Pogadaj z nami :D

wtorek, 23 grudnia 2014

Jestem modelką!

Czarne zwierzę, co chwile albo stukało rogami o biurko, albo trącało wampira po nogach, chcąc zobaczyć, co robi na biurku. Nie żeby kiedykolwiek mu to przeszkadzało, czy wnerwiało, jednak w tym momencie szturchanie, tykanie, czy jakiekolwiek przeszkadzanie mu nie było wskazane.
- Nie przeszkadzaj mi.- mruknął, odrywając się od czynności, by móc Atopsje pogłaskać po łbie. Jednak, gdy koza tylko poczuła nieprzyjemny zapach smaru i specyfików do czyszczenia broni momentalnie się najeżyła. Wydała z siebie dziwny odgłos, prychając to na lewo i prawo. Po czym po prostu zwiała.
Uśmiechnął się do siebie, kończąc czyścić lufę z zamiarem zaopiekowania się magazynkiem, gdy nagle…
Gdy nagle jego osobiste radio Maryja dręczące go dwa razy w ciągu tygodnia w dniach nieokreślonych wydało z siebie dźwięk podobny do mordowania stada zwierząt.
- ZNOOWU W ŻYYCIU CI NIE WYSZŁO! 
Wampirzyca bezceremonialnie wydarła się na miarę możliwości swoich strun głosowych, rozłożona  wygodnie na jednym z zakurzonych regałów, wykonując przy tym dość dziwne gesty dłońmi i uśmiechając się kpiąco pod nosem. 
Słysząc ten bolesny, jak i niespodziewany odgłos, aż podskoczył na krześle. W efekcie zahaczył dłonią o słoik ze smarem, który rozlał się na połowę biurka, zalewając porozrzucane papiery, a także jego koszule. Przeklną pod nosem, posyłając odpoczywającej na szczycie szafki dziewczynie karcące spojrzenie.
- Co ty robisz?- syknął, postawiają słoik do pionu, drugą ręką manewrując wiatrówką, chcąc uchronić ją przed ubrudzeniem. Dziewczyna zaświergotała radośnie, widząc jego zmagania z rozprzestrzeniającym się płynem, jednak nie odpowiedziała na pytanie. Wlepiła wzrok w rysy na suficie.
Machnął ręką na wampirzyce, wracając do roboty. Zarzucił znalezioną pod szafką ścierę na rozlaną plamę, a sam wrócił do czyszczenia broni. Nie na długo, gdyż po chwili znowu Avriel postanowiła zabawić się w radiowęzeł i zanucić specjalnie dla niego, jakąś przyśpiewkę, jednak tym razem nie wytrzymał. Zatrzasnął magazynek i strzelił w stronę dziewczyny. Pocisk przeszedł kilka centymetrów obok niej, wyrządzając szkody w postaci rozerwanego rogu szafki.
Niespodziewając się takiego obrotu spraw, zerwała się gwałtownie ze swojego miejsca, cudem omijając kuli lecącej wprost w jej stronę, tym samym... mając dość bliskie i bolesne spotkanie z ziemią.
Tuman kurzu wzleciał w górę, a utworzony wietrzyk rozwiał we wszystkie strony pojedyncze kartki, które poleciały hen daleko w swoje strony, osiadając nawet na ścianach, nie wspominając już o regałach.
- No naprawdę? - jęknęła poirytowana, prychając pod nosem. - Dlaczego wszyscy chcą mnie zabić? Oli, coś ty taki zdenerwowany? Gorszy niż kobieta podczas okresu - posłała mu złośliwy uśmieszek, podnosząc się z ziemi i otrzepując z brudu.
Uśmiechnął się pobłażliwie, czule głaszcząc lufę zmazując z niej zacieki po smarze. Złamał ją w pół, nabijając następną serie naboi i dopiero teraz zainteresował się dziewczyną roszczącą do niego pretensje.- Nie do końca. Sprawdzałem tylko, czy działa.- cmoknął w usta, zabezpieczając broń i chowając ją w szafce biurka.
- A poza tym to twoja wina. Dlaczego prezentujesz mi okrzyk godowy orangutanów? Jeśli chce sobie posłuchać odgłosów przyrody, to włączam telewizor, albo otwieram okno.- Jak myślisz, skoro jestem u ciebie, a nie ma mnie nigdzie indziej to oznacza, że nie mam co zrobić ze swoim życiem - wyjaśniła, opierając się o ścianę. - Poza tym, jako dobra ciotka rada i mój osobisty życiowy doradca masz załatwić mi robotę - dodała pewnie. - Ale taką płatną - podkreśliła, zbyt dobrze znając wampira, aby uwierzyć, że sam z dobrej woli zaoferuje zapłatę w postaci pieniężnej.- Prace?- zmierzył wzrokiem dziewczynę od stóp- zatrzymując się na sekundę dłużej w pewnym momencie- aż po głowę. Przekrzywił głowę, stukając palcem o brodę. – Tu niedaleko przy latarni zwolnił się wakat.- uśmiechnął się, na chwile zatracając się własnych myślach.- Co ty na..?
Dziewczyna zmierzyła chłopaka wzrokiem niezapowiadający, że rzuci się na niego, by go uściskać i podziękować za świetny pomysł. Zmieszany, odwrócił głowę szukając na biurku papierosów.- W sumie to też możesz tu pracować.- zrobił przerwę wypowiedzi, by zapalić.- Tylko gorzej z wypłatą. Mogę ci płacić w okruszkach. Atopsja nie narzeka. Uśmiechnęła się po chwili nieznacząco, na chwilę unosząc brwi ku górze, zawieszając tym samym wzrok na Olivierze.
- Załatw mi seksowne, czerwone, koronkowe stringi, brązowe futro i wysokie szpilki, a od jutra stawiam tam swój bilbord "AVI DO WZIĘCIA OD ZARAZ, DOGŁĘBNIE" co o tym sądzisz? - mruknęła sarkastycznie, po czym dodała już bardziej na poważnie. - Mam ci liczyć kurz na regałach, czy robić za druida promując książki fantasy? - westchnęła ciężko, siadając na krześle i odchylając się do tyłu. - Mówią, że robótki ręczne kształtują zdolności manualne, czy coś.- westchnął, mówiąc bardziej do siebie, niż do niej. Rozejrzał się po sklepie, próbując znaleźć dla niej zajęcie, w którym nie zniszczy, nie porysuje niczego, ani nie uszkodzi siebie czy jego. – Zajmij się czymś pożytecznym, przy czym nie będzie cię widać. Klientele mi straszysz.- wytłumaczył, ściągając z półki małą miotełkę wykonaną z piór rzucając nią w Avi.
- Na przykład odkurz. Mogę ci jeszcze dorzucić bardzo apetyczną czarno- białą sukieneczkę z fartuszkiem. - W fartuszkach nie wyglądam ładnie, muszę odmówić - odparła z przekąsem, odbierając od chłopaka narzędzie do sprzątania. Jej twarz wykrzywił nieznaczny grymas, gdy spoglądając na miotełkę stwierdziła, że jest to najbanalniejsze zajęcie, jakie mogła dostać. Czy wampir uważa ją za jakąś niezdrową na umyśle?
Nie! Nie narzekaj! W końcu masz coś do roboty - skarciła się w myślach, z wielkim zapałem zabierając się za zamiatanie kurzu z półek i regałów.
Z lekko ironicznym uśmiechem odprowadził wzrokiem dziewczynę, która postanowiła się podjąć tego arcy- trudnego zadania. Z niemrawą miną oczywiście no, ale kto by chciał wymachiwać ścierą nad półkami, które były czyszczone nie wiadomo, kiedy. Poprawka one nigdy nie były.
- Nie uszkodź niczego.- zawołał za nią, usadawiając się na biurku, by mieć pełny obraz na zmagania wampirzycy. Koza przytaknęła mu becząc i kręcąc się pod nogami Avi. 

Posłała Oliverowi krzywe spojrzenie, zmiatając przy tym szybkim ruchem tuman kurzu z półki tuż przed nią.
- Czy właśnie chcesz zasugerować, że moja wrodzona gapowatość jest tak gapowata, że nie umiem nawet sprzątać? I weź to piekielne zwierzę spod moich nóg, bo zaraz naprawdę coś uszkodzę! - warknęła, krzyżując ręce na piersi.- Nie skądże. Jakbym śmiał.- od chamskiego prychnięcia, powstrzymywał go tylko papieros, którego zapobiegawczo miażdżył zębami. Wolał się ograniczyć, zwłaszcza, że wampirzyca ma w zasięgu ręki coś, czym mogła rzucić i wyrządzić większe szkody. Mu, jak i wystrojowi wnętrz.
- Oj, a przecież Atopsja chce cię tylko wesprzeć w robocie.- koza, jakby na potwierdzenie tych słów zabeczała jeszcze głośniej, klapiąc zębiskami przy nogawkach spodni dziewczyny. 
Prychnęła pod nosem, mocniej ściskając rączkę miotełki do kurzu, cudem powstrzymując się przed użyciem jej jako narzędzia tortur Olivera. W końcu to również było bardzo niebezpieczne zajęcie, zwłaszcza w jej rękach.
- Jeśli ten diabeł mnie ugryzie, oddam - mruknęła, dalej zajmując się swoim arcyciekawym zajęciem, zupełnie ignorując wampira i jego kozę.
- Poza tym, już wiadomo, czemu nie masz tu klientów - posłała mu zgryźliwy uśmieszek.
Nim wampir nawet zdążył zrzucić winne pustki w sklepie na pogodę, wyludnienie, czy nawet na samą dziewczynę drzwi się otworzyły. Świeże powietrze pobudziło do ruchu kiczowate dzwoneczki zawieszone nad progu, które metalicznym dźwięk kojarzący się głównie z przypływem gotówki.
- A jednak ktoś tu jeszcze zagląda.- Olivier uśmiechnął się, nie kryjąc radości, że mało optymistyczne stwierdzenie wampirzycy okazało się nieprawdą. Zeskoczył z biurka i w myśl kultury osobistej zgasił papierosa, by nie truć przyszłego sponsora. Jednak, gdy tylko wpadł w główne przejście pożałował. W owym przypadku, to najchętniej zastosował coś mocniejszego. Najlepiej odłamkowego.
- Kontrola.- nim zdążył cokolwiek naburknąć, tuż na wejściu dwóch smętnych panów obwieściło cel swojego przybycia. Westchnął pod nosem, odbierając z ich rąk dokument podyktowany odgórnie.
- Proszę ba..- za regałów dobiegł nieprzyjemny dźwięk czyjegoś upadku, uwieńczony przekleństwem, który w jednej chwili sprawił, że przypomniał sobie, kogo najął do brudnej roboty. Kogoś, kogo straż nie darzy miłością i tego, który mógłby przynieś i mu kłopoty.
- Co to było..?
- Nic.- wzruszył ramionami niewinnie.- Proszę poczekać.- ukłonił się i czym prędzej pognał do Avriel, która na końcu pomieszczenia próbowała upchać książki na półkę. Chwycił ją za ramię i bezceremonialnie wepchał do nieużywanego schowka na miotły.
Na pytające spojrzenie dziewczyny, zmieszane ze strachem o swe życie, wytłumaczył zdawkowo.- Straż. Siedź cicho i wymyśl coś. Nie wkop siebie. A zwłaszcza mnie.
- Ale!... - Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć wampir bez skrupułów wepchnął ją do schowka na miotły, zatrzaskując drzwiczki przed samym nosem. Dziewczyna zmiętoliła przekleństwo pod nosem, obiecując sobie małą zemstę na Oliverze. Jednak wciąż miała na głowie inny problem, a mianowicie strażników, którzy przybyli na kontrolę. Jeśli dowiedzą się o jej obecności - będzię miała przejebane mówiąc grzecznie.
Wypuścił głośno powietrze, policzył do dziesięciu i dopiero, gdy stłumił zalążek paniki, był gotów płaszczyć się przed niezapowiedzianymi gośćmi. Którzy nawet nie raczyli poczekać na niego, jak im polecił na odchodne, tylko postanowili pozwiedzać antykwariat na własną rękę.
- Coś nie tak?- zapytał docierając do jednego z nich. Mężczyzna pomruczał coś pod nosem, przejeżdżając palcami po grzbietach ułożonych książek i niespodziewanie odskoczył od regału. Pod jego nogami plątała się Atopsja, której widocznie on nie przypadł do gustu. Wydała z siebie niski gardłowy dźwięk, odsłaniając zębiska.
- Obiad?- zapiszczał, próbując odpędzić zwierzę chaotycznymi ruchami dłońmi, jednak tylko rozjuszył ją bardziej. Poderwała się ostrzegawczo, na co on zareagował automatycznym krokiem w tył. Wpadając tym na Oliviera.
- Nie do końca.- odparł, kładąc strażnikowi ręce na ramionach i odprowadzając go w stronę biurka, gdzie kręcił się jego towarzysz.- Ale może kawki? Herbatki?
Na jej ustach wymalował się szatański uśmieszek, gdy w głowie zaświtał niecny plan, który zamierzała wcielić w życie. Jednak przesiadywanie w ciemnych, ciasnych miejscach pobudza wyobraźnię do myślenia...
Naciągnęła na kasztanowe włosy duży, ciemny kaptur, który zasłonił jej całą twarz, a następnie wyciągnęła ze schowka coś na wzór laski.. bądź też mogła to być stara parasolka. Po tym wszystkim jedynie wyczekiwała dobrego momentu, aż będzie mogła wyskoczyć ze swojej kryjówki i uraczyć wszystkich swoją obecnością.
- Spasujemy.- odburknął strażnik na grzecznościowe pytanie wampira. Podszedł do biurka, przyglądając się papierom i książkom, od czasu do czasu biorąc jedną do ręki i sprawdzając ich treść. Krzywił się, co natrafił na romansidło, czy inny harlequin. W tej samej chwili drugi po upewnieniu się, że koza znikła, nadto swobodnie zaglądał do szafek.
- A co to?- Olivier aż oblał się zimnym potem, gdy strażnik wyciągnął zakręcony w szmatę pistolet. Zająknął się, nie wiedząc jak wybronić się z dość niewygodnej sytuacji. Wtedy niespodziewanie z pomocą przyszła Atopsja. Wypruła z kąta, wyrywając strażnikowi broń z dłoni i jak szybko się pojawiła tak też znikła.
- Ale co, proszę pana?- wampir uśmiechnął się niewinnie, widząc skołowane spojrzenie mężczyzny, który nadal wpatrywał się w swoją rękę. - Skarbie, masz gości? Nie mówiłeś! Upiekłabym ciasto ♥
W tym właśnie momencie zza zaplecza prowadzącego do domu Olivera wyskoczyła brązowowłosa wampirzyca w przebraniu starej wiedźmy kompletnie olewającej zaistniałą sytuację, oraz strażników którzy wlepili w nią do granic możliwości zdziwione spojrzenie, przerywając swoje czynności.
- Czy coś się stało? - spytała pełnym troski i zmartwienia głosem, a następnie zwróciła się do wampira głosem pełnym pretensji. - Oliver, chłopcze! - zamachnęła się swoją pseudo parasolką, zdzielając chłopaka z całej siły prosto w głowę . - Zajmij się naszymi gośćmi! Ja w tym czasie zrobię herbatki! ♥ - zaświergotała, skocznym krokiem przechodząc do kuchni.
Szok, jaki wywarła na strażników był spory, ale nie do porównania, jaki przeżył Olivier. W odpowiedzi na nurtujące pytania „dlaczego, czemu, po co” nie otrzymał nawet wtedy, gdy ta wiedźma- strój, przyznać musiał trafiony- przywaliła mu w głowę. A następnie z świergoczącym głosikiem, zapowiadającym jakąś masakrę udała się do kuchni.
- Kto to?- padło pytanie. Wampir przewrócił oczami starając się dobrać odpowiedź do stroju Gandalfa w jaki dziewczyna przyodziała.
- Babcia.- zawołał wesoło, podchodząc do strażników.- Teraz nie odmówicie herbatki, prawda? Starowinka ta cierpi na demencje, dokucza jej rwa kulszowa i inne dziwne schorzenia, których nie śmiem powtórzyć, gdyż język sobie połamie. Jednak przede wszystkim samotność. Wyrodny wnuk, przez swoją prace nie może z nią siedzieć.- wyjaśnił z przesadzoną żałością w głosie, prowadząc ich w stronę salonu.
Uśmiechnęła się podle, z premedytacją obmyślając każdy szczegół tej zbrodni. Nie zdejmując ani na chwilę kaptura, wyciągnęła z kieszeni spodni małą, przeźroczystą buteleczkę z niezidentyfikowaną cieczą , po czym spojrzała na datę ważności, która już dawno przekroczyła swój okres. Wzruszyła lekceważąco ramionami, otwierając buteleczkę i wlewając po jednej kropelce do każdej z herbatek. Po chwili wydała z siebie krótkie "Hm", w zamyśleniem wpatrując się w filiżanki by nagle... wlać całą zawartość szklanej fiolki do herbatek. Uśmiechnęła się słodko, stawiając filiżanki na tacy i podążając z powrotem w kierunku biblioteki.
Gdy Olivier z grzeczności, jak i ciekawości, co tym razem ten szaleniec w przebraniu druida zaś wymyśli, usadowił inspekcje na skórzanych fotelach, nastąpiła niezręczna cisza. Zakłócana tylko przez tykanie zegarka postawionego na etażerce przed nimi. Nieznośna w mniemaniu gości, którzy wiercili się na swoich miejscach udając, że widok kozy siedzącej na kanapie wcale ich nie dziwi. A Oliviera nawet cała ta sytuacja bawiła.
- Może papierosa?- zapytał przełamując cisze, jednak otrzymał przeczącą odpowiedź. Więc samotnie postanowił zapalić. W sumie to nie tak do końca sam. Atopsja zamruczała pod nosem i niespodziewanie porwała mu peta z dłoni. Pokręcił głową, starając olać fakt kozy żującej tytoń.- Pomóż ci tam w czymś, babciu?
- Ależ nie, wnusiu! Już idę, idę! - zawołała, przybierając nieco zgarbioną postać i wychodząc wraz z herbatkami z kuchni. Uśmiechnęła się poczciwie, stawiając tacę na małym stoliku, po czym sama zasiadła na jednym z foteli. Czuła na sobie niepewny wzrok Olivera, jednak wolała nie wyjaśniać mu w tej chwili, co miała zamiar uczynić, a po prostu czekać na rozwój wydarzeń. Jeśli strażnicy nie zorientowali się jeszcze, że starowinka pod przebraniem druida to tak naprawdę jedna z najbardziej poszukiwanych osób w mieście - to z pewnością w ogóle nigdy się nie dowiedzą.
- Proszę się częstować. Panowie pewnie tacy zmęczeni, droga długa może. A herbatka zawsze dobra na wszystko.
Wpierw nie byli pewni, czy picie herbatki przygotowaną przez starą wariatkę to dobry pomysł, jednak czując apetyczny zapach suszu z egzotycznymi owocami od razu przekonali się, ze może warto zaryzykować. Jedyną niepocieszoną osobą w towarzystwie był Olivier. Średnio spodobał mu się fakt, że Avriel zużyła na nich herbatę, którą trudem udało mu się zdobyć w dziwnych okolicznościach. Nawet nie dostał marnej filiżanki herbaty. Posłał gniewne spojrzenie „babci”, którym chciał wybitnie przekazać, że mu się to nie podoba, i że nie ma pojęcia co ona kombinuje.
Mało co zwracając uwagę na swojego "wnusia", uśmiechnęła się pod nosem, po chwili charakterystycznie odkasłując, chcąc zwrócić na siebie ich uwagę i oderwać od picia herbaty.
- Ten antykwariat to jedyny, jaki wszyscy znamy w mieście i jedyny, gdzie można znaleźć tyle literatury. Mam nadzieję, że dobro słowo o nim rozszerzy się wśród wielu wampirów - po jej skończonej przemowie jeden ze strażników padł nieprzytomnie na ziemie, a po nim kolejni. Dziewczyna przeniosła swój beznamiętny wzrok na zegarek, ściągając tym samym z głowy kaptur.
- Hm, nawet punktualnie. Teraz tylko trzeba ich przeciągnąć pod jakiś bar.
- Proszę przypomnij mi, żebym cię więcej do kuchni nie wpuszczał.- westchnął, uśmiechając się pod nosem. Podszedł do nieprzytomnych, spoglądając na nich. Niestety najprawdopodobniej nie potruła ich, a tylko wlała im coś na sen, więc zmuszony jest ich gdzieś przenieś. I to najprawdopodobniej sam, bo dziewczyna z pewnością palcem nie kiwnie.
- Gdzie posiałem te stare dywany? Trzeba ich w coś zawinąć. Nie będę tarzał dwóch nieprzytomnych oficerów w biały dzień! – warknął, kopiąc jednego w brzuch. Od tak. Na odstresowanie.
- Oj, spokojnie - uprzedziła Olivera przed kolejnym skopaniem strażnika, po czym skrzyżowała ręce na piersi. - Dywan się znajdzie, wszystko się znajdzie. Będą pamiętać tylko to, co wydarzyło się ostatnio. Jeśli będziesz miał szczęście, może nawet pisna dobre słówko o tej ruu.. Bibliotece - uśmiechnęła się słodko. - No, wykonałam już swoją pracę - westchnęła, usadawiając się wygodnie na skórzanym fotelu.

Jakiś czas później...

Gdy Oliver wyszedł z biblioteki z zamiarem sprzątnięcia strażników, bądź nauczenia ich pływać - ona korzystając z tej okazji użyczyła sobie jego własnej łazienki, biorąc długi prysznic, chcąc zmyć z siebie kurz jaki osiadł na niej podczas sprzątania, oraz przesiadywania w schowku na miotły. Uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl o tym, jak poczyniła honory swoją pseudo parasolką i zapoznała ją blisko z pustym łbem Olivera.
- Trzeba robić tak częściej - mruknęła zadowolona pod nosem, po czym otarłszy ciało z resztek wody założyła koronkową, czerwoną bieliznę. Odgarnęła wilgotne włosy na kark i skocznym krokiem w rytmie "z buta wjeżdżam" wyważyła drzwi od łazienki, stając w progu z okrzykiem:
- Jestem modelką! Ha!
Klnąc na dziewczynę, na strażników, w ogóle na cały świat i mając nadzieje, że w końcu będzie miał chwile spokoju ułożył się na fotelu. Zawiesił nogi na oparciu, chwycił książkę i w końcu mógł się pogłębić w oddzielnym uniwersum. Do czasu, gdy na drzwi nie podziałała siła, która rozwarła je brutalnie. W przejściu stanęła Avriel w pełni eksponując swoje dźwięki i wykrzykując coś o zawodzie, w którym nie ma szansy zabłysnąć.
Oliver westchnął ciężko, spoglądając na dziewczynę znad okularów.- Nie widzisz kobieto, że czytam? Dzisiaj nikogo nie zamawiałem. 
 
Stanęła tak w bezruchu, przez dłuższą chwilę wgapiając się tępo w Olivera, dzierżąc w jednej dłoni mokry ręcznik z którego skapywały pojedyncze krople wody. Jej wyraz twarzy szybko jednak zmienił się, a dziewczyna przeklinając głośno pod nosem - rzuciła mokrą szmatą prosto w wampira.
- Cholerny zbok! Nie przyszło ci do głowy, że zaanonsować swoją obecność?! - skrzyżowała ręce na piersi, spoglądając na niego wilkiem.- Zaanonsować? Tak jak ty?- obruszył się z obrzydzeniem odrzucając mokrą szmatę, którą przed chwilą oberwał. Która umoczyła książkę, nie mówiąc już o koszuli. Jeszcze raz spojrzał na dziewczynę i samowolnie uśmiechnął się. I kto niby nazywa go zbokiem?- Kto niby ubiera się w sam stanik, a na dupe przyodziewa jakiś sznurek? I to w czyimś domu?
- Ja! - odparła dumnie. - Z tej okazji, że jestem mała, biedna, osierocona i chora na głowę, ale całkowicie zdrowa - ja tak robię! Ah, faktycznie! Jak się nigdy kobiety w domu nie miało przy sobie to nie umie się nazwać poszczególnych części garderoby - posłała mu zgryźliwy uśmieszek. - A teraz podaj mi ciuchy z łaski swojej, leżą na fotelu.
Przewrócił oczami, podnosząc się z fotela. Miał już grzecznie podać jej ubrania, jak waćpana słudze nakazała, jednak coś w nim pękło. Wpadł na pomysł. Idea, tak głupia i nietypowa dla niego, że usta wywinęły mu się w najpaskudniejszy uśmiech, jakikolwiek można byłoby u niego zaobserwować.- Nie.- odparł, jak małe dziecko robiące coś na przekór. Złapał za jej ciuchy i po prostu pognał z nimi w sobie tylko znanym kierunku, jak najdalej od szokowanej i głównie wnerwionej wampirzycy. 
 - Nie? - powtórzyła za nim, unosząc prawą brew ku górze i lustrując uważnie wampira. Na gębie Olivera wymalował się ohydny, szatański uśmiech zwiastujący coś naprawdę niedobrego. - Nie, ty chyba nie myślisz... - nim zdążyła dokończyć, ten złapał jej ciuchy i nie czekając nawet na jej reakcję - pognał z nimi do wyjścia. - GDZIE DO CHOLERY!? 

1 komentarz:

  1. Ale to fascynujące! *i nie mówię tego sarkastycznie! choć pewnie to tak brzmi...* Jaka piękna modeleczka! *potańcuje bo tak...nie wiem co to za euforia...* Nie wiem z czego ja się tak cieszę... Wszystko ostatnio jest tragiczne... Ale po prostu ostatnio tak miałam ochotę coś takiego przeczytać! Pewnie teraz robię długi i beznadziejny komentarz którego nikt nie będzie czytał bo jest właśnie beznadziejny i za długi ale nie ważne! Wiedzcie ,że mi się podoba i amen!

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani