Pogadaj z nami :D

środa, 4 czerwca 2014

Trafił swój na swego

Wysoki mężczyzna o długich, białych jak śnieg włosach, stał na niewielkiej polanie w środku lasu, delektując się swoim posiłkiem. Z każdym łykiem, słyszał jak serce jego ofiary zwalnia, aż w końcu staje. Wampir z żalem spojrzał swoimi szkarłatnymi oczami na osuszone z krwi ciało jakiegoś zwierzęcia, którego nazwy aktualnie nie mógł sobie przypomnieć.
Dlaczego one muszą się tak szybko kończyć? Nawet nie zabiłem pierwszego głodu. Pomyślał patrząc na leżące u jego stóp, martwe stworzenie. Niewzruszony ominął je i poszedł dalej swoją drogą.
Ciekawy miejsca swojego pobytu, rozglądał się dookoła, wszystko uważnie chłonąc wzrokiem i rejestrując w pamięci. Nigdy nie był w tej części "dziczy", jak miał w zwyczaju nazywać wszystkie tereny położone poza granicami Przeklętego Miasta. W ogóle nie udało mu się zwiedzić całej wyspy, gdyż jest ona tak wielka, że mimo tego, iż jest jednym z pierwszych mieszkańców tego "więzienia", to nie zdążył jej poznać nawet w połowie.
Po kilku kolejnych krokach, znów natrafił na niewielką polanę, ukrytą w leśnej gęstwinie. Zapewne przeszedłby to miejsce, bez żadnego zainteresowania, tak jak poprzednie, gdyby nie drewniany domek na niej stojący.
Shin'ichi od zawsze odznaczał się nadzwyczajną ciekawością, więc nie mógł tak po prostu nie wejść do tego budynku i nie sprawdzić, co się tam kryje. Z wampirzą szybkością znalazł się przy drzwiach, które bez ceremonialnie wyważył kopniakiem, choć nie było to wcale koniecznie, gdyż były otwarte.
Spróchniałe drewno ciężko opadło na kamienną posadzkę, wzbijając w powietrze kłęby kurzu. Białowłosy wszedł do pomieszczenia jak do swojego własnego domu i począł się rozglądać za czymś interesującym.
Pierwszą rzeczą, która przykuła jego uwagę była ściana. A właściwie wszystkie cztery ściany, które calutkie, od podłogi do sufitu, pokryte były groteskowymi obrazami zwierząt i krajobrazów.
- Co to do cholery jest? - Zapytał samego siebie, podchodząc bliżej arcydzieł i niepewnie dotykając ich swoimi długimi palcami.
Rysunki były poprzyklejane wszędzie, nawet bardzo wysoko, tuż przy suficie. Były to kartki papieru lub pergamin, w zależności co domownik ukradł z Miasta Przeklętych, wykonane kawałkiem węgla lub również skradzionych ołówków. Przedstawiały w większości krajobrazy, jednak były dość dziwne. Znacząco odbiegały od rzeczywistości, elementy, na przykład drzew, zlewały się ze sobą i nie oddawały ich normalnej postaci. Tak samo zwierzęta. Jakby wszystkie były wytworem wyobraźni autora. Najwidoczniej, najczęściej rysował motyle. Niektóre były jednak tak dziwne i różniące się od ich żywych odpowiedników, że aż fascynujące. Gdzie nie gdzie widział również obrazy jakiejś kapliczki czy mostu. Jednak najczęstszym tworem była jedna, taka sama twarz dziewczyny, jej sylwetka czy poza. Autor nie podpisywał się, jednak kreska na wszystkich dziełach była bardzo podobna.
Salon, o ile można to nazwać salonem, był bardzo niespotykanie urządzony. Jak na taki domek w dziczy, to miejsce nie było aż tak "zacofane". Na środku stała jakaś prowizoryczna kanapa i fotel, a raczej jakieś pozostałości po całkiem wygodnych meblach. Był tu stół, biurko, słodki dywanik  w postaci skóry jakiegoś zwierzęcia, cztery okna z dwóch stron, drzwi do drugiego pokoju i mnóstwo roślin. I szczur. Mały, szary szczur, siedzący na kanapie i gapiący się w stronę Shin'ichiego z zaciekawieniem.
- Zostaw, bo zepsujesz.
Ciszę przerwał cichy, melodyjny, męski głos. W wyważonych drzwiach stał wysoki chłopak o białych, lecz nieco brudnych włosach, w brudnej, jasnej koszuli i poobcieranych, ciemnych dżinsach do połowy łydki. Jego nagie stopy nie obawiały się stąpać po spróchniałych deskach. Na ramieniu białowłosego siedział szczur, jednak uwagę wampira przykuła czarna opaska na jego oczach.
Wampir zmierzył chłopaka zimnym spojrzeniem, próbując skojarzyć skądś jego twarz. Do jego nozdrzy doleciał silny zapach ludzkiej krwi, wyostrzający jego wszystkie zmysły oraz gotowe do rozpoczęcia posiłku zęby.
Pojawienie się domownika było dla Shin'ichi'ego prawdziwym szokiem. Jeszcze żadnemu wampirowi nie udało się podejść go z zaskoczenia, nie mówiąc tu już o człowieku. Czyżby zaczynał się starzeć? A może po prostu nie spożył wystarczającej ilości krwi, szczególnie tak lichej jaką jest zwierzęca krew.
- Nie sądzę, żeby można było zniszczyć papier sam dotykiem. - Odparł beznamiętnie do wciąż stojącej w wejściu postaci. - Zresztą, nawet gdyby. Kto by żałował takich bohomazów? - Dodał po chwili, przyglądając się siedzącemu na ramieniu mężczyzny gryzoniowi. Brzydził się szczurów. Uważał je za stworzenia brudne i nie warte życia na tym świecie.
Trafił swój na swego. Pomyślał, jeszcze raz rzucając oko na ten niecodzienny widok. Jedynymi istotami, do których pałał taką samą odrazą byli ludzie.
Białowłosy uśmiechnął się serdecznie, do można by rzec, włamywacza. 
- I tak ich nie widzę, więc nie mnie tu oceniać ich wartość - oznajmił bez jakiejkolwiek urazy w głosie, lecz z pogardą. Czuł silny zapach tej pijawki na swoim terytorium i nie podobał mu się on ani trochę. - Mogę spytać, co taki krwiopijca z wyższych sfer wyprawia w moim domu?
Chłopak dotknął chudymi i bladymi palcami starych drzwi.
- Tym bardziej, że wygląda mi to na włamanie - powiedział z ironią, gdyż było to jasnym faktem - iż był niewidomy.
Skrzywiłem się w niesmaku.
Nie dość, że ten człowiek wygląda jakby spotkał śmierć, to jeszcze niczego nie widzi. Zrobię światu przysługę, jeżeli go zabiję. Pomyślał, bez cienia współczucia, czy jakiegokolwiek innego uczucia.
- W takim razie powiem Ci, że ten twój wyliniały szczur lepiej by narysował. Na twoim miejscu wyrzuciłbym je od razu. - Okłamał chłopaka, bo w końcu zawsze robił to wszystkim. Taka już była jego natura.
W rzeczywistości, dla białowłosego rysunki były czymś fascynującym i pięknym. Czymś co go intrygowało i ciągnęło. Był nimi oczarowany.
- Wampir z wyższych sfer powiadasz. - mruknął trochę niezrozumiale. - A powiedz mi jak do tego doszedłeś. - Powiedział podchodząc do niego na tyle blisko, że chłopak mógł poczuć jego oddech na swojej twarzy.
 - Ale Luka nie jest wyliniała, prawda, Luka? - Złapał białego szczurka ze swojej kieszeni i uniósł go na wysokość twarzy, jakby chciał się mu przyjrzeć. Lecz wtedy samiczka zapiszczała i wyskoczyła z jego dłoni, uciekając do przyjaciela siedzącego na kanapie. Chłopak czując oddech nieznajomego mimowolnie cofnął się i wpadł na ścianę, a po jego karku przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Skierował twarz ku niemu.
- Cuchniesz jak arystokrata - odparł beztrosko, nim zdołał ugryźć się w język.
Wampir otrząsnął się po zbyt bliskim spotkaniu z zwierzęciem i spojrzał na opierającego się o ścianę domownika.
- Eh... Zastanawiam się czy powinienem Ci podziękować za komplement, czy może rozszarpać gardło za obrazę mojej osoby. - Powiedział, parskając krótkim, ale ostrym śmiechem.
Nagle znieruchomiał, wyczuwając w powietrzu nowy zapach. Woń innego wampira.
Shiet... I tak nie zamierzam się dzielić z nikim. Obiecał sobie w duchu i począł przechadzając się po niewielkim pomieszczeniu.
- Powiedz mi, co taki nieporadny człowiek jak ty, robi całkiem sam w środku lasu. - Zapytał, z odrazą patrząc na stojące w "salonie" przedmioty, których nie śmiał nawet nazwać meblami. - Nikt ci nie powiedział, że tu jest niebezpiecznie?
Chłopak zacisnął palce na szyi, jakby napomknięcie o rozszarpanym gardle przywołało do niego jakieś niemiłe wspomnienie. 
- N... nieporadny? - Spytał zaskoczony, a pokrętny uśmieszek już dawno zniknął z jego twarzy. Nie czuł się ani trochę gorszy pod tym względem, iż był niewidomy. - Dlaczego ktokolwiek miałby mnie o tym informować? Reguły tego świata mówią, że w każdym miejscu jest niebezpieczne. Tym bardziej, w więzieniu.
Shin'ichi spojrzał na chłopaka i parsknął śmiechem, a na jego twarzy pojawił się uśmiech mordercy, który nareszcie znalazł swoją ofiarę.
- Masz rację. Na tej wyspie, od pojawienia się tu pierwszej obcej istoty, istnieją trzy podstawowe zasady. "Uciekaj! Walcz! Przeżyj!" Jak widać świetnie sobie z tym radziłeś. - Dodał, podkreślając ostatnią sylabę.
Białowłosego zdziwiło dziwne akcentowanie wampira. Nie zrozumiał, co chciał przez to przekazać. A to mogło być jego gwoździem do trumny. Naprawdę.
- Jeśli morze wyrzuci cię na pusty brzeg, nie masz przed czym uciekać, ani z czym walczyć - wyszeptał cicho, cały czas skupiając na nieznajomym swoją uwagę.
- Oj daj spokój. Nie mów mi, że jeszcze żadne stworzenie na tej wyspie nie próbowało cię zabić. Że sama wyspa nie chciała ci zrobić krzywdy. - powiedział. - Nie mogę w to uwierzyć. Po prostu w czepku żeś urodzony chłopaczku. Świat naprawdę musi Cię kochać, skoro wciąż jeszcze oddychasz. - Dodał i po chwili znalazł się tuż przy chłopaku. - A może po prostu nie wie, jak się ciebie pozbyć. Myślisz, że zrobiłbym światu przysługę, pomagając mu w pozbyciu się ciebie? - Wysyczał mu do ucha lodowatym szeptem, mrożącym krew w żyłach.
Nienawidził czuć czyjegoś oddechu na swojej skórze. Niezależnie od tego, do kogo zależał, jaki był, ani gdzie zetknął się z jego ciałem. Po prostu przyprawiał go o niepohamowane dreszcze, niepokojące dreszcze. Zacisnął powieki pod opaską i odwrócił twarz w przeciwną do wampira stronę. Nie bał się, jednak to uczucie było paraliżujące.
- Skoro tak nalegasz. - Powiedział, odbierając jego gest jako zachętę. - Ale zanim Cię zabiję. - Mruknął i złapał w dwa palce kosmyk jego włosów, szybkim ruchem wyrywając go z głowy chłopaka. - Tak na wszelki wypadek.
Z jego ust wyrwał się głośny krzyk bólu. W porę jednak zasłonił sobie usta bladą dłonią i ścisnął powieki z całych sił. Co mam do stracenia...? Życie...? Jakie życie...? Tutaj, na tej wyspie...? Bez wspomnień, bez wzroku, bez czegokolwiek...? Bez... kogokolwiek...?
Włożył trzymane w ręce jasne włosy do tylnej kieszeni jeans'ów, mając nadzieję nie zgubić ich po drodze do domu.
- Przy okazji. Mówią na mnie Shin'ichi. Najgorsza rzecz, jaka można spotkać na tej wyspie. - Wyszeptał do chłopaka i wbił swoje śnieżnobiałe kły w pulsującą tętnicę na szyi swojej ofiary. Przebiwszy jego anemiczną skórę, zaczął zachłannie pić wypływającą pod ciśnieniem krew, napawając się każdą jej kroplą.
Z gardła chłopaka wydobył się głośny wrzask, wypełniony bólem. Gdyby nie silny uścisk oprawcy osunąłby się na ziemię po ścianie, gdyż nogi miał jak z waty. Jego ciało było tak perfidnie wyczulone na wampirze kły, dlatego też zawsze starał się nie dopuścić do takiej sytuacji. Ale teraz było inaczej...
- Podobno, kiedy się opierasz, to bardziej boli. Tak słyszałem. Nie wiem czy to prawda. Sam tego nie doświadczyłem. - Uśmiechnął się do siebie szatańsko i począł kontynuować swój posiłek.
Nagle wampir gwałtownie odsunął się od szyi białowłosego i z impetem odrzucił chłopaka na ścianę. Kompletnie ignorują człowieka, splunął krwią na kamienną podłogę.
- Ohyda... Co to za paskudztwo do cholery?! - Wrzasną na całe gardło. - Jeszcze jak żyję, z takiego genetycznego śmietnika nie jadłem.
- Ah... - Upadł pod ścianę, zasłaniając ranki na szyi palcami. Wiedział, że i tak nic mu to nie da, ale nie chciał nęcić się zapachem własnej krwi. Na jego twarz znów wstąpił ten złośliwy, perfidny uśmieszek, zmieszany z bólem i rozbawieniem. - Co? Nie smakuje ci, pijawko? - Spytał z ironią w głosie i podniósł się z trudem na nogi.
Wampir spojrzał na niego oczami płonącymi gniewem.
- Zabiję Cię gówniarzu. - Złapał go za kołnierz koszuli i podniósł do góry, przygwożdżając do ściany, tak że jego stopy nie dotykały ziemi. - Mam nadzieję, że miałeś ciekawe życie, bo właśnie je skończę. - Warknął mu w twarz i rzucił się na niego z kłami, z zamiarem rozszarpania mu gardła.
***
- Mamo... mamo, mamo... mamo!
- Tadashi, nie ma czasu! 
- Ale... ci wszyscy ludzie...
"Dashi nie umrze... Dashi będzie żył, zobaczycie... Nikt więcej nie umrze za Dashi'ego..."
- Jeśli kiedykolwiek zdarzy się taka sytuacja, przypomnij sobie tę kapliczkę...
- Mamo!
***
Otworzył szeroko swoje turkusowe ślepia pod opaską. Jego blada dłoń znalazła się na twarzy wampira, kiedy ten delikatnie rozdarł skórę na jego szyi. Odrzucił go od siebie z naprawdę wielką siłą, stając chwiejnie na nogi i łapiąc się za gardło. Gdyby nie opaska, jego oczy błyszczałyby w półmroku pomieszczenia szkarłatem. Nigdy nie dostrzegł tak wyraźnej zmiany, jednak teraz czuł znakomicie kły w swoje szczęce. Rzucił się na byłego napastnika i niczym doświadczony drapieżnik, rozerwał jego gardło, zatapiając głęboko ostre kły w jego szyi.
Wampirowi nawet przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, że jego posiłek zechce kontratakować, a on sam stanie się ofiarą. Zaskoczony siłą i zwinnością białowłosego, nieświadomie pozwolił mu na zranienie siebie. Czuł jak jego własna krew, spływa po jego szyi, plamiąc białą koszulę.
Szybko otrząsną się i łapiąc swojego napastnika za szyję i oderwał od swojego gardła. Stając na równe nogi, mocno wbił swoje zimne palce w delikatną skórę chłopaka i podniósł go wysoko do góry.
- Nie wiem czym jesteś i skąd się tu wziąłeś szczeniaku, ale tutaj na wyspie, to ja rządzę. I jeżeli nie masz zamiaru mi się podporządkować to będziesz umierał patrząc na swoje wypływające wnętrzności. - Warknął przez zęby, plując na wszystkie strony posoką.
Mocniej zacisnął uścisk na jego szyi i pchnął nim przez cały pokój, prosto na przeciwległą ścianę, niszcząc przy tym większość rysunków.
- Zgnij tu we własnej krwi! Tylko na tyle zasługujesz. - Dodał na odchodne, patrząc na nieruchome ciało "odmieńca", po czym wyszedł na zewnątrz i popędził z powrotem do Przeklętego Miasta.

2 komentarze:

  1. Przez moment wyobrażałam sobie Yaoi, amen.
    Gomen, taka moja natura-zboczeńca. ^^'
    Dobra, ale do rzeczy. Chce spotkać Shin'chiego, bo wyczuwam fajny wątek, a ta notka zaje zaje zaje <3 Takie mraśne wbijanie kiełków w kogoś, mru, mru <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Wszystko dzięki Tadashi'emu. Ona zawsze pisze jedne z najlepszych notek.
      No gdyby wyszło z tego Yaoi, to takie naprawdę ekstremalne xD
      Cóż, Shin'ichi zawsze chętny na wątki, a ja zawsze chętna na pisanie notek :3 Napisz tylko kiedy masz czas i tworzymy kolejną krwawą (lub mniej) notkę ;)

      Usuń

Zaczarowani