Zerknęłam w bok, gdzie tuż przy "moim" regale przechadzała się jakaś chuda i patykowata postać dziewczyny. Zapewne szukała czegoś, ale nie mogła znaleźć.
- Masz, anorektyku - mruknęłam od niechcenia i wyciągnęłam rękę z książka przed jej nos. Dziewczę pobladło nagle i zaczęło trząść się jak osika na wietrze. Nawet zapominając o zabraniu książki pędem wybiegła z biblioteki.
Znad lektury wyrwał mnie pisk klientki, która w panice wybiegła z antykwariatu. Nawet niedane było mi naburknąć standardowej grzecznościowej formułki. Nie mam pojęcia, co mogło ją tak wystraszyć. Przecież wszystkie harlekiny znajdują się w przeciwległym skrzydle sklepu.
A kobiety wybiegają z piskiem z mojego domu tylko nad ranem.
- Atopsja chyba znowu gryzonie się nam zagnieździły. – poklepałem po głowie czarne zwierzę pod moimi nogami. Chwyciłem na wszelki wypadek lefoszówkę i ruszyłem w stronę, gdzie teoretycznie miały znajdować się te „szczury”.
W pewnym momencie koza wydała z siebie cichy pomruk, zwracając moją uwagę na jedną szafek. Na szczycie mebla, leżała rozłożona brązowowłosa dziewczyna o hipnotyzujących złotych oczach. Uśmiechała się łobuzersko, odsłaniając przy tym szereg białych zębów z parą widocznie dłuższych na przodzie.
Bez wątpienia był to wampir. Opuściłem broń i zadając standardowe pytanie.- W czym mogę pomóc?
- Masz na składzie jakieś leki antydepresyjne? - spytałam znudzonym głosem, jeżdżąc paznokciem po zakurzonym blacie półki i rysując jakieś bazgroły. - Ludzie nie potrafią docenić, jak ktoś chcę im pomóc. Zamiast tego uciekają od ciebie z piskiem. Twoja kózka? Może mnie z nią zaprzyjaźnisz? - uśmiechnęłam się i oblizałam kły koniuszkiem języka.
Atopsja widocznie oburzona tym, co powiedziała nieznajoma, najeżyła się odsłaniając swoje zęby. Wydała z siebie dość dziwny odgłos i machając swoim ogonem podreptała w swoją stronę.
- To Atopsja. Nie próbuj jej ugryź, bo się odwdzięczy i coś ci odgryzie.- uśmiechnąłem się pod nosem.- Mam coś lepszego niż ta chemia. Chodź. Zapraszam cię na herbatkę.
Nie czekając na dziewczynę ruszyłem wolnym krokiem w stronę drzwi prowadzących do reszty domostwa.
- Na herbatkę? - zdziwiłam się, unosząc lekko jedną brew do góry. Nieznajomy z jednej strony mie wydawał się być groźnie nastawiony do świata i nie był arystokratą. Jak mój wcześniejszy gość. Dziwił mnie jednak sam fakt, że w ogóle mnie nie znając, zaprasza do siebie na herbatkę. Może mi coś wsypie, gdy ja nie będę patrzeć. Cóż, w każdym bądź razie może mieć pochowane wiele kosztowności... A koze zostawię sobie na deser.
Zeskoczyłam z regału i wolnym krokiem podążyłam za wampirem.
- Jak się nazywasz? - spytałam ciekawska.
- Oliver Moonlight, do usług - uśmiechnął się pod nosem i wyjął mały, złoty kluczyk, który przez chwilę obracał w dłoni. - A ty? I cóż, chciałbym wiedzieć, dlaczego straszysz moich klientów.
- Avriel - odparłam krótko, darując sobie nazwisko. Coś czułam, że jest ono rozpoznawalne już prawie w każdym zakątku Przeklętego Miasta, jak i nie tylko. Chciałam więc zachować ostrożność, zapoznając się z kimś obcym. Zwłaszcza, że ten typ wyglądał dość podejrzanie. Możliwie jednak mniej, od tego arystokraty, którego spotkałam ostatnio. - A ty nie jesteś czasem ta, która ciągle łazi po mieście i okrada biedną ludzkość? - spytał obojętnym tonem i włożył złoty kluczyk w zamek, który po chwili puścił z charakterystycznym, cichym trzaskiem. Zmrużyłam lekko oczy, jednak nie odpowiedziałam nic, co mogłoby potwierdzić tylko jego przypuszczenia. Zlustrowałam go od stóp do głów, zastanawiając się, skąd on w ogóle o tym wie.
- Wydaje ci się - odparłam po chwili i zaproszona do środka, przekroczyłam szybkim krokiem próg mieszkania.
- Wątpię, abym się jednak mylił - uśmiechnął się zdradziecko pod nosem. - Shade, mam rację? Zanim jednak zaczniesz panikować jak baba w czasie okresu wiedz, iż możesz być spokojna, bo nikomu nie powiem.
Przewróciłam tylko oczami i spojrzałam się z ukosa na chłopaka, który jakby nigdy nic ujął w ręce porcelanowy dzbanek i nalał do dwóch filiżanek parujący jeszcze napój.
- Nie zatrute? - przyjrzałam się uważnie herbatce i tyknęłam filiżankę palcem wskazującym.
- Nie - odparł po chwili i uniósł jedną brew, spoglądając na moje wyczyny. - Nie musisz rysować mi Bogu winnej porcelany pazurami. Na pewno nie zatrute.
- Niech ci będzie - mruknęłam i zakładając nogę na nogę upiłam łyk. - Mieszkasz tu i pracujesz?
- Mieszkam, pracuję, czytam, rysuję. Wszystko na raz. W końcu gdy ma się dla siebie całą wieczność, trzeba coś z nią zrobić, prawda? - uśmiechnął się lekko. - Może papieroska? - spytał i nie czekając na moją odpowiedź podsunął mi pod nos paczkę z fajkami. Bez słowa złapałam jedną w dwa palce i włożyłam sobie do ust. Chłopak wyjął z kieszeni spodni zapalniczkę i czarując ogień, podsunął go pod papierosa, który po chwili wypuścił z siebie kłęby dymu.
Nieprzyzwyczajona do takich "rarytasów" szybko poczułam jak dopada mnie nieustępliwy atak kaszlu, a do oczu same cisną się łzy. Oliver widząc to zaśmiał się krótko i sam zaciągnął porządnie.
- Kwestia przyzwyczajenia - odparł po chwili, uśmiechając się szeroko. Spojrzałam się na niego krzywo, a następnie na trzymanego w dłoniach peta. Po krótkich rozmyślaniach odłożyłam go na bok.
- Już? Tak szybko?
- Pieprz się, nie będę potem zdychać - założyłam ręce na piersi i przymrużyłam lekko oczy. Wyobrażałam sobie jak śmiesznie mogłam wtedy wyglądać, jednak nie obchodziło mnie to za bardzo. - Jak chcesz. Chociaż nikotynka dobra sprawa. Jeszcze herbatki?
-...Poproszę - odparłam po chwili, a w głowie w net zaświtał mi szatański plan. Chłopak capnął w łapy dzbanek do herbaty i klepiąc swoją kózkę po łbie, zniknął wraz z nią w innym pokoju. Ja natomiast gdy upewniłam się, że na pewno nie ma go gdzieś w pobliżu, szybko wstałam z miejsca i zaczęłam przechadzać się po pokoju z zamiarem tylko przejrzenia zawartości jego szafek. TYLKO przejrzenia. Czy ja wspominałam coś o kradzieży?
Niezłe błyskotki, panie Moonlight - pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Na pewno nie obrazi się, a może nawet nie zorientuje, gdy parę rzeczy zniknie mu ze schowków.
Uniosłam rękę wyżej z zamiarem sięgnięcia po jedną z błyskotek, aż nagle poczułam na nadgarstku czyjś mocny uścisk. Odwróciłam gwałtownie głowę, gdzie mój wzrok natrafił na spokojny wyraz twarzy Olivera. Gdyby jeszcze mógł, uśmiechnął by się uroczo i poklepał mnie po główce.
- Zgubiłaś się gdzieś? - przekrzywił lekko głowę w bok, przyglądając mi się uważnie.
- Ja? Ależ skąd, po prostu się przechadzam - syknęłam i szarpnęłam ręką, chcąc wyrwać się z jego uścisku. Ni to w ząb jednak chłopak nie chciał puścić. Zdawałoby się nawet, że mocniej zacisnął długie palce na moim nadgarstku.
- Więc tym razem pójdziesz ze mną - uśmiechnął się jak pedofil i "słodko" potarmosił za policzek. Zdezorientowana do reszty, nie wiedząc, co zrobić, zostałam siłą pociągnięta za Oliverem. Nawet gdybym próbowała się znów wyswobodzić, to wszystko było tak dziwne, że nie chciałam próbować. Co, zaprosi mnie do salonu i zgwałci?
- Wiesz, nie lubię, jak ktoś szpera mi po mieszkaniu - rzekł po chwili. - Dlatego właśnie za karę...
- Karę!? - przerwałam mu szybko, znów zaczynając się szarpać.
- Oj, nie ładnie przerywać komuś w pół zdania. Jednak owszem. Za karę pomożesz wujciowi w bibliotece. Będziesz ładnie dawać książeczki ludziom z zamiarem zarobienia pieniążków. Oczywiście dla mnie.
- Chyba cię do reszty powaliło!
- Mnie? Ależ ja jestem całkowicie normalnym wampirem. Po prostu czasami miewam napady niekontrolowanego śmiechu, lubię poznęcać się nad zwierzętami i postrzelać do innych. Ale to tylko tak dla zabawy. A teraz zawrzyjmy pewien układ, słońce. Ty grzecznie mi pomożesz TU, a ja udam, że nie wiem, kim jesteś.
- Więc kim jestem? - spytałam, unosząc wysoko jedną brew.
- Nie wiem - wzruszył ramionami i popchnął mnie z powrotem do antykwariatu. O mało co nie przewracając się o własne nogi znalazłam się znów w wielkiej bibliotece, gdzie spod biurka obserwowała mnie para krwistych ślepi tej przeklętej, opętanej kozy. Skąd on ją w ogóle wytrzasnął? Odwieczne pytanie, które wciąż będę sobie zadawać.
- Więc co mam robić? - spytałam po chwili, gdy moim oczom ukazała się wysoka sylwetka wampira. Oliver uśmiechnął się tylko pod nosem i położył dłonie na moim ramionach prawie, że wbijając pazury w skórę.
- Patrz tam, uważnie. Widzisz tego klienta? Mam nadzieję, że należycie go obsłużysz - syknął mi słodko do ucha i odszedł za ladę. - Słucham, w czym mogę pani pomóc?
- Chodzi o pewną specyficzną książkę - odparła niska kobieta z okrągłymi okularami osadzonymi na piegowatym nosie. - O smokach.
- Smokach, pani powiada? No cóż, mamy w naszym posiadaniu kilka egzemplarzy. Ta miła dama oprowadzi panią, aby się przypadkiem nie zgubiła i pokaże tomiszcza.
Posłałam w stronę Olivera znaczące spojrzenie typu "nie wiesz, co robisz", a następnie zgromiłam wzrokiem okularnicę, która aż wzdrygnęła się w objęciach za dużego swetra.
- Tędy, proszę - wywarczałam przez zęby i zaprowadziłam ją między regały. - Której książki dokładnie pani szuka?
- Nie znam jej tytułu - powiedziała cicho. Stanęłam gwałtownie, aż poczułam na swoim plecach twarz dziewczyny, która nie zdążyła zahamować. Po chwili odwróciłam się w jej stronę i uśmiechnęłam spokojnie.
- Nie zna pani tytułu książki, a przychodzi do biblioteki?
- Ekhem... O! Chyba to ta! Poznaję po okładce - szybko wskazała na najwyższą półkę, gdzie powinna spoczywać poszukiwana przez nią książka.
Już miałam sarknąć coś, że czemu akurat ja mam się tam wspinać, gdy na horyzoncie pojawił się pan Moonlight. Uśmiechnął się pod nosem i oparł o jeden z regałów, przyglądając tej całej sytuacji.
- No, Avi. Pani z zamówieniem czeka, pośpiesz się - ponaglił mnie i nie odchodząc z miejsca, dalej w najlepsze przyglądał się nam.
- Ależ oczywiście - mruknęłam pod nosem i nie czekając na oklaski, wspięłam się wyżej po półkach. Z każdym stopniem jednak miałam wrażenie, że mimo mojej wampirzej zręczności, to wszystko za chwilę runie... wraz ze mną.
- I jest tam ta książka? - krzyknęła z dołu piegowata i zaczęła stawać na palcach, chcąc zobaczyć więcej. Chcąc coś odpysknąć, niechcąco zbyt gwałtownie przekręciłam się w bok. Spowodowało to, że stopa, która wcześniej spoczywała na krańcu półki zsunęła się z niej, a ja z głośnym hukiem runęłam w dół.
- Nic pani nie jest?! - pisnęła dziewczyna i podbiegła do mnie, klękając nad moim truchłem. Oliver zaś zamiast dzwonić po lekarza, dusił się ze śmiechu, skręcając przy innych regałach. Jęknęłam cicho pod nosem i podniosłam się na łokciach, bez słowa podając okularnicy jej upragnioną knigę.
- Proszę, tego szukałaś - powiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał nader spokojnie. - Miłego dnia życzę, może pani opuścić lokal.
Dziewczyna kiwnęła głową, upewniając się, czy aby na pewno nic mi nie jest, po czym szybko wyszła na zewnątrz nie oglądając się za siebie.
- Mogę cię tu zatrudnić? Dostarczasz mi więcej rozrywki, niż ci idioci ze straży! - znów zachłysnął się śmiechem. Moja dłoń w trybie natychmiastowym wylądowała na czole, a ja sama westchnęłam ciężko i z powrotem opadłam na książki zwalone na podłogę.
- Kości całe? Wiesz, jeśli jest taka potrzeba, zawsze mogę ci je wymasować <3
- Pieprz się - burknęłam, a po chwili sama zaczęłam się opętańczo śmiać.
~*~
No, napisane coś.
Olivci wybaczamy, nie ma weny :D
Wpis był jednak dyskutowany z nim całościowo.
Wpis był jednak dyskutowany z nim całościowo.
Widzę, że ktoś próbuje sprowadzić Avi na drogę prawości. Życzę powodzenia Oliver, oby tak dalej. Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie.
OdpowiedzUsuńNotka bardzo fajna i ciekawa. Odrobinę śmieszna i dość pomysłowa. Chciałabym zobaczyć więcej notek z Oliver'em. No i mam nadzieję, że szybko jakąś zobaczę.