Pogadaj z nami :D

poniedziałek, 26 marca 2012

Co tam lubisz porabiać?


Głównym zainteresowaniem Alice, wykluczając chemię i piromanię, jest muzyka. Dziewczyna bardzo dobrze gra na gitarze. Potrafi również grać na fortepianie. Ładnie śpiewa. W gimnazjum, kiedy jeszcze była w klasie z ludźmi mniej więcej w jej wieku, dołączyła do zespołu rockowego. Gdy poszła do liceum nadal się w nim udzielała. Odeszła z niego dopiero gdy zaczęła planować zamach. Kolejnym jej zainteresowaniem była nauka. Bardzo lubiła się uczyć. Przeznaczała na to zajęcie sporo czasu. Na wyspie zaś polubiła pływanie. I chętnie to robi gdy może.

piątek, 16 marca 2012

Rodzimy się by żyć, żyjemy by wysadzać.


Jej historia rozpoczęła się pewnego zimowego dnia, gdy na progu sierocińca w Nowym Yorku, opiekunka znalazła koszyk ze zmarzniętym, płaczącym dzieciątkiem. Szybko wzięła dziecko do środka. Po zaopiekowaniu się dzieckiem i sprawdzeniu czy w koszyku nie ma żadnej karteczki nadała jej imię Alice. Dziewczynce mimo obaw kobiety, która ją znalazła, nic się nie stało na mrozie.
Alice dorastała w zgodzie z innymi wychowankami domu dziecka. W szkole sobie radziła bardzo dobrze, a po powrocie z niej z braku zajęć uczyła się dodatkowego materiału, który bardzo szybko opanowywała, dzięki czemu przeskoczyła klasę. I  w ten sposób niedługo przeskoczyła kolejną klasę, a później jeszcze jedną. Trochę jej dokuczano w liceum ponieważ była młodsza od reszty klasy o 3 lata, jednakże nie przejmowała się tym i liceum ukończyła jako jedna z najlepszych. Dzięki stypendium została jej umożliwiona dalsza nauka. Zaczęła uczęszczać na wykłady na kierunku chemicznym. Nie wiedzieć czemu najbardziej ją ciekawiło jak połączyć różne pierwiastki aby był duży wybuch (dop. aut. Nie. Alice nie jest dżichadżistą(kij wie jak się to pisze) xD).


W końcu wyszło szydło z worka i wszyscy się dowiedzieli o co chodziło z wybuchami. Dziewczyna planowała zamach na jedną z ważnych osób w rządzie. Nie podobał jej się obecny stan rzeczy i za pomocą materiałów wybuchowych własnej produkcji spróbowała wypełnić swój plan. Zamach się udał i człowiek ten wyleciał w powietrze niedługo po tym jak wszedł do swojego auta. Niestety, udało się ustalić kto dokonał przestępstwa. Do sierocińca wkroczyli agenci, zabrali Alice i wysłali ją na Wyspę Martwych Serc.

Zajebisty człowiek jakoś wyglądać musi, nie?


Dziewczynę od większości mieszkańców wyspy odróżnia bardzo jasna, alabastrowa cera. Jej twarz okalają jasne, wyglądające na białe, włosy. Zmieniają one wygląd w zależności od wilgotności powietrza. Gdy jest ona normalna, są proste. Natomiast gdy jest ona większa, na przykład po deszczu, zaczynają się kręcić. Jeśli przyjrzeć się jej twarzy, od razu zauważa się ładne, błękitne oczy, rzadko kiedy spoglądające nieprzyjaźnie.
Alice nie uchodzi za masywną osobę. Jest niewysoka (1.54 m) oraz szczupła (38 kg). Oczywiście jak to u kobiety nie brak jej krągłości gdzie trzeba.
Jej ciało, w niektórych miejscach, zdobią tatuaże mniejsze lub większe.


Jeśli mnie nie lubisz takiej, jaka jestem… no cóż, wtedy nie lubisz mnie, ponieważ jestem, jaka jestem.


Alice, kiedy jeszcze mieszkała w USA była bardzo wesoła, na jej twarzy zawsze gościł uśmiech. Po przybyciu na wyspę wiele się nie zmieniło. Z natury jest optymistką. Jest trochę szalona i zawsze działa impulsywnie o czym  może na przykład świadczyć dokonany przez nią zamach. Wbrew pozorom jest dobrą i pomocną osobą. Jest również bardzo inteligenta o czym może świadczyć fakt, że przeskoczyła trzy klasy i wieku 17 lat już studiowała chemię. Niestety (lub stety dla niektórych) jest bardzo naiwna. Łatwo ją oszukać. Nieraz cierpiała przez swoją naiwność.

czwartek, 15 marca 2012

If you die I will literally go out of my freakin' mind

 Wygląda dosyć komicznie, albowiem sięga (gdy raczy się wyprostować i wyjąć ręce z kieszeni) stu dziewięćdziesięciu centymetrów, a waży ledwie czterdzieści kilogramów i wciąż chudnie, jak i nadal rośnie. Towarzyszy temu częsty ból w niektórych miejscach ciała, ponoć każdy w jego rodzinie posiadał takową przypadłość. Na łbie wykiełkowało kruczoczarne zielsko, praktycznie nigdy nieczesane i sięgające brody, na której, tak dla odmiany, nigdy nic nie wyrosło i jakoś go to nie martwi. Chłopak posiada dość duży nos i zielone ślepia, okalane przez gęste i długie rzęsy. Większość porównuje go do dziewcząt, na co pewnie by się obraził, jednakże preferuje to, aniżeli wieloryba. Obrazu dopełnia ubranie, obowiązkowo czarne, ewentualnie szare, ewentualnie-ewentualnie brązowe, a także zaskakująco małe stopy, albowiem w rozmiarze trzydzieści siedem. Mimo wszystko, gdzieś tam w głębi siebie, jest prawowitym mężczyzną, zresztą nawet jeśli nie, to na facetów nie leci i raczej nie powinno się to zmienić. W związku z własnym wyglądem nawet nie łudzi się, iż ma jakiekolwiek szanse u Alice, niech ich życie pozostanie niezmienne, a wszyscy będą szczęśliwi. Doskonale radzi sobie w roli odludka, tylko w miarę nieirytujące osobniki jest w stanie zaakceptować, co nie działa w drugą stronę. Znany w wiosce ocaleńców głównie jako podróżnik, taka historyjka, choć traktowana z nieufnością, odnajduje jakieś miejsce w głowach handlarzy, większość przeraża jego wygląd, chyba imitujący nocną marę, zatem bez słowa, ni protestu sprzedają mu wszystko, czego chłopak od nich zażąda.

I swear to god!

  A zaczęło się od tego, że młody Wilson był dzieckiem niespełnionym, chciał nazywać się Nico, być perkusistą, piosenkarzem, astronautą, asasynem, kowalem, nauczycielem, sportowcem, mistrzem karate, aż wreszcie postanowił zadowolić się byciem ukochanym. Bez powodzenia. Pragnął szybko biegać, ładnie pisać, wysławiać się z dumą, mieć dziewczynę, mieć chłopaka, mieć psa, mieć brata, mieć ojca, mieć matkę, mieć wszystko i nic w zaledwie jednej dłoni. Adoptowany przez kucharkę przytył potwornie, ważąc dosyć ponad siedemdziesiąt kilo, a mając wtedy lat trzynaście. Zwyzywany do cna stworzył wyimaginowanego przyjaciela, jął ostro się głodzić i wyżywać na każdej napotkanej osobie, a schudłszy dostatecznie sięgnął nawet po makijaż. I taki oto chudzielec z kredką wokół przekrwionych ślepi, wkroczył pewnego dnia do szkoły, w swoich czarnych ubrankach, by wyjść zeń prowadzony przez policjantów, stąpając za niesionym na noszach trupem. No ale za jedno przewinienie wśród krwiopijców wysłać dziecko? Niee, to wciąż za mało. Mimo to młody już wtedy rządowi podpadł, albowiem bez skrępowania nosił koszulkę oczerniającą prezydenta, a gdy po wyjściu z poprawczaka porozwieszał w niemal całym mieście wulgarne plakaty z rządzącym w roli głównej postanowili wziąć go w obroty. Zamknięty w tej samej celi z napakowanymi złodziejaszkami zaczął posługiwać się tym slangiem i stał pupilkiem wszystkich wokoło, sprzedając nie tylko wyśmienite towarzystwo do rozmów, ale i do czegoś więcej. Z żalem opuszczał to miejsce, z etykietą dziweczki w rureczkach, aby zaraz doń powrócić, na krótszy okres czasu. Teraz znali go wszyscy, w mediach huczało o nastoletnim mordercy parającym się rysowaniem krwią ofiar. Pod eskortą wielu niepotrzebnych ludzi z bronią wysłali go na wyspę, w jednej łodzi z jakąś blondyneczką, która zaraz stała się jedną z najważniejszych osób w jego żywocie, ponoć mającym potrwać już niedługo, bo bez leków szanse na długowieczność spadły do zera. Niczego ze sobą nie przywiózł, nie pokusił się nawet o wysłuchanie paru słów na temat swojej przyszłości, całkowicie wystarczył mu fakt, że tutaj nie podliże się każdemu, szczególnie dotarło to doń po pierwszej nocy, gdy ledwo umknął zdziczałym wampirom. Od tamtej pory trzyma się od Przeklętego Miasta z daleka, całkowicie obrzydzony tym, iż kiedyś te potwory były tej samej rasy, co on.

środa, 14 marca 2012

I was born without this fear



















Zdychaj!
 Ależ nie, tak się kart nie rozpoczyna. Więc trafiłeś już, losowy czytelniku, na ten niepokojący początek z czarnowłosym chłopcem w roli głównej? Zatem powinieneś być gotowy na kolejne zaskoczenia.
 Posiada on aż siedemnaście lat, jednakże nigdy nie będzie świętował osiemnastki wraz z gromadą przyjaciół. W gruncie rzeczy i tak by tego nie robił, bo przyjaciół rzadko kiedy miał, preferując samotność, ewentualnie towarzystwo jakichś dziwnych stworzeń wiecznie pałętających się obok. Tak, patrzycie na osobę szaloną, niezdrową na umyśle. Mówi sam do siebie, najczęściej wulgarnie, ewentualnie odzywa się do jedynej osoby, jaką dźwiękiem swego ochrypłego głosu szczyci, a mowa tu o współtowarzyszce podróży, Alice Lawrence. W żadnym wypadku nie pozwoliłby jej skrzywdzić, a skoro przybycie zarówno do Przeklętego Miasta jak i Wioski Ocaleńców równe jest śmierci, nigdzie się nie wybiera. Prawdopodobnie posiada raka płuc, czego objawami są chociażby krwawe kaszle. Niestety nigdy nie było mu dane przeprowadzić odpowiednich badań... gdyby mu jeszcze zależało. Niepewny w stosunku do miłości, zwyczajnie go ona aż tak nie obchodzi i bez żadnego problemu jest w stanie bez takowej żyć, co nie powstrzymuje jego serca przed szybszym biciem, gdy Alice zaśnie oparta o jego pierś. Anorektyk, ochoczo oddaje jej większość własnych, upolowanych porcji, bo choć nie może się szybko poruszać, to wynagrodzono mu to, podarowawszy chłopakowi możność bezszelestnego truchtania czy też zwykłego chodzenia. Dołączywszy do tego celne oko i prowizoryczny łuk z ręcznie wykonanymi strzałami i oto posiadamy pożywny obiad, oczywiście nie dla niego. Ze względu na chromofobię ubiera głównie czarne ubrania, zresztą innych tutaj nie znajdzie, ni zakupi. 

Zaczarowani