było z tym, że już kiedyś ich spotkałam. Spotkałam w więzieniu.
- Pięknie - syknęłam pod nosem. Nie dość, że napatoczyli się oni, to jeszcze co pomyślą, gdy zobaczą jego. Co on pomyśli. Zabije mnie od razu.
Kolejny raz wszedłem do łazienki Avriel. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, zrzuciłem z siebie ręcznik i złożyłem go w równą kostkę. Ubrałem się do pasa, rezygnując już z i tak do niczego nie nadającej się koszuli.
Nagle moje nozdrza uderzył ciężki zapach wampira. Dokładnie całej grupy wampirów. Byli blisko, nie wykluczone nawet, że stali przed domem wampirzycy.
Musiałem się stąd jak najszybciej wynosić. Dziewczyna pewnie będzie miała gości, a ja jakoś nie mam ochoty uczestniczyć w jakiejkolwiek imprezie. Jeszcze ktoś sobie nie wiadomo co pomyśli.
Uchyliłem drzwi, z zamiarem wyjścia, kiedy w tym samym momencie usłyszałem przytłumione głosy.
- Shiet. Za późno.
Zerwałam się na równe nogi, gdy nagle do mieszkania wprosiło się aż pięciu gości, dokładniej wampirów. Znałam ich już, bardziej kojarzyłam. To oni ostatnio ścigali mnie po mieście, jednak znów im się nie udało. Pamiętam, jak kpiłam sobie z nich, jak to nie umieją dać sobie rady z jedną uciekinierką. Chyba wykrakałam to, co najgorsze.
- Wreszcie - warknął jeden.
- Zdejmijcie chociaż buty, dywan zabrudzicie - syknęłam sarkastycznie. W tym momencie nie obchodziło mnie już zbytnio, co powiem. I tak moja sytuacja była kiepska.
- Żeby się uganiać, kurwa, za jednym wampirem tyle czasu - dodał drugi, widocznie nie utrzymując nerwów na wodzy. Zmrużyłam delikatnie oczy, w nagłym wypadku wyszukując jakiejś drogi ucieczki. Nie sądziłam, że zajdą aż tu, szukając mnie.
Jeszcze przez chwilę przysłuchiwałem się rozmowie gości, którzy wyraźnie nie byli mile nastawieni do gospodyni domu.
- Ehh... I tak mnie tu w końcu znajdą. - Mruknąłem do siebie, wychodząc z łazienki i głośno trzaskając drzwiami.
Pewnym krokiem wkroczyłem do pokoju, rzucając przelotne spojrzenie na pięciu wampirów, którzy sądząc po ubiorze nie należeli do zbyt wysoko usytuowanej grupy społecznej.
- Panowie, czy to tak ładnie wchodzi do cudzego domu tak bez zaproszenia? - Zapytałem obojętnym tonem, podnosząc do góry brew. - Może byście chociaż jakoś grzecznie przywitali z panią, a nie używali wulgaryzmów...
Słysząc trzask drzwi, spojrzałam się w stronę, skąd przyszedł białowłosy wampir. Kątem oka zaobserwowałam diametralną zmianę w sposobie zachowania nieproszonych gości. Zamilkli gwałtownie, spuszczając lekko głowy.
- My... Nie wiedzieliśmy - zaczął jeden z nich po dłuższej chwili milczenia.
- Panie, to uciekinierka. Ścigamy ją od dłuższego czasu.
Machnąłem ręką w stronę wampira, każąc mu zamilknąć.
- Uciekinierka? - Powtórzyłem, obdarzając Avriel pytającym spojrzeniem. - Jesteście pewni, że właśnie tej miłej i cudownej dziewczyny szukacie? Nie pomyliliście jej z kimś innym? - Odwróciłem się gwałtownie w ich stronę, piorunując spojrzeniem, które mówiło, "potwierdź, a nie zobaczysz wschodu słońca".
Zauważyłam, jak wzdrygnęli się ledwo zauważalnie, a na ich czołach pojawiły się krople zimnego potu. Ich usta drgały, jakby chcieli coś powiedzieć, jednak wciąż się powstrzymywali. Nie wiedzieli, co mieli zrobić. Czy odezwać się, czy jednak milczeć. Z jednej strony ja również nie wiedziałam, co się właściwie stało. Wiedziałam jednak jedno... będę winna komuś wyjaśnienia. Życie przeleciało mi przed oczami.
- No słucham! Długo mam jeszcze czekać na odpowiedź?! - Krzyknąłem na wampiry, obnażając ostre zęby. - Jeżeli niczego nie zamierzacie powiedzieć, to wynocha!
- My... - zająkali się, jednak szybko zrezygnowali z próby jakichkolwiek negocjacji. Szybko ukłonili się przed nim, posyłając mi ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie, po czym używając swych wampirzych mocy - znikli z mieszkania.
Odprowadziłem tych mało kompetentnych wampirów szukających sprawiedliwości na własną rękę, wzrokiem po czym odwróciłem się w stronę brunetki.
- Więc...
Przeniosłam teraz swój wzrok na Shin'ichiego, nie wiedząc, jak zacząć, a dokładnie - co zacząć. Wiedziałam, że prędzej czy później sam i tak dowiedziałby się prawdy na swój sposób, jeśli cokolwiek bym zmyśliła. Z drugiej strony wątpiłam, że uda mi się wyminąć od tych tłumaczeń. Sam wzrok wampira mówił sam za siebie. Po raz kolejny więc tego dnia przeklęłam siebie w myślach.
- Więc... Mieli rację - wyrzuciłam to z siebie w końcu.
Westchnąłem cicho, załamany bezmyślnością wampirzycy.
- Mówiąc "więc", miałem namyśli, że czekam na jakieś podziękowania, a nie wyjaśnienia. - Powiedziałem piorunując ją spojrzeniem. - Ale skoro sama chciałaś mi wszystko wyśpiewać, to kończ tą żałosną piosenkę, ptaszyno. Na koniec możesz mi jeszcze wytłumaczyć, dlaczego jeszcze żyjesz. - Dodałem po chwili milczenia, samemu zachodząc w głowę, jak udało jej się tak długo przeżyć z takim podejściem do wszystkiego i wszystkich.
- Sądziłam, że lepiej będzie w nic z tobą nie grać. Tak, czy siak i tak potem o wszystkim sam byś się dowiedział i wątpię, aby to coś wiele zmieniło - powiedziałam spokojnie, w głębi jakby nad czymś się zastanawiając. - W końcu to ty wymierzasz wyroki.
Po słowach dziewczyny zacząłem się głośno śmiać.
- Hahaha... Wiesz kochanie, mam dużo ciekawsze rzeczy do roboty i skazywanie idiotów na śmierć. - Wydukałem między atakami śmiechu.
- A tobie naprawdę radzę trzymać język za zębami. Nie mów tego czego nie musisz. A najlepiej nawet o tym nie myśl. - Powiedziałem, kiedy w końcu udało mi się opanować.
Przez dobrą chwilę wpatrywałam się w wampira z szeroko otwartymi oczami. Raz chcę zabić, drugi raz się śmieje. Może ja jestem z innej epoki i nie potrafię tego zrozumieć? Albo już wiem. My jesteśmy z innych światów. On - arystokrata. Ja - złodziej. Czy to ze sobą nie gra? Owszem.
- W każdym bądź razie - zaczęłam, a po chwili dodałam: - Dziękuje...
- Na reszcie mówisz sensownie. - Powiedziałem do dziewczyny. - Nie ma za co. Zapomnę o tym, co się tu stało. Przysługa za przysługę. - Mruknąłem po czym ruszyłem w stronę drzwi z zamiarem wyjścia. Już trzymałem za klamkę drzwi, kiedy nagle sobie o czymś przypomniałem.
- Mógłbym cię prosić o małą pamiątkę po tym wspaniałym wieczorze, Avriel? - Zapytałem, odwracając się w stronę wampirzycy.
- Pamiątkę? - zdziwiłam się trochę, spoglądając na wampira. - Chyba... Tak.
Pewna nie byłam. Nie wiedziałam, o co mogło mu chodzić. Dostanie jednak swoją pamiątkę, a potem opuści mieszkanie i zapomni o sprawie. Taki był plan.
W mgnieniu oka znalazłem się przy Avriel, tak blisko, ze mogła poczuć mój oddech na skórze. Ująłem w dłoń jej gęste, brązowe włosy i zacząłem się nimi bawić, nawijając na palce.
- Masz takie piękne, lśniące włosy. - Wyszeptałem jej do ucha słodkim głosem, któremu nie sposób było się oprzeć. - Nie dałabyś mi jednego, małego kosmyka?
- Hm? - wydałam z siebie cichy okrzyk zdziwienia, słysząc pytanie wampira. Czułam na karku jego chłodny oddech, który muskał moją skórę. Chciał kosmyk moich włosów? Tylko kosmyk?
Kiwnęłam tylko głową, nie spuszczają z niego wzroku i wyrwałam sobie cienki kosmyk brąz włosów.
- Dziękuję. - Szybkim, prawie niezauważalnym ruchem ręki, wyrwałem jej włosy z dłoni i wepchnąłem do pustej kieszeni spodni, pamiętając, że w jednej z nich wciąż ma włosy białowłosego dziwoląga.
Z wampirzą szybkością opuściłem dom Avriel i zniknąłem w mroku nocy, pędząc do Przeklętego Miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz