Pogadaj z nami :D

czwartek, 31 lipca 2014

"...ty zniszczyłeś to w jednej sekundzie."

Nie zatrzymywali się jeszcze przez długi czas. Znała drogę do domu, nawet z tej odległości, ale aktualnie jej nozdrza były bardzo naruszone przez zapach krwi swojej jak i Jedynego. Miała nadzieje tylko, że już ich nie goni i gdy była tego prawie całkowicie pewna, zwolniła i zatrzymała się. Miała wiele ran z których płynęła krew, a i tak najgorsza była na szyi. Czuła smak swojej krwi w ustach, co było jeszcze bardziej nie do zniesienia. Odsunęła się od Tadashiego, by po chwili zwymiotować ją w krzaki nieopodal. To miało dać ulgę. Każdy głupi wiedział, że wampir nie może pić swojej posoki, ten smak był nie do opisania, nikt nigdy nie pił nic gorszego.
Białowłosy ledwo stanął na nogach, które trzęsły się jakby były z galarety, by po chwili odmówić mu posłuszeństwa.  Upadł na trawę, wyczerpany tym wszystkim... Nie walczył, nie był ranny, nie uciekał - to Saphira go niosła - ale był wyczerpany. Wyczerpało go to uczucie przerażenia i strachu. Spojrzał w kierunku ukochanej, która nagle gdzieś zniknęła. I znów poczuł ten strach. Że zostawi go tutaj samego. To było aż żałosne, nawet dla niego. Nie potrafił sobie bez niej poradzić.
- S...Saphira!
Mógł w tej ciszy słyszeć, jak wymiotuję. Chciała się pozbyć całej krwi ze swojego przełyku, choć wiedziała, że przez ranę raczej nie da rady, dlatego po czasie przestała, czując nadal jak ją mdli. Złapała się za szyję, sprawdzając głębokość dziury. Westchnęła z bólem, po czym spojrzała na ukochanego. Póki nie wie, że jestem ranna, jest dobrze.. Podeszła do niego i kucnęła przy nim.
- W porządku? - zapytała.
Wyciągnął ku niej rozpaczliwie dłonie, a gdy poczuł jej splamione krwią ubranie, złapał się jej mocno, przytulił, po czym pozostał w bezruchu.
- Nie zostawiaj mnie... proszę... - wyszeptał błagalnie.
Pogłaskała go po włosach i mocno objęła. Zamknęła oczy, czując ból, choć wiedziała, że do jutra tych ran nie będzie. Musiała przecierpieć swoje. Westchnęła głęboko słysząc jego słowa.
- Nie zostawię - odparła od razu i pocałowała go w czoło.
Po takiej utarcie krwi domyślała się, że będzie musiała iść na polowanie. Jedynym czego na pewno nie chciała zrobić, było zaatakowanie Tadashiego, jako swojej ofiary, czy tam "dawcy krwi".
- Czuję twoją krew... - powiedział cicho, zaciskając palce na jej ubraniu. - On zrobił  ci krzywdę, prawda...? A ja... nie potrafiłem ci pomóc... jestem beznadziejny... - oparł się o nią bezsilnie, a łzy spłynęły po jego policzkach. - Bezwartościowy...
Przytuliła go mocniej, wciągając jego bardzo intensywny zapach nosem. Odetchnęła.
- Nie prawda. Tadashi, człowiek nie może postawić się wampirowi, zginąłby na miejscu. Tak ja jestem wampirem, więc postawienie się innemu wampirowi, było odpowiedzią na wtargnięcie na teren. Te rany to nic, jutro ich nie będzie, ale muszę zapolować. Odprowadzę Cię do domu, odpoczniesz i zanim się obejrzysz, wrócę - wyszeptała cichutko i pocałowała go w czoło.
Podniósł twarz ku jej twarzy i dotknął bladą dłonią jej zimnego policzka.
- Napij się mojej krwi - poprosił szeptem. - Chcę, żebyś to zrobiła.
- Nie, Tadashi - natychmiast zaprotestowała, odsuwając się, choć trzymając go za dłoń. - Nie będę ryzykować, nie umiem się powstrzymywać, a zwierzęta mi wystarczają. Chodź, musimy wracać.
Ścisnęła jego dłoń i pociągnęła za sobą.
- Nie! - Nie pozwolił podnieść się z ziemi, lecz przyciągnął ją do siebie z powrotem. - Zaufaj mi, proszę. Chcę, żebyś to zrobiła i wiem, że ci to pomoże!
- Przestań, Tadashi! - powiedziała i zmusiła go do wstania. - Chodź. Nie będę pić Twojej krwi.
Wstając, złapał ukradkiem jakiś kamyczek. Tak jak tego pragnął, był nieco krzemienisty i zaostrzony. Pozwalając jej się ciągnął, rozciął sobie nadgarstek, a kropla jego szkarłatnej krwi skapnęła na ziemię. Drgnęła gwałtownie, czując zapach posoki. Jej nozdrza przez moment pulsowały, a tęczówki zabarwiały się na czerwień. Potrząsnęła gwałtownie głową i zaczęła oddychać przez usta. Uspokoiło się.
- Tadashi -  wyszeptała, patrząc na niego bardzo poważnie. - Uwierz mi w jedno, nie chciałbyś być ugryzionym przez wampira i dlatego właśnie Ci tego nie robię. To moje ostatnie słowo - złapała go za nadgarstek i przyjrzała się ranie.
- Jedyny rozerwał mi gardło, to nie ma dla mnie znaczenia - odparł na to, dalej nie ustępując. Był niesamowicie uparty. A kropelki spływały jedna za drugą  z głębokiego rozcięcia... Rozciął sobie żyłę. Głęboko. Ale nie robiło to na nim wrażenia.
Oderwała kawałek swojej koszulki i obwiązała go wokół jego nadgarstka. Westchnęła zażenowana, czując pulsowanie w gardle.
- Potrafię się powstrzymywać na tyle długo, na ile będę chciała - odparła. - Jeśli nie chcesz, żebym Cię niosła, to lepiej bądź grzeczny i posłusznie ze mną chodź.
Chłopak pozwolił jej się ciągnąć, a raczej złapał się kurczowo jej ręki, niczym małe dziecko. Wracali do Miasta Ocaleńców... a to oznaczało ten ponowny tłok, gwar rozmawiających ludzi, śmiech dzieci... za dużo zapachów na raz, czyli skrajną rozpacz i przerażenie dla białowłosego w jednym.
Wiedziała, że jej ukochany będzie się stresował, dlatego postanowiła wybrać inną drogę, na obrzeżach miasta. Była dłuższa, ale bezpieczniejsza i spokojniejsza. Nie było tu prawie wcale ludzi, a jej dom znajdował się właśnie w takim miejscu. Trzymała go za dłoń, prowadząc przez uliczki. Czuła się fatalnie, cały czas odczuwając ohydny smak w swoich ustach. Zapragnęła krwi. Tej wspaniałej krwi jakiegokolwiek stworzenia, żeby tylko przestać czuć to obrzydlistwo.
- Czuję słodką wodę - wyszeptał białowłosy w pewnym momencie, przerywając ciszę. - Czułem ją już w twoim domu... i jest ciemno... czuję... co to za miejsce...? - Przycisnął się do niej mocniej, rozglądając dookoła.
- Miasto Ocaleńców położone jest w jaskini przy jeziorze, mamy tutaj do niego dostęp - wyszeptała cichutko. - Może dlatego cały czas je czujesz - spojrzała na jego koszulę pod którą krył się jeden z tych okropnych szczurów.
- A... co z moimi rysunkami...? - Nie miał już powoli siły iść. Jego nadgarstek dopiero przestawał krwawić, z jego chorobą rana nie chciała się zakrzepnąć. - Zabrałaś je?
- Tak - wyszeptała cichutko. - Mam je wszystkie. Błagam, te szczury będą z nami mieszkać? - zapytała ze strachem.
Pokiwał przytakująco głową. Śnieżnobiała Luka wychyliła pyszczek z kieszeni na jego piersi i wlepiła swoje dwa, czarne i błyszczące kamyczki w Saphirę.
- Tak... to moi przyjaciele. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś im się stało... gdyby miały zostać same... to moja rodzina - wyjaśnił jej. Trochę dziwnie to brzmiało, ale taka była prawda. Kochał te szczury całym sercem.
Czemu to nie mogły być potulne szczeniaczki, czy kotki? Westchnęła głęboko i spuściła głowę.
- Jasne, rozumiem - wyszeptała cichutko. 
- Polubisz je, zobaczysz - uśmiechnął się, a czując znajomy zapach Saphiry, puścił jej dłoń i wyprzedził ją, pędząc w tym kierunku. Obrócił się jednak do niej i uśmiechnął się szerzej. - No chodź! Musisz zobaczyć moje rysunki!
Uśmiechnęła się do niego smutno i po chwili znajdowali się przed drzwiami. Nie był to specjalnie dużo dom choć był jednopiętrowy, cały wykonany z kamienia i jasnego drewna. Wchodząc drzwiami do środka, widać było piękny korytarz na końcu którego były schody na piętro. Po prawej stronie, drzwi prowadziły do kuchni z jadalnią, a po lewej do pięknego salonu wykonanego całkowicie z drewna i skóry zwierząt, więc było bardzo przytulnie. Na piętrze natomiast znajdowała się łazienka, pokój, który ona zwała "artystyczną komnatą" oraz sypialnia. W tej "komnacie" znajdowała się albowiem ogromna biblioteczka, sztaluga, jej instrumenty oraz ogromny, biały fortepian, natomiast w sypialni było ogromne, białe łoże z baldachimem i drzwi prowadzące do łazienki. Był tam także balkon z widokiem na całe Miasto Ocaleńców, bowiem jej domek był troszkę wyżej niż wszystko inne. Wprowadziła go do kuchni i położyła torbę z rysunkami na stoliku.
- No, jesteśmy - odparła.
Ale Tadashi nie podążył za nią do kuchni. Zafascynowany pozostał w korytarzu, dotykając po omacku ścian i zapamiętując wszystko dokładnie.
- To jest cudowne! - powiedział radośnie, aż natrafił na przejście do salonu, gdzie wpadł na miękką kanapę. Luka i Inukai wyskoczyli z jego kieszeni, by na własną rękę, a raczej łapę, zwiedzić nowe miejsce zamieszkania.
Wpatrywała się w biegające po domu szczury z obrzydzeniem. Wskoczyła na stolik, by tylko jej nie dotknęły. Bała się ich i to bardzo, bała się wszelkich myszopodobnych stworzeń, które nie kończyły u niej w jadłospisie. Kucała cały czas na stoliku, wyłapując je wzrokiem, jakby chciała się zaraz na nie rzucić. Po pewnym czasie zniknęły gdzieś na piętrze, a ich właściciel dalej z radością badał salon.
- Saphira! Co to jest? - zawołał za nią.
Trzymał w swoich bladych dłoniach dziwnie zmodyfikowany pistolet, który zapewne kiedyś został przyniesiony przez fale na wyspę. Przewracał go w dłoniach, obserwując dokładnie, gdy wreszcie złapał go poprawnie i... wyczuł spust pod palcami.
Ciszę w domu przerwał jego krzyk i trzask broni upadającej na drewnianą podłogę. On również po chwili wylądował na kolanach, zatykając uszy. Przez kilka sekund w głowie widział bardzo nieprzyjemne wspomnienie... które pojawiło się znikąd i przeraziło go.
- Uh?! - spojrzała na niego zdziwiona, po czym jej wzrok napotkał pistolet. Wiedziała od razu o co chodzi. Złapała narzędzie i odłożyła na swoje miejsce, po czym klęknęła przy nim i przytuliła go mocno. - Uspokój się..
Nie rozumiał, dlaczego tak nagle wróciło do niego jedno z wspomnień... i to jakich. I właśnie to wywołało u niego takie przerażenie. Przycisnął się do niej z całych sił, próbując uciec od tego jak najdalej.
- Dlaczego...? Dlaczego...? Dlaczego? Dlaczego?! - szeptał co chwilę jak w gorączce. - To nie ja... nie... nie... nie ja...
Milczała ona jednak, po prostu go przytulając. Zamknęła oczy, przytrzymując jego głowę przy swoim sercu. Koszulka była tam także mokra od krwi, ale miała nadzieje, że przeszkadzać mu to nie będzie. Odetchnęła głęboko, czując jego zapach i coraz większe pragnienie.
- Ygh... - zacisnął powieki i zapłakał gorzko.
- To co było jest teraz już nie ważne.. To co złe, oczywiście - wyszeptała i pomogła mu wstać. - Chodź, zaprowadzę Cię do pokoju, położysz się spać.
Kim... byli ci ludzie...? D...dlaczego... zabiłem ich wszystkich...? Złapał kurczowo Saphirę za rękę.
- Ja... nie chcę... spać... nie chcę... mieć koszmarów...! - Zacisnął powieki i potrząsnął głową.
- Tadashi, proszę.. Jeśli nie pójdę teraz na polowanie, to mogę być zagrożeniem - wyszeptała, prowadząc go na górę, przez schody.
Ledwo co stawiał kroki, potykał się co chwilę, ale ona go trzymała.
- Napij się mojej krwi, mówiłem ci! - Krzyknął do niej, już nie panując nad sobą.
Zignorowała jego krzyk. Złapała go za boki i po sekundzie byli w pokoju. Użyła wampirzej szybkości. Położyła go siłą na łóżku.
- Nie piję ludzkiej krwi - odparła. - Chociaż daję ona większą siłę i starcza na dłużej. Obiecałam sobie, że nie będę potworem.
Jego turkusowe oczy wypełnione łzami wydawały się wpatrywać w nią bez pamięci, choć tak naprawdę, przed oczami widział tylko ciemność. Złapał ją kurczowo za ramiona, by podnieść się delikatnie i złożyć na jej ustach pożądliwy pocałunek... lecz ona zamiast pocałunku, poczuła cudowny smak jego krwi.
Otworzyła szeroko oczy, a jej źrenicę zmniejszyły się do maksimum. Nie.. Nie.. Tylko nie to.. Nie.. Nie będę.. potworem.. Gdy tylko poczuła smak jego krwi, jej oczy się zmieniły i tu, dobrze, że Tadashi ich nie widział. Były bowiem charakterystyczne, nie takie jak innych wampirów, którym
zmieniały się tylko tęczówki. U niej, białko przyjmowało kolor czerni, co wyglądało naprawdę przerażająco i takie też stały się teraz.
Gwałtownie oderwała się od niego, upadając na podłogę. Złapała się za włosy i wrzasnęła, czując palący ból w gardle, to było nie do zniesienia. Nie sądziła, że mógłby jej coś takiego zrobić, mimo tego iż prosiła, by tego nie robił, by nie robił z niej.. prawdziwego krwiopijcy, tego potwora, którego nie chciała nigdy uwalniać. Kolejny krzyk, a jej gardło po prostu płonęło. Pragnęła jego krwi, pragnęła wypić ją całą, żeby nie została ani jedna kropelka.
- Ghy.. - zaczęła rozdzierać palcami ranę na szyi, by jak najszybciej zapomnieć o tym życiodajnym smaku. - Ha... Ha.. - łzy spływały z jej oczu, a ona kuliła się, klęcząc i opierając czoło o podłogę.
Białowłosy uciekł aż pod samo oparcie i zakrył się poduszką, wpatrując się w miejsce, z którego uciekła. J...ja... nie chciałem... To nie miało tak być! Słyszał jej krzyk. Czuł zapach jej krwi... Zraniła się.  Przez niego. Muszę jej pomóc...
- Saphira!
Poderwała się z ziemi. Mógł poczuć tylko powiew wiatru, a po chwili słychać było trzask tłuczonego szkła. Wyskoczyła przez okno, uciekając w stronę lasu.

***
Nie.
Nie.
NIE.
NIE!
Po raz kolejny rzuciła truchło jeleniowatego zwierzęcia na ziemię. Stała cała ociekająca w krwi swych ofiar, co wyglądało przerażająco. Zaciskała palce na gardle.Stworzenie przed nią miało praktycznie całą krew, wypiła tylko trochę. Chociaż czuł ulgę w pragnieniu, po zabiciu co najmniej połowy zwierząt z okolicy, nie mogła pozbyć się drażniącego uczucia w gardle. 
Dlaczego..? Dashi.. dlaczego to zrobiłeś?! Po tylu miesiącach ćwiczeń nad powstrzymywaniem się przed piciem ludzkiej krwi.. ty.. zniszczyłeś to w jednej sekundzie..
Upadła na kolana i złapała się za włosy. Odgięła głowę w tył, a z jej gardła wydobył się ryk agonii, nad własnym losem.

wtorek, 22 lipca 2014

I got one less problem without you


I wish that this night would never be over
There’s plenty of time to sleep when we die
So let’s just stay awake until we grow older
If I had my way we’d never close our eyes
Our eyes
Never

Imię: Cece Davina
Nazwisko:
Wiek: 17 lat
Data Urodzenia: 11 październik
Data Śmierci: 19 lipiec
Pochodzenie: Hiszpania, Alicante
Miejsce Zamieszkania: obrzeża Przeklętego Miasta
Zawód: modelka
I don’t wanna let a minute get away
'Cause we got no time to lose
None of us are promised to see tomorrow
And what we do is ours to choose

Rasa: Duch, Przeklęty
Partner: brak
Połączenie: Nathaniel Dramzy
Stanowisko: famme fatale
Moc: uczuć  (powoli je odkrywa)
Broń: pędzel i drewno z sztalugi
Przyczyna Śmierci: Umarła z miłości i tęsknoty za ukochanym.
Wygląd: Ma 160 cm wzrostu. Długie, rude włosy i ciemne oczka. Charakterystyczny tatuaż księżyca i gwiazdy na karku.

Charakter: Cece Davina jest świetnym przykładem ludzi o dwóch twarzach. Dla większość nieśmiała, cicha i szara myszka, starająca nie rzucać się nikomu w oczy. Za to jej druga strona, przeznaczona dla najbliższych przyjaciół jest otwarta i żywiołowa, czasem również szalona.
Historia: Wychowywała ją starsza kuzynka Kate, która nie pamiętała nazwiska Cece. Miała dwie najlepsze przyjaciółki z którymi dzieliła się wszystkim. Pracowała w sklepie zoologicznym by pomóc Kat. Po jakimś czasie poznała Nathaniel'a którego pokochała. Jednak co dobre szybko się kończy i tak niestety było tym razem. Chłopak oddał za nią życie podczas przejażdżki motorem. Cece Davina nie pozbierała się po tej stracie i niedługo potem umarła.
Zainteresowania: zwierzęta, przyroda, astronomia, sztuka, kultura i moda
Zwierzęta:
Sponge
Pety

Victor i Kaya

Errol

Prada

Yuki

Afi

Primi

Noe

Pixy i Dixy



Ciekawostki: śpi z misiem kokisiem
Forget about the sunrise
Fight the sleep in your eyes
I don’t wanna miss a second with you
Let’s stay this way forever
It’s only getting better
If we want it to

Kontakt: 7729356 (gg)
Twoja Data Urodzenia: 24 listopad


niedziela, 20 lipca 2014

Atak gaduły - sprawdzian wytrzymałości nerwów Shin'ichiego.

Ziewnęłam szeroko, leniwie przeciągając się na gałęzi jednego z drzew. Próbując nie spaść w dół, względnie wygodnie ułożyłam się na boku, spoglądając na mury Przeklętego Miasta. Wtedy, gdy słońce żegnało się już z błękitnym niebem nie tylko mury przyciągały uwagę, a całe miasto skąpane w delikatnej, pomarańczowej poświacie.
Na moje usta wkradł się samoistnie delikatny uśmiech, a mnie samą dopadł okropnie nostalgiczny nastrój. W tym momencie mogłabym tak siedzieć i nie przejmować się niczym, gdyby nie pewien osobnik, którego właśnie wypatrzyłam z daleka.

Szybkim krokiem szedłem wąskimi uliczkami miasta, zmierzając w stronę bramy głównej. Tuż przy mojej nodze szedł Seth, jedyna istota na tej przeklętej wyspie, której mogłem jako tako ufać. Dzień powoli zbliżaj się do końca, rozpoczynając kolejną wspaniałą noc. Czas wyruszyć na łowy.
Ostatnio bardzo często polowałem, chcąc wyładować swój gniew  na czymkolwiek, chociażby na głupich chwastach. Wszystko przez tą parszywą parkę, Tadashi'ego i Saphirę. Nie mogłem znieść myśli, że tak łatwo mi uciekli, a on od tamtego czasu nie mogłem natrafić na jakikolwiek ich ślad.
Po kilku minutach, oboje byliśmy już w lesie, szukając zwierzyny na kolację. Coś jednak mi nie pasowało. Miałem niejasne wrażenie, że coś mnie przez cały czas obserwuje. Coś, albo ktoś.

- Małe, wieczorne polowanie, mam rozumieć? - mruknęłam i po raz kolejny ziewnęłam, przeciągając się na drzewie. Zbyt duży kaptur od ciemnego płaszcza opadał mi na pół twarzy, co mogło wyglądać dość komicznie. Skrzywiłam się lekko i poprawiłam go powolnie jedną ręką, spoglądając na postać Shin'ichiego w towarzystwie jakiegoś demona.
- Jak ma na imię? - spytałam po chwili, przenosząc wzrok na zwierzę stojące obok niego.

Wzdrygnąłem się lekko na te pytania. Niespokojnie zacząłem się rozglądać dookoła, szukając gdzie ukryła się dziewczyna. Znał ten głos dość dobrze, aby od razu rozpoznać do kogo należy.
W końcu z triumfem spojrzałem na wiszącą nade mną gałąź i siedzącą na niej Avriel.
- Czy to tak ładnie zaczynać rozmowę, bez przywitania? - Zapytałem brunetkę, przyglądając jej się z ciekawością. - Często tam spędzasz czas? - Dodałem po chwili.

- Witam więc - poprawiłam się szybko, zwieszając do góry nogami z gałęzi, bez obawy, że zaraz mogłabym spaść. - Zależy od wielu czynników. Najczęściej od tego, jaki mam humor, bądź co mam do roboty. Ale w sumie można powiedzieć, że często siedzę na drzewach. Są w miarę wygodne i można z nich obserwować innych często nawet samemu będąc niezauważonym.

Parsknąłem krótkim śmiechem słysząc jej słowa. Sam często przesiaduję na dachach przeklętego miasta, obserwując wszystkich z góry, samemu pozostając niezauważonym.
- Niech ci będzie. - Mruknąłem po chwili. - Seth. To bestia nocy. - Dodałem po chwili, nie spuszczając wzroku z wiszącej na drzewie dziewczyny.

- Seth. Rzadkie imię dla dość nieznanego gatunku. Słyszałam o nich, ale niewiele - przyznałam po chwili. - Albo może miałam przyjemność spotkać się z nimi nie raz podczas samotnych przechadzek - dodałam, zsuwając nogi z gałęzi i po chwili gładko lądując na ziemi.

- Chyba jednak nie. - Powiedziałem z nutką rozbawienia w głosie, krzyżując ręce na piersi i opierając się o pień drzewa, z którego właśnie zeszła brunetka. - Gdyby tak było, nie rozmawiałbym tu teraz z tobą.
To urodzeni łowcy, którzy na świat przyszli tylko w jednym celu. Aby zabijać. Nie koniecznie z głodu czy potrzeby wyżywienia młodych. O tak, dla czystej przyjemności mordu. - Jakby na potwierdzenie moich słów, Seth wyszczerzył do dziewczyny swoje ostre zęby, cicho przy tym powarkując.

- Czyli ostre, niebezpieczne, krwiożercze bestie mam rozumieć. Chociaż ten tu wydaje się być do ciebie przywiązany z tego co widzę - mruknęłam. - Raz miałam do czynienia z podobnymi, jednak umknęłam im jakoś. Tak to jest, jak ktoś często pakuje się w kłopoty, a potem trudno mu się z nich wydostać. Ale też zależy jakie są to kłopoty. Jeśli w mieście jest okej. Gorzej, jak ściga mnie cała zgraja takich podobnych stworzeń. Tak poza tym mówiłeś, że idziesz na polowanie? Mogę też iść? Okej, to pójdę. Nie mam się komu wygadać, a przecież nie musisz mi nawet odpowiadać na pytania.

- Eeeee... Nic nie wspomniałem o polowaniu. - Tylko tyle udało mi się powiedzieć. Avriel dosłownie zasypała mnie potokiem słów. Gadała jak  nakręcona, nie dając mi dojść do słowa. - Czekaj wolniej. STOP! Przestań na chwilę gadać! - Krzyknął tracą nad sobą panowanie. Nie byłem przyzwyczajony do takiego gadulstwa. Zawsze spędzałem czas w ciszy i spokoju. No i najczęściej w samotności. - No wreszcie. - Powiedziałem zadowolony, kiedy się przymknęła. - Ja poluję solo.

Nie mogąc się powstrzymać, parsknęłam cichym i krótkim śmiechem, spoglądając na Shin'ichiego.
- Spokojnie. Wdech, wydech. Mogę ci poopowiadać coś ciekawego. Nie możesz raz zrobić wyjątku. Za to, że wtedy bezinteresownie zaoferowałam ci pomoc? W sumie to nie  jest dobry argument, bo jeśli nie chciałbyś i tak byś mnie nie zabrał. Ale ja nie będę przeszkadzać.

Podniosłem głowę do góry piorunując ją spojrzeniem. Nienawidziłem kiedyś ktoś się ze mnie śmiał, nawet jeżeli był to tylko niewinny chichot. Nie chodziło o to, że czułem się upokorzony, czy coś w tym stylu. Nie obchodziło mnie zdanie innych. Problem był w tym, że przywoływało to we mnie jakieś dziwne i niejasne wspomnienia z poprzedniego życia. Jednak wciąż były zamazane i niczego nie wyjaśniało, co frustrowało mnie jeszcze bardziej.
- Nie robię wyjątków. Nigdy. - Powiedziałem i bezceremonialnie odwróciłem się plecami do dziewczyny, podążając w głąb lasu.

- Hmm... - zamruczałam cicho pod nosem, kątem oka przypatrując się znikającej w gąszczu sylwetce białowłosego. To, że nie robi wyjątków nie oznacza, że ja go nie zrobię. Mogę mieć przez to potem kłopoty. Wiem, kim jest i jakie jest jego stanowisko w Przeklętym Mieście. Ale w końcu życie jest takie długie i nie można go zmarnować. Pech chciał, że akurat mi w tym samym momencie zachciało się iść zapolować. Przypadek? Nie sądzę.

Przez cały czas czułem na sobie jej wzrok. Ona była jakaś inna. Dziwna. Nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionował moich słów. Avriel jednak i tak postanowiła mi towarzyszyć w polowaniu, ukryta, gdyż wciąż była świadoma niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą, przebywanie przy mnie.
Gwałtownie zatrzymałem się na jakiejś niewielkiej polanie. Seth uczynił to samo.
- Nie masz zamiaru dać za wygraną, co? - Krzyknąłem w stronę, gdzie podejrzewałem, że znajduje się dziewczyna.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, skacząc na bliższą gałąź i przysiadając na niej. Towarzyszył temu wszystkiego charakterystyczny szelest, przy którym parę listków opadło na ziemię wirując wraz z wiatrem.
- Nie zbyt - odparłam zgodnie z prawdą, przyglądając się mu uważnie. Nie było sensu dalej się kryć, skoro zapewne od początku wiedział, że go śledzę.

Spojrzałem prosto w jej złote oczy, intensywnie nad czymś się zastanawiając. Po chwili na mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech oznaczający tylko jedno. Łowca znalazł zwierzynę.
W ułamku sekundy znalazłem się na drzewie tuż obok niej, mocno chwytając ją za nadgarstki.
- Więc weź udział w polowaniu. Tylko obawiam się, że właśnie się ono zakończyło. - Szepnąłem jej słodko do ucha, nachylając się już nad jej delikatną szyją.
Brunetka wyrywała się i krzyczała ile sił miała. Ale to było bezcelowe. Byłem od niej dużo silniejszy i bardziej doświadczony. Widziałem strach w jej oczach i to sprawiało mi największą radość.

Szarpałam się i wyrywałam jak tylko mogłam, jednak bezcelowo. Nie chciałam dać za wygraną, ale w tej sytuacji nie mogłam zrobić za wiele. Wampir krępował moje nadgarstki, uniemożliwiając mi większą swobodę poruszania się. Warknęłam cicho pod nosem i szarpnęłam się ostatni raz. Zmrużyłam oczy, sapiąc głośno i spojrzałam się na niego. Najwyraźniej to wszystko jedynie go bawiło.

Już miałem wbić swoje ostre zęby w tętnicę widniejącą na jej szyi, jednak zamiast tego zatrzymałem się zaledwie kilka milimetrów od jej skóry i zacząłem się głośno śmiać. Rozluźniając uścisk na nadgarstkach dziewczyny, pozwoliłem jej się wyrwać i zeskoczyć z drzewa. Sam wciąż siedziałem na gałęzi, zwijając się ze śmiechu. Gdybym nie był już martwy, prawdopodobnie udusiłbym się przez to.

O mało co nie przewróciłam się, gdy nieudolnie wylądowałam na ziemi. Jedyną rzeczą, która teraz słyszałam był głośny śmiech Schin'ichiego, który niósł się echem po lesie. Zgłupiałam, zdebilniałam do reszty. Stałam tak w jednym miejscu z otępiałym wyrazem twarzy i co chwilę mrugając oczami, przyglądałam się wampirowi. Wow, on umie się śmiać?

Z kocią zwinnością zeskakując z drzewa, wciąż nieprzerwanie zwijałem się po śmiechu. Po kilku minutach mój wzrok spoczął na zdziwionej twarzy dziewczyny. Niemal natychmiast oprzytomniałem.
Całkowicie przestałem się śmiać, przybierając kamienną twarz. Nie mogłem zrozumieć co się ze mną stało. Przecież powinienem teraz upajać się tryskającą z szyi wampirzycy krwią. Dlaczego więc ona jeszcze żyła, a ja sam śmiałem się jak niedojrzały nastolatek?
- Właśnie dlatego nie poluję solo. - Warknąłem do niej zimno. Nie mogłem sobie pozwolić, aby coś takiego się kiedykolwiek powtórzyło. Straciłby reputację, nad którą tak ciężko pracował tyle długich lat. Nie mógł pozwolić przeszłości ożyć w nim na nowo.

- Hm... Szczerze zaskoczyłeś mnie - przyznałam po chwili. - Ale tym samym będę mogła być przygotowana na podobne sytuacje nie tylko z twojej strony. W końcu wszystko ma swoje plusy i minusy, prawda? Poza tym weź się czasami uśmiechnij, co? To nie jest trudne. Ale Serio myślałam, że wgryziesz mi się w szyje - znowu zaczęłam gadać, chodząc w kółko. Wcześniej mimo, iż przyzwyczajona do samotności nigdy nie miewałam napadów gadulstwa. Widocznie teraz się ono ujawniło w najmniej przewidywalnym momencie.

- Grrrrr... - Warknąłem uderzając głową o pień drzewa. - Przestań! Bądź przez chwilę cicho, bo zaraz naprawdę rozszarpię ci to trajkoczące gardziołko! - Krzyknąłem w jej stronę, zaprzestając samookaleczania. Avriel była naprawdę nienormalna. Wszyscy.... Każdy bez wyjątku uciekłby na jej miejscu jak najdalej by się tylko dało. A ona wciąż tu stała. Właściwie chodziło. Cały czas wokół polany. - Tu nie ma żadnych plusów czy minusów. To dzicz. Tutaj zabijasz, albo giniesz. Nie ma trzeciej opcji. - Powiedziałem, kompletnie ignorując jej wzmiankę na temat uśmiechu. Już od dawna nie wykonywał tak naturalnego dla żywych, jak i umarłych gestu. I nie zamierzał tego zmieniać.

- Okej - powiedziałam szybko i wzbierając powietrze do płuc, sama nie wiedząc po co - zamilkłam na jego życzenie. Nie miałam jednak zamiaru długo siedzieć cicho. W końcu taka okazja nie zdarza się zbyt często.
W kompletnej ciszy zaczęłam znów chodzić w kółko, powoli i flegmatycznie.

- Co z tobą jest nie tak? - Zapytałem ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku. Sam przez cały czas stałem nieruchomo, nawet nie oddychając, podczas gdy brunetkę wyraźnie rozpierała energia. - Nikogo nie słuchasz. Nie wiesz kiedy przestać. Nie uciekasz, kiedy powinnaś i marnujesz ceną energię na coś tak głupiego jak gadanie i... chodzenie w kółko... - Dodałem po chwili, dopiero w tej chwili zwracając uwagę na ścieżkę, jaką wydeptała na trawie.

- Hm? - wydałam z siebie cichy okrzyk zdziwienia, unosząc lekko jedna brew. - Ze mną jest wszystko w porządku, nie rozumiem, o co chodzi. A, właśnie. Zapomniałam, że mam nie mówić. Jeśli będę mogła dalej mówić, to mi powiedz. Ogólnie mam czas, dużo czasu - zastanowiłam się, a po chwili wzruszyłam ramionami, spoglądając na ścieżkę, którą zdążyłam wydeptać.

- Ehh... - Westchnąłem głośno przecierając dłonią twarz. - Chodź już na to cholerne polowanie. Im szybciej coś zjem, tym szybciej się ciebie pozbędę. - Warknąłem do wampirzycy i pobiegłem dalej w kierunku, z którego chwilę wcześniej zdążyłem już zwęszyć zwierzynę.

- O, fajnie. Popatrzę jak ktoś inny poluje. Od dłuższego czasu i tak nie widziałam jak ktoś inny by polował, więc to taka nowość. Ja rzadko poluje jakoś. Jedynie wtedy, gdy już naprawdę muszę - powiedziałam, sama wdychając do nozdrzy przyjemny zapach.

- BĄDŹ CICHO! - Wrzasnąłem jej prosto w twarz, nerwowo gestykulując dłońmi. Cudem powstrzymałem się, od uderzenia jej w twarz, ale przysiągłem sobie, że jeżeli znów zacznie trajkotać, to nie zawaha się ani chwili. - Czekaj... Co ty powiedziałaś? - Zmieniłem nagle temat, jakby dopiero teraz dotarły do niej słowa brunetki. - Rzadko polujesz? - Zapytałem, naciskając na każdą literę w tym zdaniu. - Do co ty do cholery robisz całymi dniami i nocami? Nie mów mi, że przez całą dobę siedzisz na drzewie udając jakąś wiewiórę...
- Zawsze znajduję sobie jakieś zajęcia - ucięłam krótko tym razem. Tego nie chciałam rozpowiadać. Nie chciałam znów mówić, że tak poza tym z braku zajęć chodzę i kradnę. W końcu każdy robi co innego, aby przeżyć. Gdy jednak nie zajmuję się kradzieżami, siedzę w lesie i po prostu śpiewam. W lesie, bądź w domu.
- Ale fakt, najczęściej udaję wiewiórkę - dodałam po chwili.

- Boże... Skoro i tak mnie już skreśliłeś z tej swojej przeklętej listy, to dlaczego jeszcze do cholery się tak nade mną znęcasz?! - Mruknąłem pod nosem, kompletnie nie zwracając uwagi na to, czy Avriel mnie słyszy, czy też nie. - Wiesz, że powinienem cię zabić? - Zapytałem jej prosto z mostu, mając nadzieję, że chodź trochę wystraszę ją tym pytaniem.
Przez chwilę stanęłam w miejscu, jakby rozważając słowa wampira. Szybko jednak znów odwróciłam się do niego i odparłam:
- Zabić? Wiem. Na tę chwilę chciałam jednak zwrócić uwagę, że twój obiad zaraz ci ucieknie. Możemy o tym porozmawiać później. Ale jeszcze przed tym, zanim sobie pójdę. W końcu po polowaniu znikam.


wtorek, 1 lipca 2014

Rozmowa przy herbatce i lekach antydepresyjnych.

Ziewnęłam szeroko, przeciągając się niczym kotka. Wbrew wszystkich ideom górne półki regałów na książki są naprawdę wygodne. Pełne kurzu i innych latających kłaczków. Ale zawsze wygodne! Jedynie w takim miejscu jak biblioteka można zaznać trochę spokoju.
Zerknęłam w bok, gdzie tuż przy "moim" regale przechadzała się jakaś chuda i patykowata postać dziewczyny. Zapewne szukała czegoś, ale nie mogła znaleźć.
- Masz, anorektyku - mruknęłam od niechcenia i wyciągnęłam rękę z książka przed jej nos. Dziewczę pobladło nagle i zaczęło trząść się jak osika na wietrze. Nawet zapominając o zabraniu książki pędem wybiegła z biblioteki.
Znad lektury wyrwał mnie pisk klientki, która w panice wybiegła z antykwariatu. Nawet niedane było mi naburknąć standardowej grzecznościowej formułki. Nie mam pojęcia, co mogło ją tak wystraszyć. Przecież wszystkie harlekiny znajdują się w przeciwległym skrzydle sklepu.
A kobiety wybiegają z piskiem z mojego domu tylko nad ranem.
- Atopsja chyba znowu gryzonie się nam zagnieździły. – poklepałem po głowie czarne zwierzę pod moimi nogami. Chwyciłem na wszelki wypadek lefoszówkę i ruszyłem w stronę, gdzie teoretycznie miały znajdować się te „szczury”.
W pewnym momencie koza wydała z siebie cichy pomruk, zwracając moją uwagę na jedną szafek. Na szczycie mebla, leżała rozłożona brązowowłosa dziewczyna o hipnotyzujących złotych oczach. Uśmiechała się łobuzersko, odsłaniając przy tym szereg białych zębów z parą widocznie dłuższych na przodzie.
Bez wątpienia był to wampir. Opuściłem broń i zadając standardowe pytanie.- W czym mogę pomóc?

- Masz na składzie jakieś leki antydepresyjne? - spytałam znudzonym głosem, jeżdżąc paznokciem po zakurzonym blacie półki i rysując jakieś bazgroły. - Ludzie nie potrafią docenić, jak ktoś chcę im pomóc. Zamiast tego uciekają od ciebie z piskiem. Twoja kózka? Może mnie z nią zaprzyjaźnisz? - uśmiechnęłam się i oblizałam kły koniuszkiem języka.
Atopsja widocznie oburzona tym, co powiedziała nieznajoma, najeżyła się odsłaniając swoje zęby. Wydała z siebie dość dziwny odgłos i machając swoim ogonem podreptała w swoją stronę.
- To Atopsja. Nie próbuj jej ugryź, bo się odwdzięczy i coś ci odgryzie.- uśmiechnąłem się pod nosem.- Mam coś lepszego niż ta chemia. Chodź. Zapraszam cię na herbatkę.
Nie czekając na dziewczynę ruszyłem wolnym krokiem w stronę drzwi prowadzących do reszty domostwa.

- Na herbatkę? - zdziwiłam się, unosząc lekko jedną brew do góry. Nieznajomy z jednej strony mie wydawał się być groźnie nastawiony do świata i nie był arystokratą. Jak mój wcześniejszy gość. Dziwił mnie jednak sam fakt, że w ogóle mnie nie znając, zaprasza do siebie na herbatkę. Może mi coś wsypie, gdy ja nie będę patrzeć. Cóż, w każdym bądź razie może mieć pochowane wiele kosztowności... A koze zostawię sobie na deser.
Zeskoczyłam z regału i wolnym krokiem podążyłam za wampirem.
- Jak się nazywasz? - spytałam ciekawska.
- Oliver Moonlight, do usług - uśmiechnął się pod nosem i wyjął mały, złoty kluczyk, który przez chwilę obracał w dłoni. - A ty? I cóż, chciałbym wiedzieć, dlaczego straszysz moich klientów.
- Avriel - odparłam krótko, darując sobie nazwisko. Coś czułam, że jest ono rozpoznawalne już prawie w każdym zakątku Przeklętego Miasta, jak i nie tylko. Chciałam więc zachować ostrożność, zapoznając się z kimś obcym. Zwłaszcza, że ten typ wyglądał dość podejrzanie. Możliwie jednak mniej, od tego arystokraty, którego spotkałam ostatnio. 
- A ty nie jesteś czasem ta, która ciągle łazi po mieście i okrada biedną ludzkość? - spytał obojętnym tonem i włożył złoty kluczyk w zamek, który po chwili puścił z charakterystycznym, cichym trzaskiem. Zmrużyłam lekko oczy, jednak nie odpowiedziałam nic, co mogłoby potwierdzić tylko jego przypuszczenia. Zlustrowałam go od stóp do głów, zastanawiając się, skąd on w ogóle o tym wie.
- Wydaje ci się - odparłam po chwili i zaproszona do środka, przekroczyłam szybkim krokiem próg mieszkania.
- Wątpię, abym się jednak mylił - uśmiechnął się zdradziecko pod nosem. - Shade, mam rację? Zanim jednak zaczniesz panikować jak baba w czasie okresu wiedz, iż możesz być spokojna, bo nikomu nie powiem.
Przewróciłam tylko oczami i spojrzałam się z ukosa na chłopaka, który jakby nigdy nic ujął w ręce porcelanowy dzbanek i nalał do dwóch filiżanek parujący jeszcze napój.
- Nie zatrute? - przyjrzałam się uważnie herbatce i tyknęłam filiżankę palcem wskazującym.
- Nie - odparł po chwili i uniósł jedną brew, spoglądając na moje wyczyny. - Nie musisz rysować mi Bogu winnej porcelany pazurami. Na pewno nie zatrute.
- Niech ci będzie - mruknęłam i zakładając nogę na nogę upiłam łyk. - Mieszkasz tu i pracujesz?
- Mieszkam, pracuję, czytam, rysuję. Wszystko na raz. W końcu gdy ma się dla siebie całą wieczność, trzeba coś z nią zrobić, prawda? - uśmiechnął się lekko. - Może papieroska? - spytał i nie czekając na moją odpowiedź podsunął mi pod nos paczkę z fajkami. Bez słowa złapałam jedną w dwa palce i włożyłam sobie do ust. Chłopak wyjął z kieszeni spodni zapalniczkę i czarując ogień, podsunął go pod papierosa, który po chwili wypuścił z siebie kłęby dymu.
   Nieprzyzwyczajona do takich "rarytasów" szybko poczułam jak dopada mnie nieustępliwy atak kaszlu, a do oczu same cisną się łzy. Oliver widząc to zaśmiał się krótko i sam zaciągnął porządnie.
- Kwestia przyzwyczajenia - odparł po chwili, uśmiechając się szeroko. Spojrzałam się na niego krzywo, a następnie na trzymanego w dłoniach peta. Po krótkich rozmyślaniach odłożyłam go na bok.
- Już? Tak szybko?
- Pieprz się, nie będę potem zdychać - założyłam ręce na piersi i przymrużyłam lekko oczy. Wyobrażałam sobie jak śmiesznie mogłam wtedy wyglądać, jednak nie obchodziło mnie to za bardzo. 
- Jak chcesz. Chociaż nikotynka dobra sprawa. Jeszcze herbatki?
-...Poproszę - odparłam po chwili, a w głowie w net zaświtał mi szatański plan. Chłopak capnął w łapy dzbanek do herbaty i klepiąc swoją kózkę po łbie, zniknął wraz z nią w innym pokoju. Ja natomiast gdy upewniłam się, że na pewno nie ma go gdzieś w pobliżu, szybko wstałam z miejsca i zaczęłam przechadzać się po pokoju z zamiarem tylko przejrzenia zawartości jego szafek. TYLKO przejrzenia. Czy ja wspominałam coś o kradzieży?
Niezłe błyskotki, panie Moonlight - pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Na pewno nie obrazi się, a może nawet nie zorientuje, gdy parę rzeczy zniknie mu ze schowków.
   Uniosłam rękę wyżej z zamiarem sięgnięcia po jedną z błyskotek, aż nagle poczułam na nadgarstku czyjś mocny uścisk. Odwróciłam gwałtownie głowę, gdzie mój wzrok natrafił na spokojny wyraz twarzy Olivera. Gdyby jeszcze mógł, uśmiechnął by się uroczo i poklepał mnie po główce.
- Zgubiłaś się gdzieś? - przekrzywił lekko głowę w bok, przyglądając mi się uważnie.
- Ja? Ależ skąd, po prostu się przechadzam - syknęłam i szarpnęłam ręką, chcąc wyrwać się z jego uścisku. Ni to w ząb jednak chłopak nie chciał puścić. Zdawałoby się nawet, że mocniej zacisnął długie palce na moim nadgarstku.
- Więc tym razem pójdziesz ze mną - uśmiechnął się jak pedofil i "słodko" potarmosił za policzek. Zdezorientowana do reszty, nie wiedząc, co zrobić, zostałam siłą pociągnięta za Oliverem. Nawet gdybym próbowała się znów wyswobodzić, to wszystko było tak dziwne, że nie chciałam próbować. Co, zaprosi mnie do salonu i zgwałci?
- Wiesz, nie lubię, jak ktoś szpera mi po mieszkaniu - rzekł po chwili. - Dlatego właśnie za karę...
- Karę!? - przerwałam mu szybko, znów zaczynając się szarpać.
- Oj, nie ładnie przerywać komuś w pół zdania. Jednak owszem. Za karę pomożesz wujciowi w bibliotece. Będziesz ładnie dawać książeczki ludziom z zamiarem zarobienia pieniążków. Oczywiście dla mnie.
- Chyba cię do reszty powaliło!
- Mnie? Ależ ja jestem całkowicie normalnym wampirem. Po prostu czasami miewam napady niekontrolowanego śmiechu, lubię poznęcać się nad zwierzętami i postrzelać do innych. Ale to tylko tak dla zabawy. A teraz zawrzyjmy pewien układ, słońce. Ty grzecznie mi pomożesz TU, a ja udam, że nie wiem, kim jesteś.
- Więc kim jestem? - spytałam, unosząc wysoko jedną brew.
- Nie wiem - wzruszył ramionami i popchnął mnie z powrotem do antykwariatu. O mało co nie przewracając się o własne nogi znalazłam się znów w wielkiej bibliotece, gdzie spod biurka obserwowała mnie para krwistych ślepi tej przeklętej, opętanej kozy. Skąd on ją w ogóle wytrzasnął? Odwieczne pytanie, które wciąż będę sobie zadawać.
- Więc co mam robić? - spytałam po chwili, gdy moim oczom ukazała się wysoka sylwetka wampira. Oliver uśmiechnął się tylko pod nosem i położył dłonie na moim ramionach prawie, że wbijając pazury w skórę.
- Patrz tam, uważnie. Widzisz tego klienta? Mam nadzieję, że należycie go obsłużysz - syknął mi słodko do ucha i odszedł za ladę. - Słucham, w czym mogę pani pomóc?
- Chodzi o pewną specyficzną książkę - odparła niska kobieta z okrągłymi okularami osadzonymi na piegowatym nosie. - O smokach.
- Smokach, pani powiada? No cóż, mamy w naszym posiadaniu kilka egzemplarzy. Ta miła dama oprowadzi panią, aby się przypadkiem nie zgubiła i pokaże tomiszcza.
Posłałam w stronę Olivera znaczące spojrzenie typu "nie wiesz, co robisz", a następnie zgromiłam wzrokiem okularnicę, która aż wzdrygnęła się w objęciach za dużego swetra.
- Tędy, proszę - wywarczałam przez zęby i zaprowadziłam ją między regały. - Której książki dokładnie pani szuka?
- Nie znam jej tytułu - powiedziała cicho. Stanęłam gwałtownie, aż poczułam na swoim plecach twarz dziewczyny, która nie zdążyła zahamować. Po chwili odwróciłam się w jej stronę i uśmiechnęłam spokojnie.
- Nie zna pani tytułu książki, a przychodzi do biblioteki?
- Ekhem... O! Chyba to ta! Poznaję po okładce - szybko wskazała na najwyższą półkę, gdzie powinna spoczywać poszukiwana przez nią książka.
   Już miałam sarknąć coś, że czemu akurat ja mam się tam wspinać, gdy na horyzoncie pojawił się pan Moonlight. Uśmiechnął się pod nosem i oparł o jeden z regałów, przyglądając tej całej sytuacji.
- No, Avi. Pani z zamówieniem czeka, pośpiesz się - ponaglił mnie i nie odchodząc z miejsca, dalej w najlepsze przyglądał się nam.
- Ależ oczywiście - mruknęłam pod nosem i nie czekając na oklaski, wspięłam się wyżej po półkach. Z każdym stopniem jednak miałam wrażenie, że mimo mojej wampirzej zręczności, to wszystko za chwilę runie... wraz ze mną.
- I jest tam ta książka? - krzyknęła z dołu piegowata i zaczęła stawać na palcach, chcąc zobaczyć więcej. Chcąc coś odpysknąć, niechcąco zbyt gwałtownie przekręciłam się w bok. Spowodowało to, że stopa, która wcześniej spoczywała na krańcu półki zsunęła się z niej, a ja z głośnym hukiem runęłam w dół.
- Nic pani nie jest?! - pisnęła dziewczyna i podbiegła do mnie, klękając nad moim truchłem. Oliver zaś zamiast dzwonić po lekarza, dusił się ze śmiechu, skręcając przy innych regałach. Jęknęłam cicho pod nosem i podniosłam się na łokciach, bez słowa podając okularnicy jej upragnioną knigę.
- Proszę, tego szukałaś - powiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał nader spokojnie. - Miłego dnia życzę, może pani opuścić lokal.
   Dziewczyna kiwnęła głową, upewniając się, czy aby na pewno nic mi nie jest, po czym szybko wyszła na zewnątrz nie oglądając się za siebie.
- Mogę cię tu zatrudnić? Dostarczasz mi więcej rozrywki, niż ci idioci ze straży! - znów zachłysnął się śmiechem. Moja dłoń w trybie natychmiastowym wylądowała na czole, a ja sama westchnęłam ciężko i z powrotem opadłam na książki zwalone na podłogę.
- Kości całe? Wiesz, jeśli jest taka potrzeba, zawsze mogę ci je wymasować <3
- Pieprz się - burknęłam, a po chwili sama zaczęłam się opętańczo śmiać.

~*~ 

No, napisane coś.
Olivci wybaczamy, nie ma weny :D
Wpis był jednak dyskutowany z nim całościowo. 

Zaczarowani