- Znasz może... taki rodzaj tortur? Wieszają skazańca tak,
aby palcami stóp ledwo dosięgał ziemi. I zostawiają go samego.
- Tylko tyle...?
- Tak. Tylko tyle.
- I co to ma do rzeczy?
- Nadzieja potrafi doprowadzić ludzi do szaleństwa. I kiedyś będzie ich zgubą.
Sposób na uwolnienie się od męczarni jest tylko jeden. Lepiej więc zapomnieć...
o istnieniu gruntu pod stopami.
***
Białowłosy rozbudzał się powoli z głębokiego snu. Nie oszukując, był ogromnym śpiochem. Miał naprawdę kamienny sen, nie dało się tego ukryć. Podniósł się niepewnie do siadu, zsuwając z siebie miękki, ciepły koc. Gdzie... jestem...? Wokół panował kompletnie inny zapach niż spodziewał się poczuć. Ponadto wkoło wydawało się być dość ciemno. Nie było tu dostępu do światła słonecznego. To go przerażało. Nadal w swojej wyblakłej koszuli z rękawami do łokci i spodniami do połowy łydki, zsunął się z posłania, dotykając nagimi stopami zimnego drewna.
Zdecydowanie nie był u siebie w domu. Znajdował się gdzieś indziej, nie wiedział tylko gdzie. Nie pamiętał niczego, jego wspomnienia sprzed snu były całkowicie zamazane. Nie orientował się kompletnie, gdzie jest, gdzie ma iść ani co zrobić. Nie widział niczego, czuł jedynie drewno, zapach słodkiej wody, wilgoci i nikłe, sztuczne światło na swojej skórze. Stawiając pierwsze kroki, całkowicie po omacku, potknął się o coś i wylądował na podłodze, uderzając uprzednio w jakąś szafkę. Krzyknął zaskoczony, a jednocześnie był to jęk bólu, który uniemożliwił mu się podnieść. Wtedy zdał sobie sprawę z czegoś jeszcze...
Podciągnął się na klęczki i zaczął dotykać rozpaczliwie swojej koszuli i spodni, jakby czegoś szukał.
- L...Luka...? Inukai?! - Nie było ich nigdzie. Nie czuł ich w swoich kieszeniach, nie czuł ich zapachu tutaj. Nie było tu niczego znajomego.
Uderzył bezsilnie dłońmi w drewnianą posadzkę, a po chwili przytknął do niej czoło, kładąc na niej swoją głowę. Dlaczego? Co teraz?
Jedyne, co utwierdziło go w przekonaniu, iż to nie sen, to delikatne swędzenie i ból szyi. Dotknął chudymi palcami skóry w miejscu tętnicy i poczuł obszarpane ranki i głębokie, zasklepione zadrapania. Shin'ichi... to jego sprawka...? Wtedy drzwi do pomieszczenia się otworzyły, towarzyszyło temu niezwykłe skrzypienie, a po chwili rozległy się kroki.
- Uh? Tadashi? - zdziwiła się, widząc go na podłodze.
I wtem dotarło to do jego świadomości. A raczej ta cudowna woń do jego nozdrzy. Ten piękny zapach kwitnących kwiatów wiśni, świeżo zerwanych truskawek i dojrzałych brzoskwiń. Sa...phi...ra..? Jego wspomnienia z wczorajszego dnia wróciły natychmiast. Moja... uko...chana...? Podniósł się z ziemi w ciągu ułamka sekundy i rzucił się jej na szyję, przyciskając ją do ściany. Objął ją z całych sił, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. Ale to i tak nie zmieniało faktu, że czuł się tutaj bezradny. Bał się. Naprawdę, był przerażony.
- Saphira... Saphira... - szeptał jakby w gorączce, nie chcąc jej puścić.
- Ah! - jęknęła, gdy uderzyła plecami w ścianę, ale trwało to przez chwilę. Objęła go mocno, przytulając do siebie, niczym małego chłopca. Pogłaskała go po włosach delikatnie i czule, chcąc dać mu przez to poczucie bezpieczeństwa. Przycisnęła jego głowę do swojej piersi, do swojego serca, które biło, choć słabo i nierówno. - Ciii.. Kochany, nie płacz, proszę, jestem tu, jesteś bezpieczny.
Za każdym razem, kiedy była blisko, kiedy czuł jej przepiękny zapach, słyszał jej cudowny głos... serce tłukło mu się w piersi mnóstwo razy szybciej. To nie było ich pierwsze spotkanie, na klifie, wczoraj. Ona naprawdę go kochała. A on kochał ją, tylko...
Dlaczego nie czuł tego tak wyraźnie?
A może czuł?
Może to przerażenie, które odczuwał, kiedy jej nie było, to właśnie jest miłość?
Ta dziwna tęsknota w każdej sekundzie odkąd tylko pojawił się na wyspie?
Czy to wszystko było spowodowane jej brakiem?
- Saphira... - wtulił się w jej piersi, wycierając przy okazji świeże łzy w jej ubranie. To musiała być ona, czuł to. To ona jest tym, co nieustannie napędza jego serce, by dalej biło. Tylko ona. - Kocham Cię... - wyszeptał drżącym głosem.
Przez jej ciało przeszedł wstrząs, gdy tylko wypowiedział te dwa magiczne słowa, te dwa słowa, które sprawiły, że jej serce momentalnie stanęło, a po chwili zaczęło wybijać szybki rytm radości i uczucia. Objęła go mocniej, uważając, by nie zrobić mu krzywdy. Jej wargi dotknęły jego skroni, potem policzka, aż nie ucałowały każdej z jego powiek. O tak, to musiało być dla niego znajome, tylko ona tak go dotykała swoimi ciepłymi ustami. Właśnie jego oczy były dla niej powodem do smutku, ale też do większej miłości do niego.
- Pamiętasz jak przysięgłam Ci, że będę Twoimi oczami, najdroższy? - wyszeptała z niezwykłą czułością w głosie. Przepełniała ją radość i niezwykła ulga, że jednak coś o niej pamięta.
Nigdy jak do tej pory nie doznał takiego uczucia. Tak dziwnego szczęścia i ulgi... jej czułe zachowanie doprowadzało go do dziwnego stanu, aż w końcu więcej łez wypłynęło z jego niezwykłych oczu.
- N...nie... - odpowiedział, trzęsąc się cały. Nie pamiętał nic. Wszystkie te uczucia, którymi do niej pałał, przyszły tak nagle... jakby ta część jego poprzedniego życia wróciła. Jednak nadal nie pamiętał nic, żadnych wspomnień z nią związanych, żadnych zdarzeń, słów, obietnic. To, jak teraz zachowywał się względem niej, jak ją traktował i jakim uczuciem ją darzył było po prostu bezgranicznym zaufaniem. Jednak jednego był teraz pewien...
Nie da się zapomnieć miłości swojego życia.
Pogłaskała go czulę po policzku. Wiedziała, że amnezję da się zwalczyć, musiała tylko poszukać w książkach jak. Pocałowała go ponownie w powieki, delikatnie muskając je czubkiem języka. Pogłaskała go po włosach.
- To teraz wiedz, że Ci przysięgłam, że będę Twoimi oczami i że nigdy nie stanie Ci się krzywda. - uśmiechnęła się smutno. - Dotrzymałam obietnicy, sama nosząc teraz brzemię umarłej.. Ale teraz, kochany, powiedz mi, czy pamiętasz chociaż jak wyglądam?
Chłopak odsunął się od niej delikatnie, nadal pozostając na klęczkach. Podniósł dłoń ku jej twarzy, a tam również powędrował jego niewidomy wzrok. Dotknął opuszkami chudych palców jej twarzy, przesuwając nimi po jej rysach.
- Zawsze wiedziałem, że to nie tylko moje wyobrażenia - szepnął cichutko, przymykając oczy. - Jesteś piękniejsza niż najcudowniejsze z motyli, kochana.
Uśmiechnęła się do niego bardzo czule, a wargami starła jego łzy. Była teraz naprawdę szczęśliwa, choć i zaniepokojona jego pojawieniem się na wyspie. Przymknęła oczy i ucałowała jego palec, gdy dotykał jej twarzy, po czym przytrzymała przy swoim policzku jego dłoń i odetchnęła.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś.
Podniósł się z ziemi i tym razem on ją objął. Był od niej dużo wyższy, więc role się zamieniły. Skrył ją całkowicie w swoich ramionach.
- Dlaczego... tu jestem? - spytał cicho, głaszcząc ją po włosach. - Nie, to nie ma znaczenia... Dlaczego ty tu jesteś? Ty... Nie byłaś wampirem... prawda...?
Zamknęła oczy i zacisnęła palce na jego ubraniu, jakby sama wizja, wspomnienie tego dnia, były dla niej męczarnią, koszmarem.
- Nie, nie byłam. - odpowiedziała. - I nie wiem, co robisz na wyspie, to chciałabym wiedzieć najbardziej.
Zacisnął blade palce na jej ubraniu. Tego obawiał się najbardziej. Nie udzieliła mu odpowiedzi, więc jego przypuszczenia były prawdziwe. najgorsze z możliwych.
- Więc umarłaś, prawda? - Powiedział tylko, po czym zamilkł. Zacisnął powieki z całych sił, powstrzymując łzy. Umarła. A skoro zginęła, to znaczyło, że nie potrafił jej pomóc. Co takiego się wydarzyło? Naprawdę był aż tak słaby?
Podniosła głowę w górę, by móc spojrzeć na jego zrozpaczoną twarz. Ujęła jego policzki w dłonie i przyciągnęła do siebie, by mogła mu szepnąć na ucho tylko jedno zdanie:
- Umarłam za Ciebie, nie żałuję tego.
Otworzył szeroko oczy, a jego serce stanęło mu w piersi na kilka krótkich chwil. Zginęła... za mnie...? Nie... niemożliwe...
- N...nie... o czym... ty mówisz...? - odsunął się od niej gwałtownie, aż wpadł na szafkę. - Jak to?! Kłamiesz!
"Nikt więcej nie umrze za Dashi'ego..."
Ukrył twarz w dłoniach, czując jak zalewają go wyrzuty sumienia. A nie wiedział nawet, co tak naprawdę się zdarzyło. Nie chciał tego wiedzieć. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Posmutniała gwałtownie, widząc jego zachowanie. Zaczęła cytować swoje słowa.
- To teraz wiedz, że Ci przysięgłam, że będę Twoimi oczami i że nigdy nie stanie Ci się krzywda. Dotrzymałam obietnicy, sama nosząc teraz brzemię umarłej. Nie żałuję tego, że zginęłam za Ciebie, nigdy nie będę. Zrobiłam to po to, byś mógł żyć, bym mogła Cię chronić jako anioł. Niestety, trafiłam tutaj.
Jej słowa jeszcze bardziej doprowadziły go do płaczu.
- Nie żałujesz?! Ale trafiłem tutaj! Co ci po tym wyszło!? Dlaczego wszyscy zawsze muszą się mną opiekować?! Jestem aż tak żałosny?! Zrobiłem z twojego życia piekło, przyznaj to sama...
Zatrzęsła się, słysząc te słowa. Zacisnęła dłonie w pieści, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Jak.. Jak możesz..tak.. mówić..? - wyszeptała drżącym i zrozpaczonym głosem. - Nigdy w życiu nie zrobiłeś z mojego życia piekła i nie, nie jesteś żałosny. Moja miłość do Ciebie, była silniejsza niż ratowanie swojej duszy. Jak mogłabym po prostu patrzeć jak ktoś chce Cię zastrzelić? Nie mogłam! Nie pozwoliłabym Ci nigdy umrzeć!
- Za...strzelić...? - zająknął się, niepewny, jak ma to zrozumieć.
- Tak. Tego dnia jeden z zabójców chciał Cię zabić. Byłam tam wtedy z Tobą.. - zacisnęła powieki za łzami. - Nie pozwoliłabym nikomu Cię zabić...
- Ale... zabójca...? Dlaczego...? O co w tym wszystkim chodzi?! - Mimo tego, iż za wszelką cenę próbował sobie przypomnieć cokolwiek, nic nie przychodziło mu do głowy. Ukrył twarz w dłoniach i osunął się po ścianie na drewnianą podłogę. - Nie ro...zumiem...
Upadła przy nim na kolana i przytuliła go z całych sił.
- To już nie ma znaczenia, skarbie. Teraz tu jesteś, jesteś tu ze mną, jesteśmy tu razem. Cieszmy się tym, że mamy siebie.
Zamiast wtulić się w nią, uniósł głowę i zetknął swoje wargi z jej ciepłymi ustami w czułym pocałunku. Zamknęła oczy, spodziewając się tego. Rozchyliła swoje i wplotła palce w jego włosy. Była szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Zapragnęła, by był przy niej na zawsze.
Na wieki.
Zdecydowanie nie był u siebie w domu. Znajdował się gdzieś indziej, nie wiedział tylko gdzie. Nie pamiętał niczego, jego wspomnienia sprzed snu były całkowicie zamazane. Nie orientował się kompletnie, gdzie jest, gdzie ma iść ani co zrobić. Nie widział niczego, czuł jedynie drewno, zapach słodkiej wody, wilgoci i nikłe, sztuczne światło na swojej skórze. Stawiając pierwsze kroki, całkowicie po omacku, potknął się o coś i wylądował na podłodze, uderzając uprzednio w jakąś szafkę. Krzyknął zaskoczony, a jednocześnie był to jęk bólu, który uniemożliwił mu się podnieść. Wtedy zdał sobie sprawę z czegoś jeszcze...
Podciągnął się na klęczki i zaczął dotykać rozpaczliwie swojej koszuli i spodni, jakby czegoś szukał.
- L...Luka...? Inukai?! - Nie było ich nigdzie. Nie czuł ich w swoich kieszeniach, nie czuł ich zapachu tutaj. Nie było tu niczego znajomego.
Uderzył bezsilnie dłońmi w drewnianą posadzkę, a po chwili przytknął do niej czoło, kładąc na niej swoją głowę. Dlaczego? Co teraz?
Jedyne, co utwierdziło go w przekonaniu, iż to nie sen, to delikatne swędzenie i ból szyi. Dotknął chudymi palcami skóry w miejscu tętnicy i poczuł obszarpane ranki i głębokie, zasklepione zadrapania. Shin'ichi... to jego sprawka...? Wtedy drzwi do pomieszczenia się otworzyły, towarzyszyło temu niezwykłe skrzypienie, a po chwili rozległy się kroki.
- Uh? Tadashi? - zdziwiła się, widząc go na podłodze.
I wtem dotarło to do jego świadomości. A raczej ta cudowna woń do jego nozdrzy. Ten piękny zapach kwitnących kwiatów wiśni, świeżo zerwanych truskawek i dojrzałych brzoskwiń. Sa...phi...ra..? Jego wspomnienia z wczorajszego dnia wróciły natychmiast. Moja... uko...chana...? Podniósł się z ziemi w ciągu ułamka sekundy i rzucił się jej na szyję, przyciskając ją do ściany. Objął ją z całych sił, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. Ale to i tak nie zmieniało faktu, że czuł się tutaj bezradny. Bał się. Naprawdę, był przerażony.
- Saphira... Saphira... - szeptał jakby w gorączce, nie chcąc jej puścić.
- Ah! - jęknęła, gdy uderzyła plecami w ścianę, ale trwało to przez chwilę. Objęła go mocno, przytulając do siebie, niczym małego chłopca. Pogłaskała go po włosach delikatnie i czule, chcąc dać mu przez to poczucie bezpieczeństwa. Przycisnęła jego głowę do swojej piersi, do swojego serca, które biło, choć słabo i nierówno. - Ciii.. Kochany, nie płacz, proszę, jestem tu, jesteś bezpieczny.
Za każdym razem, kiedy była blisko, kiedy czuł jej przepiękny zapach, słyszał jej cudowny głos... serce tłukło mu się w piersi mnóstwo razy szybciej. To nie było ich pierwsze spotkanie, na klifie, wczoraj. Ona naprawdę go kochała. A on kochał ją, tylko...
Dlaczego nie czuł tego tak wyraźnie?
A może czuł?
Może to przerażenie, które odczuwał, kiedy jej nie było, to właśnie jest miłość?
Ta dziwna tęsknota w każdej sekundzie odkąd tylko pojawił się na wyspie?
Czy to wszystko było spowodowane jej brakiem?
- Saphira... - wtulił się w jej piersi, wycierając przy okazji świeże łzy w jej ubranie. To musiała być ona, czuł to. To ona jest tym, co nieustannie napędza jego serce, by dalej biło. Tylko ona. - Kocham Cię... - wyszeptał drżącym głosem.
Przez jej ciało przeszedł wstrząs, gdy tylko wypowiedział te dwa magiczne słowa, te dwa słowa, które sprawiły, że jej serce momentalnie stanęło, a po chwili zaczęło wybijać szybki rytm radości i uczucia. Objęła go mocniej, uważając, by nie zrobić mu krzywdy. Jej wargi dotknęły jego skroni, potem policzka, aż nie ucałowały każdej z jego powiek. O tak, to musiało być dla niego znajome, tylko ona tak go dotykała swoimi ciepłymi ustami. Właśnie jego oczy były dla niej powodem do smutku, ale też do większej miłości do niego.
- Pamiętasz jak przysięgłam Ci, że będę Twoimi oczami, najdroższy? - wyszeptała z niezwykłą czułością w głosie. Przepełniała ją radość i niezwykła ulga, że jednak coś o niej pamięta.
Nigdy jak do tej pory nie doznał takiego uczucia. Tak dziwnego szczęścia i ulgi... jej czułe zachowanie doprowadzało go do dziwnego stanu, aż w końcu więcej łez wypłynęło z jego niezwykłych oczu.
- N...nie... - odpowiedział, trzęsąc się cały. Nie pamiętał nic. Wszystkie te uczucia, którymi do niej pałał, przyszły tak nagle... jakby ta część jego poprzedniego życia wróciła. Jednak nadal nie pamiętał nic, żadnych wspomnień z nią związanych, żadnych zdarzeń, słów, obietnic. To, jak teraz zachowywał się względem niej, jak ją traktował i jakim uczuciem ją darzył było po prostu bezgranicznym zaufaniem. Jednak jednego był teraz pewien...
Nie da się zapomnieć miłości swojego życia.
Pogłaskała go czulę po policzku. Wiedziała, że amnezję da się zwalczyć, musiała tylko poszukać w książkach jak. Pocałowała go ponownie w powieki, delikatnie muskając je czubkiem języka. Pogłaskała go po włosach.
- To teraz wiedz, że Ci przysięgłam, że będę Twoimi oczami i że nigdy nie stanie Ci się krzywda. - uśmiechnęła się smutno. - Dotrzymałam obietnicy, sama nosząc teraz brzemię umarłej.. Ale teraz, kochany, powiedz mi, czy pamiętasz chociaż jak wyglądam?
Chłopak odsunął się od niej delikatnie, nadal pozostając na klęczkach. Podniósł dłoń ku jej twarzy, a tam również powędrował jego niewidomy wzrok. Dotknął opuszkami chudych palców jej twarzy, przesuwając nimi po jej rysach.
- Zawsze wiedziałem, że to nie tylko moje wyobrażenia - szepnął cichutko, przymykając oczy. - Jesteś piękniejsza niż najcudowniejsze z motyli, kochana.
Uśmiechnęła się do niego bardzo czule, a wargami starła jego łzy. Była teraz naprawdę szczęśliwa, choć i zaniepokojona jego pojawieniem się na wyspie. Przymknęła oczy i ucałowała jego palec, gdy dotykał jej twarzy, po czym przytrzymała przy swoim policzku jego dłoń i odetchnęła.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś.
Podniósł się z ziemi i tym razem on ją objął. Był od niej dużo wyższy, więc role się zamieniły. Skrył ją całkowicie w swoich ramionach.
- Dlaczego... tu jestem? - spytał cicho, głaszcząc ją po włosach. - Nie, to nie ma znaczenia... Dlaczego ty tu jesteś? Ty... Nie byłaś wampirem... prawda...?
Zamknęła oczy i zacisnęła palce na jego ubraniu, jakby sama wizja, wspomnienie tego dnia, były dla niej męczarnią, koszmarem.
- Nie, nie byłam. - odpowiedziała. - I nie wiem, co robisz na wyspie, to chciałabym wiedzieć najbardziej.
Zacisnął blade palce na jej ubraniu. Tego obawiał się najbardziej. Nie udzieliła mu odpowiedzi, więc jego przypuszczenia były prawdziwe. najgorsze z możliwych.
- Więc umarłaś, prawda? - Powiedział tylko, po czym zamilkł. Zacisnął powieki z całych sił, powstrzymując łzy. Umarła. A skoro zginęła, to znaczyło, że nie potrafił jej pomóc. Co takiego się wydarzyło? Naprawdę był aż tak słaby?
Podniosła głowę w górę, by móc spojrzeć na jego zrozpaczoną twarz. Ujęła jego policzki w dłonie i przyciągnęła do siebie, by mogła mu szepnąć na ucho tylko jedno zdanie:
- Umarłam za Ciebie, nie żałuję tego.
Otworzył szeroko oczy, a jego serce stanęło mu w piersi na kilka krótkich chwil. Zginęła... za mnie...? Nie... niemożliwe...
- N...nie... o czym... ty mówisz...? - odsunął się od niej gwałtownie, aż wpadł na szafkę. - Jak to?! Kłamiesz!
"Nikt więcej nie umrze za Dashi'ego..."
Ukrył twarz w dłoniach, czując jak zalewają go wyrzuty sumienia. A nie wiedział nawet, co tak naprawdę się zdarzyło. Nie chciał tego wiedzieć. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Posmutniała gwałtownie, widząc jego zachowanie. Zaczęła cytować swoje słowa.
- To teraz wiedz, że Ci przysięgłam, że będę Twoimi oczami i że nigdy nie stanie Ci się krzywda. Dotrzymałam obietnicy, sama nosząc teraz brzemię umarłej. Nie żałuję tego, że zginęłam za Ciebie, nigdy nie będę. Zrobiłam to po to, byś mógł żyć, bym mogła Cię chronić jako anioł. Niestety, trafiłam tutaj.
Jej słowa jeszcze bardziej doprowadziły go do płaczu.
- Nie żałujesz?! Ale trafiłem tutaj! Co ci po tym wyszło!? Dlaczego wszyscy zawsze muszą się mną opiekować?! Jestem aż tak żałosny?! Zrobiłem z twojego życia piekło, przyznaj to sama...
Zatrzęsła się, słysząc te słowa. Zacisnęła dłonie w pieści, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Jak.. Jak możesz..tak.. mówić..? - wyszeptała drżącym i zrozpaczonym głosem. - Nigdy w życiu nie zrobiłeś z mojego życia piekła i nie, nie jesteś żałosny. Moja miłość do Ciebie, była silniejsza niż ratowanie swojej duszy. Jak mogłabym po prostu patrzeć jak ktoś chce Cię zastrzelić? Nie mogłam! Nie pozwoliłabym Ci nigdy umrzeć!
- Za...strzelić...? - zająknął się, niepewny, jak ma to zrozumieć.
- Tak. Tego dnia jeden z zabójców chciał Cię zabić. Byłam tam wtedy z Tobą.. - zacisnęła powieki za łzami. - Nie pozwoliłabym nikomu Cię zabić...
- Ale... zabójca...? Dlaczego...? O co w tym wszystkim chodzi?! - Mimo tego, iż za wszelką cenę próbował sobie przypomnieć cokolwiek, nic nie przychodziło mu do głowy. Ukrył twarz w dłoniach i osunął się po ścianie na drewnianą podłogę. - Nie ro...zumiem...
Upadła przy nim na kolana i przytuliła go z całych sił.
- To już nie ma znaczenia, skarbie. Teraz tu jesteś, jesteś tu ze mną, jesteśmy tu razem. Cieszmy się tym, że mamy siebie.
Zamiast wtulić się w nią, uniósł głowę i zetknął swoje wargi z jej ciepłymi ustami w czułym pocałunku. Zamknęła oczy, spodziewając się tego. Rozchyliła swoje i wplotła palce w jego włosy. Była szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Zapragnęła, by był przy niej na zawsze.
Na wieki.
;_____________________________________;
OdpowiedzUsuńWspaniała? Piękna? Niesamowita? Nie, tego po prostu nie da się opisać słowami. Chyba tylko moje wylane na klawiaturę łzy mogą wyrazić piękno tego dzieła.
Kocham <3
....
OdpowiedzUsuńPiękna notka, naprawdę, jezu ;-; ♥