Pogadaj z nami :D

piątek, 1 sierpnia 2014

Cena szczęścia

- Zabiję... Zabiję ją! - Szeptałem do siebie pod nosem, wymyślając najrozmaitsze okropności, które zrobię tej małej rudej wiedźmie, kiedy tylko ją zobaczę.
Cece Davina. Najnowszy nabytek wyspy, a już robiła mnóstwo kłopotów. Nie dość, że jej duchowe moce w dziwny sposób wpływały na moją osobowość, to jeszcze musiała mieć to swoje małe zoo. Nie mam nic do zwierząt, o ile robią za moją przekąskę miedzy posiłkami. Ewentualnie grzecznie siedzą sobie w lesie. Ale to, co wyprawiają milusińscy Cece to przechodzi wampirze pojęcie.
- A ty zostaniesz moją kolacją. - Warknąłem na małe kocię geparda, które Seth niósł w pysku. Po raz chyba setny na mojej drodze stanęło to zwierzę, bezkarnie atakując nogawki moich dżinsów. - Albo Seth'a jeżeli będzie grzeczny. - Dodałem po chwili, na co bestia nocy mruknęła z zadowoleniem, obśliniając jasne futerko geparda.
Kurwa. Co się z tymi ludźmi, czy raczej stworzeniami dzieje? Wszyscy załatwiają jakieś swoje pojebane sprawy. Czy na prawdę nie obchodzi ich co teraz dzieje się na ziemi? Ja chce zobaczyć moją ukochaną. Na pewno da się coś zrobić!! Muszę jej powiedzieć że wszystko jest dobrze. Że ma nie płakać. Być szczęśliwa. Znaleźć kogoś. Założyć rodzinę. Muszę. Muszę jej to powiedzieć.
O boże! A co to za... y... coś? Bo nie wiem nawet jak to nazwać? To chyba facet z... BIAŁYMI WŁOSAMI?? Co tym wampirom pada na mózg? I jeszcze jego bezczelne zwierze trzyma małego kociaka w zębach. Przecież to go może zabić. Co za brak myślenia.
- Ej stary co ty wyprawiasz?! - zaczepiłem bałwana.

Niechętnie odwróciłem się w stronę, jak mi się wydawało, wołającego mnie chłopaka. Spiorunowawszy go spojrzeniem, zacząłem mu się uważnie przyglądać.
- Uhm... Kolejny nowy... - Mruknąłem pod nosem, nie mogąc znikąd rozpoznać wampira. Był przeciętnego wzrostu, co za tym idzie dość niższy ode mnie. Miał krótkie, brązowe włosy i tego samego koloru oczy.
- Idę. - Odpowiedziałem beznamiętnym tonem, odwracając się tyłem do chłopaka i idąc dalej swoją drogą.
- Kurwa mówię do Ciebie - szarpnąłem chłopaka za ramie.
Był dobrze zbudowany i chyba troche zaskoczony tym co zrobiłem. I dobrze. Bo kim on jest? Bogiem? Laluś. Ah... no tak, przecież ma białe włosy. Po co ja się pytam. Nie ważne
- Mógłbyś zwrócić uwagę na to że twoje chodzące... - mój wzrok skierował się na zwierzaka - yy... zwierze?, prawie zabija tego małego kota?
Szybkim ruchem strzepnąłem z ramienia rękę chłopaka, parskając krótkim śmiechem.
- Nowi... Czy wy zawsze musicie być tacy porywczy? - Zapytałem wampira, zastanawiając się czy już powinienem dać mu pierwszą lekcję nowego życia, czy poczekać, aby trafił na kogoś swojego pokroju.
- Mógłbym i właśnie to robię. - odpowiedziałem - Zachodzę tylko w głowę, dlaczego to wyliniałe stworzenie jeszcze oddycha. Tak samo, jak ty... - Powiedziałem do bruneta, obdarzając go morderczym uśmiechem psychopaty.
- Widzisz to stworzenie o dużo bardziej zasługuje na życie niż ty. W ogóle nie przejmujesz się tym że ono zaraz może przestać oddychać - warknąłem do napuszonej lalusi i podszedłem do jego, choć z charakteru bardziej jej stworzenia. Szybko nachyliłem się i chciałem wyjąć małą gepardzicę z pyska czarnego stworzenia, lecz ono tylko warknęło na mnie i odwróciło się ode mnie.
- A to co? Zakochany kundel? - spytałem właściciela i cicho się zaśmiałem.
-  A ty co? Obrońca praw zwierząt? - Zapytałem zaskoczony zachowaniem wampira. - A tak właściwie, to mnie obchodzi. Nowy... Wybacz, chyba nie dosłyszałem imienia... - Mruknąłem przewracając oczami.
- Nathaniel. Nathaniel Dramzy - mruknąłem
- A więc Nathaniel Dramzy... Nathaniel? Poważnie? Rodzice cię nie kochali? - Wzruszyłem lekko ramionami, ignorując z każdą chwilą coraz bardziej wściekłą minę chłopaka. Nie mogłem się z nim tłuc w samym centrum miasta. Straciłbym szacunek, na który tak długo pracowałem. Nie oznaczało to jednak, że nie mogę wykorzystać okazji i nie poznęcać się nad nim troszeczkę. - Zabieram to biedne zwierzę, do jego właścicielki, jakbyś chciał wiedzieć. Zgubiło się biedactwo. - Dodałem z udawaną troską i żalem w głosie.
- Skoro się tak troszczysz o nią, BO TO CHŁOPIE JEST ONA!! To może pozwól jej iść samej. Albo ja ją poniosę. Dla jej własnego dobra - mruknąłem - Ah... to pochwal mi się swoim imieniem. - uśmiechnąłem się ironicznie na co mojemu rozmówcy mina trochę zrzedła.
- Nie trzeba. Seth się NIĄ zaopiekuje. - Powiedziałem, a zwierzę jak na zawołanie znalazło się przy mojej nodze, gotowe do dalszej drogi. - Chyba nie za długo tutaj jesteś, skoro nie wiesz kim jestem, co? - Spytałem pogardliwie, jeszcze raz lustrując go wzrokiem. - Dam ci małą radę. Powinieneś się najpierw rozeznać w terenie, a potem stawiać się innym. W końcu nie wiadomo, jak duże wpływy będzie miał ten ktoś na twoje życie. - Uśmiechnąłem się sam do siebie, na samą myśl to tej nieszczęsnej ironii losu. - Jestem Shin'ichi Katsu i dla twojego dobra, radzę ci to sobie zapamięta. - Powiedziałem, zakańczając tym samym rozmowę i kontynuując swój spacer do domu Cece.
- Wybacz ale za bardzo Ci nie ufam - powiedziałem dołączając się do "wędrówki" - Twoje stanowisko mam gdzieś. Uwierz mi, nie obchodzisz mnie ty i te twoje zasady. Chociaż skoro jesteś taki ważny, myślę że możesz mi pomóc - na chwilę przerwałem swoją wypowiedź dosłyszawszy ciche prychnięcie - otóż mam do ciebie pytanie. Czy można obserwować stąd ziemie. Mam tam swoją ukochaną. Myślę że to uczucie nie jest ci obce? I chciałbym zobaczyć jak sobie radzi. Martwię się. Można jakiś kontakt z nimi nawiązać czy coś? Byłbym wdzięczny gdybyś mi to opowiedział.
Wybuchnąłem głośnym, ale zimnym śmiechem, który mimo pięknej pogody ochłodził nieco atmosferę. Widząc jednak zaskoczoną minę Nathaniel'a, opanowałem się i zwróciłem w jego stronę.
- Nie zasłużyłeś na to, ale dam ci dzisiaj drugą radę. Zapomnij. - powiedziałem i zacząłem iść dalej, nie mając zamiaru się już zatrzymywać.
- Co?! - pytałem oszołomiony
Nie. To nie możliwe. Przecież tak bardzo ją kocham. Jest całym moim życiem. Istnienie tutaj baz niej jest jak... nie da się tego do niczego porównać. Nie. Nie. Nie. Boże... ja nie chce tu być...
Upadłem na ziemie chowając twarz w dłoniach.
- To nie może być prawda. Za bardzo ją kocham - szeptałem.

- Oj... Tak mi przykro... Szkoda mi ciebie. - Szepnąłem niemal smutno do chłopaka, trącając go stopą w plecy. - A nie, czekaj. To tylko moich nowych dżinsów mi szkoda, z których ta parszywa bestia zrobiła ser szwajcarski. Seth! Idziemy! - Warknąłem do zwierzaka, poganiając go, chcąc jak najszybciej pozbyć się balastu. - Spójrz na to z drugiej strony Romeo. Masz drugą szansę. Możesz zacząć wszytko od nowa. Jeżeli marzy ci się epicka historia miłosna, to zagadaj sobie to jakiejś. Polecam Avriel. Bez niej na pewno nie będzie cicho. - Dodałam, oddalając się od chłopaka. Wspomnieniami wróciłem do ostatniej nocy i polowania z natrętną muchą koło ucha.
- Nikt nie jest taki jak moja ukochana. Żadna jej nie dorówna. - westchnąłem i szybko podniosłem się z ziemi by dogonić Shin'ichi'ego. Robiłem to dla niej. Zawsze troszczyła się o zwierzęta. Zawsze stawiała sobie kogoś a nie siebie na pierwszym miejscu. Nie obchodziło jej że ludzie czasem nazywali ją dziwadłem. Kochała i doceniała to co miała. I nigdy nie chciała żebym był nieszczęśliwy. Zawsze znajdowała tą dobrą stronę. Muszę być silny. Dla niej.
- Czekaj. Idę z tobą.

- Jeszcze tu jesteś? Jak miło. - Westchnąłem zatrzymując się przed drzwiami jednego z budynków znajdujących się na obrzeżach miasta. - Masz! Przydaj się na coś. - Zawołałem, wyrywając Seth'owi z pyska wystraszone na śmierć kocię, które ze strachu nie śmiało nawet zaprotestować i wciskając je brunetowi do rąk. - Potrzymaj! - Dodałem, waląc w drewniane drzwi z całej siły, robiąc przy tym dużo hałasu.
- Hej, hej spokojnie! - starałem uspokoić się ważniaka - może śpi czy coś?
- Śpi. Nie śpi. Nie ważne. Niech zabiera swojego zwierzaka. - Warknąłem, jeszcze kilka razy uderzając pięścią w drzwi, zanim gwałtownie się otworzyły.
Na progu domu stała niska, drobna dziewczyna o ciemnych oczach i ognistorudych włosach, które kontrastowały z jej jasną cerą. Na sobie miała o wiele za dużą męską koszulkę. Nie różniłaby się zbytnio od reszty mieszkających tu nastolatek, oprócz jednego drobnego szczegółu. Brak zapachu.
- O kurwa - mruknąłem przerażony na widok dziewczyny
- Nie Nathaniel, wciąż Cece Davina
- Och jak miło, że wreszcie nam otworzyłaś. - Warknąłem do stojącej w drzwiach dziewczyny, szczerząc do niej kły - Znalazłem coś. Myślę, że należy do ciebie. - Dodałem, łapiąc małego geparda za kark i rzucając go jej do rąk.
Miałem dość tego wszystkiego. Zdecydowanie chciałem wrócić do siebie. Do ciszy i spokoju. Jak najdalej od tego zakochanego Romeo, małej wiedźmy i dziurkacza do spodni.
- Nathaniel...
- Cece co ty tu robisz? - byłem w szoku.
Przecież ona nie może być martwa. To niemożliwe. Oddałem za nią życie. Chciałem żeby żyła. Była szczęśliwa.
Spojrzałem jej w oczy. Były zagubione. Tak samo jak moje.
- Kochanie - krzyknęła po chwili i rzuciła mi się na szyje.
- To jest nienormalne. Ty powinnaś żyć!! CZEMU JESTEŚ MARTWA!!! - krzyknąłem odpychając Cece, nie w pełni świadomy tego co mówię i robię.

Stałem jak sparaliżowany, patrząc na tą dwójkę. Kolejna słodka para, która odnalazła się po długiej rozłące - śmierci. Jakież to urocze. Aż chciało mi się zwrócić całą wczorajszą kolację.
To nie było jednak jedyne uczucie, które mnie ogarnęło. Coś głęboko w środku jakby we mnie pękło. Dziwne ukłucie... Zazdrości? Żalu?
Szybko odepchnąłem je od siebie, kompletnie o nim zapominając. Jestem Shin'ichi Katsu. Jestem panem i bogiem tego nowego, lepszego świata. Ja nie zajmuję się takimi przyziemnymi sprawami jak uczucia, czy przywiązanie.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem. - Warknąłem boleśnie łapiąc rudowłosą za ramię, drugą rękę mocno odpychając bruneta, który ciężko upadł na ziemię. - Mamy coś do omówienia mała. - Dodałem, przygwożdżając ją do ściany budynku. - Z łaski swojej, ogarnij to swoje małe zoo i pilnuj te swoje zwierzaczki, albo zaopiekuję się nimi, pozwalając Seth'owi na małe polowanie w obrębie miasta.
- Po co ta agresja Schin'ichi? - spytałam - Nie dziw się że znam twoje imię. Chyba każdy w mieście je zna? Co za paranoja... Zawsze najbardziej znani są najmniej lubiani... - mruknęłam szybko wymijając Katsu i podeszłam do Nathaniel'a.
- Kochanie?
- Tak? - był jakiś inny. Chłodny
- Możemy porozmawiać?
- A mamy o czym?
- A nie? To cud! Jesteśmy tu! Razem!!
- Taaakkk... - nie był zadowolony....

- Nie dziwię się, ale... - Zacząłem, ale nie dane mi było skończyć. Dziewczyna najnormalniej w świecie zignorowała mnie, wracając do swojego kochasia. Tego już nie mogłem wytrzymać. Tym bardziej, że wiedziała kim jestem. Czułem, że z każdym dniem tracę przed wszystkimi respekt. Musiałem to zmienić.
- Agresja? Ja agresywny? - Zapytałem, zaczynając się nieopanowanie śmiać. Zacisnąłem palce na framudze drzwi, która zaczęła nieprzyjemnie trzeszczeć, aż w końcu pękła. - Ja wam dopiero pokażę agresję.
Z wampirzą prędkością złapałem do ręki kocię geparda, które przed chwilą dopiero co zwróciłem właścicielce.
- Może powinienem dać ci jakiś prezent powitalny, Nathaniel'u. W końcu jestem tutaj gospodarzem, a tobie należy się gorące powitanie. Co ty na piękny dywan z gepardziej skóry? - Zapytałem zimnym tonem, uśmiechając się jak jakiś psychopata. Zacząłem zaciskać zimne palce na gardle zwierzęcia, które zaczęło głośno piszczeć z bólu. - Nauczę was, że mnie się nie ignoruję. - Dodałem, gotów skręcić kotu kark.
- Błagam cię nie! Schin'ichi proszę! On przecież jest niewinny! - zaprotestowała przerażona dziewczyna.
- Więc, kto jest? - Zapytałem z przekąsem, wciąż nie rozluźniając uścisku na szyi geparda.
- Nikt! Puść go! - kurwa co on sobie myśli.
Spojrzałam na Nath lecz nie widziałam w nim poparcia. Co się z tymi ludźmi dzieje?
- Zła odpowiedź. - Szepnął białowłosy, łapiąc moją ukochaną Kay'ę pod dziwnym kątem. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie wiedziałam co robić. Czułam się taka bezradna. 

Tego już było za wiele. Szybkim wampirzym tempem wyrwałem kocicę z rąk łajdaka jednocześnie skręcając mu kark.
- Nathaniel! Coś ty zrobił?! - Cece była przerażona.
- Ce... - zacząłem delikatnie lecz nie dane było mi skończyć
- Jak mogłeś! On żył! Jak? Co? To nie jesteś ty... gdzie ja jestem? - była zrozpaczona
- Już cii... kochanie. Jestem przy tobie - szepnąłem obejmując zszokowaną dziewczynę, która natychmiast mi się wyrwała.
- Zabiłeś człowieka!!
- Dokładniej wampira. I nie zabiłem tylko użyłem naturalniej śpiączki na idiotów...
- Co się stało z twoim mózgiem?!
- On się obudzi! Kochanie na prawde...
- Jesteś jakimś świrem! NIE! Nie przerywaj mi! Zabierz jego ciało... gdzieś... nie wiem gdzie... i nie wracaj tu. Mordercy... - szybko weszła do wielkiego domu i zatrzasnęła drzwi.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z naszej rozmowy...
- Cece Davina!! Cece! OTWÓRZ!!
- What do you want? What do you want? - usłyszałam czyjeś skrzeczenie
- Kto tam jest? Cece?
- To tylko my! To tylko my!
To robiło się coraz bardziej dziwne
- Morderca morderca! Morderca morderca!
- Kurwa! - warknąłem chcąc kopnąć w ziemię lecz niestety (lub na szczęście) kopnąłem w głowę białowłosego zrzędy przez co na szczęście (lub raczej niestety) zaczął się wybudzać.
Zabić! Śmierć! Zabić! Krew! Zabić! Męka! Zabić! Ból! Zabić! Zemsta! Zabić!
Nawet nie wiedziałem kiedy się to stało. Byłem zbyt skupiony na tej rudej wiedźmie i jej zapchlonym zwierzaku, żeby zwrócić uwagę na to co robi ten nowy. Kompletnie o nim zapomniałem, a on to świetnie wykorzystał, unieruchamiając mnie na chwilę. Szkoda tylko, że był na tyle wielkim idiotą, żeby zamiast uciekać, został. Zapłaci za to. Drogo i boleśnie.
Powoli podniosłem się z ziemi, otrzepując ubrania i włosy z pyłu. Przekrzywiłem głowę w zdecydowanie nienaturalnym dla żywych sposób, po chwili od razu ją prostując, czemu towarzyszyło nieprzyjemne chrupnięcie. Morderczym wzrokiem spojrzałem na wciąż stojącego w tym samym miejscu bruneta. Musiał zapłacić za to co zrobił.
- Jesteś trup. - Zawołałem, mocno łapiąc go za szyję i najnormalniej w świecie skręcając mu kark.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaczarowani