Pogadaj z nami :D

czwartek, 31 lipca 2014

"...ty zniszczyłeś to w jednej sekundzie."

Nie zatrzymywali się jeszcze przez długi czas. Znała drogę do domu, nawet z tej odległości, ale aktualnie jej nozdrza były bardzo naruszone przez zapach krwi swojej jak i Jedynego. Miała nadzieje tylko, że już ich nie goni i gdy była tego prawie całkowicie pewna, zwolniła i zatrzymała się. Miała wiele ran z których płynęła krew, a i tak najgorsza była na szyi. Czuła smak swojej krwi w ustach, co było jeszcze bardziej nie do zniesienia. Odsunęła się od Tadashiego, by po chwili zwymiotować ją w krzaki nieopodal. To miało dać ulgę. Każdy głupi wiedział, że wampir nie może pić swojej posoki, ten smak był nie do opisania, nikt nigdy nie pił nic gorszego.
Białowłosy ledwo stanął na nogach, które trzęsły się jakby były z galarety, by po chwili odmówić mu posłuszeństwa.  Upadł na trawę, wyczerpany tym wszystkim... Nie walczył, nie był ranny, nie uciekał - to Saphira go niosła - ale był wyczerpany. Wyczerpało go to uczucie przerażenia i strachu. Spojrzał w kierunku ukochanej, która nagle gdzieś zniknęła. I znów poczuł ten strach. Że zostawi go tutaj samego. To było aż żałosne, nawet dla niego. Nie potrafił sobie bez niej poradzić.
- S...Saphira!
Mógł w tej ciszy słyszeć, jak wymiotuję. Chciała się pozbyć całej krwi ze swojego przełyku, choć wiedziała, że przez ranę raczej nie da rady, dlatego po czasie przestała, czując nadal jak ją mdli. Złapała się za szyję, sprawdzając głębokość dziury. Westchnęła z bólem, po czym spojrzała na ukochanego. Póki nie wie, że jestem ranna, jest dobrze.. Podeszła do niego i kucnęła przy nim.
- W porządku? - zapytała.
Wyciągnął ku niej rozpaczliwie dłonie, a gdy poczuł jej splamione krwią ubranie, złapał się jej mocno, przytulił, po czym pozostał w bezruchu.
- Nie zostawiaj mnie... proszę... - wyszeptał błagalnie.
Pogłaskała go po włosach i mocno objęła. Zamknęła oczy, czując ból, choć wiedziała, że do jutra tych ran nie będzie. Musiała przecierpieć swoje. Westchnęła głęboko słysząc jego słowa.
- Nie zostawię - odparła od razu i pocałowała go w czoło.
Po takiej utarcie krwi domyślała się, że będzie musiała iść na polowanie. Jedynym czego na pewno nie chciała zrobić, było zaatakowanie Tadashiego, jako swojej ofiary, czy tam "dawcy krwi".
- Czuję twoją krew... - powiedział cicho, zaciskając palce na jej ubraniu. - On zrobił  ci krzywdę, prawda...? A ja... nie potrafiłem ci pomóc... jestem beznadziejny... - oparł się o nią bezsilnie, a łzy spłynęły po jego policzkach. - Bezwartościowy...
Przytuliła go mocniej, wciągając jego bardzo intensywny zapach nosem. Odetchnęła.
- Nie prawda. Tadashi, człowiek nie może postawić się wampirowi, zginąłby na miejscu. Tak ja jestem wampirem, więc postawienie się innemu wampirowi, było odpowiedzią na wtargnięcie na teren. Te rany to nic, jutro ich nie będzie, ale muszę zapolować. Odprowadzę Cię do domu, odpoczniesz i zanim się obejrzysz, wrócę - wyszeptała cichutko i pocałowała go w czoło.
Podniósł twarz ku jej twarzy i dotknął bladą dłonią jej zimnego policzka.
- Napij się mojej krwi - poprosił szeptem. - Chcę, żebyś to zrobiła.
- Nie, Tadashi - natychmiast zaprotestowała, odsuwając się, choć trzymając go za dłoń. - Nie będę ryzykować, nie umiem się powstrzymywać, a zwierzęta mi wystarczają. Chodź, musimy wracać.
Ścisnęła jego dłoń i pociągnęła za sobą.
- Nie! - Nie pozwolił podnieść się z ziemi, lecz przyciągnął ją do siebie z powrotem. - Zaufaj mi, proszę. Chcę, żebyś to zrobiła i wiem, że ci to pomoże!
- Przestań, Tadashi! - powiedziała i zmusiła go do wstania. - Chodź. Nie będę pić Twojej krwi.
Wstając, złapał ukradkiem jakiś kamyczek. Tak jak tego pragnął, był nieco krzemienisty i zaostrzony. Pozwalając jej się ciągnął, rozciął sobie nadgarstek, a kropla jego szkarłatnej krwi skapnęła na ziemię. Drgnęła gwałtownie, czując zapach posoki. Jej nozdrza przez moment pulsowały, a tęczówki zabarwiały się na czerwień. Potrząsnęła gwałtownie głową i zaczęła oddychać przez usta. Uspokoiło się.
- Tadashi -  wyszeptała, patrząc na niego bardzo poważnie. - Uwierz mi w jedno, nie chciałbyś być ugryzionym przez wampira i dlatego właśnie Ci tego nie robię. To moje ostatnie słowo - złapała go za nadgarstek i przyjrzała się ranie.
- Jedyny rozerwał mi gardło, to nie ma dla mnie znaczenia - odparł na to, dalej nie ustępując. Był niesamowicie uparty. A kropelki spływały jedna za drugą  z głębokiego rozcięcia... Rozciął sobie żyłę. Głęboko. Ale nie robiło to na nim wrażenia.
Oderwała kawałek swojej koszulki i obwiązała go wokół jego nadgarstka. Westchnęła zażenowana, czując pulsowanie w gardle.
- Potrafię się powstrzymywać na tyle długo, na ile będę chciała - odparła. - Jeśli nie chcesz, żebym Cię niosła, to lepiej bądź grzeczny i posłusznie ze mną chodź.
Chłopak pozwolił jej się ciągnąć, a raczej złapał się kurczowo jej ręki, niczym małe dziecko. Wracali do Miasta Ocaleńców... a to oznaczało ten ponowny tłok, gwar rozmawiających ludzi, śmiech dzieci... za dużo zapachów na raz, czyli skrajną rozpacz i przerażenie dla białowłosego w jednym.
Wiedziała, że jej ukochany będzie się stresował, dlatego postanowiła wybrać inną drogę, na obrzeżach miasta. Była dłuższa, ale bezpieczniejsza i spokojniejsza. Nie było tu prawie wcale ludzi, a jej dom znajdował się właśnie w takim miejscu. Trzymała go za dłoń, prowadząc przez uliczki. Czuła się fatalnie, cały czas odczuwając ohydny smak w swoich ustach. Zapragnęła krwi. Tej wspaniałej krwi jakiegokolwiek stworzenia, żeby tylko przestać czuć to obrzydlistwo.
- Czuję słodką wodę - wyszeptał białowłosy w pewnym momencie, przerywając ciszę. - Czułem ją już w twoim domu... i jest ciemno... czuję... co to za miejsce...? - Przycisnął się do niej mocniej, rozglądając dookoła.
- Miasto Ocaleńców położone jest w jaskini przy jeziorze, mamy tutaj do niego dostęp - wyszeptała cichutko. - Może dlatego cały czas je czujesz - spojrzała na jego koszulę pod którą krył się jeden z tych okropnych szczurów.
- A... co z moimi rysunkami...? - Nie miał już powoli siły iść. Jego nadgarstek dopiero przestawał krwawić, z jego chorobą rana nie chciała się zakrzepnąć. - Zabrałaś je?
- Tak - wyszeptała cichutko. - Mam je wszystkie. Błagam, te szczury będą z nami mieszkać? - zapytała ze strachem.
Pokiwał przytakująco głową. Śnieżnobiała Luka wychyliła pyszczek z kieszeni na jego piersi i wlepiła swoje dwa, czarne i błyszczące kamyczki w Saphirę.
- Tak... to moi przyjaciele. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś im się stało... gdyby miały zostać same... to moja rodzina - wyjaśnił jej. Trochę dziwnie to brzmiało, ale taka była prawda. Kochał te szczury całym sercem.
Czemu to nie mogły być potulne szczeniaczki, czy kotki? Westchnęła głęboko i spuściła głowę.
- Jasne, rozumiem - wyszeptała cichutko. 
- Polubisz je, zobaczysz - uśmiechnął się, a czując znajomy zapach Saphiry, puścił jej dłoń i wyprzedził ją, pędząc w tym kierunku. Obrócił się jednak do niej i uśmiechnął się szerzej. - No chodź! Musisz zobaczyć moje rysunki!
Uśmiechnęła się do niego smutno i po chwili znajdowali się przed drzwiami. Nie był to specjalnie dużo dom choć był jednopiętrowy, cały wykonany z kamienia i jasnego drewna. Wchodząc drzwiami do środka, widać było piękny korytarz na końcu którego były schody na piętro. Po prawej stronie, drzwi prowadziły do kuchni z jadalnią, a po lewej do pięknego salonu wykonanego całkowicie z drewna i skóry zwierząt, więc było bardzo przytulnie. Na piętrze natomiast znajdowała się łazienka, pokój, który ona zwała "artystyczną komnatą" oraz sypialnia. W tej "komnacie" znajdowała się albowiem ogromna biblioteczka, sztaluga, jej instrumenty oraz ogromny, biały fortepian, natomiast w sypialni było ogromne, białe łoże z baldachimem i drzwi prowadzące do łazienki. Był tam także balkon z widokiem na całe Miasto Ocaleńców, bowiem jej domek był troszkę wyżej niż wszystko inne. Wprowadziła go do kuchni i położyła torbę z rysunkami na stoliku.
- No, jesteśmy - odparła.
Ale Tadashi nie podążył za nią do kuchni. Zafascynowany pozostał w korytarzu, dotykając po omacku ścian i zapamiętując wszystko dokładnie.
- To jest cudowne! - powiedział radośnie, aż natrafił na przejście do salonu, gdzie wpadł na miękką kanapę. Luka i Inukai wyskoczyli z jego kieszeni, by na własną rękę, a raczej łapę, zwiedzić nowe miejsce zamieszkania.
Wpatrywała się w biegające po domu szczury z obrzydzeniem. Wskoczyła na stolik, by tylko jej nie dotknęły. Bała się ich i to bardzo, bała się wszelkich myszopodobnych stworzeń, które nie kończyły u niej w jadłospisie. Kucała cały czas na stoliku, wyłapując je wzrokiem, jakby chciała się zaraz na nie rzucić. Po pewnym czasie zniknęły gdzieś na piętrze, a ich właściciel dalej z radością badał salon.
- Saphira! Co to jest? - zawołał za nią.
Trzymał w swoich bladych dłoniach dziwnie zmodyfikowany pistolet, który zapewne kiedyś został przyniesiony przez fale na wyspę. Przewracał go w dłoniach, obserwując dokładnie, gdy wreszcie złapał go poprawnie i... wyczuł spust pod palcami.
Ciszę w domu przerwał jego krzyk i trzask broni upadającej na drewnianą podłogę. On również po chwili wylądował na kolanach, zatykając uszy. Przez kilka sekund w głowie widział bardzo nieprzyjemne wspomnienie... które pojawiło się znikąd i przeraziło go.
- Uh?! - spojrzała na niego zdziwiona, po czym jej wzrok napotkał pistolet. Wiedziała od razu o co chodzi. Złapała narzędzie i odłożyła na swoje miejsce, po czym klęknęła przy nim i przytuliła go mocno. - Uspokój się..
Nie rozumiał, dlaczego tak nagle wróciło do niego jedno z wspomnień... i to jakich. I właśnie to wywołało u niego takie przerażenie. Przycisnął się do niej z całych sił, próbując uciec od tego jak najdalej.
- Dlaczego...? Dlaczego...? Dlaczego? Dlaczego?! - szeptał co chwilę jak w gorączce. - To nie ja... nie... nie... nie ja...
Milczała ona jednak, po prostu go przytulając. Zamknęła oczy, przytrzymując jego głowę przy swoim sercu. Koszulka była tam także mokra od krwi, ale miała nadzieje, że przeszkadzać mu to nie będzie. Odetchnęła głęboko, czując jego zapach i coraz większe pragnienie.
- Ygh... - zacisnął powieki i zapłakał gorzko.
- To co było jest teraz już nie ważne.. To co złe, oczywiście - wyszeptała i pomogła mu wstać. - Chodź, zaprowadzę Cię do pokoju, położysz się spać.
Kim... byli ci ludzie...? D...dlaczego... zabiłem ich wszystkich...? Złapał kurczowo Saphirę za rękę.
- Ja... nie chcę... spać... nie chcę... mieć koszmarów...! - Zacisnął powieki i potrząsnął głową.
- Tadashi, proszę.. Jeśli nie pójdę teraz na polowanie, to mogę być zagrożeniem - wyszeptała, prowadząc go na górę, przez schody.
Ledwo co stawiał kroki, potykał się co chwilę, ale ona go trzymała.
- Napij się mojej krwi, mówiłem ci! - Krzyknął do niej, już nie panując nad sobą.
Zignorowała jego krzyk. Złapała go za boki i po sekundzie byli w pokoju. Użyła wampirzej szybkości. Położyła go siłą na łóżku.
- Nie piję ludzkiej krwi - odparła. - Chociaż daję ona większą siłę i starcza na dłużej. Obiecałam sobie, że nie będę potworem.
Jego turkusowe oczy wypełnione łzami wydawały się wpatrywać w nią bez pamięci, choć tak naprawdę, przed oczami widział tylko ciemność. Złapał ją kurczowo za ramiona, by podnieść się delikatnie i złożyć na jej ustach pożądliwy pocałunek... lecz ona zamiast pocałunku, poczuła cudowny smak jego krwi.
Otworzyła szeroko oczy, a jej źrenicę zmniejszyły się do maksimum. Nie.. Nie.. Tylko nie to.. Nie.. Nie będę.. potworem.. Gdy tylko poczuła smak jego krwi, jej oczy się zmieniły i tu, dobrze, że Tadashi ich nie widział. Były bowiem charakterystyczne, nie takie jak innych wampirów, którym
zmieniały się tylko tęczówki. U niej, białko przyjmowało kolor czerni, co wyglądało naprawdę przerażająco i takie też stały się teraz.
Gwałtownie oderwała się od niego, upadając na podłogę. Złapała się za włosy i wrzasnęła, czując palący ból w gardle, to było nie do zniesienia. Nie sądziła, że mógłby jej coś takiego zrobić, mimo tego iż prosiła, by tego nie robił, by nie robił z niej.. prawdziwego krwiopijcy, tego potwora, którego nie chciała nigdy uwalniać. Kolejny krzyk, a jej gardło po prostu płonęło. Pragnęła jego krwi, pragnęła wypić ją całą, żeby nie została ani jedna kropelka.
- Ghy.. - zaczęła rozdzierać palcami ranę na szyi, by jak najszybciej zapomnieć o tym życiodajnym smaku. - Ha... Ha.. - łzy spływały z jej oczu, a ona kuliła się, klęcząc i opierając czoło o podłogę.
Białowłosy uciekł aż pod samo oparcie i zakrył się poduszką, wpatrując się w miejsce, z którego uciekła. J...ja... nie chciałem... To nie miało tak być! Słyszał jej krzyk. Czuł zapach jej krwi... Zraniła się.  Przez niego. Muszę jej pomóc...
- Saphira!
Poderwała się z ziemi. Mógł poczuć tylko powiew wiatru, a po chwili słychać było trzask tłuczonego szkła. Wyskoczyła przez okno, uciekając w stronę lasu.

***
Nie.
Nie.
NIE.
NIE!
Po raz kolejny rzuciła truchło jeleniowatego zwierzęcia na ziemię. Stała cała ociekająca w krwi swych ofiar, co wyglądało przerażająco. Zaciskała palce na gardle.Stworzenie przed nią miało praktycznie całą krew, wypiła tylko trochę. Chociaż czuł ulgę w pragnieniu, po zabiciu co najmniej połowy zwierząt z okolicy, nie mogła pozbyć się drażniącego uczucia w gardle. 
Dlaczego..? Dashi.. dlaczego to zrobiłeś?! Po tylu miesiącach ćwiczeń nad powstrzymywaniem się przed piciem ludzkiej krwi.. ty.. zniszczyłeś to w jednej sekundzie..
Upadła na kolana i złapała się za włosy. Odgięła głowę w tył, a z jej gardła wydobył się ryk agonii, nad własnym losem.

1 komentarz:

  1. Notka super! Taka emocjonująca... I wow... Dashi, coś ty zrobił o-o Saphira mogłaby się zabić. I w sumie wciąż może. Szczególnie teraz, kiedy znów zaznała życiodajnego smaku ludzkiej krwi. Obawiam się, że nie skończy się to najlepiej. Ale nie poddawaj się Saph. Nie pozwól się zmienić w potwora. Z drugiej strony zyskałabyś większe szanse w starciu z Shiny.

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani