Obudziłem się w jakimś nieznanym mi miejscu. Wszystko co widziałem to ciemność, ciemność i ciemność. Gdy chciałem przetrzeć ręką swoje oczy zdałem sobie sprawę jak bardzo boli mnie każdy mięsień w moim ciele. Chcąc podnieść prawą rękę i przezwyciężyć ból który nie dawał mi spokoju, spotkałem się z rozczarowaniem ponieważ moją rękę coś blokowało. Były to łańcuchy w które byłem zakuty. Całe szczęście że chociaż siedziałem i nie byłem zmuszany do utrzymywania się na własnych nogach. To byłby koszmar.
Nagle poczułem przepływ powietrza na moich pośladkach posadzonych na zimnym, wręcz lodowatym betonie. Nie bałem się. Byłem jedynie ciekawy kiedy przyjdzie do mnie Shin'ichi i zacznie swoje ”tortury”, bo skoro jestem martwy, a jestem tak?, to nie może mnie zabić. A ból mnie tylko wzmocni i zmotywuje do zemsty.
- Nareszcie się obudziłeś. Martwiłem się, że będę musiał poszukać nowej zabawki. - odezwałem się w końcu zimnym głosem, przerywając wszechobecną ciszę. Z powodu braku innych rozrywek przez cały czas siedziałem w kącie piwnicy na starym, lekko trzeszczącym krześle. Ani na chwilę nie spuszczałem wzroku z chłopaka, zastanawiając się przy tym jakie tortury dla niego zaplanować. - Nawet nie próbuj się wyrwać lub najlepiej w ogóle się nie ruszaj. Pozwoliłem sobie oblać łańcuchy wywarem z werbeny. Jesteś tutaj nowy, więc pewnie nie wiesz, ale jeżeli ta przeklęta roślinka zetknie się z twoją nagą skórą, będzie bolało gorzej niż gdybym cię podpalił. - dodałem, z przyjemnością obserwując jego zaskoczoną minę.
Milczałem, a w mojej głowie narodził się pewien plan, dzięki któremu mógłbym się stąd uwolnić. Schin’ichi przyglądał się mi i zapewne w duchu się ze mnie naśmiewał. Ciekawe kto zrobi to ostatni…
Pozwoliłem sobie jeszcze chwilę na milczenie, zagwizdałem, po prostu, by go wkurzyć? Tak, chyba tak. To może jeszcze raz? Teraz nieco głośniej. Na twarzy lalusia, czy pana zrzędy, jak kto woli, zagościł grymas co spowodowało mój uśmiech. Zagwizdałem ostatni raz, najgłośniej jak tylko umiałem, co chyba go zabolało bo skrzywił się a jego ręka powędrowała do ucha.
- Mógłbyś się zamknąć, czy mam ci wepchnąć piękny bukiet werbeny do gardła? Chwilowy ból w ręce będzie żadną zapłatą za patrzenie na to jak się będziesz dusić. - warknąłem do bruneta. Był chyba największym idiotą jakiego spotkał w swoim długim życiu. Robił wszystko, żeby oberwać. Może był jakimś masochistą, wtedy cała zabawa straciłaby sens. - Słuchaj Nathaniel... Będziesz grzecznym chłopczykiem, to może pozwolę ci odejść z dwoma kończynami. Dlatego radzę ci się przytkać i siedzieć grzecznie, kiedy ja będę się bawił.
On będzie się bawił? Haha.ha.ha. ha nie. Zaśmiałem się pod nosem i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Nastała głucha cisza, którą przerwały ciche piski, krzyki i jakby drapanie. Na to czekałem. Po chwili do pomieszczenia wpadło światło dzienne, a bardziej wieczorne, ale wciąż dzienne. Znów się do siebie zaśmiałem gdy zobaczyłem jak sprytny Dixy powoli ryzuje pazurkiem koło na szybie po czym delikatnie je popycha tak by razem z Pixi’m mogli wlecieć do środka.
Papugi szybko podleciały do moich łańcuchów i już po chwili miałem prawą rękę oswobodzoną dzięki zwinnemu dziobowi Pixi’ego i Dixi’emu który chyba nasrał do oka blond, a raczej siwej laleczce.
Zaskoczony nagłym pojawieniem się ptaków, zrobiłem szybki unik. Jakoś nie podobała mi się perspektywa ptasich odchodów w moich włosach.
- Tak chcę się bawić dzieciaku? Proszę bardzo. Seth! - Jak spod ziemi, tuż przy mojej nodze pojawiła się bestia nocy, gotowa na moje rozkazy. Nie było to dla mnie dziwne, gdyż wiedziałem, że zwierzęta te są piekielnie szybkie i poza tym potrafią podróżować cieniem. - Zajmij się naszymi gośćmi. - Seth'owi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Jak przystało na wyszkolonego łowcę, w mgnieniu oka pochwycił w powietrzu papugi, przygniatając je łapami do ziemi. - Widzę, że zaprosiłeś do gry wiedźmę. Dobrze, więc z nią też się zabawię, a na razie... - Chwyciłem do ręki niewielki nóż leżący na podłodze, który razem z innymi służył mi za lotki do gry w darty. Po chwili rzuciłem nim w Nathaniel'a, bez żadnej trudności trafiając w jego przed chwilą co wyswobodzone ramię.
Szłam powoli spacerkiem gdy nagle zobaczyłam jak moje papugi lecą z niespotykaną szybkością w stronę nieznanego mi miejsca. Ruszyłam w tamtą stronę co sił w nogach. Zobaczyłam małą dziurkę w szybie przez którą zapewne wleciały ptaki.
”tak bardzo chciałabym się tam dostać”
I nagle znalazłam się w pomieszczeniu. Gdy zobaczyłam Nathaniel’a przykutego do ściany serce mi się łamało. Nie zwracając uwagi na nic innego podbiegłam do zdziwionego, a zarazem uradowanego chłopaka i wyciągnęłam ostrzę wbite w jego ramię. Delikatnie dotknęłam rany która nagle się zagoiła. Nie wiedziałam co się dzieje. Odskoczyłam zszokowana od bruneta. Mój wzrok przykuł nagły ruch z mojej lewej strony, szybko obróciłam głowę w tamtym kierunku i to co ujrzałam wstrząsnęło mną najmocniej, albowiem dwa razy wyższy ode mnie blondas, a raczej zsiwiały nastolatek??, którego Dramzy zabił skręcając mu kark, stał nade mną rozwścieczony.
- O ile mi się wydaje, jeszcze nie zaprosiłem cię do zabawy. - powiedziałem widząc kucającego przy moim więźniu ducha - No, ale skoro już do nas dołączyłaś, to co powiesz na tym, aby grzecznie postać w kącie i popatrzyć jak dwóch facetów spędza razem wspólny czas. - mówiąc to rzuciłem kolejnym nożem w stronę bruneta, który tym razem trafił w jego brzuch.
Chłopak zawył z bólu
- NIE RÓB TAK!! – wrzasnęłam zdenerwowana
Wyjęłam nóż z brzucha chłopaka, podciągnęłam koszulkę by naprawić jakimś cudem ranę, lecz gdy jej dotknęłam nic się nie wydarzyło, jedynie Nat zasyczał z bólu.
- Ojoj małemu duszkowi coś nie wyszło – zakpił.
Byłam wściekła. Miałam ochotę uderzyć blondasa. Wstając z impetem odwróciłam się w jego stronę dostrzegając również co dzieje się z moimi papugami. Szybko podeszłam do zwierzęcia, lecz nie chciałam go uderzyć, jedynie lekko przesunąć. Zwierzak warczał na mnie lecz gdy dotknęłam jego głowy automatycznie złagodniał i wypuścił ptaki. Jeszcze chwilę pogłaskałam zwierzę zanim stwierdziłam że czułość jest trochę nie na miejscu i wstałam by ponegocjować.
Zabiję ją. Zabiję. Co z tego, że ona jest duchem. I tak ją zabiję. Przez moją głowę przemijały różne obrazy rzeczy, które miałem w tej chwili ochotę zrobić dziewczynie. Zamiast jednak wcielić któryś z nich w życie, tylko spiorunowałem ją wzrokiem i wyszczerzyłem kły.
- Coś ty zrobiła mojemu łowcy? - warknąłem, mając ochotę się na nią rzucić.
- Pokazałam mu, że to że jesteś jego właścicielem nie znaczy, że jesteś jego panem i że możesz okazać mu trochę uczucia - powiedziałam uśmiechając się słodko. Nie był to fałszywy uśmiech, tylko taki przyjacielski... skąd ja miałam w sobie tyle dobroci?Przez chwilę gapiłem się na nią jak na dwugłową mysz. Nierealnie i ze dziwieniem, że coś takiego ma prawo istnieć.
- Czy ty się urwałaś ze słonecznej krainy kucyków pony? - zapytałem po chwili, nie mogąc ogarnąć jej wszechobecnej słodyczy. Ona tu jeszcze robi. Jakiś pożeracz dusz już dawno powinien sobie z niej zrobić deser. - Pieprzę to co mu powiedziałaś. Może lepiej mi powiedz, co do cholery robisz w mojej piwnicy? - powiedziałem po chwili, rzucając kolejnym nożem. Za dzisiejszy cel postawiłem sobie zrobienie z Nathaniel'a żywą tarczę do Dart. Zawsze o tym marzyłem.
- ZOSTAW. GO. W SPOKOJU!! - Krzyknęłam wkurzona tak piskliwym głosem, że pies zawył, a obydwaj panowie skrzywili się z bólu - Dixi proszę -mruknęłam, a papuga powoli i delikatnie zaczęła pomagać mojemu chłopakowi, albo byłemu chłopakowi... NIE WIEM OKEJ??
- Nathaniel... mruknęłam, gdy chłopak jakimś cudem nie był już zakuty w łańcuchy i stanął na własnych nogach
- Dziękuję mała - uśmiechnął się zalotnie na co moje serce zabiło dwa razy szybciej, a mój brzuch od środka rozsadzało stado motyli
Powoli podeszłam do chłopaka ignorując jednocześnie Shin'ichi'ego dotknęłam jego rany, od razu się naprawiła. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
Przeniosłam ranę na jego brzuch wkładając dłoń przez jego przedartą koszulkę dotknęłam jego rany i jakże zawsze imponującego mi torsu. Kochałam go. Tak mocno, że gdy odszedł umarłam z tęsknoty. Teraz byliśmy tu razem. Nic, nawet jakaś siwa laleczka w ciele faceta nie mogła nam przeszkodzić. Spojrzałam w jego kasztanowe oczy. Wyrażały wszystko. Moja ręka powędrowała z jego włosy i już miałam go pocałować, gdy usłyszałam skrzeczenie
- Tylko bez seksu. Tylko bez seksu - zawtórowały papugi. Te to maja wyzucie
Wybuchnęliśmy obydwoje śmiechem, totalnie zapomniawszy o zagrożeniu.
Natsu naprawdę nie mógł uwierzyć w swojego pecha. Nie dość, że Shin'ichi wyraźnie zabronił mu schodzić tego dnia do piwnicy to jeszcze nie poinformował o przerdzewiałej kuchence gazowej. Chłopak starał się przygotować sobie coś ciepłego do jedzenia. Zwykłą jajecznicę, ale nie skończył. Z westchnieniem spojrzał w stronę piwnicy. Dochodziły z niej jednoznaczne odgłosy. Shin'ichi musiał się tam nieźle bawić. Ostrożnie zszedł po schodach, wycierając ręce w kieszenie. Zapukał dla niepoznaki zanim otworzył drzwi.
- Ano ne... - zaczął spoglądając na zebranych. - Przepraszam, że przerywam imprezę - spojrzał na Shin'ichiego. - Ale... twoja kuchenka gazowa - odchrząknął. - Jakby... wyleciała w powietrze.
Myślałem, że tam zwymiotuję, widząc tą migdalącą się parkę. Już miałem rzucić się na chłopaka i z jakimś epickim komentarzem skręcić mu kark, kiedy nagle usłyszałem hałas otwierających się drzwi. Po chwili na schodach pojawiła się ostatnia osoba jaką chciałem w tej chwili widzieć.
- Natsu... Coś ty do cholery zrobił?! - zapytałem jeszcze bardziej wściekły, chodź nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. W tym samym momencie poczułem swąd spalenizny. Ten szczeniak chciał podpalić mi dom. Myśl o tym przyćmiła, całą resztę, nawet wciąż migdalących się ze sobą gołąbeczków.
Wykorzystując nieuwagę Shin’ichi’ego złapałem rudowłosą za rękę i popychając sługę blond laski w wersji męskiej ruszyliśmy pędem stromymi schodami w górę. Szybko znaleźliśmy drzwi wyjściowe, po czym wampirzym tempem porwałem ukochaną do mojego domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz