Pogadaj z nami :D

piątek, 29 sierpnia 2014

"Ale za co ja mam cię przepraszać..."

Toshiya Wagner znany był ze swoich bankietów. Był 36 letnim mężczyzną, który swoją śmierć przeżył kilka wieków wcześniej. Nie starzał się, ale jego gust pozostał w latach średniowiecznych, gdzie panowała moda na wykwintne bale i bankiety. Przeklęte Miasto musiało więc się do tego przystosować. Na owe bankiety zostały spraszane największe osobistości świata duchów i wampirów. Wstyd było opuścić to wydarzenie. Cała śmietanka towarzyska spiskowała ze sobą, omawiając swoje najnowsze ruchy. Dla Natsu taki bankiet nie był czymś szczególnym. Ot kolejny pracowity dzień. Od świtu pracował nad wystrojem sali balowej, głównie na kolanach. Zmycie co większych plam krwi z posadzki wcale nie należało do najmilszych zadań. Chłopak musiał nieźle się napocić, by wszystko błyszczało. W końcu zadowolony z efektu poszedł się przebrać. Nie zdążył jednak dokończyć tej czynności, gdyż w jego komnacie pojawił się Toshiya. 
- Takiego lubię cię najbardziej - oświadczył wampir szczerząc kły i pojawiając się tuż przy chłopaku. Ujął jego dłoń delikatnie, po czym wbił swoje kły w jego żyły. Natsu wywrócił oczyma, drugą ręką zapinając koszulę.
- Mhm w końcu jestem twoim najlepszym trunkiem - zauważył z delikatnym uśmiechem, kiedy mężczyzna puścił jego dłoń. Obwiązał nadgarstek krótkim bandażem. - Powinieneś już iść. Twoi goście bywają niecierpliwi - dodał szeptem, bo nie przywykł do dawania reprymendy swojemu 'ojcu'. Toshiya objął go tylko ramieniem i poprowadził do sali balowej.
- Nie znikaj mi z oczu - zastrzegł sobie. Wolał nie mieć dzieciaka na sumieniu, jeszcze nie teraz.
***
Shin'ichi wolnym krokiem szedł przez opustoszałe już o tej porze, ciemne uliczki Przeklętego Miasta. Na sobie miał w ogóle niepasujący do jego stylu średniowieczny strój szlachecki, a jasne, odrobinę za długie włosy, idealnie przylizane do tyłu. Wampir zmierzał do jedynego miejsce, do którego ktokolwiek zapuściłby się w takim stroju. Do rezydencji Wagnera na jego comiesięczny bankiet.
Toshiya był poniekąd jego przyjacielem, o ile tak można nazwać relacje między dwoma wampirami. Znali się bardzo długo, a tak właściwie od zawsze. Katsu nie obdarzał mężczyzny jakimś osobistym uczuciem czy zaufaniem, jednak wiedział, że jest on wpływowy, a jemu zależało na dobrych kontaktach z takimi wampirami.
Mimo to niechętnie szedł na to spotkanie. Poza brakiem dobrego humoru, spowodowanego wciąż tkwiącym w jego piwnicy szczeniakiem, po prostu nienawidził przyjęć, a w szczególności tych bankietów. Wszędzie było pełno mieszkańców wyspy. Mimo iż pochodzili oni z wyższych sfer, to pan Wagner nie zwracał uwagi na to czy jego goście są wampirami, czy duchami. I to go najbardziej denerwowało.
Kolejną wadą 36-latka było jego średniowieczne upodobanie. Wampir ten w ogóle nie potrafił się przyzwyczaić do obecnych czasów i przez cały czas wracał do przeszłości, co Shin'ichi zawsze uważał za jedną z największych słabości wampirów.
Wampir w końcu dotarł na miejsce. Westchnął ze zrezygnowaniem i przewrócił oczami, widząc kolejne oznaki średniowiecznej mody. Po chwili wszedł do środka, chcąc wtopić się w tłum.
***
Natsu starał się nie rzucać w oczy, pamiętając jeszcze wydarzenia z poprzedniego bankietu, kiedy to jeden z mocno już pijanych gości postawił sobie za życiowy cel, pozbawić go każdej kropelki krwi. Tylko interwencja Toshiyi go uratowała. Nie wspominając już o późniejszym szlabanie. Całe bite dwa tygodnie w swoim pokoju wynudziły go doszczętnie. Jedyną rozrywką były odwiedziny Wagnera na małe co nieco. 
Teraz więc zręcznie lawirował wśród lawinami gości, czasami niechcący przechodząc przez jednego czy drugiego ducha. Wrażenie nie do opisania. Zawsze po zderzeniu z taką istotą miał zawroty głowy. Odetchnął głęboko po kolejnym bliskim spotkaniu trzeciego stopnia i odruchowo wychylił kieliszek, który miał na tacy. Krew typu B, RH -, nie należała do jego ulubionych rarytasów ale z dwojga złego mogła być. Przyzwyczaił się już do jej smaku, bo zdarzało się Toshiyi zapomnieć, że on nie jest wampirem, a właśnie... mówiąc o Wagnerze...
Rozejrzał się dookoła starając się go odnaleźć wśród tłumu. Jest. Stał odwrócony od niego plecami, ale wciąż w zasięgu wzroku. Natsu zdołał odetchnąć z ulgą, by wpaść na kogoś, kto tym razem okazał się istotą cielesną.
- Przepraszam - wymamrotał, patrząc na swój opłakany strój. - Tyle dobra się zmarnowało - jęknął, obracając się na pięcie i odruchowo podając dwa pełne jeszcze kieliszki swojej niedoszłej ofierze. - Smacznego.
- Co do cholery?!
Białowłosy wampir przez kilka sekund nie był do końca pewny, co się tak właściwie stało. Był zbyt wściekły na cały świat i zmęczony po swojej śmierci, po której jeszcze do końca nie zregenerował sił. Kiedy w końcu zorientował się w sytuacji,  zaczął nerwowo rozglądać się dookoła, chcąc znaleźć winowajcę, który śmiał na niego wpaść.
Nagle tuż przed nim pojawiły się dwa kieliszki wypełnione świeżą krwią, a do jego uszu dobiegły czyjeś słowa skierowane do niego. Ze zdziwieniem spojrzał w dół na stojącego przed nim chłopaka całego brudnego w posoce. Od razu rozpoznał w nim człowieka, a po kilku chwilach przypomniał sobie również jego imię.
Natsu. Jeden z najbardziej nieporadnych Wyznawców i prywatnych lodówek jakie znał. Było jednak w tym siedemnastolatku coś, przez co Toshiya, jego właściciel, nie pozwalał nikomu go tknąć palcem.
W ostatniej chwili wampir zorientował się, że zaciska swoją zimną dłoń na gardle nastolatka. Szybko rozluźnił uścisk, puszczając na wpół uduszonego chłopaka na podłogę.
Kieliszki już dawno wyleciały z jego rąk, jednak jakimś cudem lub po prostu dzięki wampirzej zręczności i szybkości, znalazły się w ręce Katsu. Starając się uspokoić i w miarę opanować nerwy, wypił cały płyn po czym zabrał się za kolejne naczynie, obojętnym wzrokiem patrząc na człowieka.
Natsu opadł tymczasem na kolana, chwilę kaszląc zanim pozbierał się z podłogi. No dobrze, zostać prawie uduszonym na samym początku bankietu mógł już skreślić ze swojej  listy rzeczy, które musiał przeżyć. Odkaszlnął jeszcze parę razy, nabierając kilka głębokich oddechów i zsuwając swoją marynarkę. Na nic już się nie przyda, a tylko sprowadzi na niego wygłodniałych gości. Oddał więc marynarkę wampirowi.
- Odwrócisz ode mnie uwagę, a ja pójdę się przebrać? - zaproponował, nie wiedząc czemu odnajdując w sobie aż tyle odwagi. Shin'ichi nie należał do typów cierpliwych, a i ostatnimi czasy bankiety sobie odpuszczał.  
- Sporo straci... - odchrząknął. - PAN stracił - zaakcentował, przypominając sobie rady Toshiyi. Z Katsu nie ma żartów. Lepiej się mu nie narażać bardziej niż ustawa przysługuje. 
- Co mam zrobić? - Shin'ichi ze zdziwieniem spojrzał na znajdującą się w tej chwili w jego dłoni marynarce. Pachniała naprawdę smakowicie. Nie dość, że cała była przesiąknięta krwią, to jeszcze porządnie przeszedł przez nią zapach człowieka.
Z gniewem i furią w oczach odprowadzał wzrokiem odchodzącego Natsu. Ten chłopak śmiał mu rozkazywać. Nie mógł sobie pozwolić na taką zniewagę. W mgnieniu oka znalazł się przy nastolatku, zagradzając mu drogę. Po drodze miał nieprzyjemność przejść przez jakiegoś ducha, czego nienawidził chyba najbardziej.
- Co ty sobie wyobrażasz, krwiodawco? - wysyczał mu w twarz, co był przez jego niski wzrost naprawdę trudne dla wampira, pokazując przy tym ostre kły.
- Ależ skąd - zaprzeczył szybko chłopak, machając dłońmi mu przed nosem. - Ja tylko grzecznie poprosiłem cię o przysługę. Miałeś odciągnąć krwiopijców ode mnie, bo może być po mnie, a Toshiya-san drugi raz nie będzie aż tak łagodny w stosunku do mnie - wyjaśnił złączając dwa palce ze sobą i patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - W nagrodę dam ci się napić? - zaproponował dość nieśmiało, nieco przerażony swoją śmiałością. Od kiedy to w obliczu niebezpieczeństwa zaczynał pleść trzy po trzy? Czekaj... od zawsze. No to był skończony. Skończony jak nic.
- Wydaje ci się, że kim ja jestem? Jakimś pieprzonym super bohaterem, który jedyne o czym marzy to chronić takie zero jak ty? - zapytał wampir, prostując się, bo nie w smak mu było takie ciągłe nachylanie się. Nie mógł uwierzyć w śmiałość chłopaka. Jakaś jego część, gdzieś w głębi go wielce podziwiała. Jednak cała reszta kpiła sobie z niego i wyobrażała już sobie jego truchło leżące na śnieżnobiałych  kafelkach, plamiące je resztkami krwi, której nie zdołałby już pomieścić. Kusząca i podniecająca wizja. - Muszę cię zmartwić, ale tutaj nie ma nikogo takiego, a ja biorę nagrody bez żadnej konkretnej przyczyny.
Natsu westchnął tylko odsuwając się od niego jedynie krok w tył.
- Myślałem, że chociaż tak urozmaicisz sobie ten nudny bankiet, ale skoro odrzucasz tę jawnie kuszącą propozycję - wzruszył ramionami, po czym wyszczerzył się do niego. - Ode mnie nagrody nie dostaniesz - dodał zaraz spuszczając nieco wzrok, bo trochę trudno było cały czas zadzierać głowę, tylko po to by widzieć te drwiące z niego wampirze tęczówki. No tak podział wampirów był jasny, te które dało się znieść i te drugie. Shin'ichi należał niestety do tej drugiej kategorii. - Słyszałem, że dał się pan zabić - rzucił swobodnie, uznając mimo wszystko że jak będzie przy mężczyźnie to nikt się na niego nie rzuci... no może poza samym Shin'ichim.  Przełknął nieco głośniej ślinę, kiedy zobaczył wściekłe ogniki w oczach mężczyzny. Uniósł dłonie w geście poddańczym. - Ale jeśli pan nie wie jak się dobrze kryć i unikać śmierci... to ja chętnie zapraszam na lekcje - oznajmił w dobrej wierze.
- Mówisz... Więc zaczynajmy. Lekcja pierwsza. Jak uciec przed wściekłym Jedynym, który w głowie ma jedynie smak twojej krwi i obraz twojego, jeszcze bijącego serca w jego dłoni.
W zielono-niebieskich tęczówkach wampira nie było nic więcej poza rządzą mordu. Pragnął rozerwać dzieciaka na malutkie kawałki, tak, że nie będzie nawet co zbierać. Nim chłopak zdążył jakkolwiek zareagować, Katsu załapał go lewą rękę za szyję, unosząc do góry, na wysokość jego oczu i przygniatając do ściany. Drugą dłonią rozerwał koszulkę Natsu i lodowatymi palcami zaczął jeździć po jego skórze w okolicach serca.
- Jestem łaskawy, więc pozwolę ci wybrać. Powiedz, czy chciałbyś przed śmiercią dowiedzieć się co masz w środku czy wolisz umrzeć bez tej wiedzy? 
- Wolałbym jednak to wiedzieć. Anatomia zawsze mnie interesowała - Natsu skrzywił się nieco walcząc o każdy oddech. Złapał go mocno za rękę, drugą dość nieprzytomnie szukając czegoś w kieszeni. W końcu to wyciągnął. Sztylet może nie był zbyt ostry ale jego ostrze było  nasączone werbeną. Przezorny zawsze ubezpieczony. Wbił ostrze w nadgarstek wampira, na tyle go szokując, że ten poluźnił uścisk. Chłopak zdołał opaść na ziemię, kaszląc natarczywie, z trudem łapiąc oddech. Cholerny krwiopijca. 
Kątem oka zdążył zlokalizować Toshiyę i ruszył biegiem w jego stronę dopadając go chwilę przed Shin'ichim i chowając się za jego plecami.
- Toshiya-san... Shin-chan chce mnie rozerwać na kawałki, bo chciałem mu pomóc lepiej unikać śmierci następnym razem - poskarżył się mężczyźnie, wtulając się w jego plecy i jedynie zerkając na Shin'ichiego z bezpiecznej odległości. 
***
Wampir poczuł palący ból w nadgarstku. Werbena. Ostrze było nią nasączone. Nic innego tak dotkliwie nie rani wampirów i nie ogranicza ich możliwości co ta roślina. Cholerny Wagner! Zdecydowanie za dużo powiedział Natsu. Zaufał człowiekowi, zdradzając mu sekrety własnej rasy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.
Zaskoczony tym nagłym atakiem ze strony jego ofiary, nie wiedząc kiedy pozwolił mu uciec. Nie mógł sobie tego wybaczyć. Po raz kolejnego został zaatakowany przez swój posiłek. Doświadczenie z tym dziwnym ślepym człowiekiem nic go nie nauczyło.
Trzymając się za krwawiący nadgarstek, zaczął rozglądać się za swoją niedoszłą ofiarą. Kiedy tylko zlokalizował nastolatka, ruszył w jego stronę, tratując po drodze wszystkich gości.
- Jesteś już martwy dzieciaku! - warknął w jego stronę, pokazując gotowe do ataku kły. 
- Spokój - fuknął na nich obojga Toshiya, gromiąc spojrzeniem Katsu i obejmując delikatnie ramieniem Natsu. Przez chwilę nie bardzo rozumiał sytuację, ale jedno spojrzenie na rozwścieczonego Shin'ichiego wystarczyło by się w niej zorientować. Natsu znowu okazał się wyjątkowo pechowym okazem. Przesunął chłopaka na przód, kładąc mu ręce na ramionach. - Nikt tutaj dzisiaj nie zginie - warknął na swojego przyjaciela, ściskając mocniej ramiona dzieciaka. - Możesz jednak wyznaczyć mu karę - dodał zaraz, uznając to za najlepsze rozwiązanie. Nie wyjdzie na przywiązanego do chłopaka, a Shin'ichi otrzyma swoją satysfakcję.
- Ale... Toshiya-san... on mnie potnie na kawałki - jęknął Natsu z lekkim przerażeniem. Będąc wystawionym na łaskę swojego niedoszłego zabójcy wcale mu się nie podobało. 
Jedyny spiorunował spojrzeniem gospodarza. Wiedział, że ten sobie nie żartuje i nie pozwoli tknąć chłopaczka chodźmy małym palcem. Zbytnio się do niego przywiązał. Stworzył sobie własną pietę Achillesa. Warto by było to wykorzystać.
Starając się opanować nad swoim gniewem, Shin'ichi schował kły. Jak gdyby nigdy nic, wygładził swój strój i przejechał ręką po włosach, poprawiając fryzurę.
- Więc mówisz, że mogę mu wyznaczyć karę. - powiedział z zadowoleniem, a na jego twarzy pojawił się uśmiech mordercy, który w końcu dopadł swoją ofiarę. - Żądam więc rekompensaty. Na początek szczere przeprosiny, a potem, aby udowodnić mi swoją skruchę zostanie moim...sługą. Będę mógł z nim robić co tylko zechcę, przez co najmniej tydzień. Po upływie tego czasu oddam ci go wciąż oddychającego. - zakończył, z coraz większym rozmarzeniem na twarzy. 
- Ale za co ja niby mam... - Toshiya uderzył chłopaka w głowę na tyle mocno by go zamknąć zanim ten zdążył pogorszyć swoją sytuację. Natsu spojrzał na niego z lekką urazą, ale wyraz jego twarzy nie pozwolił mu długo jej chować. Wagner najwyraźniej się o niego martwił i wcale nie był przekonany do tego pomysłu. Natsu westchnął przeciągle i spojrzał na Shin'ichiego, po czym zgiął się w pół. - Wybacz mi panie moje zachowanie. Nie miałem zamiaru wyprowadzić cię z równowagi - oznajmił, prostując się wreszcie i patrząc mu prosto w oczy. - Ale za rękę nie przeproszę bo to już była twoja wina... trzeba było mnie nie atakować - żachnął się pod nosem, zupełnie zapominając o nadzwyczajnym słuchu wampirów.
- Natsu! - Wagner podniósł na niego głos łapiąc go mocniej za brodę i nachylając się do jego poziomu. - Proszę cię, nie ja cię błagam, powstrzymaj się od takich komentarzy - warknął, patrząc na niego złowrogo. Chłopak powoli skinął głową, zaczynając rozumieć powagę sytuacji.
- Mogę przynajmniej wziąć parę rzeczy? - zapytał grzecznie Toshiyi, ale ten obrócił go znów w stronę Shin'ichiego i popchnął go lekko. Chłopak zrobił kilka kroków w stronę jasnowłosego wampira. 
- Proszę, jego pytaj. To twój nowy pan - wyjaśnił chłodno. 
- Bierz co chcesz, byle nie było tego dużo. - powiedział obojętnie wampir. Miał gdzieś co będzie miało ze sobą to chuchro. Jak dla niego mógłby nawet zostać tak jak jest przez cały tydzień. Ważne było tylko to, żeby był posłuszny. - Jest tylko jeden warunek. Nic z tego nie może werbeną, ani rzeczą pochodzącą od tego przeklętego zielska. A jeżeli przyjdzie ci do głowy przemycić coś takiego do domu, to odeślę cię do domu bez paru części ciała. I zacznę od twojego niewyparzonego jęzora. - dodał, uśmiechając się do niego zachęcająco. 
Natsu już miał mu powiedzieć, że ten nie gra fair w stosunku do niego, odbierając mu ostatnią deskę ratunku w razie czego, ale umilkł. Mógł przecież zabrać kilka drewnianych kołków. Poza tym takowe łatwo było zgromadzić. Wystarczyło rozejrzeć się po mieszkaniu wampira. Skinął więc tylko głową i poszedł do siebie, kwadrans później będąc już w zwykłej czarnej bluzie i jeansach. Wziął ze sobą niewielki plecak, gdzie spakował tylko niewielką część swojej garderoby. Ten tydzień zapowiadał się kolorowo. 
 

1 komentarz:

  1. No to powiem...
    wow :O
    Notka naprawdę super, mega fajnie mi się ją czytało. Ciągle zaskoczona byłam zachowaniem Natsu wobec Shin'ichiego. W jednej chwili naprawdę myślałam, że zrobi Natsu krzywdę xd Ale końcówka rozwaliła mnie na łopatki. Oczywiście czekam na dalszą część, jestem strasznie ciekawa, co wymyślicie.

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani