To, co w tej chwili czuła wampirzyca nie dało opisać się jednym słowem, które wyjaśniłoby równocześnie to, co stało się parę godzin temu. Była wściekła, zirytowana, sfrustrowana, a jednocześnie dziwnie bezsilna. Czuła ogromną potrzebę zrobienia komuś krzywdy tylko po to, aby ulżyć zszarganym w tej chwili nerwom i pozwolić im nieco się opanować. Dlatego właśnie niczym huragan wpadła do antykwariatu, o mało co nie zrywając przy tym dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami.
- Milcz! - warknęła na powitanie w stronę Olivera, który już otwierał buzię, chcąc zapewne obdarzyć ją dość nieprzystępnym stwierdzeniem. Chłopak uniósł tylko ręce w geście poddania, postanawiając zachować to dla siebie. - Co za idiota! Życiowy pesymista! Okropny, ironiczny, masochistyczny, tchórzliwie egoistyczny uzurpator! - wykrzyczała w końcu, gestykulując przy tym żywo rękami, na chwilę milknąc i zastanawiając się nad tym, co powiedziała. Gdy jednak nie zdołała nic więcej wymyślić z wielkim fochem opadła na skórzany fotel, zakładając ręce na piersi i z miną dziecka któremu odebrano lizaka wlepiła wzrok przed siebie.
- A ty czego się gapisz? - burknęła w stronę diabelskiego zwierzęcia, które przyglądało jej się z niemałym zainteresowaniem. Atopsja zabeczała jedynie urażona, odchodząc w stronę Olivera.
Pierwszą myślą Olivera było, że to sztorm, jednak stwierdzenie było na tyle irracjonalne z faktu, że nic takiego pogoda na najbliższy tydzień nie zapowiadała. A z pewnością wiatr nie przyniósł ze sobą wiązki wszelakich przekleństw i obelg. Wampir od niechcenia- i z faktu, że domyśla się, kto ma tak cięty język- oderwał wzrok od książki, skupiając go na rozjuszonej dziewczynie. Która nie dość, że zawołała na kundla, żeby zamilknął to jeszcze zbeształa nic niewinne zwierzę.
Co, jak co wolał przeczekać ten emocjonalny zryw wampirzycy. Zdążył upić łyk herbaty i pogrzebać między palcami, zanim mógłby cokolwiek wtrącić.- Ktoś musiał cię nieźle wnerwić. I o dziwo nie byłem to ja!
Shin'ichi po dość długim czasie w końcu otrząsnął się po porannym spotkaniu z Avriel. Szybko doprowadził swój wygląd do porządku nie mając z tym większego problemu, który pojawił się jednak gdy tylko starał się zachowywać normalnie, czyli mówiąc po prostu jak bezwzględny tyran, którym pragnął być. Nie był jednak w stanie zrobić tego w czterech ścianach swojego domu. Po raz pierwszy w życiu źle się w nim czuł, wręcz dusił się, szczególnie gdy jego wzrok padał na wejście do kuchni. Wampir nerwowym krokiem szedł ulicami Przeklętego Miasta gorączkowo rozglądając się za jakimś pechowcem, na którym mógłby się trochę wyżyć. Los jednak chciał ze nogi poniosły go przed antykwariat należący do dobrze znanemu mu nieumarłemu. Przez witrynę sklepowa Shin'ichi zobaczył siedząca na fotelu brunetka która kilka godzin wcześniej wyrzucił z domu. Wampirzyca nie wyglądała wcale lepiej niż on wcześniej. Już miał odejść stąd jak najdalej, kiedy usłyszał kilka ciekawych słów na swój temat. Ciekawy dalszej rozmowy postanowił poświęcić kilka cennych chwil na podsłuch anie wampirów.
- Masz szczęście, że to nie byłeś ty - prychnęła pod nosem, dudniąc paznokciami o blat małego, okrągłego stolika, próbując się uspokoić, jednak przychodziło jej to z niemałą trudnością. - Jeśli chcę - proszę bardzo! Z resztą ja też chcę! - wstała gwałtownie z fotela, uderzając pięścią w otwartą dłoń. - Nie ujrzy mnie na oczy już nigdy! Nienawidzę tego typa, niech zgnije w swojej samotni, widać, że bardzo chcę! Ha! A ja będę siedzieć w swoim przytulnym domku w lesie i popijać zieloną herbatkę! - zakończyła swój porywający dialog, ponownie siadając w fotelu.
Po wywodzie dziewczyny, zapanowała cisza. Olivier przyglądał się swoim palcom, gryząc je od czasu do czasu zauważając niedoskonałości. Nie, żeby zamknął się całkowicie na wylew dziewczyny, na rzecz pielęgnacji osobistej. Słuchał ją i to uważnie. Jednak idąc doświadczeniem, podniósł się za biurka i ruszył przygotować herbaty. Doświadczenia w sumie nabytego z różnorakich romansideł, które czytał pod przykrywką, jak to mówił, że warto wiedzieć, co się sprzedaje. I tak i tak herbatka jest dobra niezależnie do sytuacji. Jak nie uspokoi dziewczyny, to przynajmniej on się odpręży.
Przygotowany wywarł podał Avriel i znowu zasiadł na swoim miejscu. Popatrzył się na rozgniewaną dziewczynie, samowolnie uśmiechnął się na myśl, którą dopiero odważył się wypowiedzieć, po upiciu sporej wielkości zawartości filiżanki.- Ty się chyba zakochałaś.
Shin'ichi przez cały czas obserwował uważnie tych dwoje, uważając by przypadkiem go nie zauważyli. Słuchanie ich wydało mu się nawet przez chwilę ciekawszym zajęciem nawet od polowania. - Nonsens. - mruknął do siebie, słysząc głupie stwierdzenie Olivera i lekko parkować przy tym śmiechem. Coś w nim jednak wtedy drgnęło, tak jakby jakaś jego część chciała by to była prawda.
Słysząc słowa Olivera zdusiła w sobie napad śmiechu, odkładając filiżankę z herbatą na stolik w obawie, iż mogłaby ją wylać.
- W kim? - uniosła wysoko jedną brew. - No chyba nie w tobie stary pedofilu. Ponoć my nie mamy uczuć, nasze serca nie biją, więc w nikim się nie zakochałam. Po prostu narzekam, a to robi dużą różnice! - założyła nogę na nogę, z powrotem przykładając filiżankę z płynem do ust.
Oszukuj się dalej - zaśmiało się alter ego siedzące na jednym z regałów. Wampirzyca jednak wzorowo je ignorując upiła łyk zielonej herbaty, którą przygotował Oliver.
Wampir uśmiechnął się ponownie. Nie był to uśmiech, taki jak zawsze. Pozbawiony tej kpiny i lekkiej pogardy. Słodycz, słodycz, niczym takie cukierki krówki. Raz trafiasz na te kruche, a raz na ciągutki, które przyklejają się do zębów. I mimo, ze szorowałeś je porządnie to i tak czujesz je jeszcze tydzień później.
Westchnął, przyglądając się kwiecistym wzorkom na białej porcelanie, gdzie już spora treść ornamentu została zmazana.- To działa trochę inaczej.- skrzywił się. Nie wiadomo, czy na wampirzyce, czy na fakt, że przed chwilą starł kawałek złotego kwiatka z filiżanki.- I to chyba nie ma nic wspólnego, akurat z tym narządem.
- Jak zwał tak zwał panie Moonlight. - Shin'ichi nigdy nie należał do cierpliwych ludzi. Jeszcze jako człowiek bardzo szybko się nudził, a zmiana w wampira tylko to spotęgowała. Nie potrafił już dłużej siedzieć na zewnątrz i bezczynnie się gasić. Jak to miał w zwyczaju musiał dorzucić coś od siebie. - Prawda jest po stronie tej pani. Ta rzecz nie ma prawa bytu w naszym świecie. - powiedział opierając się o ladę i zimno się do nich uśmiechając.
Odwróciła się gwałtownie, słysząc dobrze znajomy jej głos. Zmrużyła delikatnie oczy, czując jak ponownie wzrasta w niej gniew widząc postać białowłosego wampira, który niedawno wyrzucił ją z mieszkania, a teraz stał oparty o ladę ze swoim charakterystycznym, zimnym uśmiechem na ustach.
- Pan Katsu we własnej osobie - skrzyżowała ręce na piersi, zostawiając zieloną herbatę, której jakoś jej się w tym momencie odechciało.
Zimny ciąg przebiegł mu po plecach, co było rzeczą nadzwyczaj dziwną. Nie pamięta, kiedy już to, ten paskudny dreszcz go nawiedzał, jednak coś głęboko podpowiadało mu, że zapowiada to coś niedobrego. Zaskoczył go sam Katsu, który niczym cień wyłonił się znad biurka, ale też to, co odnalazł, jak mu się zdawało w głosie Avriel.
Uśmiechnął się błądząc wzrok od nietypowego gościa, to na wampirzyce i z powrotem.- Ponoć uczucia nie umierają.- odburknął niewinnie, bardziej mówiąc to w dal niż to konkretnej osoby.- Jednak, czy mogą odżyć w martwym sercu?
Białowłosy zignorował wampirzycę, nie obdarzając jej nawet spojrzeniem. Za to z chęcią wdał się w bezcelowe dyskusję z właścicielem, gdyż swojego zdania mimo tego dziwnego uczucia i obecności Avriel, a może przede wszystkim z tych powodów, nie zamierzał zmienić. - Ponoć istnieje również coś takiego jak 'długo i szczęśliwie'. Wskaż mi choć jedna osobę tutaj, do której to pasuje. - powiedział przywracają teatralnie oczami - Jednak nie zabraniam wam eksperymentować, gołąbeczki. - dodał kierując się w stronę regałów z książkami.
Odprowadziła wampira wzrokiem, nadal spod przymrużonych powiek obserwując jego poczynania. W tym momencie działał jej na nerwy tak bardzo, że nie przypomina sobie momentu w swoim nie życiu, aby ktokolwiek ją tak złościł.
Nagle jednak ze słodkim uśmiechem podniosła się ze swojego miejsca i poprawiła teatralnie płaszcz.
- Ależ racja! - zawołała niby do siebie, niby do kogoś. - Skoro stwierdzenie "żyli długo i szczęśliwie" istnieje, to ja udowodnię inne "żył długo, a ona szczęśliwie" - zakończyła swój monolog i z nadal nie znikającym uśmiechem z twarzy zniknęła w kuchni z pustą filiżanką po herbacie.
A było zrobić więcej.- pomyślał, przyglądając się w fusy na dnie, które przybrały postać, jakieś wybitnie nie urokliwej maszkary. Aż pożałował, że nigdy nie sięgnął po książki wróżbiarskie, bo na pewno, chodź trochę podpowiedziały, co z tego wyniknie. Avriel, która udała się do kuchni- pierwsze zło, wspominając jej ostatnią zabawę w druida. Katsu, który nawet z wyglądu nie przypominał osoby cierpliwiej, przechadzający się między regałami.- drugie zło.
Ja naprawdę powinienem więcej tego zrobić.- westchnął ponownie, odrywając wzrok od zastawy i spoglądając na gościa. Może przynajmniej coś kupi?
- Kobiety. - prychnął z zażenowaniem Katsu, znudzonym wzrokiem skacząc wzrokiem po tytułach wpisanych na grzbiet ach starych książek - Masz coś może na temat szkodników i sposobach pozbywania się ich, Oliver? - zapytał po dłuższej chwili milczenia, robiąc to na tyle głośno by być pewien, że krajach się w kuchni dziewczyna go usłyszy.
Prychnęła cicho pod nosem, z trudem powstrzymując się - po raz kolejny tego dnia - od wsypania choćby odrobiny dziwnych specyfików do herbaty i poczęstować nią Shin'ichiego. Jej pomysł okazał się być jednak kiepski, gdy doszło do niej, że wampir nie da się tak łatwo oszukać i najpewniej wyczuje podstęp. Tak więc puściła uwagę białowłosego mimo uszu, sama zaś wracając do Olivera z filiżanką zapełnioną zieloną, uspokajającą herbatą. Zasiadła z powrotem na fotelu i zgarnęła do rąk pierwszą lepszą książkę, chcąc okazać jak bardzo "poruszyło" ją przybycie Shin'ichiego, oraz fakt, że nadal tu jest. Postanowiła być, jednak nie być. Sam chciał nigdy więcej nie widzieć jej na oczy. Niech więc zrobi to, co najlepiej umie, czyli ignoruje ją. A ona siedząc cicho będzię udawała, że nie istnieje.
- Takie rzeczy to raczej znajdziesz na tyle środków odrobaczających.- prychnął, odpowiadając na pytanie Shin'ichiego, krzyżując palce i kładąc na nich brodę. Początkowo nawet chciał sam usłużyć radą i wskazać alejkę- ot tak z czystej grzeczności i chęci zarobienia grosza- jednak uczucie, chyba nazwane przeczuciem, przypomniało mu, kto właśnie urzęduje w jego kuchni.
Chwile później dziewczyna wróciła do nich, niosąc herbatę nawet dla Oliviera. Chłopak zmierzył dziewczynę, podejrzliwym wzrokiem, a za chwile samo picie. Przyglądał się, wąchał, obracał w dłoniach, co dla osoby pośredniej mogło być bynajmniej dziwne, a potem po prostu się napił. Jakby, co będzie weselej.
Po chwili zza regałów wyłonił się białowłosy wampir z lekkim rozczarowaniem na twarzy. - Niestety twoja kolekcja nie posiada nic co mogłoby mi pomóc z tego typu robactwem. Nie chce wam przeszkadzać, wiec juz sobie pójdę. Ale nie martw się. Dam Ci zarobić. - dodał po chwili, kładąc na blat lady cienka książkę bardziej przypominająca zeszyt z niezbyt imponująca okładka. - To ile chcesz za te świstki?
Nie zerknęła nawet na niego, gdy wyszedłszy zza regału położył na blat swoje znalezisko. Dalej uparcie śledziła litery w "swojej" książce, która jak na zrządzenie losu okazała się być dramatem.
"Ból rząda by go czuć"
Westchnęła cicho, nieco zirytowana przekładając kartkę, mając nadzieję na kolejnej stronie ujrzeć nieco pocieszające słowa.
"Ból jest istotą cierpienia"
No ja chyba śnie - warknęła w myślach, zamykając książkę i otwierając z powrotem na ostatniej stronie
"wy macie zegarki, ale my mamy czas"
W końcu z ciekawości przełożyła literature w rękach, chcąc dowiedzieć się jaki jest jej tytuł, jednak na jej pech - był zamazany
.Olivier przyglądał się przez chwile Avriel, zerkając to na Shin’ichiego, aż w końcu zatrzymując się na książce. Przewrócił oczami, mrucząc pod nosem coś, nad czym dla ogólnego dobra lepiej się nie zastanawiać. Wziął do ręki wolumin, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem cenna utworu nie została gdzieś zapisana. A następnie, nagiąć ją do obecnej wartości. Czyli niewielkiej.
Niestety cenny nie podano, ale za to przy wertowaniu jej stronic, kartki same odpadały, zawisając na nitkach zeschniętego kleju. Wampir szybko zamknął ją, odkładając na blat, jak niby nigdy nic.- Ile łaska.- uśmiechnął się niewinnie, odpowiadając wampirowi.- A może, zechcesz się rozejrzeć trochę dłużej? Ostatnio coś nowego przyszło. Mogę zaproponować herbaty.- dodał po chwili.
- Powiedziałbym, że bardzo chętnie, ale nawet twoja koza wie, że byłoby to kłamstwo w najczystszej postaci. - odpowiedział białowłosy, grzebiąc po kieszeniach za jakimiś pieniędzmi - Poza tym odkąd tu wszedłem, czuję, jak twoja znajoma powoli zabija mnie wzrokiem. - dodał kładąc na blat kilka monet.
Wstała gwałtownie z miejsca, z hukiem odkładając "czytaną" wcześniej książkę, której wciąż nie poznała tytułu i zmroziła białowłosego wzrokiem.
- Dobrze czujesz - warknęła. - Gdybym tylko mogła zabijać wzrokiem, a ty byłbyś żywy - w tym momencie byłbyś martwy! - zacisnęła pięści, nadal nie spuszczając wzroku z Shin'ichiego. Tak bardzo, okropnie, strasznie, niemiłosiernie, okrutnie działał jej na nerwy, że w jej wampirzej karierze nie przypomina sobie nikogo, kto równie bardzo ją denerwował!
Shin'ichi niewzruszony kompletnie jej, co bądź, groźbami, wepchnął w kieszeń płaszcza nowo nabyty towar i od niechcenia spojrzał na brunetkę z wyrazem rozbawienia na twarzy.
- Na szczęście dla mnie i mieszkańców wyspy, takowej mocy nie posiadasz, a ja jestem już od dobrych kilkudziesięciu lat martwy. - powiedział z kpiącym uśmiechem skierowanym do niej - Ale nie martw się, twoje gadanie wystarczy, żeby obudzić trupa z grobu, a potem go zabić.
- Doprawdy? - uniosła jedną brew ku górze. - Sądzę, że mogę jeszcze cofnąć słowa i wciąż zatruwać twoje nie życie - pstryknęła palcami. - Dlaczego by nie? Trzeba sobie zasponsorować trochę rozrywki, i tak czarny żniwiarz stanął w kolejce, co ostatnio był tak hojny i chciał przyjść wcześniej - syknęła, krzyżując ręce na piersi. Wie dobrze, że obiecała to sobie, jednak w tej sytuacji zadziałała impulsywnie, chcąc jedynie rozładować swoje nerwy.
- To twój wybór. Licz się jednak z konsekwencjami. - powiedział wampir, samemu coraz bardziej pragnąc zabić dziewczynę wzrokiem - Sądzę, że znajdę w mieście nie jednego wampira, który z rozkoszą uczyni honory wykonania twojej egzekucji. Co powiesz na przykład na tych, którzy do niedawna nachodzili cię nawet w twoim własnym domu. - powiedział, udając wcześniej, że poważnie zastanawia się nad doborami jej katów - Z przyjemnością za darmo zabiją... Wybacz, ale uciekło mi twoje imię. - dodał uśmiechając się jeszcze bardziej złośliwie.
- Ależ proszę bardzo, z przyjemnością się z nimi spotkam. Może być spalenie na stosie? Zapewne bardzo im się spodoba, w końcu tyle przy tym zabawy - westchnęła, udając zamyśloną. - Jakoś im się nie śpieszy z tym. Zapomnieli sobie o mnie? A, jaka szkoda. Chyba w końcu będę sama musiała ruszyć ich pamięcią, nie sądzisz? - zakończyła swój monolog, czując, jak nad nimi zbiera się gęsta, niewidzialna, burzowa chmura z której biły niebezpieczne pioruny.
Shin'ichi miał już dość tej zdecydowanie bezsensownej i zapewne nigdy nie kończącej się kłótni. Duma jednak nie pozwalała mu pozwolić wampirzycy wygrać i wyjść z antykwariatu. Zamiast tego musiał wytoczyć odpowiedni argument, aby to ona dała za wygraną. Musiał znaleźć jej czuły punkt i uderzyć w niego jak najboleśniej.
- Cały czas mówisz o śmierci jak o czymś codziennym. Jakbyś naprawdę chciała umrzeć. Skoro tak jest, to proszę. Po prostu idź do nich! - krzyknął, całkowicie tracąc swój spokój i zimną krew - I tak by nikt za tobą nie płakał, więc po prostu najlepiej będzie jeżeli znikniesz! Nie ważne jak będziesz się starać, nigdy nie zmienisz ani siebie, ani nikogo, a już szczególnie mnie! Doskonale to wiesz i dlatego tak łatwo poddajesz się śmierci. - zakończył nieco spokojniej.
Dopiero po chwili gdy dotarły do niej jego słowa - zamilkła. Mogłoby się wydawać, że na dobre. Z jej twarzy zniknęła cała złość, napięcie, nie było już nic. Nawet wszystkie słowa jakie chciała skierować w jego strone nagle straciły swoje znaczenie. Po prostu stała i pusto wpatrywała się w wampira, w głowie wciąż słysząc echo odbijających się słów. Po prostu nie wiedziała, jak ma w tym momencie zareagować.
- Prawda boli. - stwierdził Katsu, powoli odwracając się do nich tyłem i ruszając w kierunku drzwi. Teraz mógł stąd spokojnie wyjść bez żadnego uszczerbku na dumie. - Oczywiście tylko jeżeli kogoś to obchodzi. Bo jeżeli masz ochotę mi coś jeszcze wyrzucić, to proszę cię bardzo. Kogoś, kto nie dba o nic, ani o nikogo to nie ruszy. - dodał spoglądając kątem oka na brunetkę.
Shin'ichi spodziewał się zobaczyć na jej twarzy wściekłość, a następnie usłyszeć kolejne złośliwości z jej strony. Tak się jednak nie stało. Uśmiech od razu zniknął z jego twarzy, kiedy zrozumiał, że właśnie przekroczył wszelkie granice.
Nadal nie odezwała się ani jednym słowem, choćby jej druga strona bardzo chciała wygarnąć mu wszystko co najgorsze. Dopiero po dłuższej chwili ruszyła się z miejsca i z niezmiennym wyrazem twarzy podeszła do białowłosego wampira. Mogłoby się wydawać, że za chwilę weźmie solidny zamach i uderzy go, jednak zamiast tego stało się coś, czego nikt nie przewidziałby. Wampirzyca przybliżyła się do niego i niczym małe dziecko objęła rękami, po prostu przytulając.
- Może i masz rację. Może i kiedyś powinnam się poddać. Na pewno nikt nie będzię za mną płakał. Ale "żyje" jeszcze tylko dlatego, że wciąż walczę. A zniknąć i nigdy nie wrócić mogę w każdej chwili - zakończyła, czując, że zaraz nie wytrzyma. Odsunęła się gwałtownie od wampira i nakładając kaptur na głowe - wybiegła z antykwariatu.
Shin'ichi stał nieruchomo z niemym wyrazem twarzy. Znów czuł to dziwne zmieszanie. Połączenie tak wielu emocji, które coraz częściej i mocniej odczuła w swoim 'nie życiu'. Jednak tym razem nie próbował się ich jak najszybciej pozbyć. To co Avriel zrobiła...Nie spodziewał się, że ktokolwiek zrobi taki gest w stosunku do niego, a szczególnie ona i to po tym wszystkim co jej zrobił.
Nagle wampir zerwał się na równe nogi i pobiegł za dziewczyną. W ostatniej jednak chwili zatrzymał się przed drzwiami, zastanawiając się nad czymś.
- Jeżeli ktokolwiek się o tym dowie, dopilnuję, żebyś już nie wydał z siebie żadnego dźwięku. - powiedział, 'uprzejmie' żegnając Oliviera, po czym wampirzym pędem wyskoczył na zewnątrz. Gorączkowo rozglądając się na wszystkie strony, szukał wzrokiem zakapturzonej postaci. Na próżno jednak - Avriel dawno zniknęła.
Wciąż biegła, łokciami torując sobie drogę przez wszechobecny tłum. Nie interesowało ją to, że podczas tego wszystkiego zdążyła potrącić parę osób i zwrócić na siebie zbędną uwagę. Po prostu ją to nie interesowało. Nie zatrzymała się nawet wtedy, gdy wybiegła z miasta i znalazła się w lesie. Obawa przed tym, że zaraz ujrzy go przed sobą była zbyt silna od przerwania szaleńczego biegu i rozeznania w okolicy. Nawet nie skierowała swych kroków do swojego domu. Wiedział, gdzie mieszka, a ona nie chciała, aby to wykorzystał.
Przeczucie jasno informowało go, że mimo jak mogłoby wyglądać to źle i jak lubi- i to często- wczuwać się w role „dobrej ciotuni” powinien milczeć i nadal siedzieć na swoim krześle, mimo że od tego tyłek już boli. Przyglądając się głośnej klienteli, zdążył wypić całą herbatę, poskrobać pazurem w zagłębieniu na blacie plus pogryź łyżeczkę. Podczas tych dziwnych zabiegów doszedł do jednego wniosku; On nic z tego nie rozumie. Z każdym słowem, z każdym gestem w jego głowie pojawiało się coś na wzór poskręcanych świeczek choinkowych. Nikt nigdy nie ma czasu, a ni zdrowia tego rozplątać, więc kupują nowe.
Nie wspominając o dość nietypowym pożegnaniu. Atopsja oburzona z faktem braku zwykłego „Do widzenia” wydreptała za biurka, warcząc coś po swojemu. Olivier odkładając łyżkę, którą przez cały czas trzymał w ustach, uśmiechnął się to kozy, przykładając palec do ust i posyłając jej niewinne „oczko”.- Będziemy milczeć, prawda kochanie?
Pogadaj z nami :D
poniedziałek, 29 grudnia 2014
piątek, 26 grudnia 2014
What am I doing whit my life?
Shin'ichi przetarł zmęczoną twarz, cicho przy tym wzdychając. Siedział w kuchni przy niedużym stole, co było dla niego wręcz anomalią. Prawie nigdy nie wchodził do tego pomieszczenia, tylko aby wziąć z lodówki małą przekąskę, a co dopiero mówiąc o długim przesiadywaniu. Tutaj posiłki jadał jedynie Natsu, jednak obecnie wampir nie miał zielonego pojęcia gdzie znajduje się ten uporczywy dzieciak. Prawda była taka, że jakoś to zbytnio nie obchodziło. Miał nieco ważniejsze rzeczy na głowie i wystarczająco dużo własnych problemów. Nie potrzebował szukać sobie nowych.
Siedemnastolatek kątem oka spojrzał przez otwarte okno, co było kolejną nowością w jego życiu. Nie dość, że zawsze zamknięte to jeszcze zasłonięte grubymi zasłonami, teraz wpuszczały do pomieszczenia mnóstwo słońca.
- Co ja robię ze swoim życiem… – zapytał sam siebie, po czym pociągnął z plastikowej torebki duży łyk krwistoczerwonego płynu.
- Właśnie, co ty robisz ze swoim życiem - westchnęła ostentacyjnie, wygodnie opierając się o framugę okna, jedną nogę zwieszając w dół, a drugą podsuwając aż pod samą brodę. Z jej upiornie bladej twarzy można były wyczytać uderzającą "tęsknotę" z myślami biegnącymi zupełnie gdzieś indziej, niż powinny być. Wampirzyca westchnęła po raz kolejny, spoglądając wymownie na swoje niepomalowane zwierzęcą krwią paznokcie, gdy w ten... na jej usta samoistnie wślizgnął delikatny uśmieszek, który posłała w stronę białowłosego wampira. Obdarzyła go swoim spojrzeniem złotych ślepi, ratując je tym samym przed umarciem ze względu na rażące promienie słoneczne, jakie wdzierały się do środka pomieszczenia i rozlewały jasnymi plamami na płytkach. Oh, musiała to w końcu przyznać, iż uprzykrzanie życia temu masochiście należało do jednych z jej ulubionych zajęć. Również ze względu na to, że na co dzień jej plan nie należał do bardzo rozbudowanego. Ograniczał się do wstać, przeżyć, iść spać. Poza tym, kto by nie lubił narażać własnego życia? Wampirzyca mimo tego wszystkiego wciąż nie miała zamiaru odpuścić Shin'ichiemu.
Białowłosy spojrzał na dziewczynę z taką miną, jakby zobaczył ducha, a nie tak dobrze znaną mu wampirzycę. Był tak bardzo zaskoczony jej nagłym pojawieniem się, szczególnie że byli w jego domu, a on nie przypominał sobie, żeby ją tutaj kiedykolwiek zapraszał. Poza tym nie spodziewał się szybkiego spotkania z nią po ostatnich wydarzeniach na balu. Może nawet bardziej miał taką nadzieję. Kiedy się nad tym głębiej zastanawiał, to dochodził do wniosku, że lepiej byłoby gdyby go znienawidziła i zostawiła w spokoju. Ale nie, ona ciągle wracała jak bumerang, niosąc ze sobą nowe dla niego nieszczęścia.
- W tej chwili bardziej mnie zastanawia to, co ty tutaj, w MOJEJ kuchni, w MOIM domu robisz. - mruknął od niechcenia, starając się być niewzruszonym i obojętnym. Trudno mu to było jednak przy niej. Avriel sprawiała, że tak normalna i codzienna dla niego rzecz, stawała się wyczynem porównywalnym do zdobycia szczytu Mount Everest.
Do tego nie pomagał wcale fakt jego obecnego wyglądu. Po pojawieniu się brunetki, zaczął poważnie żałować, że postanowił odłożyć prysznic na później. Siedział teraz z nią w jednym pomieszczeniu w samych bokserkach i ciasno owiniętym wokół klatki piersiowej bandażem. Rozczochrane, odrobinę przydługie, białe włosy, niechlujnie opadały mu na twarz, zasłaniając przynajmniej resztki zaschniętej krwi w kącikach ust. Po prostu, siedział tak jak wstał z łóżka.
- Ależ spokojnie, ja tu tylko jestem - powiedziała po chwili głosem przypominającym urzędnika zapewniającego, iż "wszystko jest w jak najlepszym porządku, a pan i tak musi wyprowadzić się z domu". U tego pomiota oznaczało to, że nawet po tak błahej czynności można spodziewać się po niej naprawdę wiele. - A co tu robię? Jeszcze nic, ale mogę wytłumaczyć się z tego tak, że zasłaniam ci słońce, aby cię po oczach nie raziło - odwróciła się przodem do wampira, nadal przesiadując jednak na parapecie z opartymi o niego dłońmi. Dziewczyna jak na ironię zaistniałej sytuacji zachowywała się najnormalniej w świecie, co ją samą zadziwiało. Tak po prostu przebywała sobie właśnie w jednej kuchni z wampirem, który na marginesie pisząc ostatnimi czasy bardzo rzuca się na jej życie, jednak ją w tym momencie mało to obchodziło.
- Jeszcze... - prychnął wzgardliwie, zgniatając puste opakowanie po swoim, jak na niego, dość marnym śniadaniu - W takim razie może nieco inaczej sformułuję to pytanie. W jaki sposób zamierzasz mi dzisiaj uprzykrzyć, tudzież zmienić je w totalny chaos? Gdyż rozumiem, że po obudzeniu się i spojrzeniu przez okno na dzisiejszą, jakże okropną, słoneczną pogodę, nie pobiegłaś od razu do mnie, by uratować moje oczy przed zbytnią dawką słońca. - odparł patrząc na nią spode łba.
- Czyżbyś wątpił w moją dobroduszność? A pogodę mamy dzisiaj wprost przepiękną - w tym momencie zeskoczyła z parapetu, a dawka jasnych promieni bezlitośnie zaatakowała Shin'ichiego. Sama wampirzyca natomiast stanęła z boku i oparłszy się o ścianę ze skrzyżowanymi ramionami na piersi - spoglądała na białowłosego wampira. Jedynie kątem oka zerknęła na bandaż przepasany wokół jego klatki piersiowej, zastanawiając się, czy rana ma się nieco lepiej. Chociaż z drugiej strony nie powinno ją to obchodzić.
Jeśli do południa nie zapyta "dlaczego mnie jeszcze nie zabił" to wtedy ja spytam się jak u niego ze zdrowiem, bo będzie na pewno kiepsko - pomyślała i przytaknęła lekko głową swojej myśli.
Wampir od razu pożałował, że kpił sobie z dziewczyny. Ledwo Avriel usunęła się z drogi słońca, uderzyła go zdecydowanie zbyt duża jak na wampira, dawka światła. Z głośnym warknięciem gwałtownie odsunął się od stołu, przewracając przy tym krzesło. Niemal natychmiast w kuchni zapanował półmrok, kiedy Shin'ichi zasłonił okno. Poruszał się z szybkością godną najgroźniejszego drapieżnika, łowcy doskonałego, którym przynajmniej niegdyś był.
Nie wiadomo kiedy zjawił się tuż przed dziewczyną, z kamienną twarzą patrząc na nią z góry. Nieruchomo wpatrywał się w nią jak miał ją zaraz zabić, za przynajmniej uderzyć.
- Dlaczego ja w nią w ogóle wątpiłem? - mruknął, kąciki jego ust na ułamek sekundy podniosły się do góry. Chwilę potem wampir znów zniknął sprzed jej oczu, pojawiając się przy otwartej lodówce - Skoro tu już jesteś. - mruknął, wyciągając dwa nowe opakowania pełne krwi, z których jeden z nich nie wiadomo kiedy i jak pojawił się w dłoni brunetki - Za cudzą śmierć i nieszczęścia oraz twoją piękną pogodę. - dodał, opierając się o stojącą na przeciwległej ścianie kuchence i rozrywając plastikowy worek.Zamrugała kilkakrotnie, przenosząc swój zdziwiony wzrok to na Shin'ichiego stojącego przy przeciwległej ścianie kuchni, to na woreczek z krwistoczerwoną cieczą, który niewiadomo kiedy znalazł się w jej dłoni. Nie spodziewała się tego, że wampir poczęstuje ją krwią. Ba! Nigdy by się tego po nim nie spodziewała, zwłaszcza, że przebywa bez zaproszenia w jego domu, wciąż będąc poszukiwaną osobą na czarnej liście. Bardziej spodziewała się tego, że wampir wyrzuci ją zatrzaskując drzwi przed nosem, wcześniej mogąc narobić znacznych uszczerbków na jej zdrowiu, bądź znów będzie chciał zabić.
Uśmiechnęła się pod nosem, sama rozrywając woreczek z krwią.
- Za słońce! - dodała, upijając łyk cieczy. Musiała przyznać, że ostatnio dość rzadko polowała, toteż taki poczęstunek był dla niej dobrym posiłkiem, który nieco zaspokoił jej wampirzy głód.
Chłopak szybko skończył swoją porcję, jeszcze za nim jego nieproszony gość ledwo upił pierwszy łyk. Nie miał w zwyczaju delektowania się takim posiłkiem. Według jego skromnego zdania, było ono nawet w 1/4 nieporównywalne do świeżej krwi. Shin'ichi patrzył na Avriel, obserwując każdy jej ruch, nieświadomie chcąc zarejestrować każdy, jej najmniejszy ruch. Na jego twarzy znów pojawił się lekki uśmiech, który niestety przez rozbryzganą dookoła niego krew, trudno było określić za szczery. Mimo to nie przeszkadzała mu ściekająca po brodzie posoka, całą swoją uwagę skupił na niej, nie potrafiąc w żaden sposób zmusić się do oderwania wzroku od jej twarzy. Nawet nie próbował się tego zrobić. Dlatego tak wielką przykrość zrobiła mu, sama spoglądając na niego.
Natychmiast odwrócił od niej wzrok, opamiętawszy się. Chcąc zatuszować ten błąd, znów otworzył lodówkę i udając, że czegoś w niej szuka, zaczął wertować jej zawartość z góry na dół. Spóźnił się jednak nieco, gdyż mimo szybkiej reakcji och wzrok spotkał się na ułamek sekundy. Wystarczająco długo, aby zniszczyć sobie kolejny dzień, a może i nawet całe życie.
Zerknęła na niego kątem oka, delikatnie przymykając powieki. W czasie, kiedy białowłosy udawał, że szuka czegoś w lodówce, ona dokończyła swoją porcję i otarła usta z resztek osoki. W tym momencie nie mogło dać jej to spokoju. Fakt, czuła na sobie jego przenikliwy wzrok podczas spożywania posiłku, jednak myślała, że to tylko jej wyobraźnia. Czemu tak się zachował? Czemu teraz ona wpatruje się niego jakby będąc w transie? Potrząsnęła lekko głową, zgniatając puste opakowanie i wyrzucając je do kosza. Chcąc zdusić to w sobie postanowiła pomyśleć nad tym, jak kolejny raz uprzykrzy mu życie tego dnia i doprowadzi do skraju wytrzymałości nerwowej. Avriel! Nie zapominaj o swojej misji!Uspokój się. Co ci odwala? Jesteś Shin'ichi Katsu. Po prostu ją stąd wyrzuć. Skręć kark. Zabij bez litości. Przecież to nie jest dla ciebie nic nowego. Jednego nic nie wartego śmiecia mnie na tym świecie. Nie widzisz tego? Ona wszystko niszczy. To nad czym tak długo pracowałeś. Przypomnij sobie. Ile cię to kosztowało. Ile wyrzeczeń. Samotnych chwil... Ale ty chcesz być sam. Lubisz to. Nie potrzebujesz niczyjego towarzystwa, a już na pewno jej. Ona nie jest godna nawet na ciebie patrzeć. Zabij ją! Zniszcz, zanim ona zniszczy ciebie! Otwórz oczy! Ona chce twojej zguby. Wyciąga na światło dzienne, to co niegdyś tak dokładnie ukryłeś przed światem, wyrzekając się własnych wspomnień. Zabij w zalążku to uczucie.
Wampir wzdrygnął się słysząc w swojej głowie to słowo, które wiele lat temu wymazał ze swojego słownika. Zacisnął palce na drzwiach lodówki, zostawiając na niej wyraźnie wgłębienie. Był wściekły. Wściekły, zły, zawiedziony, smutny, rozżalony, szczęśliwy, przerażony. Wszystko. Czuł wszystko przed czym uciekał i co pragnął usunąć ze swojego życia.
- Wyjdź stąd.Zaskoczona przeniosła swój wzrok na białowłosego, nie wiedząc na początku, czy mówi do swojego wyimaginowanego przyjaciela, czy do niej. Zreflektowawszy się jednak, że on nie ma przyjaciół - nawet tych wymyślonych - doszła do wniosku, że tak, mówił do niej. Skrzyżowała ręce na piersi, opierając się o ścianę, nadal nie spuszczając wzroku z wampira.
- Nie - odparła krótko. Doskonale wiedziała, że nikt, ani nic nie pomoże jej, ani jej życiu, więc postanowiła je dobić. Robiła na przekór samej sobie, pchając się w objęcia śmierci. Nie rozumiała do końca samej siebie, nie rozumiała do końca tego, co robi. Ale wciąż to robiła, bo coś jej kazało.Drzwiczki lodówki trzasnęły głośno, pchnięte z taką siłę, że niemal wyrwane z zawiasów. Shin'ichi powoli odwrócił się do niej przodem, spoglądając na Avriel pustym wzrokiem czerwonych oczu, których zamiast tęczówek płonął prawdziwy ogień. Każdy mięsień jego ciała był napięty niczym struna. W każdej chwili gotowy do skoku i zatopienia kłów w ofierze.
- Wynoś się stąd. - wysyczał przez zęby. Nigdy nie wiedziała go w takim stanie. Nawet kiedy próbował ją zabić nie było w nim tyle nienawiści i żądzy mordu. Całkowicie przestał przypominać Shin'iego, zmieniając się w istną maszynę do zabijania. Przestał napędzać go gniew i pragnienie krwi. Teraz tego napędem był strach. Strach przed stratą, ale równocześnie i odzyskaniem, tego czego z wielką ulgą pozbył się dawno temu.Wzdrygnęła się nieznacznie, czując wydostający się z głębi strach o jakim dawno zapomniała. Nigdy wcześniej nie widziała go takiego. Wiele razy gdy chciał ją zabić, jednak w niczym nie przypominał wtedy tego Shin'ichiego, który stał przed nią teraz. Czuła, jak chęć wydostania się stąd wzmaga, jednak ona znów robiąc na przekór pokręciła wtedy przecząco głową, a gest ten był skierowany bardziej do niej, niż do wampira. Czasami był naprawdę nie możliwy.
- Powtórzę się: nie - syknęła przez zęby, ignorując w tym momencie strach. Zawsze była wesoła, pozbawiona wszelkich trosk i problemów. Dlaczego choć raz nie może się zezłościć? Raz a porządnie? Stała tak w miejscu, hardo spoglądając na Shin'ichiego i nie przejmując się nawet tym, że mogłaby wyglądać trochę komicznie, gdy spoglądałaby na niego z dołu.
- Weź się zastanów nad sobą raz, a porządnie! Zrób sobie przysługę i zdecyduj! Kim chcesz w końcu być!?- Doskonale wiem kim chcę być! - krzyknął, wydłużając kły i prezentując je w całej swojej okazałości przed dziewczyną - Kim jestem, byłem. Zawsze to wiedziałem! Wszystko było idealne tak jak chciałem, dopóki ty się nie pojawiłaś! Odkąd Cię znam nie przydarzyło mi się nic dobrego. Wpieprzyłaś się do mojego życia i wywróciłaś mi je do góry nogami. - W mgnieniu oka dzieląca ich odległość zmniejszyła się do zaledwie kilku centymetrów. Shin'ichi znów był tak blisko niej, że niemal czuła bijącą od niego wściekłość. - Zobacz, co ze mną zrobiłaś! Więc po prostu zrób mi, sobie i całej wyspie przysługę znikając z mojego życia. Na zawsze! Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć! Wymarzmy z naszych wspomnień ten przeklęty dzień naszego spotkania i zapomnijmy o swoim istnieniu.- Nie, to ty spójrz! - warknęła, patrząc na niego z dołu - Oszukujesz sam siebie, karzą ci się oszukiwać! Nie widzisz tego, bo nie chcesz! Chcesz, żeby wszystko było takie jak kiedyś tak? Śmieszne! Ktoś, albo coś wewnątrz ciebie chcę tego ZA CIEBIE! Nie jesteś taki, za jakiego się podajesz... - na chwilę przestała krzyczeć, ściszając głos. - Ale w sumie okej, masz rację, po co się wpieprzam do czyjegoś życia, skoro tobie jest tak fajnie - prychnęła pod nosem, odwracając się tyłem do wampira i podchodząc z powrotem do okna. - Uwaga, aby wszyscy dobrze słyszeli! Robię przysługę całej wyspie i Shin'ichiemu, znikając z jego życia! - uśmiechnęła się nie nie znacząco, po czym zeskoczyła w dół.
- Tylko o to mi chodziło! Wszystko czego od ciebie chciałem! - krzyknął za nią. Nie oczekiwał jednak, aby go usłyszała. Na pewno była już daleko stąd. On jednak musiał to zrobić dla samego siebie. - Wszystko czego od ciebie chciałam... - powtórzył nieco spokojniejszym tonem, którym wprawne ucho mogłoby odnaleźć nawet odrobinę żalu.Kiedy Avriel tylko zniknęła za oknem, definitywnie opuszczając równocześnie życie wampir, z chłopaka zaczęła ulatywać cała wściekłość. Sam był zaskoczony jak szybko się uspokoił. Było to jednak złudne uczucie, gdyż po chwili gniew znów wstrząsnął jego ciałem. Chcąc go wyładować, białowłosy z całej siły uderzył pięścią w blat stołu, który pękł idealnie na pół. To mu jednak nie wystarczyło. Krzesła łamały się w jego dłoniach niczym zapałki. Rozwalił wszystkie szafki wyrywając drzwiczki z zawiasów i demolując całą kuchnię. Nie oszczędził żadnego naczynia. Nawet pojedynczy spodek od filiżanki nie zdołał ukryć się przed jego gniewem.Po kilki minutach Shin'ichi spojrzał na stworzone przez siebie pobojowisko, które niegdyś było kuchnio. Westchnął cicho i zmęczony padł na podłogę. Poczuł się tak dziwnie słaby i mały, kompletnie pozbawiony energii. Czuł się jak małe dziecko, któremu odebrano ukochaną zabawkę. Już dawno minął smutek i żal, nie wspominając już nawet o gniewie. Teraz pozostał w nim jedynie ogromna pustka, której zamordowanie nawet całego miasta nie wypełniłoby.- Co ja zrobiłem ze swoim życiem...
Siedemnastolatek kątem oka spojrzał przez otwarte okno, co było kolejną nowością w jego życiu. Nie dość, że zawsze zamknięte to jeszcze zasłonięte grubymi zasłonami, teraz wpuszczały do pomieszczenia mnóstwo słońca.
- Co ja robię ze swoim życiem… – zapytał sam siebie, po czym pociągnął z plastikowej torebki duży łyk krwistoczerwonego płynu.
- Właśnie, co ty robisz ze swoim życiem - westchnęła ostentacyjnie, wygodnie opierając się o framugę okna, jedną nogę zwieszając w dół, a drugą podsuwając aż pod samą brodę. Z jej upiornie bladej twarzy można były wyczytać uderzającą "tęsknotę" z myślami biegnącymi zupełnie gdzieś indziej, niż powinny być. Wampirzyca westchnęła po raz kolejny, spoglądając wymownie na swoje niepomalowane zwierzęcą krwią paznokcie, gdy w ten... na jej usta samoistnie wślizgnął delikatny uśmieszek, który posłała w stronę białowłosego wampira. Obdarzyła go swoim spojrzeniem złotych ślepi, ratując je tym samym przed umarciem ze względu na rażące promienie słoneczne, jakie wdzierały się do środka pomieszczenia i rozlewały jasnymi plamami na płytkach. Oh, musiała to w końcu przyznać, iż uprzykrzanie życia temu masochiście należało do jednych z jej ulubionych zajęć. Również ze względu na to, że na co dzień jej plan nie należał do bardzo rozbudowanego. Ograniczał się do wstać, przeżyć, iść spać. Poza tym, kto by nie lubił narażać własnego życia? Wampirzyca mimo tego wszystkiego wciąż nie miała zamiaru odpuścić Shin'ichiemu.
Białowłosy spojrzał na dziewczynę z taką miną, jakby zobaczył ducha, a nie tak dobrze znaną mu wampirzycę. Był tak bardzo zaskoczony jej nagłym pojawieniem się, szczególnie że byli w jego domu, a on nie przypominał sobie, żeby ją tutaj kiedykolwiek zapraszał. Poza tym nie spodziewał się szybkiego spotkania z nią po ostatnich wydarzeniach na balu. Może nawet bardziej miał taką nadzieję. Kiedy się nad tym głębiej zastanawiał, to dochodził do wniosku, że lepiej byłoby gdyby go znienawidziła i zostawiła w spokoju. Ale nie, ona ciągle wracała jak bumerang, niosąc ze sobą nowe dla niego nieszczęścia.
- W tej chwili bardziej mnie zastanawia to, co ty tutaj, w MOJEJ kuchni, w MOIM domu robisz. - mruknął od niechcenia, starając się być niewzruszonym i obojętnym. Trudno mu to było jednak przy niej. Avriel sprawiała, że tak normalna i codzienna dla niego rzecz, stawała się wyczynem porównywalnym do zdobycia szczytu Mount Everest.
Do tego nie pomagał wcale fakt jego obecnego wyglądu. Po pojawieniu się brunetki, zaczął poważnie żałować, że postanowił odłożyć prysznic na później. Siedział teraz z nią w jednym pomieszczeniu w samych bokserkach i ciasno owiniętym wokół klatki piersiowej bandażem. Rozczochrane, odrobinę przydługie, białe włosy, niechlujnie opadały mu na twarz, zasłaniając przynajmniej resztki zaschniętej krwi w kącikach ust. Po prostu, siedział tak jak wstał z łóżka.
- Ależ spokojnie, ja tu tylko jestem - powiedziała po chwili głosem przypominającym urzędnika zapewniającego, iż "wszystko jest w jak najlepszym porządku, a pan i tak musi wyprowadzić się z domu". U tego pomiota oznaczało to, że nawet po tak błahej czynności można spodziewać się po niej naprawdę wiele. - A co tu robię? Jeszcze nic, ale mogę wytłumaczyć się z tego tak, że zasłaniam ci słońce, aby cię po oczach nie raziło - odwróciła się przodem do wampira, nadal przesiadując jednak na parapecie z opartymi o niego dłońmi. Dziewczyna jak na ironię zaistniałej sytuacji zachowywała się najnormalniej w świecie, co ją samą zadziwiało. Tak po prostu przebywała sobie właśnie w jednej kuchni z wampirem, który na marginesie pisząc ostatnimi czasy bardzo rzuca się na jej życie, jednak ją w tym momencie mało to obchodziło.
- Jeszcze... - prychnął wzgardliwie, zgniatając puste opakowanie po swoim, jak na niego, dość marnym śniadaniu - W takim razie może nieco inaczej sformułuję to pytanie. W jaki sposób zamierzasz mi dzisiaj uprzykrzyć, tudzież zmienić je w totalny chaos? Gdyż rozumiem, że po obudzeniu się i spojrzeniu przez okno na dzisiejszą, jakże okropną, słoneczną pogodę, nie pobiegłaś od razu do mnie, by uratować moje oczy przed zbytnią dawką słońca. - odparł patrząc na nią spode łba.
- Czyżbyś wątpił w moją dobroduszność? A pogodę mamy dzisiaj wprost przepiękną - w tym momencie zeskoczyła z parapetu, a dawka jasnych promieni bezlitośnie zaatakowała Shin'ichiego. Sama wampirzyca natomiast stanęła z boku i oparłszy się o ścianę ze skrzyżowanymi ramionami na piersi - spoglądała na białowłosego wampira. Jedynie kątem oka zerknęła na bandaż przepasany wokół jego klatki piersiowej, zastanawiając się, czy rana ma się nieco lepiej. Chociaż z drugiej strony nie powinno ją to obchodzić.
Jeśli do południa nie zapyta "dlaczego mnie jeszcze nie zabił" to wtedy ja spytam się jak u niego ze zdrowiem, bo będzie na pewno kiepsko - pomyślała i przytaknęła lekko głową swojej myśli.
Wampir od razu pożałował, że kpił sobie z dziewczyny. Ledwo Avriel usunęła się z drogi słońca, uderzyła go zdecydowanie zbyt duża jak na wampira, dawka światła. Z głośnym warknięciem gwałtownie odsunął się od stołu, przewracając przy tym krzesło. Niemal natychmiast w kuchni zapanował półmrok, kiedy Shin'ichi zasłonił okno. Poruszał się z szybkością godną najgroźniejszego drapieżnika, łowcy doskonałego, którym przynajmniej niegdyś był.
Nie wiadomo kiedy zjawił się tuż przed dziewczyną, z kamienną twarzą patrząc na nią z góry. Nieruchomo wpatrywał się w nią jak miał ją zaraz zabić, za przynajmniej uderzyć.
- Dlaczego ja w nią w ogóle wątpiłem? - mruknął, kąciki jego ust na ułamek sekundy podniosły się do góry. Chwilę potem wampir znów zniknął sprzed jej oczu, pojawiając się przy otwartej lodówce - Skoro tu już jesteś. - mruknął, wyciągając dwa nowe opakowania pełne krwi, z których jeden z nich nie wiadomo kiedy i jak pojawił się w dłoni brunetki - Za cudzą śmierć i nieszczęścia oraz twoją piękną pogodę. - dodał, opierając się o stojącą na przeciwległej ścianie kuchence i rozrywając plastikowy worek.Zamrugała kilkakrotnie, przenosząc swój zdziwiony wzrok to na Shin'ichiego stojącego przy przeciwległej ścianie kuchni, to na woreczek z krwistoczerwoną cieczą, który niewiadomo kiedy znalazł się w jej dłoni. Nie spodziewała się tego, że wampir poczęstuje ją krwią. Ba! Nigdy by się tego po nim nie spodziewała, zwłaszcza, że przebywa bez zaproszenia w jego domu, wciąż będąc poszukiwaną osobą na czarnej liście. Bardziej spodziewała się tego, że wampir wyrzuci ją zatrzaskując drzwi przed nosem, wcześniej mogąc narobić znacznych uszczerbków na jej zdrowiu, bądź znów będzie chciał zabić.
Uśmiechnęła się pod nosem, sama rozrywając woreczek z krwią.
- Za słońce! - dodała, upijając łyk cieczy. Musiała przyznać, że ostatnio dość rzadko polowała, toteż taki poczęstunek był dla niej dobrym posiłkiem, który nieco zaspokoił jej wampirzy głód.
Chłopak szybko skończył swoją porcję, jeszcze za nim jego nieproszony gość ledwo upił pierwszy łyk. Nie miał w zwyczaju delektowania się takim posiłkiem. Według jego skromnego zdania, było ono nawet w 1/4 nieporównywalne do świeżej krwi. Shin'ichi patrzył na Avriel, obserwując każdy jej ruch, nieświadomie chcąc zarejestrować każdy, jej najmniejszy ruch. Na jego twarzy znów pojawił się lekki uśmiech, który niestety przez rozbryzganą dookoła niego krew, trudno było określić za szczery. Mimo to nie przeszkadzała mu ściekająca po brodzie posoka, całą swoją uwagę skupił na niej, nie potrafiąc w żaden sposób zmusić się do oderwania wzroku od jej twarzy. Nawet nie próbował się tego zrobić. Dlatego tak wielką przykrość zrobiła mu, sama spoglądając na niego.
Natychmiast odwrócił od niej wzrok, opamiętawszy się. Chcąc zatuszować ten błąd, znów otworzył lodówkę i udając, że czegoś w niej szuka, zaczął wertować jej zawartość z góry na dół. Spóźnił się jednak nieco, gdyż mimo szybkiej reakcji och wzrok spotkał się na ułamek sekundy. Wystarczająco długo, aby zniszczyć sobie kolejny dzień, a może i nawet całe życie.
Zerknęła na niego kątem oka, delikatnie przymykając powieki. W czasie, kiedy białowłosy udawał, że szuka czegoś w lodówce, ona dokończyła swoją porcję i otarła usta z resztek osoki. W tym momencie nie mogło dać jej to spokoju. Fakt, czuła na sobie jego przenikliwy wzrok podczas spożywania posiłku, jednak myślała, że to tylko jej wyobraźnia. Czemu tak się zachował? Czemu teraz ona wpatruje się niego jakby będąc w transie? Potrząsnęła lekko głową, zgniatając puste opakowanie i wyrzucając je do kosza. Chcąc zdusić to w sobie postanowiła pomyśleć nad tym, jak kolejny raz uprzykrzy mu życie tego dnia i doprowadzi do skraju wytrzymałości nerwowej. Avriel! Nie zapominaj o swojej misji!Uspokój się. Co ci odwala? Jesteś Shin'ichi Katsu. Po prostu ją stąd wyrzuć. Skręć kark. Zabij bez litości. Przecież to nie jest dla ciebie nic nowego. Jednego nic nie wartego śmiecia mnie na tym świecie. Nie widzisz tego? Ona wszystko niszczy. To nad czym tak długo pracowałeś. Przypomnij sobie. Ile cię to kosztowało. Ile wyrzeczeń. Samotnych chwil... Ale ty chcesz być sam. Lubisz to. Nie potrzebujesz niczyjego towarzystwa, a już na pewno jej. Ona nie jest godna nawet na ciebie patrzeć. Zabij ją! Zniszcz, zanim ona zniszczy ciebie! Otwórz oczy! Ona chce twojej zguby. Wyciąga na światło dzienne, to co niegdyś tak dokładnie ukryłeś przed światem, wyrzekając się własnych wspomnień. Zabij w zalążku to uczucie.
Wampir wzdrygnął się słysząc w swojej głowie to słowo, które wiele lat temu wymazał ze swojego słownika. Zacisnął palce na drzwiach lodówki, zostawiając na niej wyraźnie wgłębienie. Był wściekły. Wściekły, zły, zawiedziony, smutny, rozżalony, szczęśliwy, przerażony. Wszystko. Czuł wszystko przed czym uciekał i co pragnął usunąć ze swojego życia.
- Wyjdź stąd.Zaskoczona przeniosła swój wzrok na białowłosego, nie wiedząc na początku, czy mówi do swojego wyimaginowanego przyjaciela, czy do niej. Zreflektowawszy się jednak, że on nie ma przyjaciół - nawet tych wymyślonych - doszła do wniosku, że tak, mówił do niej. Skrzyżowała ręce na piersi, opierając się o ścianę, nadal nie spuszczając wzroku z wampira.
- Nie - odparła krótko. Doskonale wiedziała, że nikt, ani nic nie pomoże jej, ani jej życiu, więc postanowiła je dobić. Robiła na przekór samej sobie, pchając się w objęcia śmierci. Nie rozumiała do końca samej siebie, nie rozumiała do końca tego, co robi. Ale wciąż to robiła, bo coś jej kazało.Drzwiczki lodówki trzasnęły głośno, pchnięte z taką siłę, że niemal wyrwane z zawiasów. Shin'ichi powoli odwrócił się do niej przodem, spoglądając na Avriel pustym wzrokiem czerwonych oczu, których zamiast tęczówek płonął prawdziwy ogień. Każdy mięsień jego ciała był napięty niczym struna. W każdej chwili gotowy do skoku i zatopienia kłów w ofierze.
- Wynoś się stąd. - wysyczał przez zęby. Nigdy nie wiedziała go w takim stanie. Nawet kiedy próbował ją zabić nie było w nim tyle nienawiści i żądzy mordu. Całkowicie przestał przypominać Shin'iego, zmieniając się w istną maszynę do zabijania. Przestał napędzać go gniew i pragnienie krwi. Teraz tego napędem był strach. Strach przed stratą, ale równocześnie i odzyskaniem, tego czego z wielką ulgą pozbył się dawno temu.Wzdrygnęła się nieznacznie, czując wydostający się z głębi strach o jakim dawno zapomniała. Nigdy wcześniej nie widziała go takiego. Wiele razy gdy chciał ją zabić, jednak w niczym nie przypominał wtedy tego Shin'ichiego, który stał przed nią teraz. Czuła, jak chęć wydostania się stąd wzmaga, jednak ona znów robiąc na przekór pokręciła wtedy przecząco głową, a gest ten był skierowany bardziej do niej, niż do wampira. Czasami był naprawdę nie możliwy.
- Powtórzę się: nie - syknęła przez zęby, ignorując w tym momencie strach. Zawsze była wesoła, pozbawiona wszelkich trosk i problemów. Dlaczego choć raz nie może się zezłościć? Raz a porządnie? Stała tak w miejscu, hardo spoglądając na Shin'ichiego i nie przejmując się nawet tym, że mogłaby wyglądać trochę komicznie, gdy spoglądałaby na niego z dołu.
- Weź się zastanów nad sobą raz, a porządnie! Zrób sobie przysługę i zdecyduj! Kim chcesz w końcu być!?- Doskonale wiem kim chcę być! - krzyknął, wydłużając kły i prezentując je w całej swojej okazałości przed dziewczyną - Kim jestem, byłem. Zawsze to wiedziałem! Wszystko było idealne tak jak chciałem, dopóki ty się nie pojawiłaś! Odkąd Cię znam nie przydarzyło mi się nic dobrego. Wpieprzyłaś się do mojego życia i wywróciłaś mi je do góry nogami. - W mgnieniu oka dzieląca ich odległość zmniejszyła się do zaledwie kilku centymetrów. Shin'ichi znów był tak blisko niej, że niemal czuła bijącą od niego wściekłość. - Zobacz, co ze mną zrobiłaś! Więc po prostu zrób mi, sobie i całej wyspie przysługę znikając z mojego życia. Na zawsze! Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć! Wymarzmy z naszych wspomnień ten przeklęty dzień naszego spotkania i zapomnijmy o swoim istnieniu.- Nie, to ty spójrz! - warknęła, patrząc na niego z dołu - Oszukujesz sam siebie, karzą ci się oszukiwać! Nie widzisz tego, bo nie chcesz! Chcesz, żeby wszystko było takie jak kiedyś tak? Śmieszne! Ktoś, albo coś wewnątrz ciebie chcę tego ZA CIEBIE! Nie jesteś taki, za jakiego się podajesz... - na chwilę przestała krzyczeć, ściszając głos. - Ale w sumie okej, masz rację, po co się wpieprzam do czyjegoś życia, skoro tobie jest tak fajnie - prychnęła pod nosem, odwracając się tyłem do wampira i podchodząc z powrotem do okna. - Uwaga, aby wszyscy dobrze słyszeli! Robię przysługę całej wyspie i Shin'ichiemu, znikając z jego życia! - uśmiechnęła się nie nie znacząco, po czym zeskoczyła w dół.
- Tylko o to mi chodziło! Wszystko czego od ciebie chciałem! - krzyknął za nią. Nie oczekiwał jednak, aby go usłyszała. Na pewno była już daleko stąd. On jednak musiał to zrobić dla samego siebie. - Wszystko czego od ciebie chciałam... - powtórzył nieco spokojniejszym tonem, którym wprawne ucho mogłoby odnaleźć nawet odrobinę żalu.Kiedy Avriel tylko zniknęła za oknem, definitywnie opuszczając równocześnie życie wampir, z chłopaka zaczęła ulatywać cała wściekłość. Sam był zaskoczony jak szybko się uspokoił. Było to jednak złudne uczucie, gdyż po chwili gniew znów wstrząsnął jego ciałem. Chcąc go wyładować, białowłosy z całej siły uderzył pięścią w blat stołu, który pękł idealnie na pół. To mu jednak nie wystarczyło. Krzesła łamały się w jego dłoniach niczym zapałki. Rozwalił wszystkie szafki wyrywając drzwiczki z zawiasów i demolując całą kuchnię. Nie oszczędził żadnego naczynia. Nawet pojedynczy spodek od filiżanki nie zdołał ukryć się przed jego gniewem.Po kilki minutach Shin'ichi spojrzał na stworzone przez siebie pobojowisko, które niegdyś było kuchnio. Westchnął cicho i zmęczony padł na podłogę. Poczuł się tak dziwnie słaby i mały, kompletnie pozbawiony energii. Czuł się jak małe dziecko, któremu odebrano ukochaną zabawkę. Już dawno minął smutek i żal, nie wspominając już nawet o gniewie. Teraz pozostał w nim jedynie ogromna pustka, której zamordowanie nawet całego miasta nie wypełniłoby.- Co ja zrobiłem ze swoim życiem...
wtorek, 23 grudnia 2014
Jestem modelką!
Czarne zwierzę, co chwile albo stukało rogami o biurko, albo trącało wampira po nogach, chcąc zobaczyć, co robi na biurku. Nie żeby kiedykolwiek mu to przeszkadzało, czy wnerwiało, jednak w tym momencie szturchanie, tykanie, czy jakiekolwiek przeszkadzanie mu nie było wskazane.
- Nie przeszkadzaj mi.- mruknął, odrywając się od czynności, by móc Atopsje pogłaskać po łbie. Jednak, gdy koza tylko poczuła nieprzyjemny zapach smaru i specyfików do czyszczenia broni momentalnie się najeżyła. Wydała z siebie dziwny odgłos, prychając to na lewo i prawo. Po czym po prostu zwiała.
Uśmiechnął się do siebie, kończąc czyścić lufę z zamiarem zaopiekowania się magazynkiem, gdy nagle…
Gdy nagle jego osobiste radio Maryja dręczące go dwa razy w ciągu tygodnia w dniach nieokreślonych wydało z siebie dźwięk podobny do mordowania stada zwierząt.
- ZNOOWU W ŻYYCIU CI NIE WYSZŁO!
Wampirzyca bezceremonialnie wydarła się na miarę możliwości swoich strun głosowych, rozłożona wygodnie na jednym z zakurzonych regałów, wykonując przy tym dość dziwne gesty dłońmi i uśmiechając się kpiąco pod nosem.
Słysząc ten bolesny, jak i niespodziewany odgłos, aż podskoczył na krześle. W efekcie zahaczył dłonią o słoik ze smarem, który rozlał się na połowę biurka, zalewając porozrzucane papiery, a także jego koszule. Przeklną pod nosem, posyłając odpoczywającej na szczycie szafki dziewczynie karcące spojrzenie.
- Co ty robisz?- syknął, postawiają słoik do pionu, drugą ręką manewrując wiatrówką, chcąc uchronić ją przed ubrudzeniem. Dziewczyna zaświergotała radośnie, widząc jego zmagania z rozprzestrzeniającym się płynem, jednak nie odpowiedziała na pytanie. Wlepiła wzrok w rysy na suficie.
Machnął ręką na wampirzyce, wracając do roboty. Zarzucił znalezioną pod szafką ścierę na rozlaną plamę, a sam wrócił do czyszczenia broni. Nie na długo, gdyż po chwili znowu Avriel postanowiła zabawić się w radiowęzeł i zanucić specjalnie dla niego, jakąś przyśpiewkę, jednak tym razem nie wytrzymał. Zatrzasnął magazynek i strzelił w stronę dziewczyny. Pocisk przeszedł kilka centymetrów obok niej, wyrządzając szkody w postaci rozerwanego rogu szafki.
Niespodziewając się takiego obrotu spraw, zerwała się gwałtownie ze swojego miejsca, cudem omijając kuli lecącej wprost w jej stronę, tym samym... mając dość bliskie i bolesne spotkanie z ziemią.
Tuman kurzu wzleciał w górę, a utworzony wietrzyk rozwiał we wszystkie strony pojedyncze kartki, które poleciały hen daleko w swoje strony, osiadając nawet na ścianach, nie wspominając już o regałach.
- No naprawdę? - jęknęła poirytowana, prychając pod nosem. - Dlaczego wszyscy chcą mnie zabić? Oli, coś ty taki zdenerwowany? Gorszy niż kobieta podczas okresu - posłała mu złośliwy uśmieszek, podnosząc się z ziemi i otrzepując z brudu.
Uśmiechnął się pobłażliwie, czule głaszcząc lufę zmazując z niej zacieki po smarze. Złamał ją w pół, nabijając następną serie naboi i dopiero teraz zainteresował się dziewczyną roszczącą do niego pretensje.- Nie do końca. Sprawdzałem tylko, czy działa.- cmoknął w usta, zabezpieczając broń i chowając ją w szafce biurka.
- A poza tym to twoja wina. Dlaczego prezentujesz mi okrzyk godowy orangutanów? Jeśli chce sobie posłuchać odgłosów przyrody, to włączam telewizor, albo otwieram okno.- Jak myślisz, skoro jestem u ciebie, a nie ma mnie nigdzie indziej to oznacza, że nie mam co zrobić ze swoim życiem - wyjaśniła, opierając się o ścianę. - Poza tym, jako dobra ciotka rada i mój osobisty życiowy doradca masz załatwić mi robotę - dodała pewnie. - Ale taką płatną - podkreśliła, zbyt dobrze znając wampira, aby uwierzyć, że sam z dobrej woli zaoferuje zapłatę w postaci pieniężnej.- Prace?- zmierzył wzrokiem dziewczynę od stóp- zatrzymując się na sekundę dłużej w pewnym momencie- aż po głowę. Przekrzywił głowę, stukając palcem o brodę. – Tu niedaleko przy latarni zwolnił się wakat.- uśmiechnął się, na chwile zatracając się własnych myślach.- Co ty na..?
Dziewczyna zmierzyła chłopaka wzrokiem niezapowiadający, że rzuci się na niego, by go uściskać i podziękować za świetny pomysł. Zmieszany, odwrócił głowę szukając na biurku papierosów.- W sumie to też możesz tu pracować.- zrobił przerwę wypowiedzi, by zapalić.- Tylko gorzej z wypłatą. Mogę ci płacić w okruszkach. Atopsja nie narzeka. Uśmiechnęła się po chwili nieznacząco, na chwilę unosząc brwi ku górze, zawieszając tym samym wzrok na Olivierze.
- Załatw mi seksowne, czerwone, koronkowe stringi, brązowe futro i wysokie szpilki, a od jutra stawiam tam swój bilbord "AVI DO WZIĘCIA OD ZARAZ, DOGŁĘBNIE" co o tym sądzisz? - mruknęła sarkastycznie, po czym dodała już bardziej na poważnie. - Mam ci liczyć kurz na regałach, czy robić za druida promując książki fantasy? - westchnęła ciężko, siadając na krześle i odchylając się do tyłu. - Mówią, że robótki ręczne kształtują zdolności manualne, czy coś.- westchnął, mówiąc bardziej do siebie, niż do niej. Rozejrzał się po sklepie, próbując znaleźć dla niej zajęcie, w którym nie zniszczy, nie porysuje niczego, ani nie uszkodzi siebie czy jego. – Zajmij się czymś pożytecznym, przy czym nie będzie cię widać. Klientele mi straszysz.- wytłumaczył, ściągając z półki małą miotełkę wykonaną z piór rzucając nią w Avi.
- Na przykład odkurz. Mogę ci jeszcze dorzucić bardzo apetyczną czarno- białą sukieneczkę z fartuszkiem. - W fartuszkach nie wyglądam ładnie, muszę odmówić - odparła z przekąsem, odbierając od chłopaka narzędzie do sprzątania. Jej twarz wykrzywił nieznaczny grymas, gdy spoglądając na miotełkę stwierdziła, że jest to najbanalniejsze zajęcie, jakie mogła dostać. Czy wampir uważa ją za jakąś niezdrową na umyśle?
Nie! Nie narzekaj! W końcu masz coś do roboty - skarciła się w myślach, z wielkim zapałem zabierając się za zamiatanie kurzu z półek i regałów.
Z lekko ironicznym uśmiechem odprowadził wzrokiem dziewczynę, która postanowiła się podjąć tego arcy- trudnego zadania. Z niemrawą miną oczywiście no, ale kto by chciał wymachiwać ścierą nad półkami, które były czyszczone nie wiadomo, kiedy. Poprawka one nigdy nie były.
- Nie uszkodź niczego.- zawołał za nią, usadawiając się na biurku, by mieć pełny obraz na zmagania wampirzycy. Koza przytaknęła mu becząc i kręcąc się pod nogami Avi.
Posłała Oliverowi krzywe spojrzenie, zmiatając przy tym szybkim ruchem tuman kurzu z półki tuż przed nią.
- Czy właśnie chcesz zasugerować, że moja wrodzona gapowatość jest tak gapowata, że nie umiem nawet sprzątać? I weź to piekielne zwierzę spod moich nóg, bo zaraz naprawdę coś uszkodzę! - warknęła, krzyżując ręce na piersi.- Nie skądże. Jakbym śmiał.- od chamskiego prychnięcia, powstrzymywał go tylko papieros, którego zapobiegawczo miażdżył zębami. Wolał się ograniczyć, zwłaszcza, że wampirzyca ma w zasięgu ręki coś, czym mogła rzucić i wyrządzić większe szkody. Mu, jak i wystrojowi wnętrz.
- Oj, a przecież Atopsja chce cię tylko wesprzeć w robocie.- koza, jakby na potwierdzenie tych słów zabeczała jeszcze głośniej, klapiąc zębiskami przy nogawkach spodni dziewczyny.
Prychnęła pod nosem, mocniej ściskając rączkę miotełki do kurzu, cudem powstrzymując się przed użyciem jej jako narzędzia tortur Olivera. W końcu to również było bardzo niebezpieczne zajęcie, zwłaszcza w jej rękach.
- Jeśli ten diabeł mnie ugryzie, oddam - mruknęła, dalej zajmując się swoim arcyciekawym zajęciem, zupełnie ignorując wampira i jego kozę.
- Poza tym, już wiadomo, czemu nie masz tu klientów - posłała mu zgryźliwy uśmieszek.
Nim wampir nawet zdążył zrzucić winne pustki w sklepie na pogodę, wyludnienie, czy nawet na samą dziewczynę drzwi się otworzyły. Świeże powietrze pobudziło do ruchu kiczowate dzwoneczki zawieszone nad progu, które metalicznym dźwięk kojarzący się głównie z przypływem gotówki.
- A jednak ktoś tu jeszcze zagląda.- Olivier uśmiechnął się, nie kryjąc radości, że mało optymistyczne stwierdzenie wampirzycy okazało się nieprawdą. Zeskoczył z biurka i w myśl kultury osobistej zgasił papierosa, by nie truć przyszłego sponsora. Jednak, gdy tylko wpadł w główne przejście pożałował. W owym przypadku, to najchętniej zastosował coś mocniejszego. Najlepiej odłamkowego.
- Kontrola.- nim zdążył cokolwiek naburknąć, tuż na wejściu dwóch smętnych panów obwieściło cel swojego przybycia. Westchnął pod nosem, odbierając z ich rąk dokument podyktowany odgórnie.
- Proszę ba..- za regałów dobiegł nieprzyjemny dźwięk czyjegoś upadku, uwieńczony przekleństwem, który w jednej chwili sprawił, że przypomniał sobie, kogo najął do brudnej roboty. Kogoś, kogo straż nie darzy miłością i tego, który mógłby przynieś i mu kłopoty.
- Co to było..?
- Nic.- wzruszył ramionami niewinnie.- Proszę poczekać.- ukłonił się i czym prędzej pognał do Avriel, która na końcu pomieszczenia próbowała upchać książki na półkę. Chwycił ją za ramię i bezceremonialnie wepchał do nieużywanego schowka na miotły.
Na pytające spojrzenie dziewczyny, zmieszane ze strachem o swe życie, wytłumaczył zdawkowo.- Straż. Siedź cicho i wymyśl coś. Nie wkop siebie. A zwłaszcza mnie.
- Ale!... - Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć wampir bez skrupułów wepchnął ją do schowka na miotły, zatrzaskując drzwiczki przed samym nosem. Dziewczyna zmiętoliła przekleństwo pod nosem, obiecując sobie małą zemstę na Oliverze. Jednak wciąż miała na głowie inny problem, a mianowicie strażników, którzy przybyli na kontrolę. Jeśli dowiedzą się o jej obecności - będzię miała przejebane mówiąc grzecznie.
Wypuścił głośno powietrze, policzył do dziesięciu i dopiero, gdy stłumił zalążek paniki, był gotów płaszczyć się przed niezapowiedzianymi gośćmi. Którzy nawet nie raczyli poczekać na niego, jak im polecił na odchodne, tylko postanowili pozwiedzać antykwariat na własną rękę.
- Coś nie tak?- zapytał docierając do jednego z nich. Mężczyzna pomruczał coś pod nosem, przejeżdżając palcami po grzbietach ułożonych książek i niespodziewanie odskoczył od regału. Pod jego nogami plątała się Atopsja, której widocznie on nie przypadł do gustu. Wydała z siebie niski gardłowy dźwięk, odsłaniając zębiska.
- Obiad?- zapiszczał, próbując odpędzić zwierzę chaotycznymi ruchami dłońmi, jednak tylko rozjuszył ją bardziej. Poderwała się ostrzegawczo, na co on zareagował automatycznym krokiem w tył. Wpadając tym na Oliviera.
- Nie do końca.- odparł, kładąc strażnikowi ręce na ramionach i odprowadzając go w stronę biurka, gdzie kręcił się jego towarzysz.- Ale może kawki? Herbatki?
Na jej ustach wymalował się szatański uśmieszek, gdy w głowie zaświtał niecny plan, który zamierzała wcielić w życie. Jednak przesiadywanie w ciemnych, ciasnych miejscach pobudza wyobraźnię do myślenia...
Naciągnęła na kasztanowe włosy duży, ciemny kaptur, który zasłonił jej całą twarz, a następnie wyciągnęła ze schowka coś na wzór laski.. bądź też mogła to być stara parasolka. Po tym wszystkim jedynie wyczekiwała dobrego momentu, aż będzie mogła wyskoczyć ze swojej kryjówki i uraczyć wszystkich swoją obecnością.
- Spasujemy.- odburknął strażnik na grzecznościowe pytanie wampira. Podszedł do biurka, przyglądając się papierom i książkom, od czasu do czasu biorąc jedną do ręki i sprawdzając ich treść. Krzywił się, co natrafił na romansidło, czy inny harlequin. W tej samej chwili drugi po upewnieniu się, że koza znikła, nadto swobodnie zaglądał do szafek.
- A co to?- Olivier aż oblał się zimnym potem, gdy strażnik wyciągnął zakręcony w szmatę pistolet. Zająknął się, nie wiedząc jak wybronić się z dość niewygodnej sytuacji. Wtedy niespodziewanie z pomocą przyszła Atopsja. Wypruła z kąta, wyrywając strażnikowi broń z dłoni i jak szybko się pojawiła tak też znikła.
- Ale co, proszę pana?- wampir uśmiechnął się niewinnie, widząc skołowane spojrzenie mężczyzny, który nadal wpatrywał się w swoją rękę. - Skarbie, masz gości? Nie mówiłeś! Upiekłabym ciasto ♥
W tym właśnie momencie zza zaplecza prowadzącego do domu Olivera wyskoczyła brązowowłosa wampirzyca w przebraniu starej wiedźmy kompletnie olewającej zaistniałą sytuację, oraz strażników którzy wlepili w nią do granic możliwości zdziwione spojrzenie, przerywając swoje czynności.
- Czy coś się stało? - spytała pełnym troski i zmartwienia głosem, a następnie zwróciła się do wampira głosem pełnym pretensji. - Oliver, chłopcze! - zamachnęła się swoją pseudo parasolką, zdzielając chłopaka z całej siły prosto w głowę . - Zajmij się naszymi gośćmi! Ja w tym czasie zrobię herbatki! ♥ - zaświergotała, skocznym krokiem przechodząc do kuchni.
Szok, jaki wywarła na strażników był spory, ale nie do porównania, jaki przeżył Olivier. W odpowiedzi na nurtujące pytania „dlaczego, czemu, po co” nie otrzymał nawet wtedy, gdy ta wiedźma- strój, przyznać musiał trafiony- przywaliła mu w głowę. A następnie z świergoczącym głosikiem, zapowiadającym jakąś masakrę udała się do kuchni.
- Kto to?- padło pytanie. Wampir przewrócił oczami starając się dobrać odpowiedź do stroju Gandalfa w jaki dziewczyna przyodziała.
- Babcia.- zawołał wesoło, podchodząc do strażników.- Teraz nie odmówicie herbatki, prawda? Starowinka ta cierpi na demencje, dokucza jej rwa kulszowa i inne dziwne schorzenia, których nie śmiem powtórzyć, gdyż język sobie połamie. Jednak przede wszystkim samotność. Wyrodny wnuk, przez swoją prace nie może z nią siedzieć.- wyjaśnił z przesadzoną żałością w głosie, prowadząc ich w stronę salonu.
Uśmiechnęła się podle, z premedytacją obmyślając każdy szczegół tej zbrodni. Nie zdejmując ani na chwilę kaptura, wyciągnęła z kieszeni spodni małą, przeźroczystą buteleczkę z niezidentyfikowaną cieczą , po czym spojrzała na datę ważności, która już dawno przekroczyła swój okres. Wzruszyła lekceważąco ramionami, otwierając buteleczkę i wlewając po jednej kropelce do każdej z herbatek. Po chwili wydała z siebie krótkie "Hm", w zamyśleniem wpatrując się w filiżanki by nagle... wlać całą zawartość szklanej fiolki do herbatek. Uśmiechnęła się słodko, stawiając filiżanki na tacy i podążając z powrotem w kierunku biblioteki.
Gdy Olivier z grzeczności, jak i ciekawości, co tym razem ten szaleniec w przebraniu druida zaś wymyśli, usadowił inspekcje na skórzanych fotelach, nastąpiła niezręczna cisza. Zakłócana tylko przez tykanie zegarka postawionego na etażerce przed nimi. Nieznośna w mniemaniu gości, którzy wiercili się na swoich miejscach udając, że widok kozy siedzącej na kanapie wcale ich nie dziwi. A Oliviera nawet cała ta sytuacja bawiła.
- Może papierosa?- zapytał przełamując cisze, jednak otrzymał przeczącą odpowiedź. Więc samotnie postanowił zapalić. W sumie to nie tak do końca sam. Atopsja zamruczała pod nosem i niespodziewanie porwała mu peta z dłoni. Pokręcił głową, starając olać fakt kozy żującej tytoń.- Pomóż ci tam w czymś, babciu?
- Ależ nie, wnusiu! Już idę, idę! - zawołała, przybierając nieco zgarbioną postać i wychodząc wraz z herbatkami z kuchni. Uśmiechnęła się poczciwie, stawiając tacę na małym stoliku, po czym sama zasiadła na jednym z foteli. Czuła na sobie niepewny wzrok Olivera, jednak wolała nie wyjaśniać mu w tej chwili, co miała zamiar uczynić, a po prostu czekać na rozwój wydarzeń. Jeśli strażnicy nie zorientowali się jeszcze, że starowinka pod przebraniem druida to tak naprawdę jedna z najbardziej poszukiwanych osób w mieście - to z pewnością w ogóle nigdy się nie dowiedzą.
- Proszę się częstować. Panowie pewnie tacy zmęczeni, droga długa może. A herbatka zawsze dobra na wszystko.
Wpierw nie byli pewni, czy picie herbatki przygotowaną przez starą wariatkę to dobry pomysł, jednak czując apetyczny zapach suszu z egzotycznymi owocami od razu przekonali się, ze może warto zaryzykować. Jedyną niepocieszoną osobą w towarzystwie był Olivier. Średnio spodobał mu się fakt, że Avriel zużyła na nich herbatę, którą trudem udało mu się zdobyć w dziwnych okolicznościach. Nawet nie dostał marnej filiżanki herbaty. Posłał gniewne spojrzenie „babci”, którym chciał wybitnie przekazać, że mu się to nie podoba, i że nie ma pojęcia co ona kombinuje.
Mało co zwracając uwagę na swojego "wnusia", uśmiechnęła się pod nosem, po chwili charakterystycznie odkasłując, chcąc zwrócić na siebie ich uwagę i oderwać od picia herbaty.
- Ten antykwariat to jedyny, jaki wszyscy znamy w mieście i jedyny, gdzie można znaleźć tyle literatury. Mam nadzieję, że dobro słowo o nim rozszerzy się wśród wielu wampirów - po jej skończonej przemowie jeden ze strażników padł nieprzytomnie na ziemie, a po nim kolejni. Dziewczyna przeniosła swój beznamiętny wzrok na zegarek, ściągając tym samym z głowy kaptur.
- Hm, nawet punktualnie. Teraz tylko trzeba ich przeciągnąć pod jakiś bar.
- Proszę przypomnij mi, żebym cię więcej do kuchni nie wpuszczał.- westchnął, uśmiechając się pod nosem. Podszedł do nieprzytomnych, spoglądając na nich. Niestety najprawdopodobniej nie potruła ich, a tylko wlała im coś na sen, więc zmuszony jest ich gdzieś przenieś. I to najprawdopodobniej sam, bo dziewczyna z pewnością palcem nie kiwnie.
- Gdzie posiałem te stare dywany? Trzeba ich w coś zawinąć. Nie będę tarzał dwóch nieprzytomnych oficerów w biały dzień! – warknął, kopiąc jednego w brzuch. Od tak. Na odstresowanie.
- Oj, spokojnie - uprzedziła Olivera przed kolejnym skopaniem strażnika, po czym skrzyżowała ręce na piersi. - Dywan się znajdzie, wszystko się znajdzie. Będą pamiętać tylko to, co wydarzyło się ostatnio. Jeśli będziesz miał szczęście, może nawet pisna dobre słówko o tej ruu.. Bibliotece - uśmiechnęła się słodko. - No, wykonałam już swoją pracę - westchnęła, usadawiając się wygodnie na skórzanym fotelu.
Jakiś czas później...
Gdy Oliver wyszedł z biblioteki z zamiarem sprzątnięcia strażników, bądź nauczenia ich pływać - ona korzystając z tej okazji użyczyła sobie jego własnej łazienki, biorąc długi prysznic, chcąc zmyć z siebie kurz jaki osiadł na niej podczas sprzątania, oraz przesiadywania w schowku na miotły. Uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl o tym, jak poczyniła honory swoją pseudo parasolką i zapoznała ją blisko z pustym łbem Olivera.
- Trzeba robić tak częściej - mruknęła zadowolona pod nosem, po czym otarłszy ciało z resztek wody założyła koronkową, czerwoną bieliznę. Odgarnęła wilgotne włosy na kark i skocznym krokiem w rytmie "z buta wjeżdżam" wyważyła drzwi od łazienki, stając w progu z okrzykiem:
- Jestem modelką! Ha!
Klnąc na dziewczynę, na strażników, w ogóle na cały świat i mając nadzieje, że w końcu będzie miał chwile spokoju ułożył się na fotelu. Zawiesił nogi na oparciu, chwycił książkę i w końcu mógł się pogłębić w oddzielnym uniwersum. Do czasu, gdy na drzwi nie podziałała siła, która rozwarła je brutalnie. W przejściu stanęła Avriel w pełni eksponując swoje dźwięki i wykrzykując coś o zawodzie, w którym nie ma szansy zabłysnąć.
Oliver westchnął ciężko, spoglądając na dziewczynę znad okularów.- Nie widzisz kobieto, że czytam? Dzisiaj nikogo nie zamawiałem.
Stanęła tak w bezruchu, przez dłuższą chwilę wgapiając się tępo w Olivera, dzierżąc w jednej dłoni mokry ręcznik z którego skapywały pojedyncze krople wody. Jej wyraz twarzy szybko jednak zmienił się, a dziewczyna przeklinając głośno pod nosem - rzuciła mokrą szmatą prosto w wampira.
- Cholerny zbok! Nie przyszło ci do głowy, że zaanonsować swoją obecność?! - skrzyżowała ręce na piersi, spoglądając na niego wilkiem.- Zaanonsować? Tak jak ty?- obruszył się z obrzydzeniem odrzucając mokrą szmatę, którą przed chwilą oberwał. Która umoczyła książkę, nie mówiąc już o koszuli. Jeszcze raz spojrzał na dziewczynę i samowolnie uśmiechnął się. I kto niby nazywa go zbokiem?- Kto niby ubiera się w sam stanik, a na dupe przyodziewa jakiś sznurek? I to w czyimś domu?
- Ja! - odparła dumnie. - Z tej okazji, że jestem mała, biedna, osierocona i chora na głowę, ale całkowicie zdrowa - ja tak robię! Ah, faktycznie! Jak się nigdy kobiety w domu nie miało przy sobie to nie umie się nazwać poszczególnych części garderoby - posłała mu zgryźliwy uśmieszek. - A teraz podaj mi ciuchy z łaski swojej, leżą na fotelu.
Przewrócił oczami, podnosząc się z fotela. Miał już grzecznie podać jej ubrania, jak waćpana słudze nakazała, jednak coś w nim pękło. Wpadł na pomysł. Idea, tak głupia i nietypowa dla niego, że usta wywinęły mu się w najpaskudniejszy uśmiech, jakikolwiek można byłoby u niego zaobserwować.- Nie.- odparł, jak małe dziecko robiące coś na przekór. Złapał za jej ciuchy i po prostu pognał z nimi w sobie tylko znanym kierunku, jak najdalej od szokowanej i głównie wnerwionej wampirzycy.
- Nie? - powtórzyła za nim, unosząc prawą brew ku górze i lustrując uważnie wampira. Na gębie Olivera wymalował się ohydny, szatański uśmiech zwiastujący coś naprawdę niedobrego. - Nie, ty chyba nie myślisz... - nim zdążyła dokończyć, ten złapał jej ciuchy i nie czekając nawet na jej reakcję - pognał z nimi do wyjścia. - GDZIE DO CHOLERY!?
- Nie przeszkadzaj mi.- mruknął, odrywając się od czynności, by móc Atopsje pogłaskać po łbie. Jednak, gdy koza tylko poczuła nieprzyjemny zapach smaru i specyfików do czyszczenia broni momentalnie się najeżyła. Wydała z siebie dziwny odgłos, prychając to na lewo i prawo. Po czym po prostu zwiała.
Uśmiechnął się do siebie, kończąc czyścić lufę z zamiarem zaopiekowania się magazynkiem, gdy nagle…
Gdy nagle jego osobiste radio Maryja dręczące go dwa razy w ciągu tygodnia w dniach nieokreślonych wydało z siebie dźwięk podobny do mordowania stada zwierząt.
- ZNOOWU W ŻYYCIU CI NIE WYSZŁO!
Wampirzyca bezceremonialnie wydarła się na miarę możliwości swoich strun głosowych, rozłożona wygodnie na jednym z zakurzonych regałów, wykonując przy tym dość dziwne gesty dłońmi i uśmiechając się kpiąco pod nosem.
Słysząc ten bolesny, jak i niespodziewany odgłos, aż podskoczył na krześle. W efekcie zahaczył dłonią o słoik ze smarem, który rozlał się na połowę biurka, zalewając porozrzucane papiery, a także jego koszule. Przeklną pod nosem, posyłając odpoczywającej na szczycie szafki dziewczynie karcące spojrzenie.
- Co ty robisz?- syknął, postawiają słoik do pionu, drugą ręką manewrując wiatrówką, chcąc uchronić ją przed ubrudzeniem. Dziewczyna zaświergotała radośnie, widząc jego zmagania z rozprzestrzeniającym się płynem, jednak nie odpowiedziała na pytanie. Wlepiła wzrok w rysy na suficie.
Machnął ręką na wampirzyce, wracając do roboty. Zarzucił znalezioną pod szafką ścierę na rozlaną plamę, a sam wrócił do czyszczenia broni. Nie na długo, gdyż po chwili znowu Avriel postanowiła zabawić się w radiowęzeł i zanucić specjalnie dla niego, jakąś przyśpiewkę, jednak tym razem nie wytrzymał. Zatrzasnął magazynek i strzelił w stronę dziewczyny. Pocisk przeszedł kilka centymetrów obok niej, wyrządzając szkody w postaci rozerwanego rogu szafki.
Niespodziewając się takiego obrotu spraw, zerwała się gwałtownie ze swojego miejsca, cudem omijając kuli lecącej wprost w jej stronę, tym samym... mając dość bliskie i bolesne spotkanie z ziemią.
Tuman kurzu wzleciał w górę, a utworzony wietrzyk rozwiał we wszystkie strony pojedyncze kartki, które poleciały hen daleko w swoje strony, osiadając nawet na ścianach, nie wspominając już o regałach.
- No naprawdę? - jęknęła poirytowana, prychając pod nosem. - Dlaczego wszyscy chcą mnie zabić? Oli, coś ty taki zdenerwowany? Gorszy niż kobieta podczas okresu - posłała mu złośliwy uśmieszek, podnosząc się z ziemi i otrzepując z brudu.
Uśmiechnął się pobłażliwie, czule głaszcząc lufę zmazując z niej zacieki po smarze. Złamał ją w pół, nabijając następną serie naboi i dopiero teraz zainteresował się dziewczyną roszczącą do niego pretensje.- Nie do końca. Sprawdzałem tylko, czy działa.- cmoknął w usta, zabezpieczając broń i chowając ją w szafce biurka.
- A poza tym to twoja wina. Dlaczego prezentujesz mi okrzyk godowy orangutanów? Jeśli chce sobie posłuchać odgłosów przyrody, to włączam telewizor, albo otwieram okno.- Jak myślisz, skoro jestem u ciebie, a nie ma mnie nigdzie indziej to oznacza, że nie mam co zrobić ze swoim życiem - wyjaśniła, opierając się o ścianę. - Poza tym, jako dobra ciotka rada i mój osobisty życiowy doradca masz załatwić mi robotę - dodała pewnie. - Ale taką płatną - podkreśliła, zbyt dobrze znając wampira, aby uwierzyć, że sam z dobrej woli zaoferuje zapłatę w postaci pieniężnej.- Prace?- zmierzył wzrokiem dziewczynę od stóp- zatrzymując się na sekundę dłużej w pewnym momencie- aż po głowę. Przekrzywił głowę, stukając palcem o brodę. – Tu niedaleko przy latarni zwolnił się wakat.- uśmiechnął się, na chwile zatracając się własnych myślach.- Co ty na..?
Dziewczyna zmierzyła chłopaka wzrokiem niezapowiadający, że rzuci się na niego, by go uściskać i podziękować za świetny pomysł. Zmieszany, odwrócił głowę szukając na biurku papierosów.- W sumie to też możesz tu pracować.- zrobił przerwę wypowiedzi, by zapalić.- Tylko gorzej z wypłatą. Mogę ci płacić w okruszkach. Atopsja nie narzeka. Uśmiechnęła się po chwili nieznacząco, na chwilę unosząc brwi ku górze, zawieszając tym samym wzrok na Olivierze.
- Załatw mi seksowne, czerwone, koronkowe stringi, brązowe futro i wysokie szpilki, a od jutra stawiam tam swój bilbord "AVI DO WZIĘCIA OD ZARAZ, DOGŁĘBNIE" co o tym sądzisz? - mruknęła sarkastycznie, po czym dodała już bardziej na poważnie. - Mam ci liczyć kurz na regałach, czy robić za druida promując książki fantasy? - westchnęła ciężko, siadając na krześle i odchylając się do tyłu. - Mówią, że robótki ręczne kształtują zdolności manualne, czy coś.- westchnął, mówiąc bardziej do siebie, niż do niej. Rozejrzał się po sklepie, próbując znaleźć dla niej zajęcie, w którym nie zniszczy, nie porysuje niczego, ani nie uszkodzi siebie czy jego. – Zajmij się czymś pożytecznym, przy czym nie będzie cię widać. Klientele mi straszysz.- wytłumaczył, ściągając z półki małą miotełkę wykonaną z piór rzucając nią w Avi.
- Na przykład odkurz. Mogę ci jeszcze dorzucić bardzo apetyczną czarno- białą sukieneczkę z fartuszkiem. - W fartuszkach nie wyglądam ładnie, muszę odmówić - odparła z przekąsem, odbierając od chłopaka narzędzie do sprzątania. Jej twarz wykrzywił nieznaczny grymas, gdy spoglądając na miotełkę stwierdziła, że jest to najbanalniejsze zajęcie, jakie mogła dostać. Czy wampir uważa ją za jakąś niezdrową na umyśle?
Nie! Nie narzekaj! W końcu masz coś do roboty - skarciła się w myślach, z wielkim zapałem zabierając się za zamiatanie kurzu z półek i regałów.
Z lekko ironicznym uśmiechem odprowadził wzrokiem dziewczynę, która postanowiła się podjąć tego arcy- trudnego zadania. Z niemrawą miną oczywiście no, ale kto by chciał wymachiwać ścierą nad półkami, które były czyszczone nie wiadomo, kiedy. Poprawka one nigdy nie były.
- Nie uszkodź niczego.- zawołał za nią, usadawiając się na biurku, by mieć pełny obraz na zmagania wampirzycy. Koza przytaknęła mu becząc i kręcąc się pod nogami Avi.
Posłała Oliverowi krzywe spojrzenie, zmiatając przy tym szybkim ruchem tuman kurzu z półki tuż przed nią.
- Czy właśnie chcesz zasugerować, że moja wrodzona gapowatość jest tak gapowata, że nie umiem nawet sprzątać? I weź to piekielne zwierzę spod moich nóg, bo zaraz naprawdę coś uszkodzę! - warknęła, krzyżując ręce na piersi.- Nie skądże. Jakbym śmiał.- od chamskiego prychnięcia, powstrzymywał go tylko papieros, którego zapobiegawczo miażdżył zębami. Wolał się ograniczyć, zwłaszcza, że wampirzyca ma w zasięgu ręki coś, czym mogła rzucić i wyrządzić większe szkody. Mu, jak i wystrojowi wnętrz.
- Oj, a przecież Atopsja chce cię tylko wesprzeć w robocie.- koza, jakby na potwierdzenie tych słów zabeczała jeszcze głośniej, klapiąc zębiskami przy nogawkach spodni dziewczyny.
Prychnęła pod nosem, mocniej ściskając rączkę miotełki do kurzu, cudem powstrzymując się przed użyciem jej jako narzędzia tortur Olivera. W końcu to również było bardzo niebezpieczne zajęcie, zwłaszcza w jej rękach.
- Jeśli ten diabeł mnie ugryzie, oddam - mruknęła, dalej zajmując się swoim arcyciekawym zajęciem, zupełnie ignorując wampira i jego kozę.
- Poza tym, już wiadomo, czemu nie masz tu klientów - posłała mu zgryźliwy uśmieszek.
Nim wampir nawet zdążył zrzucić winne pustki w sklepie na pogodę, wyludnienie, czy nawet na samą dziewczynę drzwi się otworzyły. Świeże powietrze pobudziło do ruchu kiczowate dzwoneczki zawieszone nad progu, które metalicznym dźwięk kojarzący się głównie z przypływem gotówki.
- A jednak ktoś tu jeszcze zagląda.- Olivier uśmiechnął się, nie kryjąc radości, że mało optymistyczne stwierdzenie wampirzycy okazało się nieprawdą. Zeskoczył z biurka i w myśl kultury osobistej zgasił papierosa, by nie truć przyszłego sponsora. Jednak, gdy tylko wpadł w główne przejście pożałował. W owym przypadku, to najchętniej zastosował coś mocniejszego. Najlepiej odłamkowego.
- Kontrola.- nim zdążył cokolwiek naburknąć, tuż na wejściu dwóch smętnych panów obwieściło cel swojego przybycia. Westchnął pod nosem, odbierając z ich rąk dokument podyktowany odgórnie.
- Proszę ba..- za regałów dobiegł nieprzyjemny dźwięk czyjegoś upadku, uwieńczony przekleństwem, który w jednej chwili sprawił, że przypomniał sobie, kogo najął do brudnej roboty. Kogoś, kogo straż nie darzy miłością i tego, który mógłby przynieś i mu kłopoty.
- Co to było..?
- Nic.- wzruszył ramionami niewinnie.- Proszę poczekać.- ukłonił się i czym prędzej pognał do Avriel, która na końcu pomieszczenia próbowała upchać książki na półkę. Chwycił ją za ramię i bezceremonialnie wepchał do nieużywanego schowka na miotły.
Na pytające spojrzenie dziewczyny, zmieszane ze strachem o swe życie, wytłumaczył zdawkowo.- Straż. Siedź cicho i wymyśl coś. Nie wkop siebie. A zwłaszcza mnie.
- Ale!... - Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć wampir bez skrupułów wepchnął ją do schowka na miotły, zatrzaskując drzwiczki przed samym nosem. Dziewczyna zmiętoliła przekleństwo pod nosem, obiecując sobie małą zemstę na Oliverze. Jednak wciąż miała na głowie inny problem, a mianowicie strażników, którzy przybyli na kontrolę. Jeśli dowiedzą się o jej obecności - będzię miała przejebane mówiąc grzecznie.
Wypuścił głośno powietrze, policzył do dziesięciu i dopiero, gdy stłumił zalążek paniki, był gotów płaszczyć się przed niezapowiedzianymi gośćmi. Którzy nawet nie raczyli poczekać na niego, jak im polecił na odchodne, tylko postanowili pozwiedzać antykwariat na własną rękę.
- Coś nie tak?- zapytał docierając do jednego z nich. Mężczyzna pomruczał coś pod nosem, przejeżdżając palcami po grzbietach ułożonych książek i niespodziewanie odskoczył od regału. Pod jego nogami plątała się Atopsja, której widocznie on nie przypadł do gustu. Wydała z siebie niski gardłowy dźwięk, odsłaniając zębiska.
- Obiad?- zapiszczał, próbując odpędzić zwierzę chaotycznymi ruchami dłońmi, jednak tylko rozjuszył ją bardziej. Poderwała się ostrzegawczo, na co on zareagował automatycznym krokiem w tył. Wpadając tym na Oliviera.
- Nie do końca.- odparł, kładąc strażnikowi ręce na ramionach i odprowadzając go w stronę biurka, gdzie kręcił się jego towarzysz.- Ale może kawki? Herbatki?
Na jej ustach wymalował się szatański uśmieszek, gdy w głowie zaświtał niecny plan, który zamierzała wcielić w życie. Jednak przesiadywanie w ciemnych, ciasnych miejscach pobudza wyobraźnię do myślenia...
Naciągnęła na kasztanowe włosy duży, ciemny kaptur, który zasłonił jej całą twarz, a następnie wyciągnęła ze schowka coś na wzór laski.. bądź też mogła to być stara parasolka. Po tym wszystkim jedynie wyczekiwała dobrego momentu, aż będzie mogła wyskoczyć ze swojej kryjówki i uraczyć wszystkich swoją obecnością.
- Spasujemy.- odburknął strażnik na grzecznościowe pytanie wampira. Podszedł do biurka, przyglądając się papierom i książkom, od czasu do czasu biorąc jedną do ręki i sprawdzając ich treść. Krzywił się, co natrafił na romansidło, czy inny harlequin. W tej samej chwili drugi po upewnieniu się, że koza znikła, nadto swobodnie zaglądał do szafek.
- A co to?- Olivier aż oblał się zimnym potem, gdy strażnik wyciągnął zakręcony w szmatę pistolet. Zająknął się, nie wiedząc jak wybronić się z dość niewygodnej sytuacji. Wtedy niespodziewanie z pomocą przyszła Atopsja. Wypruła z kąta, wyrywając strażnikowi broń z dłoni i jak szybko się pojawiła tak też znikła.
- Ale co, proszę pana?- wampir uśmiechnął się niewinnie, widząc skołowane spojrzenie mężczyzny, który nadal wpatrywał się w swoją rękę. - Skarbie, masz gości? Nie mówiłeś! Upiekłabym ciasto ♥
W tym właśnie momencie zza zaplecza prowadzącego do domu Olivera wyskoczyła brązowowłosa wampirzyca w przebraniu starej wiedźmy kompletnie olewającej zaistniałą sytuację, oraz strażników którzy wlepili w nią do granic możliwości zdziwione spojrzenie, przerywając swoje czynności.
- Czy coś się stało? - spytała pełnym troski i zmartwienia głosem, a następnie zwróciła się do wampira głosem pełnym pretensji. - Oliver, chłopcze! - zamachnęła się swoją pseudo parasolką, zdzielając chłopaka z całej siły prosto w głowę . - Zajmij się naszymi gośćmi! Ja w tym czasie zrobię herbatki! ♥ - zaświergotała, skocznym krokiem przechodząc do kuchni.
Szok, jaki wywarła na strażników był spory, ale nie do porównania, jaki przeżył Olivier. W odpowiedzi na nurtujące pytania „dlaczego, czemu, po co” nie otrzymał nawet wtedy, gdy ta wiedźma- strój, przyznać musiał trafiony- przywaliła mu w głowę. A następnie z świergoczącym głosikiem, zapowiadającym jakąś masakrę udała się do kuchni.
- Kto to?- padło pytanie. Wampir przewrócił oczami starając się dobrać odpowiedź do stroju Gandalfa w jaki dziewczyna przyodziała.
- Babcia.- zawołał wesoło, podchodząc do strażników.- Teraz nie odmówicie herbatki, prawda? Starowinka ta cierpi na demencje, dokucza jej rwa kulszowa i inne dziwne schorzenia, których nie śmiem powtórzyć, gdyż język sobie połamie. Jednak przede wszystkim samotność. Wyrodny wnuk, przez swoją prace nie może z nią siedzieć.- wyjaśnił z przesadzoną żałością w głosie, prowadząc ich w stronę salonu.
Uśmiechnęła się podle, z premedytacją obmyślając każdy szczegół tej zbrodni. Nie zdejmując ani na chwilę kaptura, wyciągnęła z kieszeni spodni małą, przeźroczystą buteleczkę z niezidentyfikowaną cieczą , po czym spojrzała na datę ważności, która już dawno przekroczyła swój okres. Wzruszyła lekceważąco ramionami, otwierając buteleczkę i wlewając po jednej kropelce do każdej z herbatek. Po chwili wydała z siebie krótkie "Hm", w zamyśleniem wpatrując się w filiżanki by nagle... wlać całą zawartość szklanej fiolki do herbatek. Uśmiechnęła się słodko, stawiając filiżanki na tacy i podążając z powrotem w kierunku biblioteki.
Gdy Olivier z grzeczności, jak i ciekawości, co tym razem ten szaleniec w przebraniu druida zaś wymyśli, usadowił inspekcje na skórzanych fotelach, nastąpiła niezręczna cisza. Zakłócana tylko przez tykanie zegarka postawionego na etażerce przed nimi. Nieznośna w mniemaniu gości, którzy wiercili się na swoich miejscach udając, że widok kozy siedzącej na kanapie wcale ich nie dziwi. A Oliviera nawet cała ta sytuacja bawiła.
- Może papierosa?- zapytał przełamując cisze, jednak otrzymał przeczącą odpowiedź. Więc samotnie postanowił zapalić. W sumie to nie tak do końca sam. Atopsja zamruczała pod nosem i niespodziewanie porwała mu peta z dłoni. Pokręcił głową, starając olać fakt kozy żującej tytoń.- Pomóż ci tam w czymś, babciu?
- Ależ nie, wnusiu! Już idę, idę! - zawołała, przybierając nieco zgarbioną postać i wychodząc wraz z herbatkami z kuchni. Uśmiechnęła się poczciwie, stawiając tacę na małym stoliku, po czym sama zasiadła na jednym z foteli. Czuła na sobie niepewny wzrok Olivera, jednak wolała nie wyjaśniać mu w tej chwili, co miała zamiar uczynić, a po prostu czekać na rozwój wydarzeń. Jeśli strażnicy nie zorientowali się jeszcze, że starowinka pod przebraniem druida to tak naprawdę jedna z najbardziej poszukiwanych osób w mieście - to z pewnością w ogóle nigdy się nie dowiedzą.
- Proszę się częstować. Panowie pewnie tacy zmęczeni, droga długa może. A herbatka zawsze dobra na wszystko.
Wpierw nie byli pewni, czy picie herbatki przygotowaną przez starą wariatkę to dobry pomysł, jednak czując apetyczny zapach suszu z egzotycznymi owocami od razu przekonali się, ze może warto zaryzykować. Jedyną niepocieszoną osobą w towarzystwie był Olivier. Średnio spodobał mu się fakt, że Avriel zużyła na nich herbatę, którą trudem udało mu się zdobyć w dziwnych okolicznościach. Nawet nie dostał marnej filiżanki herbaty. Posłał gniewne spojrzenie „babci”, którym chciał wybitnie przekazać, że mu się to nie podoba, i że nie ma pojęcia co ona kombinuje.
Mało co zwracając uwagę na swojego "wnusia", uśmiechnęła się pod nosem, po chwili charakterystycznie odkasłując, chcąc zwrócić na siebie ich uwagę i oderwać od picia herbaty.
- Ten antykwariat to jedyny, jaki wszyscy znamy w mieście i jedyny, gdzie można znaleźć tyle literatury. Mam nadzieję, że dobro słowo o nim rozszerzy się wśród wielu wampirów - po jej skończonej przemowie jeden ze strażników padł nieprzytomnie na ziemie, a po nim kolejni. Dziewczyna przeniosła swój beznamiętny wzrok na zegarek, ściągając tym samym z głowy kaptur.
- Hm, nawet punktualnie. Teraz tylko trzeba ich przeciągnąć pod jakiś bar.
- Proszę przypomnij mi, żebym cię więcej do kuchni nie wpuszczał.- westchnął, uśmiechając się pod nosem. Podszedł do nieprzytomnych, spoglądając na nich. Niestety najprawdopodobniej nie potruła ich, a tylko wlała im coś na sen, więc zmuszony jest ich gdzieś przenieś. I to najprawdopodobniej sam, bo dziewczyna z pewnością palcem nie kiwnie.
- Gdzie posiałem te stare dywany? Trzeba ich w coś zawinąć. Nie będę tarzał dwóch nieprzytomnych oficerów w biały dzień! – warknął, kopiąc jednego w brzuch. Od tak. Na odstresowanie.
- Oj, spokojnie - uprzedziła Olivera przed kolejnym skopaniem strażnika, po czym skrzyżowała ręce na piersi. - Dywan się znajdzie, wszystko się znajdzie. Będą pamiętać tylko to, co wydarzyło się ostatnio. Jeśli będziesz miał szczęście, może nawet pisna dobre słówko o tej ruu.. Bibliotece - uśmiechnęła się słodko. - No, wykonałam już swoją pracę - westchnęła, usadawiając się wygodnie na skórzanym fotelu.
Jakiś czas później...
Gdy Oliver wyszedł z biblioteki z zamiarem sprzątnięcia strażników, bądź nauczenia ich pływać - ona korzystając z tej okazji użyczyła sobie jego własnej łazienki, biorąc długi prysznic, chcąc zmyć z siebie kurz jaki osiadł na niej podczas sprzątania, oraz przesiadywania w schowku na miotły. Uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl o tym, jak poczyniła honory swoją pseudo parasolką i zapoznała ją blisko z pustym łbem Olivera.
- Trzeba robić tak częściej - mruknęła zadowolona pod nosem, po czym otarłszy ciało z resztek wody założyła koronkową, czerwoną bieliznę. Odgarnęła wilgotne włosy na kark i skocznym krokiem w rytmie "z buta wjeżdżam" wyważyła drzwi od łazienki, stając w progu z okrzykiem:
- Jestem modelką! Ha!
Klnąc na dziewczynę, na strażników, w ogóle na cały świat i mając nadzieje, że w końcu będzie miał chwile spokoju ułożył się na fotelu. Zawiesił nogi na oparciu, chwycił książkę i w końcu mógł się pogłębić w oddzielnym uniwersum. Do czasu, gdy na drzwi nie podziałała siła, która rozwarła je brutalnie. W przejściu stanęła Avriel w pełni eksponując swoje dźwięki i wykrzykując coś o zawodzie, w którym nie ma szansy zabłysnąć.
Oliver westchnął ciężko, spoglądając na dziewczynę znad okularów.- Nie widzisz kobieto, że czytam? Dzisiaj nikogo nie zamawiałem.
Stanęła tak w bezruchu, przez dłuższą chwilę wgapiając się tępo w Olivera, dzierżąc w jednej dłoni mokry ręcznik z którego skapywały pojedyncze krople wody. Jej wyraz twarzy szybko jednak zmienił się, a dziewczyna przeklinając głośno pod nosem - rzuciła mokrą szmatą prosto w wampira.
- Cholerny zbok! Nie przyszło ci do głowy, że zaanonsować swoją obecność?! - skrzyżowała ręce na piersi, spoglądając na niego wilkiem.- Zaanonsować? Tak jak ty?- obruszył się z obrzydzeniem odrzucając mokrą szmatę, którą przed chwilą oberwał. Która umoczyła książkę, nie mówiąc już o koszuli. Jeszcze raz spojrzał na dziewczynę i samowolnie uśmiechnął się. I kto niby nazywa go zbokiem?- Kto niby ubiera się w sam stanik, a na dupe przyodziewa jakiś sznurek? I to w czyimś domu?
- Ja! - odparła dumnie. - Z tej okazji, że jestem mała, biedna, osierocona i chora na głowę, ale całkowicie zdrowa - ja tak robię! Ah, faktycznie! Jak się nigdy kobiety w domu nie miało przy sobie to nie umie się nazwać poszczególnych części garderoby - posłała mu zgryźliwy uśmieszek. - A teraz podaj mi ciuchy z łaski swojej, leżą na fotelu.
Przewrócił oczami, podnosząc się z fotela. Miał już grzecznie podać jej ubrania, jak waćpana słudze nakazała, jednak coś w nim pękło. Wpadł na pomysł. Idea, tak głupia i nietypowa dla niego, że usta wywinęły mu się w najpaskudniejszy uśmiech, jakikolwiek można byłoby u niego zaobserwować.- Nie.- odparł, jak małe dziecko robiące coś na przekór. Złapał za jej ciuchy i po prostu pognał z nimi w sobie tylko znanym kierunku, jak najdalej od szokowanej i głównie wnerwionej wampirzycy.
- Nie? - powtórzyła za nim, unosząc prawą brew ku górze i lustrując uważnie wampira. Na gębie Olivera wymalował się ohydny, szatański uśmiech zwiastujący coś naprawdę niedobrego. - Nie, ty chyba nie myślisz... - nim zdążyła dokończyć, ten złapał jej ciuchy i nie czekając nawet na jej reakcję - pognał z nimi do wyjścia. - GDZIE DO CHOLERY!?
Subskrybuj:
Posty (Atom)