Pogadaj z nami :D

sobota, 20 września 2014

I'm coming home to you

Shin'ichi w końcu z radością wszedł do swojego pokoju, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Miał nadzieję, że zrobił to na tyle wymowny sposób, że Natsu zrozumiał to i nie będzie mu już dzisiaj przeszkadzał. Miał tego dziaciaka dość. Juz po dziurnki w nosie miał jego towarzystwa, a skończył się dopiero poniedziałek. Mały potwór miał odejść z tego domu i zniknąć z życia Katsu na zawsze, dopiero w niedzielę. Miało to być najdłuższe sześć dni w jego życiu. Zaczynał naprawdę żałować, że właśnie takie zadośćuczynienie wybrał dla niego. Zostawienie go w spokoju byłoby dużo lepszym i praktyczniejszym pomysłem.
Kompletnie wypompowany z całej energii wampir, szybko pozbył się swoich ubrań, wrzucając je do kosza na brudy. Chyba będzie musiał zatrudnić smarkacza do prania, bo on sam nie pamiętał już kiedy ostatnio używał pralki. W końcu wszedł pod prysznic i z zadowoleniem na twarzy odkręcił kurek z ciepłą wodą, rozkoszując się chwilą wytchnienia.
Nie mógł sobie jednak pozwolić na zbyt wiele, gdyż naprawdę potrzebował sporej ilości odpoczynku. Sen w jego stanie był najlepszym wyjściem.
Z żalem zakręcił wodę i wyszedł z kabiny prysznicowej. Stanąwszy na froterowym dywaniku, zaczął szybko wycierać się, darując sobie suszenie włosów. Znalazłszy w szufladzie ostatnie czyste slipy (naprawdę potrzebował zrobić pranie), założył je i bez ani jednej chwili wahania wskoczył do łóżka, wsuwając się pod zimną, aksamitną pościel.
Zasłużył na długi, porządny sen. Nic dzisiejszego dnia nie wyszło po jego myśli. Miał dzisiaj przyjemnie się relaksować i choć raz nic nie robić. Natsu musiał jednak spaść ze schodów i rozpocząć nieszczęsna passę tego wieczoru. Potem wszystko zdarzyło się bardzo szybko. Jego chwilowy przejaw dobroci. Krótka zabawa z Nathaniel'em, który szybko zwiał razem ze swoją rudą wiedźmą. Wysadzona w powietrze kuchenka i spalona kuchnia. Dobrze, że ten dzień w końcu dobiegł końca.
Shin'ichi przerzucił się na brzuch, próbując znaleźć najdogodniejszą pozę do spania. Wtedy przez pokój przeszedł ciepły, ale zarazem przyjemnie chłodzący wietrzyk.
- Nie. Nie dzisiaj. Jestem zbyt zmęczony. Jutro. Obiecuję. Przeczytam ci wszystko, co będziesz chciała. - po tych sowach, uciekł do krainy Morfeusza.
***
Natsu również nie wyglądał na szczęśliwego. Skończył pucowanie kuchni dopiero o północy, a nie chcąc już przeszkadzać Shin'ichiemu poszedł od razu na górę. Już dawno wybrał dla siebie pokój. Był on dość malutki, ale przytulny. Ściany miał koloru zielonego, a dywan był puchaty i brązowy. Do tego kominek, którego chłopak nie zamierzał rozpalać. Nie chciał kolejnych nieszczęść. Miał też mały regalik z książkami. Teraz wymyty i ubrany w ciemny dres, położył się na łóżku. Zapalił nocną lampkę i zanurzył w krainie Tolkiena. Przysnął dopiero po paru rozdziałach, ale jego sen nie trwał długo. 
Nie wiedzieć czemu przyśniła mu się egzekucja jego ojca. Obrazy były na tyle makabryczne, że tak jak pamiętał jego małe ja, zwymiotowało na podłogę. Niestety głowa nie stanęła jak to było naprawdę ale uniosła się w powietrze, a dodatkowe fale krwi wypłynęły spod niej. 
Obudził się zlany potem, trzęsąc się pod swoją kołdrą. Dodatkowy huk obwieszczający burzę na dworze wstrząsnął nim dogłębnie. Starał się jeszcze zasnąć, ale w końcu dał za wygraną. Wyszedł z pokoju kurczowo trzymając poduszkę przy piersi i poszedł do sypialni Shin'ichiego. Otworzył ją po cichu i nie budząc go wszedł mu do łóżka, kładąc się tuż obok wampira, tak by go przypadkiem nie szturchnąć. Nawet nie wszedł pod kołdrę, byle tylko mu nie przeszkadzać. Jego obecność musiała wystarczyć. Przymknął oczy.
***
Wampiry rzadko miewają sny. Najczęściej w ogóle nie śnią lub jeżeli od czasu do czasu coś im się przyśni, to zapominają o tym, jeszcze za nim otworzą oczy. Jest to jedna z nietypowych cech ich rasy, o której mało kto, jeżeli ktokolwiek wie.
Tak było również z Shin'ichim i tej nocy nie śniło mu się nic. Chłopak jednak miał dość lekki sen, spowodowany wieczną czujnością i obawą o własne życie. Z początku zdarzało mu się nawet spać ze swoją kataną, co było zdecydowanie dziwne i nienormalne.
Od razu poczuł przez sen, kiedy coś lub ktoś niechcący szturchnął go w bok, wyrywając go tym samym ze snu. Wampir nadzwyczaj szybko otworzył oczy i odrobinę zaskoczony zaczął się rozglądać dookoła. Nie musiał czekać, aż jego wzrok przyzwyczai się do ciemności, tak jak potrzebowali tego ludzie. Od razu po otwarciu oczy widział wszystko dokładnie i wyraźnie z najmniejszymi szczegółami, dlatego praktycznie zaraz zobaczył śpiącego tuż obok niego Natsu.
Katsu zrobił wielkie ze zdziwienia oczy. Nie miał pojęcia czy to mu się śni, czy obudził się w jakiejś popieprzonej rzeczywistości. Wiedział jednak jedno, nie ważne kiedy i gdzie, na coś takiego nie pozwoli.

- Co jest do cholery?! - wydarł się najgłośniej jak tylko mógł, mając nadzieję, że nie tylko go obudzi, ale i przyprawi o zawał serca, mając problem z głowy.
Natsu natomiast jak już zasypiał to porządnie i teraz nawet krzyk Shin'ichiego nie zrobił na niego wrażenia. Zamiast się obudzić, chłopak przez sen przysunął się bliżej wampira, chowając głowę w jego klatkę piersiową. Płakał przez sen, bo prawdopodobnie śniło mu się coś złego, jednak wciąż się nie budził. Zacisnął dłonie na koszulce mężczyzny jakby w obawie, że ten mu za szybko zniknie.
- Nie no, to są chyba jakieś jaja.
Trudno było odczytać, co w tej chwili czuje wampir. Złość, gniew, wściekłość? Zdziwienie, niedowierzanie, szok? Rezygnację? Bezsilność? Nie. Wszystko to na raz, oprócz dwóch ostatnich. Za dużo pozwolił temu chłopakowi i teraz widzi tego skutki. Na więcej zezwolić nie ma zamiaru. Owszem, nie mógł go zabić, czy pozbawić jakiejś części ciała, gdyż jego "umowa" z Wagner'em tego nie obejmowała. Wciąż jednak mógł zrobić sobie z niego swoją prywatną zabawkę i trochę się nią pobawić.

Jednym szybkim ruchem oderwał od siebie beksę, łapiąc go mocno za kark. Przez chwilę zastanawiał się, czy lepiej walnąć nim o ścianę czy może o podłogę, a może nawet pokusić się o okno. Na chwilę obecną zdecydował na razie jedynie podnieść go do góry, samemu przy tym wstając. Potrząsnął nim porządnie kilka razy, chcąc aby się obudził. Bo w końcu co to za zabawa, kiedy ofiara była nieprzytomna?
Natsu jęknął z niezadowoleniem, otwierając wreszcie oczy. Ziewnął lekko i przetarł zmęczone oczy dłonią, póki co nie orientując się w sytuacji. Dopiero po chwili zamrugał.
- Przepraszam - bąknął odruchowo, uznając że to już ranek i zaspał i nie dał mu śniadania. - Już wstaję - dodał zaraz, próbując się uwolnić. - Shin-chan, no puść... zrobię ci śniadanie - jęknął machając śmiesznie nogami w powietrze. Że też los postanowił z niego tak okrutnie zakpić, dając mu tak mało centymetrów...
- Powiedz mi gówniarzu, czy ciebie upuścili jak byłeś mały, czy żeś się już taki tępy urodził? - warknął. Był tak wściekły na blondyna, że podświadomie wyostrzyły mu się kły, które wspaniale prezentował podczas swoich krzyków. - Po pierwsze, czy to wygląda jak dzień? - zapytał brutalnie odwracając jego głowę w stronę okna, za którym panowały egipskie ciemności. - Po drugie, co ty do cholery robisz w moim pokoju, w moim łóżku, przylepiony do mnie jak do jakieś disney'owskiej maskotki. Czy ja wyglądam jak Kubuś Puchatek albo twoja matka, żebyś się tak do mnie tulił?!
Natsu zgrzytnął zębami troszkę z bólu, ale bardziej z szoku. W uszach mu dudniło od tych krzyków. Głupi Shin-chan chciał go pozbawić słuchu. Spojrzał na okno mimowolnie, ale jednak i odetchnął głęboko.
- Przecież mogłeś zasłonić zasłony, nie wiedziałem że to nie w twoim zwyczaju - sarknął, zdobywając się jeszcze na lekką odwagę. - Nie mogłem zasnąć - dodał zagryzając mocniej wargi. - I ugh... nie, wyglądasz jak dziecko kiedy śpisz, więc... - uśmiechnął się słabo, trochę nieświadomie kopiąc pod sobą grób.
- Cholerny bękarcie - Natsu przekroczył czerwoną linię, wchodząc do czarnej strefy pełne pól minowych, już samym pojawieniem się jego pokoju. Wystarczył jeden nieostrożny krok, który wykonał chłopak i jedna z min wybuchła, dając początek reakcji łańcuchowej i totalnego chaosu.
Katsu z wampirzą siłę, przygniótł blondyna do ściany, wręcz go w nią wbijając. Nie wiedząc kiedy przeniósł swój chwyt z jego karku na gardło, w które teraz wbijał swoje paznokcie. Kompletnie zapomniał o umowie z Wagnerem. Przestało go obchodzić, czy dzieciak zginie i jakie będą tego konsekwencje. Cały jego umysł opanował gniew i jedna wielka żądza mordu.
- Za to będziesz zaraz wyglądał jak szmaciana lalka.
Blondyn krzyknął krótko, czując rozchodzący się mu po całym ciele ból. Zacisnął powieki odganiając od nich łzy, łzy bólu. Jęknął głucho, krztusząc się nieco krwią. Zacisnął dłonie na jego ręku i otworzył oczy, spoglądając na niego i nabierając kilka krótkich oddechów.
- Żal mi ciebie - wydusił z siebie patrząc mu prosto w oczy. W jego tęczówkach można było dostrzec jedynie łagodność, która strasznie kontrastowała z tym co się teraz działo w Shin'ichim. - Twoja samotnia... - wypluł krew. - ...kiedyś zobaczysz jak smutne... jest twoje istnienie - krzyknął nieco głośniej, gdy paznokcie wbiły się mocniej w jego szyję, ale nie odwrócił wzroku. 
Wampir przez cały czas piorunował Natsu wzrokiem, pragnąc jedynie jego śmierci. Jego twarz nie wyrażała nic poza gniewem i wściekłością oraz rządzą mordu.
Coś się jednak zmieniło, gdy usłyszał jego słowa. Coś jakby w nim pękło. Złość nie zniknęła, jednak zelżała odrobinę. W jego oczach można było zobaczyć odrobinę poruszenia i niedowierzania, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że ten głupi smarkacz to powiedział.

Uścisk na szyi chłopaka nieco zelżał, dzięki czemu znów mógł złapać oddech. Shin'ichi jednak się nie poruszył. Nadal stał w tym samym miejscu i pozycji, nieruchomiejąc. Przez długi czas analizował to co usłyszał i mimo iż wydawał się być tym wszystkim niewzruszony, to w środku niego panował kompletni chaos.
Nagle wszystko zmieniło się w ułamku sekundy. Katsu znów zacisnął swoją dłoń na jego gardle i cisnął chłopakiem o drzwi, z taką siłą, że pojawiło się na nich kilka pęknięć.
- Wynoś się stąd. Natychmiast. - Jego głos był wyjątkowo spokojny i opanowany, jakby wcale nie próbował przed chwilą go zabić. Nie czekając, aż Natsu zrozumie rozkaz i opuści jego pokój, wampir odwrócił się do niego tyłem, wpatrując się w ciemność za oknem.
Natsu zakrztusił się powietrzem, by chwilę później uderzyć o drzwi i znów stracić na chwilę panowanie nad oddechem. Ból był niemal nie do zniesienia, a mimo to chłopak nakazał sobie spokój. Złapał się mocniej klamki drzwi i ostrożnie przesunął się do przodu, zupełnie tracąc przy tym zmysły. Nie mógł przecież zostawić teraz Shin'ichiego samego. Nie kiedy wiedział, że wampir cierpi. 
Mimo tej całej niewzruszonej pozy, zobaczył coś w jego tęczówkach, coś czego nie potrafił teraz zignorować. W końcu dotarł do wampira i objął go od tyłu mocno ramionami, przytulając się do niego. Zamknął oczy, nie chcąc na chwilę o niczym myśleć.
- Shin-chan... nie musisz być ciągle sam - wyszeptał, co przychodziło mu z trudem. - Tylko... - objął go jeszcze mocniej w pasie, by nie dać się oderwać tak łatwo. - Tylko jeśli nie chcesz być sam... musisz spróbować kogoś do siebie dopuścić...
Wampir zesztywniał, czując obejmujące go ramiona. To wszystko zdawało się być dla niego takie nierealne i nieprawdopodobne, wręcz niemożliwe. Katsu jeszcze nigdy się tak nie czuł. Przynajmniej nie w tym życiu. Choć wszystko to było według niego dziwne, to jakaś drobna część jego była szczęśliwa z tego powodu. Niestety była to ta część, której w sobie nienawidził i już od dawna próbował zabić. Nie mógł tego odkładać na później. Przyszedł czas, aby wyrzucić ten chwast.
Jedyny zaczął się nagle głośno śmiać. Nie był to jednak ten ciepły śmiech, który udało się Natsu kiedyś wywołać. Ten był zimny i ostry, jak mróz zamrażający wszystko na swojej drodze. Blondyn nie zauważył nawet kiedy, jego rozmówca wyrwał się z jego uścisku i odwrócił się do niego przodem.
- Powiedz mi, jakie pranie mózgu ci zrobił Wagner. Dlaczego nie możesz przyswoić tego, że wampiry są samotnikami? Nie jesteśmy jak wy, ludzie, istotami społecznymi. Nie potrzebujemy nikogo oprócz siebie, gdyż inni są jedynie ciężarem. Wampiry, a szczególnie Jedyni dążą do perfekcji, czyli pozbycia się wszelkiego balastu i wad - białowłosy cicho parsknął krótkim śmiechem. - Poza tym, gdybym miał już kogoś do siebie dopuścić, byłbyś ostatnią osobą na mojej liście.

Natsu nawet nie mrugnął, trzymając się jednak za żebra. Przytulanie się do pleców wampira miały swoje plusy. Nie musiał martwić się o utrzymanie równowagi. Wytrzymał jednak spojrzenie Shin'ichiego oraz nawet nie skrzywił się słysząc jego śmiech. Zamiast tego uśmiechnął się do niego delikatnie.
- I przez to stają się jeszcze bardziej wadliwymi istotami. Wiesz dlaczego? - uniósł lekko brew. - Bo pozbywacie się wielu pięknych emocji i chwil dla tej swojej pozornej perfekcji. 
Nie ruszył się z miejsca ani na krok, cały czas patrząc mu prosto w oczy.
- Dlaczego nie mogę? Bo nie lubię patrzeć na cierpienie innych - wyjaśnił spokojnie. - Nienawidzę tego, a ty cierpisz Shin-chan... cierpisz choć zaprzeczasz. Nic nie mów - machnął ręką widząc jak ten otwiera usta. - Nie mów jeśli masz kłamać. Nie potrzebuję kłamstwa - mruknął spokojnie. - No i to nie muszę być ja - prychnął cicho. Przecież nawet nie liczył na to, że ten wampir zniży się do takiego poziomu. - Znajdź sobie kogoś swojego poziomu.
- Nic nie wiesz szczeniaku. Nie wiesz jak to jest być wampirem. Żyć w ciągłym strachu i obawie, że ci, którzy od zawsze podawali się za twoich sprzymierzeńców, wbiją gwóźdź do twojej trumny. Nie masz zielonego pojęcia jak to jest żyć wiecznie z tym przeklętym uczuciem głodu, które pali cię i wyniszcza od środka. - Cały jego spokój zniknął, po raz kolejny zastępując go wybuchem gniewu. - Kiedy każdy dzień jest taki sam, a monotonia powoli cię zabija, więc musisz ciągle poszukiwać nowej rozrywki. Nie wiem ile masz lat i mnie to za bardzo nie obchodzi, ale jestem pewien, że nawet jako umierający staruszek będziesz mógł w pamięci przywołać twarze osób, przez które pojawiłeś się na tym świecie. Nigdy nie odczujesz tego jak to jest wiedzieć, że komuś w tym pieprzonym świecie na tobie zależało, ale za cholerę nie możesz sobie przypomnieć ich imion, twarzy, wspomnień z nich związanych. Każdego dnia tracić na tej wyspie cześć siebie, aż pewnego dnia uświadamiasz sobie, że nie zostało już nic poza pustą skorupą. Dlatego przestań gadać o cierpieniu, kiedy nawet nie masz pojęcia co to słowo oznacza.
Natsu zatrząsł się nieco, odsuwając się odrobinę od niego. Całkiem niechcący stłukł jakąś wazę, zaraz podnosząc jeden jej kawałek i bawiąc się nim w dłoniach.
- A ty niby wiesz więcej ode mnie? - z rozmachem podciął sobie żyły, powoli wpatrując się w spływającą po jego nadgarstkach krwi. Uśmiechnął się krzywo stwierdzając z lekkim przerażeniem, że nawet nie czuje bólu. Zbyt często pito krew z jego żył. - Jesteś zagubiony, nikt cię w świat wampirów nie wprowadził - stwierdził cicho, odsuwając się znów parę kroków, aż oparł się o ścianę. - Nie pamiętam matki, byłem za mały kiedy Toshiya-san ją zabił. Ojca pamiętam tylko dlatego, że jego głowa została oderwana od jego korpusu na moich oczach - spojrzał na Shin'ichiego spokojnie. - Może dla ciebie to nic takiego, tyle razy już widywałeś taki scenariusz, ale zapewniam cię, że pięcioletnie dziecko zmieni się po tym kompletnie. Nie mam kogoś, komu by na mnie zależało, więc przestań pieprzyć jakbyś wszystko o mnie wiedział - żachnął się, unosząc znów ten kawałek przeklętej wazy i przysuwając go sobie do aorty. - W porządku, w takim razie przekonajmy się jak to jest wampirem - mruknął, ale nie wykonał żadnego ruchu, by to zrobić. Zamknął oczy i odetchnął głęboko na trochę odzyskując rozum. Odrzucił kawałek wazy. - Nie chcę być wampirem - przyznał spokojnie. - A już na pewno nie takim jaki jesteś ty Shin-chan. Wyrzucasz z pamięci wszystko co w tobie jest dobre. Tak się nie postępuje.
- Chyba jednak odrobinę więcej, skoro nie chcesz stać się istotą taką jak ja. - odpowiedział znów spokojnie. To było właśnie w nim najgorsze. Tak łatwo było mu skakać z jednego uczucia na drugie, ze skrajności w skrajność. To właśnie była jedna z jego cech, która najbardziej przerażała innych i zniechęcała ich to nawiązania bliższych stosunków z Shin'ichi'm.
- Po co mi to wszystko opowiadasz, smarku? Masz nadzieję, że się wzruszę? Że twój los chwyci mnie za serce i się nad tobą ulituje, albo nawet stworzę ci rodzinę? Zmartwi cię więc ta informacja, że do tego nigdy nie dojdzie. Bo ja po prostu nie mam serca.
Wampir wyprostował się, górując swoim wzrostem nad chłopakiem. Miał dość schylania się nad nim, by móc spojrzeć mu w twarz. Doszedł w końcu do wniosku, że nie musi tego robić.
- Wielu rzeczy się nie robi. Jednak mimo to wszystkie istoty postępują tak jak chcą, a nie tak jak powinny. Wyrzucając z pamięci swoje człowieczeństwo, ułatwiam tylko wyspie życie, kończąc ten przeklęty proces amnezji za nią. - Kastu prychnął pod nosem, mamrocząc coś do siebie - Nikt nie chce być taki jak ja. Władza kusi, jednak wszystko ma swoją cenę, za którą kiedyś trzeba zapłacić.

Natsu uśmiechnął się delikatnie, znów do niego podchodząc i obejmując go ramionami. Z jego nadgarstków nadal kapała krew i wiedział, że w końcu zacznie ona trochę drażnić Shin'ichiego.
- Nie potrzebuję rodziny - oznajmił spokojnie. - Powiedziałem ci to, bo chciałem byś zobaczyć że może i nie jestem wampirem, ale wiem co to znaczy cierpieć. Poza tym każdy cierpi w inny sposób - zauważył cicho. - Ułatwiasz wyspie życie...? A kogo obchodzi wyspa Shin-chan?! - fuknął na niego niemal oburzony odsuwając się od niego i wspinając się na palce. - Ty się liczysz - puknął go palcem w pierś. - Twoje odczucia, twoje wspomnienia, TY! A nie jakaś tam wyspa. Opinia publiczna czy coś tam. Po co ci to?! Po co ci to, kiedy jesteś nieszczęśliwy?! 
Pierwsze promienie słońca zaczęły wpadać do pokoju. Za oknem noc powoli zmieniała się w dzień, o czym informowało szarzejące niebo. Przez swoją kłótnię, czy rozmowę, stracili poczucie czasu.
- Ty wciąż niczego nie rozumiesz. - westchnął zrezygnowany. W końcu uspokoił się na tyle, by do jego nozdrzy trafił słodki zapach świeżej krwi. Ślinka pociekła mu do ust, a kły wydłużyły się, raniąc jego wargi. - Idź spać. Czeka cię dzisiaj pracowity dzień.

- Więc mi to wytłumacz, albo pokaż - fuknął na niego, podsuwając mu swoją dłoń pod wargi. - Smacznego - mruknął tylko, bo przecież nie miał nic przeciwko takiemu wyjściu. Shin'ichi musiał coś pić, a na pewno zimne torebki nie były czymś o czym teraz marzył. - Nie chcę spać. Nie zasnę już - odparł chłopak, drugą dłonią masując sobie skronie. - Co mnie dziś czeka?
- Nie kpij sobie ze mnie. - warknął wampir, odpychając jego nadgarstek - W twoim układzie krwionośnym wciąż krąży moja krew. Wolałbym już wypić szczurzą krew, niż twoją w tej chwili. - jęknął z irytacją w głosie, gdyż zapach ludzkiej krwi był dla niego nie do zniesienia.
- Nie obchodzi mnie to, że nie chcesz. Musisz, inaczej będę mieć przez ciebie powtórkę z rozrywki, a jakoś mi się do tego nie śpieszy.

Natsu wzruszył ramionami, chowając dłonie w kieszenie. Skoro nie chciał to nie, on się specjalnie nie będzie tym przejmował. Wywrócił jeszcze oczyma ale w końcu wrócił do łóżka, tylko że tego które stało w pokoju Shin'ichiego. Przykrył się mocniej kołdrą i przytulił do siebie poduszkę, która jeszcze pachniała wampirem.
- Ne... Shin-chan? Czemu tak siebie nie lubisz? - zapytał go spokojnie, jakby łóżko które wybrał nie było czymś dziwnym. Zresztą Katsu już powinien się zacząć przyzwyczajać do jego udziwnień, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Białowłosy z szeroko otwartymi ustami stał na środku swojego pokoju, nie mogąc oderwać oczu od chłopaka. Nie mógł w to uwierzyć. Jego bezczelność przekraczała wszystkie granice normy. Mimo iż powinien się już do tego przyzwyczaić, doszedł do wniosku, że chyba nigdy to nie nastąpi.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - prychnął nie ruszając się z miejsca - Poza tym, gdybyś był tak miły i postarał mi się nie upaprać pościeli krwią...

Blondyn nie ruszył się jednak spod kołdry. Zbyt go wszystko bolało by mógł teraz to zrobić. Jeszcze tylko bardziej upaprałby mu tę pościel. Popatrzył tylko na niego i uśmiechnął się delikatnie.
- Bo nawet jak się złościsz to masz takie smutne oczy - oświadczył szeptem, czując że zaczyna odpływać. Ból był zbyt wielki jak na niego, by mógł go dłużej znosić. A już nie wspominając o adrenalinie, która zwyczajnie z niego już zeszła. - I jesteś cały czas sam, choć pragniesz towarzystwa - dodał jeszcze, zanim odpłynął.

niedziela, 7 września 2014

Książka za obrazek

Smukłe palce starały się prowadzić czarną wstążkę w danym, zaplanowanym porządku, jednak materiał wbrew woli uciekał spod dłoni, albo układał się pod dziwnym kątem, zmuszając, co do nowej zabawy. Sapnął poirytowany, gdy po raz kolejny kokardka nie wyglądała tak, jak powinna. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio wiązał prawdziwą muszkę, czy kiedy zakładał garnitur, czy inne stroje przeznaczone raczej dla istot z wyższych klas.
- A może pójdę bez?- powiedział tak, do nikogo konkretnego. Wtedy poczuł, jak coś dźga go na wysokości kolana. Czarne zwierzę, wpatrywało się w niego swoimi krwisto-czerwonymi oczami, domagając się zainteresowania swoją osobą. Jedną dłonią pogładził kozę po łbie, drugą nadal przytrzymując niesforną część stroju. Dopiero po chwili zauważył, że z pyska Atopsji, coś wystaje.
- Dobry pomył.- uśmiechnął się, wyciągając spod jej zębów broszkę z rubinowym migdałem. Zapiął ją pod szyją ukrywając pogięty materiał. Dopiero teraz mógł uznać, ze strój jest kompletny i skupić się na fakcie, że po jego domu pląta się jeszcze jedna osoba.
- No Avi! Pokaż się, jak wyglądasz!- zawołał, usadawiając się w fotelu, czekając na małe przedstawienie.


Już od dobrej pół godziny chodziła w kółko, deptając w pięknym, czerwonym dywanie dość widoczną już ścieżkę. Znajdowała się w niewielkim pokoju należącym do Olivera. W pokoju w którym nie dość, ża panowały egipskie ciemności, to jeszcze zamkniętym na osiem spustów. I to wszystko tak dla bezpieczeństwa.
   Dziewczyna obruszyła się nagle, gdy jej wrażliwy, wampirzy słuch wyłapał głos Olivera, wydobywający sie zza drzwi. Warknęła pod nosem w złości i odwróciła się gwałtownie, jakby to właśnie on stał przed nią, a ona chciała wykrzyczeć mu wszystko prosto w twarz.
- Pierdol się, zboczeńcu! - krzyknęła. - W umownie nie wspomniane było o przebierankach w lalki barbie! Nie włożę tego! Po moim trupie! Mogą mnie powiesić, oderwać wszystkie kończymy, a nawet wydłubać oczy, ale ja-tego-nie-włożę!
Zakończyła swój jakże interesujący monolog i skrzyżowała ręce na piersi. Stała właśnie w samej bieliźnie, oczekując odpowiedzi.



Wampir ledwo tłumił swój wredny uśmieszek, który coraz zawzięcie pełzał po jego ustach. Odchrząknął starając się zatuszować fakt, że ta sytuacja nieźle go bawi.- Szybciej, bo się spóźnimy!- zawołał, katem oka zerkając na zegarek i powracając wzrokiem do zamkniętych drzwi, za którymi piekliła się dziewczyna.- Musisz to włożyć inaczej cię nie wpuszczą.- pośpieszył z wyjaśnieniami, gdy do jego uszy dobiegły nie za miłe opinie dotyczące jego osoby.- I na pewno by cię rozpoznali, a wtedy nawet ja bym ci nie pomógł.- parsknął, przerzucając między palcami klucz.
Tym razem nie odpowiedziała mu. Podniósł się z fotela i kpiącym uśmieszkiem zawołał.- Mam nadzieje, ze jesteś ubrana, bo wchodzę.



- Mam nadzieję, że jesteś ubrana, bo wchodzę! - usłyszała jego donośny krzyk, a zaraz potem stukot butów, który odbijał się cichym echem od ścian. Poczuła jak po jej ciele przechodzi nieprzyjemny dreszcz, a ona sama nim zdążyła się zorientować, zgarnęła szybkim ruchem suknię z fotela.
- Spróbuj tylko położyć rękę na klamce, to ci oczy własnoręcznie wydłubię! - warknęła przez zęby i podeszła do lustra. Odsunęła zamek w czerwono-czarnej sukni, po czym zgrabnie wsunęła ją na siebie. Mimo pozorów, leżała prawie, że idealnie i na szczęście zasłaniała to, co potrzeba. Podniosła wzrok znad swoich stóp i okręciła się parę razy w miejscu. Mimo, iż suknia była naprawdę ładna i musiała to przyznać, że jej się podobała, nie lubiła się tak stroić, a to wszystko było nie dla niej.


Odczekał jeszcze chwilę i dopiero otworzył drzwi. Gdy zobaczył Avriel ubraną w sukienkę, którą z resztą sam jej wybierał usta same wywinęły mu się w uśmieszek.- No i wreszcie wyglądasz, jak szanujący się wampir.- cmoknął w usta, uważnie lustrując sylwetkę dziewczyny. Skrzywił się, gdy doszedł do wniosku, że czegoś jej brakuje. Mimo, że sukienka leżała idealnie, eksponując jej kształty, a kasztanowe loki swobodnie spływające dodawały jej uroku arystokracji, to i tak brakowało tego „czegoś”.
Rozejrzał się po pokoju, a jego oczy natrafiły na wazon, w którym ułożone stały szkarłatne lilie. Wyjął jedną z nich, odrywając nie potrzebną część łodygi. Podszedł do dziewczyny i mimo jej niepewności, co do jego osoby, udało mu się wpleść kwiat w jej włosy. Odskoczył od niej. Tak na wszelki wypadek, gdyby w afekcie nie chciała mu odwinąć.- Teraz jest idealnie.



Uniosła wzrok ku górze, robiąc śmiesznego zeza chcąc ujrzeć kwiat, który wampir wplótł jej we włosy.
- Może być - stwierdziła po chwili, spoglądając na siebie krytycznie. Sukienka była w porządku, kwiatek również. Jednak jak sama wspomniała - nie lubiła takich przebieranek. Wolała zwyczajny strój nocnego rzezimieszka składający się z większej części z płaszcza i oczywiście tego, co miała pod płaszczem.
- Ale zastrzegam ci, że nie pochodzę w tym dłużej niż 12 godzin - spiorunowała go wzrokiem, przy okazji lustrując jego ubiór, który też był niczego sobie. Musiała przyznać, że miał gust. - I tak przy okazji. Kto jeszcze niedawno mówił mi, jak to nieładnie jest kraść, a teraz sam mnie do tego namawia? - uniosła lekko jedną brew ku górze.



Uśmiechnął się niewinnie, wzruszając ramionami.- To nie jest kradzież. To jest tylko działanie, które ma na celu uratowanie wiele niewinnych istot. Znaczy wampir, który jest aktualnie w posiadaniu książki jest małym zagrożeniem.- zamilkł na chwile, krzywiąc się, jakby wspominał o jakimś ohydnym robactwie.- Jednak w pewnym momencie mógłby wpaść na głupi pomysł, by sprzedać ją na tym jednym ze swoich idiotycznych aukcji. Nie wiadomo , jakim wariatem mógłby okazać się następny właściciel.



- Powiedzmy, że rozumiem to działanie na rzecz niewinnych istot - wywróciła oczami, wzdychając cicho. - Mam po prostu mu to "grzecznie" odebrać? Zobaczymy. Nowe zadanie dla złodziejaszka.
Dobrze, miałam z tym skończyć. Tylko ten jeden raz się pobawię. Proooszę....
- Okej, więc o której mamy tam się znaleźć? I powiedz mi więcej o tym właścicielu, jakbyś był łaskawy.



Przytaknął, spoglądając na zegarek.- Musimy już iść.- powiedział, kierując się w stronę drzwi. Rzucił jeszcze krótkie „Pilnuj” do Atopsji, która na znak, że zrozumiała zabeczała cicho, wychodząc spod stołu, pod którym do tej chwili spała i wskoczyła na kanapę, powracając do czynności, z której przed chwilą wyrwał ją Oliver.
Przepuścił dziewczynę w drzwiach, które następnie zamknął. Schował klucz do kieszeni w swojej kamizelce i ruszyli przez spowite w ciemności uliczki.
- Lubi się chwalić swoimi błyskotkami.- powiedział po jakimś czasie, nawiązując do pytania o wampira.- Od czasu do czasu robi wernisaże, albo tak jak dzisiaj aukcje. Zbiera tym dojść sporą liczbę bogatych wampirów, którzy i tak się zjawią wszędzie, byle była darmowa krew. A jak się opiją to też coś kupią.- uśmiechnął się pod nosem, na myśl skąd on w stanie jest zdobyć tyle posoki. Widocznie niektórzy w piwnicach trzymają konfitury, a niektórzy fermę ludzi.- A sam organizator? To kretyn. Nawet pić nie potrafi. Wsadzisz mu w łapy parę kieliszków, a nie pamięta jak się nazywa.- westchnął, spoglądając na dziewczynę, która nadal kroczyła koło niego.- I to ci na pewno ułatwi robotę.



- Zapowiada się łatwa praca - rzekła po chwili namysłu, żwawo krocząc tuż obok wampira. - Jeśli chodzi o alkohol, nie musisz się martwić. Wnioskując z twoich opowieści, mam o wiele lepszą głowę do picia od tego idioty, o którym mówisz. Mam tylko nadzieję, że nikt niespodziewany nie wtrąci się nagle i nie narobi bałaganu - skrzywiła się lekko na samą myśl. Nie przyzwyczaiła się do tego, że coś mogłoby iść nie po jej myśli. Zawsze jej złodziejskie akcje kończyły się sukcesem. No, nie licząc dwóch wpadek...



- Wystarczy, że wtopimy się w tło, to nikt nie rozpozna przekrętu. Słodkie słówka. Oh, jakie ma pani ładne buciki! Sztuczny uśmieszek. Po prostu zachowywać się jak skurwiel, czyli tak jak oni.- zaśmiał się z własnego żartu, dla dramatyzmu jeszcze do tego machając dłonią.- Jesteśmy. No Avriel cycki do przodu, dupa do tyłu i uśmiechamy się.- zakpił, nachylając się nad nią, gdy zbliżyli się do drzwi.
Zapukał w drzwi, które w szybkim tępię odpowiedziały otwierając się. Mężczyzna w drzwiach zilustrował parkę i po chwili odsunął się z przejścia wręczając Oliverowi tabliczkę z numerkiem, która miała się przydać przy licytacji.




- Witam i zapraszam - rzekł wysoki mężczyzna przyodziany w czarny, elegancki garnitur, oraz swój wyćwiczony, poważny wyraz twarzy. Odsunął się o krok w tył i rozprostował prawę ramię, wskazując jego gestem na salę pełną gości, gdzie właśnie zachęcał do wejścia.
- Dziękujemy - odparła wampirzyca i posłała w jego stronę miły uśmiech. Mężczyzna skłonił się lekko, a na jego ponurej twarzy zawitał na krótką chwilę delikatny uśmiech.
- Życzę miłej zabawy.
Oj, będzie miła...
Dziewczyna pewnym krokiem ruszyła przed siebie, nie zostawiając oczywiście w tyle Olivera, który dorównał chodu z nią. Przyjrzała mu się kątem oka, a on tylko puścił do niej porozumiewawcze oczko.



- To ten.- ruchem głowy wskazał na mężczyznę, który z szerokim uśmiechem spoglądał na całą schadzkę ze stopni schodów.-Książkę pewnie trzyma, gdzieś w pokojach na górze.- podzielił się swoimi przypuszczeniami w tym samym momencie porywając z tacy kelnera dwa kieliszki z szkarłatną cieczką. Jedną podał Avriel, delikatnie stukając szkło ze sobą, a następnie biorąc spory łyk. Tak na zachętę.- Ja będę się kręcił wokół sali, gdzie odbędzie się cała licytacja. No to miłej zabawy.- uśmiechnął się, pozostawiając dziewczynę samą.



- Wzajemnie - uśmiechnęła się pod nosem i zamoczyła usta w szkarłatnej cieszy. Miała jedynie taki zamiar. Oblizała zachłannie kły językiem, czując słodki, kuszący zapach. Nie mogła dłużej się powstrzymać i przechyliła kieliszek, wlewając do gardła resztę osoki. Po jej ciele rozlało się przyjemne ciepło. Uwielbiała to uczucie.
   Widząc kelnera krzątającego swe zwłoki gdzieś niedaleko, podeszła do niego skocznym krokiem i ułożyła pusty już kieliszek na błyszczące srebrem tacy.
- Bardzo dziękuje - skinęła lekko do niego, po czym jej wzrok spoczął na niskim, okrągłym kształtami wampirze - gospodarzu całej "imprezy". Na jej twarzyczkę wypełzł szeroki uśmiech, odsłaniający śnieżnobiałe uzębienie. Nie czekając dłużej, postanowiła przywitać się, jak nakazywały dobre maniery.




- I po raz trzeci..!- donośny głos odbił się echem po sporej wielkości pomieszczeniu, wzbudzając zamieszanie wśród tłumu. Nad zgromadzonymi wyrastały dłonie wymachujące tabliczkami, podbijające, co chwile cenne.
Oliver przystanął z sporej odległości od centrum zbiegowiska, jednak po chwili chciał przesunąć się bliżej, gdyż z tego miejsca nie był wstanie dostrzec sprzedawanego obrazu. Przeszkodziła mu jednak w tym wampirzyca.
- Co za okropieństwo.- westchnęła, wgapiając się w scenę, na którą w tym momencie wdrapywał się mężczyzna po dzieło sztuki kupione przed chwilą. Nie wiadomo było czy mówiła o kupcy, czy o obrazie.- Tym razem licytacja skupia się na jakiś gotyckich starociach. Nie mój gust. A pan kupił już coś?- zwróciła się do Olivera, mierząc go od stóp do głowy. Widząc, że dzierży w dłoniach już pusty kieliszek, porwała go z rąk wampira, wymieniając u kelnera na pełny.
- Dziękuje.- kiwnął delikatnie głową w podzięce za napój.- Nie, jeszcze nic mi nie wpadło w oczy.




- Witam szanownego pana! - zawołała radośnie, stając na przeciwko wampira. Mężczyzna zauważywszy swojego gościa uśmiechnął się szeroko i poprawił garnitur, chcąc wyglądać jak najlepiej.
- Witam panią. Jak podoba się panience wystawa?
- Jest oszałamiająca - westchnęła, udając zachwyt wszystkimi dziełami dookoła. - Myślę nad nabyciem dwóch... A może i nawet trzech?
- Wspaniale! - klasnął uradowany w dłonie. - Ależ przepraszam, gdzie moje maniery! Nazywam się Gilbert Howk
- Miło mi, Avriel - skinęła delikatnie jak to miały w zwyczaju średniowieczne damy.
- Ależ cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się pod nosem i ucałował wierzch jej bladej dłoni.




- A ten autor ma piękny styl prowadzenia pędzla.- westchnęła, przechylając kieliszek wlewając tym całą zawartość do gardła. Nim Oliver się zorientować towarzystwo powiększyło się do liczby trzech wampirów. Mężczyzna podający się za handlarza i zapewnię jego towarzyszka i oczywiście czarnowłosa wampirzyca, która zaczepiła go, jako pierwsza. Wampir nie starał się zaprzątać sobie głowy ich nazwiskami, które tak szybko jak je poznał, ulotniły się z jego głowy. I tu niewielką pomocą wykazał się alkohol, który wampirzyca wmuszała w niego olbrzymich ilościach. W siebie też, jednak w przeciwieństwie do Olivera, który powoli zaczynał widzieć świat niczym w kalejdoskopie, ta nie wykazywała żadnych oznak zamroczenia. Jakby przez cały czas sączyła soczek!
- Będzie ślicznie wyglądać w salonie.- wampir podający się za handlarza łypnął radośnie, gładząc delikatnie płótno schowane za papierem. Białowłosa uśmiechnęła się lekko, po czym zwróciła się do Olivera.
- A pan nic nie kupuje?
- Co?- pytanie wyrwało wampira z jego świata, gdzie w między czasie kulturalnie próbował zbić czarnowłosą, że następny kieliszek to nie najlepszy pomysł.- Znaczy, jeszcze nic w oko mi nie wpadło.
- Nie bądź taki! Rozerwij się. Myślisz, dlaczego tyle tu alkoholu? Inaczej nikt by nic nie kupi.
- Ale ja naprawdę..
- No weź, nie mów, że pieniędzy nie masz?!- jakaś gula skoczyła mu na przełyk i nie chciała zejść. Wiedział, że to tylko żart, czy kpina, ale też możliwe, że jeśli nic nie kupi może zostać zdemaskowany. Wypuścił powietrze, spoglądając na scenę, gdzie trwała właśnie następna licytacja.
- No dalej! Ten autor ma genialne pomysły na swoje dzieła.- wampirzyca klepnęła przyjacielsko Olivera podsuwając mu następny kieliszek.
- Żebyś miała racje.- mruknął pod nosem tak, że nikt z zgromadzonych nie miał szansy go usłyszeć. Chwycił kieliszek bez zastanowienia upijając potężny łyk. Dopiero wtedy był w stanie unieś tabliczkę do góry.




- Niech pan pije, na zdróweczko - zaśmiała się, po czym stuknęła kieliszkiem o szklane, delikatne naczynie trzymane w dłoniach mężczyzny.
- A jak! - zawtórował, wlewając w siebie całość szkarłatnej cieczy. Gdyby był człowiekiem, jego blada twarz w tym momencie byłaby koloru świeżego buraczka. Był tak pijany, że mało co kojarzył, oraz pamiętał... W przeciwieństwie do wampirzycy. Wypiła tyle samo, może nawet więcej, a nadal trzymała się zadziwiająco dobrze i nadal pamiętała o swojej misji.
- Przepraszam, muszę skorzystać - uśmiechnęła się i poklepała wampira po ramieniu, po czym wstała z miejsca. Mężczyzna z szerokim uśmiechem na twarzy machnął tylko ręką, chyba nie wiedząc, co Avriel do niego mówi.




- Prawda, że przepiękny!- czarnowłosa zawiesiła się na jego ramieniu, spoglądając na obraz z podziwem ukształtowanym przez procenty.
- Tak.- potwierdził uśmiechając się szeroko. Policzki, aż go piekły od tego ciągłego sztucznego grymasu. Szczerzył swoje kły, gdy usłyszał, że wygrał, gdy dowiedział się, że właśnie stracił swój dobytek, jaki miał przy sobie. Musiał się uśmiechać, gdy odbierał to coś i teraz, gdy na to patrzył.
W głowie tłukły mu się głosy, karcące, dlaczego to kupił. Musiał się opić. Po raz pierwszy w swoim życiu po życiu, musiał stracić panowanie nad własnym umysłem. Nie ma innej wymówki, czemu to kupił.
Obraz oprawiony w złotą ozdabianą ramę, przedstawiał czarną tragedie w postaci piątki osób i dużego kudłatego psa obśliniającego kolana małej dziewczynki. Koszmarna rodzinka wlepiała swoje złowrogie spojrzenia w wampira, jakby chcieli osądzić za podeptany kwiatki w ogródku. Zdawało się, że śledziły każdy ruch.
- Ponure.- dreszcze przegalopowały po karku Olivera, gdy niespodziewanie przy jego boku pojawiła się białowłosa wampirzyca.
- Trochę.- westchnął, zakrywając tą tragedie papierem. W tym momencie po raz pierwszy, jak się tu znalazł, pomyślał, że Avriel mogłaby się trochę pośpieszyć.




Zbiegła szybko po schodach, szybkim krokiem podążając w stronę Olivera. Zdobycz, którą udało jej się upolować trzymała w falbanach sukni... A dokładniej pod biustem.
- Oli, słońce ty moje! - wyszczerzyła kły, łapiąc go pod ramię. - Może my będziemy lecieć, co o tym myślisz? Troszeczkę się zasiedzieliśmy




Na dźwięk głosu Avriel, coś ciężkiego, co ciążyło na sercu zniknęło. Z rozmachem odłożył kieliszek na stół, jakby było to najgorsza zaraza, czy inna choroba zakaźna.
- Niestety musimy już iść.- westchnął ze sztucznym smutkiem.- Miło się rozmawiało, świetne przyjęcie, trunki przepyszne no, ale dobranoc.- wymamrotał bez większego sensu, darując sobie grzecznościowe ukłony, całowanie w rączki, czy inne bzdety. Z obrazem pod pachą i oparty na Avriel szybkim truchtem wybył z tego miejsca. Na szczęście Avriel była na tyle łaskawa by wziąć, go pod rękę, bo już dawno zaliczyłby spotkanie pierwszego stopnia z posadzką. Wypił za dużo. To pewne.
- Masz to?- zapytał wyczekująco, gdy znaleźli się spory kawałek od posesji.




- Odsuń się! - warknęła, tym razem odpychając go aż na ścianę. - Cuchnie od ciebie marnym alkoholem. Mam, ale nie tutaj. Wracajmy. Poza tym, przydałoby się, żebyś wytrzeźwiał - westchnęła, znów pozwalając wampirowi oprzeć się o siebie.




- To jej wina.- mruknął pod nosem, pozwalając doprowadzić się do domu. Już przy samych drzwiach natrafił na problem. Nie mógł trafić do zamka. Na nic też wampirze zmysły, gdy w grę wchodzi darmowy alkohol. W końcu to Avriel musiała wyrwać mu z pazurów klucz i otworzyć drzwi, klnąc przy tym, na czym to świat stoi.
Gdy tylko drzwi się otworzyły, nogi wampira nabrały lepszej przyczepności. Szybko pokonał przedpokój, zrywając z siebie broszkę i pseudo- kokardkę, rzucając je gdzieś w kąt sofy. Atopsja widząc pana zabeczała cicho, podchodząc pod jego nogi w nadziei, ze przyniósł jej coś lub kogoś do zabawy. Ten tylko pogłaskał ją pod łbie, podsuwając jej pod nos obraz i poszedł do kuchni nastawić wodę. Ta niezadowolona odrzuciła łeb becząc żałośnie.




Westchnęła ciężko, po czym korzystając z okazji, wymknęła się do innego pokoju z zamiarem zrzucenia z siebie tej czerwono-czarnej kaskady falban, a założenia czegoś normalnego co przypominało jej zwykły codzienny strój. Wyciągnęła przy okazji księgę, którą pożyczyła tylko od tego wampira dla Olivera. Ona wcale nie kradła...
- Dupa - skwitowała, wychodząc z pokoju w pełni sił, mimo to, że była pijana




Nastawił wodę, przygotował dwie filiżanki herbaty do zaparzenia i nim wrócił do salonu nalał sobie szklanki wodę. W nadziei, że zdoła ona przywrócić go, do jako- takiego stanu.
Nie jestem pijany.- wmawiał sobie w kółko, chcąc mentalnie odeprzeć słowa dziewczyny. Złapał porzucane po stole papierosy i starając iść prostym krokiem, wrócił do Avriel, czekającej w salonie.
- Masz księgę?




- Mam - ucięła krótko i wyjęła zza pleców grubą, oprawioną w skórę księgę, dla której Oliver skłonny był namówić ją do wzięcia udziału w tej idiotycznej wystawie i na dodatek upić gospodarza... któremu oczywiście tę księdzę musiała zabrać, bądź pożyczyć jak kto woli.
- Mam nadzieję, że to był ostatni tak wypad - dodała po chwili, krzyżując ręce na piersi i lustrując go podejrzliwym wzrokiem.




Oliver szybko przechwycił księgę odruchowo przejeżdżając pazurem po skórze, grzbiecie i szybko kartkując strony, sprawdzając, w jakim stanie się zachowała. Szczerzył się do martwego przedmiotu, jakby spotkał się z dawno niewidzianym znajomy.
- Tak, oczywiście.- wymruczał, w między czasie odpowiadając na pytanie.- Oczywiście w podzięce mam dla ciebie mały prezencik.- Odłożył delikatnie księgę na stół i podsunął zdziwionej dziewczynie obraz owinięty w płótno. – Masz. Na pamiątkę.




- He? - zamrugała kilkakrotnie powiekami, zdziwiona "dobrocią" Olivera. Spojrzała się krytycznym wzrokiem na podarowany przez niego obraz. To naprawdę było dziełem sztuki? Pewna co do tego być nie mogła. Za piękne to nie było...
- Jesteś pewny, że chcesz mi to dać? Wiesz, takie obrazeczki są naprawdę modne. Powiesisz sobie na suficie. Co ty na to?




- Nie, nie, naprawdę możesz sobie zatrzymać ten obraz.- odmachnął ręką, jakby przeganiał nieistniejące muchy. Zabrał księgę ze stołu.- Mi nie pasuje do wystroju.- i ruszył w stronę pokoi na wyższych piętrach w celu odłożenia nowego nabytku w bezpieczne miejsce.

środa, 3 września 2014

Let's have some fun

Obudziłem się w jakimś nieznanym mi miejscu. Wszystko co widziałem to ciemność, ciemność i ciemność. Gdy chciałem przetrzeć ręką swoje oczy zdałem sobie sprawę jak bardzo boli mnie każdy mięsień w moim ciele. Chcąc podnieść prawą rękę i przezwyciężyć ból który nie dawał mi spokoju, spotkałem się z rozczarowaniem ponieważ moją rękę coś blokowało. Były to łańcuchy w które byłem zakuty. Całe szczęście że chociaż siedziałem i nie byłem zmuszany do utrzymywania się na własnych nogach. To byłby koszmar.
Nagle poczułem przepływ powietrza na moich pośladkach posadzonych na zimnym, wręcz lodowatym betonie. Nie bałem się. Byłem jedynie ciekawy kiedy przyjdzie do mnie Shin'ichi i zacznie swoje ”tortury”, bo skoro jestem martwy, a jestem tak?, to nie może mnie zabić. A ból mnie tylko wzmocni i zmotywuje do zemsty.
- Nareszcie się obudziłeś. Martwiłem się, że będę musiał poszukać nowej zabawki. - odezwałem się w końcu zimnym głosem, przerywając wszechobecną ciszę. Z powodu braku innych rozrywek przez cały czas siedziałem w kącie piwnicy na starym, lekko trzeszczącym krześle. Ani na chwilę nie spuszczałem wzroku z chłopaka, zastanawiając się przy tym jakie tortury dla niego zaplanować. - Nawet nie próbuj się wyrwać lub najlepiej w ogóle się nie ruszaj. Pozwoliłem sobie oblać łańcuchy wywarem z werbeny. Jesteś tutaj nowy, więc pewnie nie wiesz, ale jeżeli ta przeklęta roślinka zetknie się z twoją nagą skórą, będzie bolało gorzej niż gdybym cię podpalił. - dodałem, z przyjemnością obserwując jego zaskoczoną minę.
Milczałem, a w mojej głowie narodził się pewien plan, dzięki któremu mógłbym się stąd uwolnić. Schin’ichi przyglądał się mi i zapewne w duchu się ze mnie naśmiewał. Ciekawe kto zrobi to ostatni…
Pozwoliłem sobie jeszcze chwilę na milczenie, zagwizdałem, po prostu, by go wkurzyć? Tak, chyba tak. To może jeszcze raz? Teraz nieco głośniej. Na twarzy lalusia, czy pana zrzędy, jak kto woli, zagościł grymas co spowodowało mój uśmiech. Zagwizdałem ostatni raz, najgłośniej jak tylko umiałem, co chyba go zabolało bo skrzywił się a jego ręka powędrowała do ucha.
- Mógłbyś się zamknąć, czy mam ci wepchnąć piękny bukiet werbeny do gardła? Chwilowy ból w ręce będzie żadną zapłatą za patrzenie na to jak się będziesz dusić. - warknąłem do bruneta. Był chyba największym idiotą jakiego spotkał w swoim długim życiu. Robił wszystko, żeby oberwać. Może był jakimś masochistą, wtedy cała zabawa straciłaby sens. - Słuchaj Nathaniel... Będziesz grzecznym chłopczykiem, to może pozwolę ci odejść z dwoma kończynami. Dlatego radzę ci się przytkać i siedzieć grzecznie, kiedy ja będę się bawił.
On będzie się bawił? Haha.ha.ha. ha nie. Zaśmiałem się pod nosem i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Nastała głucha cisza, którą przerwały ciche piski, krzyki i jakby drapanie. Na to czekałem. Po chwili do pomieszczenia wpadło światło dzienne, a bardziej wieczorne, ale wciąż dzienne. Znów się do siebie zaśmiałem gdy zobaczyłem jak sprytny Dixy powoli ryzuje pazurkiem koło na szybie po czym delikatnie je popycha tak by razem z Pixi’m mogli wlecieć do środka.
Papugi szybko podleciały do moich łańcuchów i już po chwili miałem prawą rękę oswobodzoną dzięki zwinnemu dziobowi Pixi’ego i Dixi’emu który chyba nasrał do oka blond, a raczej siwej laleczce.
Zaskoczony nagłym pojawieniem się ptaków, zrobiłem szybki unik. Jakoś nie podobała mi się perspektywa ptasich odchodów w moich włosach.
- Tak chcę się bawić dzieciaku? Proszę bardzo. Seth! - Jak spod ziemi, tuż przy mojej nodze pojawiła się bestia nocy, gotowa na moje rozkazy. Nie było to dla mnie dziwne, gdyż wiedziałem, że zwierzęta te są piekielnie szybkie i poza tym potrafią podróżować cieniem. - Zajmij się naszymi gośćmi. - Seth'owi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Jak przystało na wyszkolonego łowcę, w mgnieniu oka pochwycił w powietrzu papugi, przygniatając je łapami do ziemi. - Widzę, że zaprosiłeś do gry wiedźmę. Dobrze, więc z nią też się zabawię, a na razie... - Chwyciłem do ręki niewielki nóż leżący na podłodze, który razem z innymi służył mi za lotki do gry w darty. Po chwili rzuciłem nim w Nathaniel'a, bez żadnej trudności trafiając w jego przed chwilą co wyswobodzone ramię.
Szłam powoli spacerkiem gdy nagle zobaczyłam jak moje papugi lecą z niespotykaną szybkością w stronę nieznanego mi miejsca. Ruszyłam w tamtą stronę co sił w nogach. Zobaczyłam małą dziurkę w szybie przez którą zapewne wleciały ptaki.
”tak bardzo chciałabym się tam dostać”
I nagle znalazłam się w pomieszczeniu. Gdy zobaczyłam Nathaniel’a przykutego do ściany serce mi się łamało. Nie zwracając uwagi na nic innego podbiegłam do zdziwionego, a zarazem uradowanego chłopaka i wyciągnęłam ostrzę wbite w jego ramię. Delikatnie dotknęłam rany która nagle się zagoiła. Nie wiedziałam co się dzieje. Odskoczyłam zszokowana od bruneta. Mój wzrok przykuł nagły ruch z mojej lewej strony, szybko obróciłam głowę w tamtym kierunku i to co ujrzałam wstrząsnęło mną najmocniej, albowiem dwa razy wyższy ode mnie blondas, a raczej zsiwiały nastolatek??, którego Dramzy zabił skręcając mu kark, stał nade mną rozwścieczony.
- O ile mi się wydaje, jeszcze nie zaprosiłem cię do zabawy. - powiedziałem widząc kucającego przy moim więźniu ducha - No, ale skoro już do nas dołączyłaś, to co powiesz na tym, aby grzecznie postać w kącie i popatrzyć jak dwóch facetów spędza razem wspólny czas. - mówiąc to rzuciłem kolejnym nożem w stronę bruneta, który tym razem trafił w jego brzuch.
Chłopak zawył z bólu
- NIE RÓB TAK!! – wrzasnęłam zdenerwowana
Wyjęłam nóż z brzucha chłopaka, podciągnęłam koszulkę by naprawić jakimś cudem ranę, lecz gdy jej dotknęłam nic się nie wydarzyło, jedynie Nat zasyczał z bólu.
- Ojoj małemu duszkowi coś nie wyszło – zakpił.
Byłam wściekła. Miałam ochotę uderzyć blondasa. Wstając z impetem odwróciłam się w jego stronę dostrzegając również co dzieje się z moimi papugami. Szybko podeszłam do zwierzęcia, lecz nie chciałam go uderzyć, jedynie lekko przesunąć. Zwierzak warczał na mnie lecz gdy dotknęłam jego głowy automatycznie złagodniał i wypuścił ptaki. Jeszcze chwilę pogłaskałam zwierzę zanim stwierdziłam że czułość jest trochę nie na miejscu i wstałam by ponegocjować.
Zabiję ją. Zabiję. Co z tego, że ona jest duchem. I tak  ją zabiję. Przez moją głowę przemijały różne obrazy rzeczy, które miałem w tej chwili ochotę zrobić dziewczynie. Zamiast jednak wcielić któryś z nich w życie, tylko spiorunowałem ją wzrokiem i wyszczerzyłem kły.
- Coś ty zrobiła mojemu łowcy? - warknąłem, mając ochotę się na nią rzucić.
- Pokazałam mu, że to że jesteś jego właścicielem nie znaczy, że jesteś jego panem i że możesz okazać mu trochę uczucia - powiedziałam uśmiechając się słodko. Nie był to fałszywy uśmiech, tylko taki przyjacielski... skąd ja miałam w sobie tyle dobroci?Przez chwilę gapiłem się na nią jak na dwugłową mysz. Nierealnie i ze dziwieniem, że coś takiego ma prawo istnieć.
- Czy ty się urwałaś ze słonecznej krainy kucyków pony? - zapytałem po chwili, nie mogąc ogarnąć jej wszechobecnej słodyczy. Ona tu jeszcze robi. Jakiś pożeracz dusz już dawno powinien sobie z niej zrobić deser. - Pieprzę to co mu powiedziałaś. Może lepiej mi powiedz, co do cholery robisz w mojej piwnicy? - powiedziałem po chwili, rzucając kolejnym nożem. Za dzisiejszy cel postawiłem sobie zrobienie z Nathaniel'a żywą tarczę do Dart. Zawsze o tym marzyłem.
- ZOSTAW. GO. W SPOKOJU!! - Krzyknęłam wkurzona tak piskliwym głosem, że pies zawył, a obydwaj panowie skrzywili się z bólu - Dixi proszę -mruknęłam, a papuga powoli i delikatnie zaczęła pomagać mojemu chłopakowi, albo byłemu chłopakowi... NIE WIEM OKEJ?? 
- Nathaniel... mruknęłam, gdy chłopak jakimś cudem nie był już zakuty w łańcuchy i stanął na własnych nogach
- Dziękuję mała - uśmiechnął się zalotnie na co moje serce zabiło dwa razy szybciej, a mój brzuch od środka rozsadzało stado motyli
Powoli podeszłam do chłopaka ignorując jednocześnie Shin'ichi'ego dotknęłam jego rany, od razu się naprawiła. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
Przeniosłam ranę na jego brzuch wkładając dłoń przez jego przedartą koszulkę dotknęłam jego rany i jakże zawsze imponującego mi torsu. Kochałam go. Tak mocno, że gdy odszedł umarłam z tęsknoty. Teraz byliśmy tu razem. Nic, nawet jakaś siwa laleczka w ciele faceta nie mogła nam przeszkodzić. Spojrzałam w jego kasztanowe oczy. Wyrażały wszystko. Moja ręka powędrowała z jego włosy i już miałam go pocałować, gdy usłyszałam skrzeczenie
- Tylko bez seksu. Tylko bez seksu - zawtórowały papugi. Te to maja wyzucie
Wybuchnęliśmy obydwoje śmiechem, totalnie zapomniawszy o zagrożeniu.
Natsu naprawdę nie mógł uwierzyć w swojego pecha. Nie dość, że Shin'ichi wyraźnie zabronił mu schodzić tego dnia do piwnicy to jeszcze nie poinformował o przerdzewiałej kuchence gazowej. Chłopak starał się przygotować sobie coś ciepłego do jedzenia. Zwykłą jajecznicę, ale nie skończył. Z westchnieniem spojrzał w stronę piwnicy. Dochodziły z niej jednoznaczne odgłosy. Shin'ichi musiał się tam nieźle bawić. Ostrożnie zszedł po schodach, wycierając ręce w kieszenie. Zapukał dla niepoznaki zanim otworzył drzwi.
- Ano ne... - zaczął spoglądając na zebranych. - Przepraszam, że przerywam imprezę - spojrzał na Shin'ichiego. - Ale... twoja kuchenka gazowa - odchrząknął. - Jakby... wyleciała w powietrze.

Myślałem, że tam zwymiotuję, widząc tą migdalącą się parkę. Już miałem rzucić się na chłopaka i z jakimś epickim komentarzem skręcić mu kark, kiedy nagle usłyszałem hałas otwierających się drzwi. Po chwili na schodach pojawiła się ostatnia osoba jaką chciałem w tej chwili widzieć.
- Natsu... Coś ty do cholery zrobił?! - zapytałem jeszcze bardziej wściekły, chodź nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. W tym samym momencie poczułem swąd spalenizny. Ten szczeniak chciał podpalić mi dom. Myśl o tym przyćmiła, całą resztę, nawet wciąż migdalących się ze sobą gołąbeczków.
Wykorzystując nieuwagę Shin’ichi’ego złapałem rudowłosą za rękę i popychając sługę blond laski w wersji męskiej ruszyliśmy pędem stromymi schodami w górę. Szybko znaleźliśmy drzwi wyjściowe, po czym wampirzym tempem porwałem ukochaną do mojego domu.

wtorek, 2 września 2014

Ty też potrafisz być dobrym samarytaninem...

Natsu nie wiedział kiedy zasnął w dość niewygodnej pozycji, przylegając mocniej do ściany i przytulając się nieco do ostrza, które otrzymał od wampira, jakby nie chcąc go wypuścić z rąk. Był on w końcu jego jedyną deską ratunku. Nieco mizerną trzeba było przyznać. Bez werbeny mogło się zdać na nic. Mimo, że chłopak potrafił się posługiwać mieczami (Toshiya już się nieźle postarał o odpowiednią jego edukację), tyle że zdawał sobie sprawę z siły i szybkości wampirów. Nie miał szans, nawet jeśli by chciał zranić. No chyba że wziąłby takiego z zaskoczenia i od razu wycelował w serce. 
Chłopak miał jednak dość lekki sen, bo obudziło go skrzypnięcie drzwi. Uniósł lekko zaspany wzrok, mimowolnie ściskając ostrze mocniej. Shin'ichi był tym, który to zakłócił jego sen. Odetchnął nieco z ulgą, ale zaraz potem przypomniał sobie o słowach mężczyzny. No tak, czekała go kara. Wstał szybko z podłogi otrzepując się nieco. Nie ośmielił się spojrzeć wampirowi w oczy, cały czas trzymając wzrok spuszczony, jakby czując skruchę. 
- Uhm... Laura już sobie poszła? - zapytał, wciąż ściskając mocno swoją 'broń'.  
- Poszła, to za mało powiedziane. O trzeciej nad ranem musiałem ją wyrzucić z domu, bo wypiłaby mi cały zapas krwi... I nie tylko. - westchnął, przypominając sobie nieprzespaną noc. Zamiast odpocząć i się zregenerować, tak jak planował, musiał zająć się niedojrzałą wampirką, która odkryła jego zapas whisky. - Będziesz miał co sprzątać.
Katsu zrobił kilka kroków w stronę chłopaka, rozglądając się po nienaruszonym pokoju. Szybko przeniósł wzrok na łóżko, które wyglądało tak samo, jak je zostawił. Zdziwionym wzrokiem popatrzył na wciąż skulonego w kącie chłopaka.
- Spałeś na podłodze? - zapytał z niedowierzaniem i lekkim niesmakiem w głosie. - Może się zbytnio na was nie znam, ale o ile wiem wy też sypiacie w łóżkach... - mruknął, patrząc na dłoń Natsu, której palce wciąż zaciskał na rączce noża - Miło wiedzieć, że nie tylko ja nie jestem w tym domu dzisiaj w najlepszej formie...

Natsu odruchowo cofnął się kilka kroków uderzając plecami o ścianę. Wypuścił automatycznie nóż z dłoni jakby w panice. Nie rozumiał tego co się z nim teraz działo. Bał się zrobić cokolwiek by wyprowadzić Katsu z równowagi. Nabrał kilka głębokich oddechów, zanim odważył się spojrzeć w oczy swojemu gospodarzowi.
- Tu było jakoś bezpieczniej niż na łóżku - wymamrotał nieco beznadziejnie, próbując usprawiedliwić swoje położenie. Zacisnął lekko pięści i raz jeszcze nabrał głębokiego oddechu. - Pójdę posprzątać - zdecydował cicho, ruszając wreszcie z miejsca z zamiarem wyminięcia wampira. Ugh! Musiał się wreszcie wziąć w garść, ale widmo kary wciąż nad nim wisiało i chyba tej niepewności obawiał się najbardziej. 
Wampir westchnął, zażenowany zachowaniem chłopaka. Potarł dwoma palcami skronie, próbując pozbierać myśli. Nie zamierzał nigdzie tego dnia wychodzić. Tak właściwie to nie mógł. Nieprzespane noce, kilka walk, spora utrata krwi, śmierć, regeneracja. To wszystko i dużo więcej skumulowało się, kompletnie wypompowując Jedynego ze wszystkich sił.
Nie mając innego pomysłu na spędzenia tak dużej ilości wolnego czasu, złapał z półki pierwszą lepszą książkę i wolnym krokiem zszedł na dół. Zamierzał wygodnie rozłożyć się na kanapie i sącząc z woreczków krew, całkowicie dać pochłonąć się lekturze przeczytanej już z milion razy książce. Od czasu do czasu miał zamiar zapewnić sobie trochę rozrywki w postaci znęcania się nad siedemnastolatkiem. W końcu to między innymi z jego winy jest w takim, a nie innym stanie.
Schodząc ze schodów przyglądał się z góry krzątającemu się Natsu. Musiał jeszcze znaleźć chłopakowi jakąś karę. Nie mógł pozwolić mu na więcej takich akcji. Trzeba było nauczyć tego człowieka szacunku i to teraz stało się priorytetem Shin'ichi'ego.
W końcu z ulgą lekko i bezszelestnie opadł na czekoladową sofę, wygodnie się na niej rozkładając. Była jeszcze jedna kwestia, siedzącego w piwnicy kolejnego szczeniaka, który nie wie co to szacunek do starszych i bardziej doświadczonych wampirów. Nim też się musiał zająć. Ale póki co pozwolił sobie na kilka chwil bezczynności, chodź nie leżało to w jego naturze.
- Natsu, przynieś mi śniadanie.
 

Natsu klął siarczyście pod nosem sprzątając wykładzinę. Przeklęta wampirzyca, że też musiała się napatoczyć. Powoli wracał mu hart ducha i jego normalne zachowanie przybierało na sile. Wystarczyło kilka skłonów i przysiadów podczas sprzątania. Właśnie zabierał się za sprzątanie jednej z większych plam krwi, będąc niemalże pewnym że nie pojawiła się ona tu wczoraj wieczorem, kiedy usłyszał rozkaz wampira. Odruchowo wstał i podszedł do niego, wyciągając w jego stronę swój prawy nadgarstek.
- Proszę - mruknął, na moment zapominając że to nie Toshiya i być może nie o takie śniadanie go poproszono.
Shin'ichi ze zdziwieniem spojrzał na wyciągniętą w jego stronę rękę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Może to nie był w cale taki głupi pomysł, zabierając go ze sobą, jak mu się na początku wydawało. W tej chwili jedyne czego żałował, to to, że nie zaprosił chłopaka do siebie na dwa tygodnie.
- Ech... Ten Wagner to jednak umie się ustawić. Muszę sobie też sprawić taką chodzącą lodówkę - powiedział do siebie z lekką zazdrością w głosie. - Nawet nie wiesz jak wielką mam ochotę wbić kły w twój nadgarstek, jednak muszę odmówić. Znów jestem cholernie głodny i gdybym zaczął, to pewnie bym nie potrafił się pohamować, a ty masz jeszcze do posprzątania cały dom. Trudno. Na razie przynieś mi krew w torebce. Ale nie martw się. Zjemy wspólny obiad lub kolacje. Zależy jak szybko się wyrobisz - dodał uśmiechając się do niego.

- Wcale mnie to nie martwi - zapewnił go spokojnie chłopak, naciągając mocniej na nadgarstki bluzę i idąc do lodówki, wyciągnął 4 torebki z krwią, uznając że na pierwszy głód powinno wystarczyć, a sobie wziął jedynie jabłko. - Skończę salon i pójdę posprzątać górę - oznajmił tylko informując wampira co zamierza zrobić, żeby nie było potem że znów zrobił coś co by mu się nie podobało. 
- Ne... Shin-chan? Czemu nie mogę wchodzić na strych? - zainteresował się, chcąc jakoś zagadać, bo zaczęło mu się nudzić podczas sprzątania. Zabrał się teraz za wycieranie starych i zabytkowych waz. Nie mogło być na nich ani grama kurzu. Wziął sobie za punkt honoru by doprowadzić je do blasku. 
- Bo trzymam tam swoje dziwki i nikt oprócz mnie nie ma prawa ich oglądać. - opowiedział bez zająknięcia.
Katsu ani trochę nie wydawał się być zdziwiony tym pytaniem. Wiedział, że w końcu chłopak je zada, prędzej czy później. Miał jednak nadzieję, że zada je trochę później, a jemu uda się wymyślić lepszą i bardziej wiarygodną odpowiedź.
- Coś ty taki ciekawski. Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - zapytał wampir, przewracając kolejną stronę książki, kończąc przy tym pierwsze opakowanie krwi.

Natsu nie kupił tej historyjki, ale postanowił już więcej nie ciągnąc tematu. Stęknął nieco, podnosząc się z kucek i odetchnął głęboko zerkając na niego.
- Już od dawna na nim jestem - przypomniał mu spokojnie. Nie robiło więc mu różnicy czy stanie na drugim stopniu, czy dziesiątym. Piekło nie mogło się wiele różnić od jego życia. Nie zamierzał jednak się roztkliwiać na ten temat dłużej. Zamiast tego zabrał się za zamiatanie podłogi.
- Boże Shin-chan... ale bieliznę to mógłbyś już sam po sobie posprzątać - rzucił w niego jakimiś bokserkami, które zdecydowanie nie wyglądały zachęcająco. Bynajmniej. Najprawdopodobniej leżały pod tą szafą już z jakiś czas. Od ostatniego spotkania towarzyskiego, albo cięższego dnia. Bowiem z tego co Natsu zdołał już zaobserwować, Shin'ichi nie wyglądał na szczególnie rozrywkową osobę. Albo przynajmniej nie fascynował go ten rodzaj rozrywki.
Wampir tylko się zaśmiał. Ale nie był to ten jego lodowaty śmiech, pełen pogardy i okrucieństwa. Było w nim coś niemal ludzkiego.
- Właśnie poznałeś największy sekret Shin'ichi'ego Katsu. Jest bałaganiarzem do granic możliwości - powiedział wciąż jeszcze odrobinę się śmiejąc. - Już się tak nie dołuj mały. Mojego pokoju nie musisz sprzątać. Tylko tam potrafię utrzymac jako taki porządek. - Kolejna pusta torebka po krwi wylądowała pod szklanym stolikiem do kawy. - Piwnicy też na razie nie musisz sprzątać. Jeszcze dzisiaj tam nabrudzę.

Natsu nawet odrobinę się zdziwił słysząc ten śmiech. Może jednak ten wampir nie był tak zły na jakiego pozował? Może wystarczyła odrobina nutka dobroci by go rozbudzić? Albo zgryźliwości.
- Domyślam się, że strych też odpada, skoro tam wchodzić nie mogę. Niewiele więc zostało - potarł ręce zadowolony, zbierając po nim torebki krwi i wyrzucając je do kosza na śmieci w kuchni. Kiedy skończył z salonem i kuchnią dochodziła 12 w południe. Przysiadł na jednym ze schodków nieco zmęczony. Odetchnął kilka razy klnąc na wszystko co możliwe. 
- Po co ci tak wielki dom skoro mieszkasz w nim sam? - zapytał od niechcenia, zbierając siły na kolejne zmywanie. Trochę kręciło mu się w głowie, ale nie wpadł na to że za mało zjada. Zapominał się, bo przecież normalnie Toshiya bardzo go z tym pilnował.  Szybko wysprzątał schody i zadowolony z efektu położył się na podłodze na piętrze, jedynie odpoczywając dziesięć minut. 
- Shin-chan? Jak długo jesteś już wampirem? - zainteresował się schodząc jednak na dół, ponieważ przerwa należała się każdemu. Usiadł na fotelu, pocierając lekko swoje skronie. Zwalił zawroty głowy na zmęczenie. 
Wampir przez cały ten czas ani na chwilę nie ruszył się z kanapy. Siedział na niej nieruchomo, a ponieważ jest martwy i takie ludzkie odruchy jak oddychanie czy mruganie oczami nie są mu potrzebne, wyglądał jak posąg. Jedyne wykonywane przez niego regularne przerzucanie kartki, przekonywało obserwatora, że nim jednak nie jest.
- Nie mieszkam wcale sam. - odpowiedział po dłuższej zwłoce, przez cały czas wpatrzony w druk. - Poza tym lubię mieć dużo przestrzeni. W mniejszym mieszkaniu czułbym się jak tygrys w klatce.
Przez kilka kolejnych chwil znów siedział w milczeniu, kończąc lekturę. W końcu podniósł wzrok znad stronic księgi i pytającym spojrzeniem popatrzył na Natsu.
- A który mamy rok?
 

Chłopak zawahał się z odpowiedzią, szybko to kalkulując. Czas na tej wyspie rzeczywiście płynął strasznie monotonnie. Przypomniał sobie jednak o kalendarzu wiszącym w kuchni domu Wagnera i o tym że był on tam już ponad dwa lata.
- Będzie 2154 - odparł w końcu, przenosząc wzrok na Shin'ichiego. - Łatwo ci było przystosować się do wampirzego życia? - zadał kolejne pytanie chcąc się dowiedzieć czegoś więcej o wampirze. On sam nie był za ciekawą postacią ale był gotów odpowiedzieć na każde pytanie mężczyzny, doskonale zdając sobie sprawę z tego że pytań nie będzie. Nikt przecież nie zamierzał gnębić głupiego człowieka pytaniami. Szczęście w nieszczęściu, nie ma co. 
- Rok 2154 mówisz... - powtórzył. Białowłosy zaczął drapać się po brodzie, intensywnie się nad czymś zastanawiając. Mruczał coś sam do siebie, obliczając to i owo. - Długo. - powiedział w końcu i wrócił do rozpoczętego kilka chwil wcześniej epilogu - Nie wiem. Już nie pamiętam. Dawno zapomniałem o takich błahostkach. A co? Zastanawiasz się czy przypadkiem nie spróbować nim zostać? - zapytał bardziej z chęci podrwienia sobie z niego niż z ciekawości. 
- Długo to nie odpowiedź - żachnął się Natsu, teraz zdecydowanie bardziej zaintrygowany sprawą, niż ustawa przewidywała. - Sto lat? Dwieście? Tysiąc... nie na tysiąc nie wyglądasz - wzruszył lekko ramionami. W końcu znał osoby, które miały ponad tysiąc lat i były znacznie bardziej dostojne od Shin'ichiego. Chłopak pomasował się po skroniach zamykając oczy i wstając wreszcie z miejsca. - Nie - odparł spokojnie. - Nie chciałbym zostać krwiopijcą. Nie zrozum mnie źle, ale nieśmiertelność jakoś do mnie nie przemawia - przyznał szczerze. Jeszcze czego? Zostać wiecznym sługą Toshiyi? Już na samą myśl miał zimne ciarki na plecach. Nie żeby było mu tam specjalnie źle... ale wiecznym sługą nie chciał być! 
- Słuchaj, naprawdę nie wiem. Po jakimś czasie straciłem rachubę czasu - mruknął pod nosem, opróżniając ostatnie opakowanie krwi. Nie był z nim szczery, bo w końcu nie widział żadnego powodu. Owszem znał dokładną liczbę lat, ile był wampirem. Po prostu nie lubił o tym wspominać.
- Nie no jasne. Spoko. Rozumiem. Wręcz ci się nie dziwie - Shin'ichi już zdążył przeczytać całą książkę i teraz zaczął się bawić jej stronami, przerzucając je z miejsca na miejsce. - Szkoda tylko, że mnie nikt nie zapytał o zdanie.
 

Natsu spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, trochę chwiejąc się na nogach. Zamrugał kilkakrotnie, biorąc do ręki miotłę, głównie po to by podtrzymać swój ciężar ciała. 
- Żałujesz, że zostałeś wampirem? - zapytał go cicho, choć nie sądził by to było taktowne pytanie. Uznał, że powoli przekracza bezpieczną granicę i zaraz trochę się wycofał. - Skończę sprzątanie dobrze? Nie musisz odpowiadać - zaznaczył szybko, choć przecież Shin'ichi był tym który decydował na które pytanie odpowie. Chłopak nie czekając więc dłużej zabrał miotłę, kubeł wody oraz szmatę i poszedł na górę pucować podłogi. 
Wampir w końcu zatrzasnął książkę i z głośnym hukiem rzucił ją na stół. Nie wiedział co czuć w związku z tym pytaniem. Nie był o dziwo wściekły na chłopaka. Bardziej jakby... Na siebie?
Co on w ogóle wyprawia? Od kiedy on ma takie mieszane uczucia? Od kiedy to w ogóle zwraca na nie uwagę czy cokolwiek czuje? Przecież był pozbawioną uczuć i skrupułów maszyną do zabijania i rozstawiania wszystkich po kątach. Co się teraz zmieniło?
- Czasami... - szepnął wpatrując się w promienie słoneczne, wpadające przez okno do pokoju. Powiedział jednak to tak cicho, że nie było najmniejszych szans, aby ktokolwiek go usłyszał.
 

***
Skończył, wreszcie skończył z piętrem. Odetchnął z wyraźną ulgą, sprzątając jeszcze łazienkę i schodząc na parter. Gdzieś na czwartym schodku pociemniało mu przed oczyma i runął jak długi, klnąc siarczyście już na podłodze. Ugh! W tej jednej chwili żałował, że nie jest jednak w rezydencji Wagnera. Ten przynajmniej by uchronił go przed bolesnym upadkiem i potem nawtykał mu porządnie za nie dbanie o sobie, a tak... spotkał się z podłogą i poobijał trochę żebra. Długą chwilę leżał tylko na ziemi nie potrafiąc zabrać się za wstawanie. Za bardzo bolało. 

- Przeklęte schody - fuknął na nie, kompletnie w tej chwili ignorując obecność Shin'ichiego. - Diabelskie nasienie - jęknął wreszcie zbierając się na odwagę i dźwigając się do siadu. Skrzywił się okropnie przysuwając dłoń do swoich żeber. - Ugh! W tej chwili żałuję że nie jestem wampiakiem - wymamrotał.
***
Nagle hałas wyrwał Shin'ichi'ego z chwili zadumy. Otrząsnął się gwałtownie kręcąc głową i mrugając oczami. Niezbyt śpiesznie wstał z kanapy, po czym wolnym krokiem poszedł w stronę, z której dobiegł huk.
Spodziewał się, że to Natsu. Za pewne nierozgarnięty chłopak podczas sprzątania musiał coś zrzucić i prawdopodobnie uszkodzić. Musiał wymyślić jakąś karę dla tego smarkacza. Nie mógł się on jednak poszczycić pomysłowością, więc pozwolił sobie trochę przedłużyć czas dojścia, aby poświęcić go na intensywne myślenie nad zadaniem idealnym.
Jakieś było jego zdziwienie, kiedy zamiast na stłuczonej wazy znalazł na podłodze potłuczonego blondyna. Wampir z zadziwiającą prędkością dobiegł do chłopaka i kucnął obok niego.
- Coś zrobił dzieciaku? - warknął. 

- Uczyłem się latać - wydusił z siebie chłopak, przyciskając dłoń nieco mocniej do żeber. Zacisnął powieki, nabierając kilka krótkich oddechów i uspokajając się odrobinę, zanim znów spojrzał na wampira. - Spadłem ze schodów - wymamrotał. - Kręci mi się w głowie - przyznał mu w końcu niezbyt zadowolony z tego, że jednak musiał to zrobić. Przecież Shin'ichi zaraz zacznie z niego drwić. Ubaw po pachy. Ha, ha, ha! 
- Ugh to już, możesz się śmiać - machnął wolną ręką, zaraz starając się dźwignąć na nogi. Nie było to łatwym zadaniem, kiedy ból promieniował i przyprawiał go o mdłości. Szlag by to trafił, przecież nie mógł się aż tak potłuc, prawda? Nie zaliczył aż takiego upadku... 
- Przeklęte schody - powtórzył cicho.  
Katsu jednak tego nie uczynił. Zamiast zacząć się głośno śmiać i nabijać z nieporadnego chłopaka, zrobił coś czego nikt by się nie spodziewał. Nie tylko podtrzymał Natsu, tak aby ten mógł ustać na nogach, to jeszcze złapał go w pasie i nie wiadomo kiedy nastolatek leżał już na sofie.
- Nie potrafisz się o siebie sam zatroszczyć, małolacie? Ile ty masz lat? Dwa? Trzy? Cztery? Na pewno nie więcej. - wrzasnął, wysuwając swoje ostre kły i pokazując je i tak już ledwo żywemu blondynowi.
Wampir stał nad nim jak kat nad swoją ofiarą z wyszczerzonymi zębami. Strach wstrząsnął ciałem Natsu. Wiedział, że mimo iż to on tu jest ofiarą, czeka go kara i niestety podejrzewał już jaka. Zamknął z przerażenia oczy, mając nadzieję, że szybko zemdleje.
Białowłosy jednak nie wgryzł się w jego szyję, tak jak ten się spodziewał. Zamiast tego sam ugryzł się w nadgarstek, a z ran pociekły stróżki krwi.
- Pij! - rozkazał i wepchnął mu swój nadgarstek do ust - Potem cię zabiję.
To zachowanie było takie niepodobne do niego. Wręcz przeczyło jego naturze i wszystkiemu co do tej pory wierzył. Człowiek żywiący się wampirem. Cóż to za nonsens, aż nie do wyobrażenia. Shin'ichi jednak to zrobił.
Natsu przypominał mu kogoś. Jakąś drobną osóbkę o tej samej barwie włosów i wątłej budowie ciała. Kogoś kogo chyba kiedyś bardzo kochał i za wszelką cenę pragnął chronić. Już dawno zapomniał imię czy rysy jej twarzy. Jednak gdzieś tam głęboko w tej części jego przegniłej duszy, która wciąż pozostała człowiekiem, wciąż tliła się miłość do dawno utraconej siostry. Było to naprawdę zabawne, że akurat teraz to uczucie się uaktywniło, przypominając o sobie.
 

Blondyn zupełnie się tego nie spodziewał i zanim zdążył zaprotestować poczuł pierwsze krople krwi na języku.Gwałtownie odepchnął jego rękę od swoich ust, starając się wypluć krew wampira. Jeszcze czego, napije się, zostanie zabity i wstanie jako wampir. Co to, to nie! Za dużo nasłuchał się od Wagnera o zamianie w wampira by teraz do tego dążyć.
- Jak chcesz mnie zabić - wycedził przez zęby, patrząc na Katsu hardo. Na tyle, rzecz jasna na ile pozwalał mu ból. - To zabij mnie teraz - fuknął krzywiąc się przy tym nieznacznie. - Nie chcę umrzeć, by zaraz wstać jako wampir - dodał próbując wstać, co skończyło się fiaskiem. Nabrał kilka razy powietrza w płuca. Wziął sobie groźbę Shin'ichiego do serca, bo już nie miał pojęcia co myśleć o tym wampirze. Najpierw się na niego złości, a zaraz mu pomaga, by znów mu pogrozić i starać się pomóc na swój pokrętny sposób. Miał mętlik w głowie. Nie wiedział czy może mu zaufać. Niczego już nie rozumiał.
- Zamknij się i pij, szczeniaku! - warknął do niego ze wściekłością, znów podsuwając mu nadgarstek pod usta, aby ten mógł się napić - Nie rozśmieszaj mnie. Nie zamierzam cię zamienić w wampira. Bo niby po co? Żebym miał kolejny problem na głowie? Kolejnego młodego wampira łaknącego ludzkiej krwi i nie mogącego powstrzymać się przez szaleństwo głodu? Za kogo ty mnie masz smarku? Pij i nie marudź. - W jego zielono-niebieskich oczach pojawiły się gniewne ogniki, a jego tęczówki lekko się zaczerwieniły. Był naprawdę wściekły. Przycisnął go mocniej do sofy, kiedy ten znów próbował zabrać jego ramię od swoich ust. - To cię zregeneruje. Przez chwilę będziesz miał zawroty głowy. Uderzy cię wyrazistość kolorów, kształtów i zapachów. Wszystkie twoje zmysły na chwilę zostanę wyostrzone, jednak wciąż nie dorównają one wampirzym, więc się tym zbytnio nie martw. Powiedz jak światło zacznie cię razić. To będzie znaczyło, że się już wystarczająco ochlałeś pijawko - zakończył, przewracając oczami. 
Chłopak chciał to jeszcze jakoś skomentować, ale nie był w stanie. Uznał, że jednak może zaufać słowom mężczyzny. Zrezygnowany zaczął pić jego krew. Nieco się nią zakrztusił, bo Shin'ichi przyciskał nadgarstek za mocno do jego ust. Jednak nie zaprotestował już. Rzeczywiście i tak już istniejące zawroty głowy, zwiększyły swe nasilenie do tego stopnia, że blondyn odruchowo zamknął oczy, krzywiąc się nieco bardziej. Jego oddech przyspieszył odrobinę. Nie bardzo rozumiał co się z nim dzieje. 
Co jak co, ale nigdy jeszcze nie pił wampirzej krwi. Wagner nie był w jego stosunku tak łaskawy. Uznawał bowiem, że cokolwiek Natsu sobie nie zrobi, musi z tym jakoś żyć. No chyba, że jest na skraju śmierci, ale wówczas chłopak nie kontaktował co się z nim działo. 
Odważył się otworzyć oczy po kilku długich minutach i złapał go mocniej za rękę, odsuwając ją od swoich ust.
- Razi - oznajmił, ponownie zaciskając powieki i rozmasowując sobie skronie. Ku swojemu zaskoczeniu zauważył, że ból powoli ustępuje, jakby nigdy go nie było. Zamrugał kilkakrotnie spoglądając na Katsu. - Dzię...dziękuję - wykrztusił z siebie, mogąc go teraz zaobserwować z nową ostrością. Shin'ichi po raz pierwszy wydał mu się aniołem. 
- Nie dziękuj. Nigdy za nic nie dziękuj wampirowi, bo obróci się to przeciwko tobie.
Na twarzy Jedynego pojawił się jeszcze większy grymas gniewu i niezadowolenia niż chwilę wcześniej. Wycierając ją zakrwawiony nadgarstek o ciemne spodnie, mamrotał coś niezrozumiale do siebie.
- Skoro już się dobrze czujesz, to wykorzystaj to i skończ sprzątać. - powiedział, z nagle wielkim zainteresowaniem patrząc na swoje rany - I do cholery zrób coś sobie do jedzenia, parszywy szczeniaku.
Shin'ichi przez chwilę stał bez ruchu, niczym posąg, intensywnie nad czymś myśląc. Dopiero teraz dotarło do jego wampirzej części, to co właśnie się stało. Nie mógł się z tym pogodzić. Zrobił coś dobrego. Baa... Nawet w pewien sposób miłego. Napawało go to takim wstrętem i nienawiścią do siebie samego. Nie mógł tak tego zostawić. Musiał przechylić szalę na powrót. Musiał komuś zrobić krzywdę.
- Idę do piwnicy. Masz mi nie przeszkadzać bez względu na wszystko. - Po tych słowach pędem ruszył w stronę schodów i po chwili zniknął w podziemiach domu.
 

Natsu patrzył za nim w milczeniu, nie do końca rozumiejąc to wszystko. Nagle Shin'ichi przestał mu się jawić jako bezwzględna bestia. Miał w sobie coś więcej. Ciepłe uczucia, co zdecydowanie bardziej mu pasowało, niż terrorystyczna natura. Być może uwielbiał swoje wampirze ja, ale dla Natsu było to kłamstwem. Postanowił jednak nie przeginać mocniej. Poszedł do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Czegoś lepszego od jabłka. 

Zaczarowani