-
Chyba przesadziłem. - Shin'ichi patrzył nieco zakłopotanym wzrokiem na
nieprzytomnego blondyna opartego o ścianę jakiegoś niewielkiego
pomieszczenia, do którego wampir wepchnął chłopaka, chowając się tam
przed wścibskimi oczami arystokracji razem z nim. Białowłosy nie
zauważył nawet kiedy Natsu zemdlał, nieco utrudniając mu plany. Musiał
jednak przyznać, że mógł być nieco delikatniejszy i mniej wiarygodny. -
Wstawaj szczeniaku, bo cię tu zostawię na pastwę Wagnera! - warknął,
dość mocno klepiąc go po i tak już obitych policzkach.
Chłopak
otworzył oczy krzywiąc się przy tym niemiłosiernie i odruchowo
odsuwając od siebie ręce wampira. Nabrał głębokiego oddechu w płuca
starając się sobie przypomnieć co tak właściwie się stało i dlaczego ma
przy sobie Shin'ichiego.
- Przepraszam - bąknął kiedy
dotarło do niego, że przecież Katsu się na niego wściekł. Bez powodu co
prawda, ale jednak. Wciąż uparcie unikał jego wzroku, patrząc gdzieś w
bok. Nie zaryzykował jednak wstawania z miejsca, lub jakiegokolwiek
ruchu, bo raz... po prostu się obawiał, że padnie, a po drugie...
Shin'ichi i tak nie pozwoli mu wyjść. - Proszę... nie mów o tym mojemu
panu - poprosił go spuszczając wzrok na trzęsące się dłonie. -
Proszę...
- Przestań mnie przepraszać i pozwól się
chwilę pocieszyć faktem, że jednak cię nie zabiłem, bo z każdym twoim
przepraszam mam coraz większą ochotę naprawić ten błąd. - mruknął
Jedyny, coraz bardziej zirytowany zachowaniem nowego Natsu. Nie żeby
zbytnio tęsknił za jego pyskówkami i brakiem szacunku, szczególnie do
jego osoby, ale wolał już jego niewyparzony jęzor niż zaryczane oczy. -
Ehh... Co ten stary piernik ci zrobił, że osiągnął to o czym ja tylko
mogłem pomarzyć kiedy żeś u mnie mieszkał... - westchnął nieco
zawiedziony swoimi własnymi umiejętnościami, próbując jakoś zebrać myśli
- Uhm... Możesz wstać i nie zaryć od razu twarzą po podłodze, Natsu? -
zapytał, chyba po raz pierwszy zwracając się do niego po imieniu.
Blondyn
zamknął się na dłuższą chwilę, po raz pierwszy tego dnia skupiając
wzrok na twarzy Shin'ichiego. Szukał w niej jakiegoś fałszu, znaku że
jednak zaraz wyskoczy potwór i to wszystko się skończy. Nie odpowiedział
mu też na ani jedno pytanie, jedynie uważając by mocniej zsunąć bluzę.
Nie chciał mu pokazywać w jak opłakanym stanie jest. Potrząsnął jednak
głową w odpowiedzi na drugie pytanie.
- Nie dam rady -
dodał cicho. - Znaczy... - zagryzł wargę ważąc słowa, które zaraz miał
powiedzieć - ...dam, dam... tylko... potrzebuję chwili czasu -
uśmiechnął się słabo. Przecież miał być samowystarczalny.
-
Gówno prawda, nie dasz rady - skwitował krótko Shin'ichi, dając mu
jeszcze raz po twarzy - Obudź się szczeniaku i przestań udawać
twardziela, bo jeszcze przed chwilą mało w gacie nie narobiłeś, nie
mówiąc już o stracie przytomności i beczeniu na środku sali jak mała
dziewczynka - warknął, nie mogąc się powstrzymać, by jeszcze raz
porządnie mu nie przyłożyć. - Nie próbuj nawet wstawać idioto, bo zaraz
piach będziesz gryzł, i to ja będę miał przez ciebie przesrane u
Wagnera, za to, że zabiłem jego ulubioną maskotkę.
-
Chociaż raz nie ja - wymsknęło mu się, ale zaraz ugryzł się w język, bo
przypomniał sobie że nie warto pyskować. To nic dobrego mu do tej pory
nie przyniosło, a przynajmniej od kiedy wrócił od tego tu osobnika, co
to przed nim teraz klęczał. Wagner zmienił się nie do poznania. Zaczął
go karać za każde, nawet najmniejsze przewinienie. W końcu doszło do
tego, że Natsu zaczął obawiać się cokolwiek zrobić. - Zabij mnie -
powiedział całkowicie poważnie. - Weź mnie wreszcie zabij! Przecież tego
chcesz... od dawna - jęknął cicho, posłusznie jednak siedząc na swoim
miejscu i nie próbując jeszcze wstawać.
Shin'ichi
spojrzał zaskoczonym wzrokiem na człowieka, nie mogąc uwierzyć w to co
właśnie usłyszał. Po prostu go zatkało i to tak bardzo, że nieświadomie
odsunął się nieco od niego. Dopiero po chwili doszedł do siebie, nie
wpadając wcale w gniew, jakby mogło się wydawać Natsu, a jedynie trochę
posępniejąc.
-
Dlaczego wszyscy ostatnio chcą, żebym ich zabił... - westchnął smutno
wampir, przejeżdżając dłonią po jasnych włosach - Widocznie rzeczywiście
się tylko do tego nadaje.
Blondyn nie wiedział jak na
to zareagować, jednocześnie nieco odetchnął z ulgą że śmierć jeszcze nie
nastąpiła. Nieświadomy tego, że rękaw bluzy nieco mu się podwinął
odsłaniając obtarcia po wiązanych nadgarstkach oraz liczne sińce,
poczochrał Katsu po głowie. Tak całkiem odruchowo i zupełnie po ludzku.
Na swój własny sposób chcąc mu dodać otuchy.
- Tak tylko żartowałem - wykrzywił usta w słabym uśmiechu.
Wampir spiorunował go wzrokiem, po czym palnął w łeb już bez żadnego zahamowania.
-
Jakbyś tego jeszcze nie zauważył, ale nie jestem typem żartownisia -
powiedział, nie potrafiąc jednak ukryć faktu, że kąciki ust nieco
podniosły mu się do góry - Poza tym nie dotykaj włosów! Szczególnie tymi
brudnymi łapami - warknął, szczerząc do niego kły, które jednak
zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
- Prze... -
blondyn musiał się mocno ugryźć w język by nie powiedzieć tego cisnącego
się mu na usta słowa. Wycofał się jednak, gdy tylko zobaczył kły
wampira, opuszczając przy tym dłoń i wciskając się mocniej w ścianę
pomieszczenia. Syknął zaraz, gdy jego plecy rozjarzyły się ogniem i
postarał się nieco spasować. - Jasne... twój idealny fryz... nie może
zostać zbrukany - wymamrotał, próbując nieco uspokoić szalejące serce.
-
Dobra, chyba nie mam podejścia do żywych - jęknął, widząc do jakiego
stanu znów doprowadził chłopaka. Jeżeli tak dalej pójdzie, to
rzeczywiście będzie musiał pomyśleć o tym co powie Wagnerowi, gdy ten
znajdzie martwego blondyna. - Ta... Pamiętasz jak przed chwilą chciałeś,
żebym cię zabił? - zapytał, raniąc się ostrymi kłami w nadgarstek,
patrząc jak szkarłatne krople krwi spływają po jego alabastrowej skórze -
Nie jestem św. Mikołajem. Nie spełniam cudzych życzeń, a już na pewno
nie uszczęśliwiam ludzi. - warknął, znów podnosząc głos i brutalnie
wepchnął mu swój nadgarstek w usta - Pił, albo pomyślę jeszcze nad twoją
prośbą.
Chłopak złapał jego dłoń i gwałtownie ją od
siebie odsunął wypluwając wampirzą krew na podłogę, po czym oczyścił
jeszcze z niej usta rękawem bluzy.
- Ty naprawdę chcesz
mnie zabić - jęknął patrząc mu teraz prosto w oczy. - To twoja wina, że
on taki jest. Gdyby nie ten pobyt u ciebie... nie zrobiłby się
zazdrosny - fuknął zaciskając mocno pięści. Te słowa wymagały od niego
całkiem sporego kawałka odwagi, której teraz posiadał jedynie strzępki. -
Od tamtego momentu taki jest... jak się jeszcze dowie, że chciałeś mnie
uzdrowić to nie wyjdę z pokoju do najbliższej gwiazdki i nie będzie to
przyjemny tam pobyt! - podniósł nieco głos, dygocząc nieco. Nic nie mógł
na to poradzić. Przeraźliwie bał się gniewu Wagnera, bo miał już z jego
rozwścieczoną formą do czynienia. Wyciągnął z kieszeni spodni nóż
nasiąknięty werbeną i wycelował go Shin'ichiego. - Nie zbliżaj się do
mnie - wymamrotał.
Wampir
wybuchł głośnym, ostrym śmiechem, znów tak bardzo przepełnionym lodem
jak gdy po raz pierwszy się spotkali. Bez trudu wytrącił nóż z ręki
bardzo osłabionego chłopaka, po czym kopnął go na drugi koniec
pomieszczenia, gdy broń z głośnym brzdękiem spadła na ziemię.
-
Twoje problemy, to moja wina, tak? - spytał z wyrazem furii na twarzy i
przygwoździł go do ściany, pozwalając się ponieść gniewowi. Jego oczy
przybrały szkarłatny wyraz twarzy, a zęby znów się wyostrzyły, kiedy
zbliżył je do twarzy przerażonego blondyna. - W takim razie teraz ty
mnie posłuchaj. Moje nie życie było zawsze poukładane i idealne i wciąż
by takie było, gdybyś tamtego dnia nie spieprzył swojej pracy. Namąciłeś
mi do cholery w głowie i teraz cała wyspa stoi na głowie. Dlatego z
łaski swojej przestań się opierać i pozwól mi uratować to swoje
pieprzone życie, żebyś się mógł nim kurwa cieszyć, bo w przeciwieństwie
do mnie na twoje życie czyha tylko Wagner, kiedy cała reszta zastanawia
się jak mnie wysłać do piekła.
Blondyn jęknął głucho,
kiedy uderzył o ścianę, po czym oparł się na kolanach dysząc ciężko. Nie
zdołał jednak nawet się wyprostować, gdyż Shin'ichi niemal natychmiast
był tuż przy nim. Spojrzał mu prosto w oczy już nie widząc wampira,
tylko rozszalałą bestię. Odruchowo wcisnął mu między zęby swój
nadgarstek dociskając go ze wszystkich swoich sił do jego buzi. Poczuł
wgryzające się w niego kły i przymknął na moment oczy.
-
Niby w czym ci namieszałem? To nie moja wina, że zachciało ci się mnie
brać do siebie - wychrypiał. - Wolałbym całą resztę, niż Wagnera... nie
masz pojęcia - wysapał cały czas trzymając rękę przy ustach Katsu. - Jak
to jest... kiedy ktoś... komu ufasz... nagle zmienia front - zagryzł
wargę. - Nie masz pojęcia! Skąd mógłbyś wiedzieć jak to boli?! - zapytał
go chłodno uderzając drugą ręką w jego pierś, w miejsce gdzie powinno
znajdować się bijące serce. - Zamieniacie się w potwory i zapominacie o
tym co znaczy żyć... i to życie... cenić. Wymieniacie to na ból...i
cierpienie... które przynosi wam chorą satysfakcję! - docisnął swój
nadgarstek jeszcze mocniej do jego twarzy, już nic nie widząc przed
sobą. - Jak mam.... jak mam znowu wam... zaufać? - zapytał go bezradnie.
Shin'ichi
zawahał się przed wyrwaniem swoich kłów z nadgarstka Natsu. Od razu
zamierzał się od niego odsunąć, kiedy tylko jego wargi poczuł jego
ciepłą skórę, głód był jednak od niego silniejszy. Smak ludzkiej krwi
natychmiast uderzył mu do głowy, uaktywniając instynkt łowcy. Był
wampirem. Potworem bez serca, co zdążył już mu wytknąć chłopak. Zwykłym
mordercą i sadystą pozbawionych wszelkich skrupułów. Dlaczego miałby
walczyć ze swoją własną naturą. Może powinien się jej poddać i znów stać
się pozbawioną uczuć maszyną do zabijania. Przecież tak byłoby o wiele
prościej. Może powinien tu i teraz zabić człowieka tak jak robił to
kiedyś jedynie z czystej żądzy mordu. Shin'ichi tak bardzo chciał to
zrobić. Zatopić w krwi wszystkie ślady człowieka w nim i na nowo stać
się prawdziwym tyranem na wyspie. Zapomnieć o wszystkim i wszystkich.
Nie martwić się o nikogo oprócz samego siebie. Znów być szczęśliwy,
wolny i... sam. Sam jak palec w czterech ścianach swojej rezydencji.
-
Nie mam pojęcia. Bo dotychczas po prostu nie pozwalałem nikomu się do
siebie wystarczająco zbliżyć, by zostać zranionym - powiedział
zaskakująco spokojnym głosem, odrywając od siebie blondyna - Ale, gdyby
nawet... Nie znam tego uczucia, tak samo jak innych. Nie potrafię się
cieszyć, ani tak naprawdę śmiać. Nie umiem płakać, ani żałować. Nie wiem
co to znaczy kochać, czy być kochanym. Czuję jedynie to co tutaj mam.
Czyli nic. Kompletną pustkę - warknął przez zęby, wskazując ręką na
swoją klatkę piersiową, a gdzie jeszcze przed chwilą spoczywała dłoń
Natsu. - Dobrze, że ktoś zapytał się mnie o zdanie, zanim mnie na to
skazał - dodał i odwrócił się do niego plecami, kierując się w stronę
drzwi.
Pewnie gdyby jeszcze miał ku temu siły zaprzeczyłby mu,
albo powiedział coś co choć trochę załagodziłoby jego oskarżenie, ale
kiedy Shin'ichi odsunął go od siebie opadł bez sił na podłogę i oparł
delikatnie o chłodną ścianę opierając o nią swe rozpalone czoło.
-
Ale to był twój wybór by zapomnieć o swym człowieczeństwu. Twój
świadomy wybór... i nikogo nie możesz za to winić - wymamrotał pod
nosem, po czym dźwignął się na nogi, po drodze zabierając swój sztylet.
Musiał mocniej złapać się ściany by utrzymać równowagę. Zrobił kilka
kroków w stronę Katsu i wówczas drzwi otworzyły się, a stojący w nich
mężczyzna upuścił zastawę. Oczy rozszerzyły mu się ze strachu a z gardła
wyrwałby się krzyk, gdyby nie reakcja blondyna. Nieco odruchowa.
Gwałtownie rzucił nożem, trafiając człowieka wprost w szyję.
Dopiero,
kiedy ten padł na podłogę, a czerwona posoka rozlała się po posadzce,
Natsu zamrugał kilkakrotnie blednąc na twarzy. Sic! To nie tak miało
być! Upadł na kolana obok ciała człowieka.
- Cholera - bąknął
zaciskając dłonie na ranie mężczyzny, chcąc ją rozpaczliwie zatamować. -
Nie umieraj, nie umieraj - jęknął. Zaczynało do niego docierać, że
właśnie stał się mordercą. Zabił, by samego siebie uratować. Wiedział,
że krzyk mężczyzny sprowadziłby tu rzeszę wampirów, w tym Wagnera... a
to mogłoby mieć zgubne skutki nie tylko dla niego.
Białowłosy
wampir tylko parsknął krótkim śmiechem przyglądając się całej tej
scenie. Musiał przyznać, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie
ukrywał jednak, że była to dla niego niezwykle przyjemna niespodzianka.
-
Jak miło widzieć, że nie tylko ja tracę powoli człowieczeństwo -
powiedział z uśmiechem na twarzy i od niechcenia szturchnął stopą
umierającego mężczyznę - Różnica jednak między nami polega na tym, że ja
zabijam, bo muszę się czymś żywić. Ty zabiłeś, by uratować swój nic nie
warty tyłek.
Zęby
coraz bardziej swędziały wampira, kalecząc mu wargi, gdy próbował
powstrzymać się przed rzuceniem na służącego. Choć perspektywa opicia
się ludzkiej krwi za wszystkie czasy naprawdę kusiła, przyjemniej było
mu patrzeć na nieudolne próby Natsu w ratowaniu i tak już straconego
życia mężczyzny.
-
Witam cię Natsu serdecznie, jako oficjalnego mieszkańca tego piekła -
powiedział, powoli nachylając się do niego i zbliżając usta do jego ucha
- Jak to jest zabić jednego ze swoich, potworze?
- Pomógłbyś
mi... uratował go, a nie - chłopak nacisnął mocniej na ranę dłońmi, tym
samym brudząc się doszczętnie w jego krwi. Równie gwałtownie wysunął nóż
z rany człowieka i wbił go w ramię Shin'ichiego by na moment zetrzeć
ten jego pogardliwy uśmiech i zagłuszyć ból towarzyszący słowom przez
niego wypowiedzianym. Ból duszy, rozrywający go na strzępy i
przyprawiający o gęsią skórkę. Wampir miał rację. Był potworem.
-
Ratowałem też twój tyłek, pajacu - zarzucił mu mimowolnie wracając do
części siebie samego sprzed paru miesięcy. Części, którą niemalże
utracił. Teraz jednak musiał zachować zimną krew. - Uratuj go... proszę.
Wampir
lekko się skrzywił i syknął z bólu, wyciągając nóż z ramienia. Samo
narzędzie nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Pewnie nawet by go
nie zauważył, gdyby nie został nasączony w wywarze z werbeny, co
wyraźnie odczuł w postaci palącego niczym żywym ogniem bólu i brakiem
szybkiemu zasklepieniu się rany.
- Oczekujesz ode mnie pomocy? -
zapytał kpiąco, podrzucając nóż w ręce - Chciałem ci pomóc kilka minut
temu, a ty wyraźnie pogardziłeś mną i moją krwią. Dlaczego miałbym znów
próbować komukolwiek pomóc, a co dopiero tak bezwartościowemu
człowiekowi jak ty? - Z szyderczym uśmiechem na twarzy i bez
jakiegokolwiek mrugnięcia okiem, Shin'ichi zacisnął mocniej palce rączce
noża i jednym szybkim ruchem wbił go w nogę wykrwawiającego się
mężczyznę. - Podaj mi chodź jeden sensowny powód, dlaczego miałbym
kogokolwiek ratować? Przecież sam powiedziałeś, że jestem potworem,
który nie potrafi cenić życia.
Natsu zatrząsł się na widok tego
okrucieństwa i spiorunował go spojrzeniem. Nadal trzymając dłonie przy
ranie mężczyzny. Zagryzł mocniej wargi, spoglądając cały czas na Katsu.
Szukał w myślach odpowiedniego powodu, ale nie był pewien czy cokolwiek
by go powstrzymało.
- Jak nie chcesz mi pomagać to zrób to dla
niego. Przecież on niczemu nie zawinił, a ja... ja... - potrząsnął
przecząco głową. - Będziesz takim samym potworem jakim jestem ja, gdy mu
nie pomożesz... zabijesz tak jak ja... bezmyślnie i wcale nie będziesz
miał z tego posiłku - wymamrotał, po czym dorzucił szeptem. - Nie daj mi
zamienić się w potwora, proszę...
- Natsu, co tu się dzieje?! -
Wagner znalazł się tuż przy chłopaku, nagle patrząc na niego zatroskanym
spojrzeniem. Natsu zesztywniał odrobinę. Jedno spojrzenie na przerażone
oblicze blondyna, który wciąż rozpaczliwie próbował zatamować
krwawienie wystarczyło mu na wyciągnięcie błędnych wniosków. Zmroził
spojrzeniem Katsu, chowając blondyna w swoich objęciach. - Zostaw go.
Już nic na to nie poradzisz. Pozwól mu odejść - pogłaskał chłopaka
łagodnie po głowie.
- Nie, nie, nie - Natsu pokręcił przecząco
głową, odpychając go od siebie. - Nie dajcie mu umrzeć do cholery jasnej
- krzyknął na nich obojgu. - Przecież macie siłę, by go uratować!
Shin'ichi
drgnął lekko, zawahawszy się co do słuszności podjętej przez niego
decyzji. W żadnym wypadku nie zamierzał już nikomu dziś ratować życia,
prosząc o argument jedynie po to, by znęcić się psychicznie nad
chłopakiem. Nie sądził, że temu uda się podać powód na tyle mocny, żeby
wywołać u wampira coś na kształt wyrzutów. W chwili jednak, gdy się o
tym zorientował było już za późno na jakikolwiek akt dobroci z jego
strony, gdyż do ich małego zgromadzenia postanowił dołączyć sam pan
domu.
-
Po diabli cię tu przywiało, Wagner! - warknął do arystokraty, nie
próbując już ukryć kłów - Wracaj lepiej do swoich gości o niż wtrącaj
się w cudze sprawy! - dodał, mając nadzieję, że jak,najszybciej
pozbędzie się stąd wampira.
- Słucham?! - Wagner obnażył swoje
kły i złapał Shin'ichiego za poły marynarki mocno przyciskając go do
ściany. Oczy zaszły mu mgłą i zmieniły swój kolor na krwistoczerwony. -
Atakujesz moich ludzi, jednego doprowadzasz do śmierci i śmiesz
twierdzić, że to nie moja sprawa?! - wrzasnął na niego wgryzając się bez
ostrzeżenia w szyję wampira i szarpiąc go mocno. Kompletnie zapomniał
już o istnieniu umierającego sługi oraz zrozpaczonego Natsu, który teraz
już kompletnie stracił wszelaką nadzieję. Patrzył tępo na oba wampiry,
szepcząc pod nosem "przepraszam" niczym mantrę. Tę mantrę kierował
jedynie w stronę już leżącego obok niego trupa.
-
Że co?! - warknął w odpowiedzi zaskoczony Shin'ichi. Nie otrzymał
jednak od Wagnera żadnych wyjaśnień, który nie czekając nawet na te ze
strony Katsu, zaatakował go, nie dając żadnej możliwości obrony swojej
osoby.
Białowłosy
poczuł jak kły gospodarza rozrywają jego gardło. Jakie było to
upokarzające dla każdego wampira, gdy inny nieumarły próbując pokazać
swój gniew lub dominację żywił się na nim. Tego Shin'ichi po prostu nie
mógł znieść. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział , co tak naprawdę
było tylko kwestią czasu, byłby skończony, a i tak już nie ma lekko.
Wampir
szybko oderwał od siebie napastnika i z całej siły pchnął nim o ścianę.
Sam natomiast lekko się zatoczył i musiał nieco podeprzeć na jakimś
meblu, nim odzyskał całkowite panowanie nad ciałem.
- No to wiem już jak to boli, kiedy ktoś zmienia fronty - szepnął cicho do siebie, wspominając wcześniejszą rozmowę z Natsu.
Gniew
Wagnera jednak był nie do powstrzymania. Wampir zatracił się w nim
całkowicie. Szafka, na którą wpadł nagle znalazła się w jego dłoniach.
Podniósł ją, jakby nie ważyła całkowicie nic, po czym cisnął nią w
Shin'ichiego, a kiedy ten zrobił unik dopadł do niego uderzając ze
wszystkich sił. Arystokrata przeleciał na drugą stronę korytarza i nawet
nie otrzymał szansy na odetchnięcie, gdyż właściciel domu znów znalazł
się obok niego, ponownie rozpoczynając posiłek.
- Przychodzi taka
szumowina do twojego domu i śmie uśmiercać mi podwładnych - złapał go
mocno za gardło ściskając je ze wszystkich sił.
Katsu
głośno jęknął znów czując się jakby okradano go z życia. Przez chwilę
zastanawiał się nawet, czy właśnie tak czują jego wszystkie ofiary,
kiedy powoli i bez pośpiechu wysysa z nich całą krew.
-
Ja ci dam szumowinę. - zarzęził z trudem chłopak, wypluwając nieco krwi
prosto w twarz Wagnera, jeszcze bardziej go tym rozwścieczając.
Shin'ichi
po raz kolejny odepchnął od siebie napastnika, ale za wiele mu to nie
pomogło, gdyż tamten ruszał już do kolejnego skoku na niego. Był
osłabiony dużą utratą krwi i palącym bólem, który poczuł w prawym
ramieniu, gdy próbował zaatakować. Zamiast jednak tego został raniony
czymś ostrym, co, jak od razu poczuł, również zostało wcześniej
namoczone w werbenie. Wiedział, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, to
będzie to jego koniec.
Wagner po raz kolejny obnażył swoje kły
okładając go teraz pięściami, ale kiedy miał już znów zatopić w ciele
swojego przeciwnika, ni stąd ni zowąd wyrósł przed nim Natsu i Toshiya
omal nie zdążył zahamować.
- Znikaj stąd smarku - poradził
chłopakowi, nie chcąc mu robić większej krzywdy, gdyż widział wyraźnie
malujący się ból na spoconej twarzy dzieciaka. - To nie twoja walka -
dodał łagodnie odsuwając go od siebie, ale blondyn uczepił się jego
ramienia.
- Toshiya-san - szepnął próbując zwrócić na siebie jego
uwagę. - Shin-chan nic nie zrobił... to ja, ja.... - zagryzł mocno wargi
naprawdę obawiając się do tego przyznać. - Ja go... zabiłem - oznajmił w
końcu śmiertelnie poważny. Spuścił przy tym wzrok i wbił je w swoje
buty czekając na grom z jasnego nieba.
- Coś ty powiedział?! -
Wagner złapał go za poły koszuli i podciągnął do góry tak, by móc mu
spojrzeć prosto w oczy. Mierzył go wściekłym spojrzeniem, nie wiedząc co
w takiej sytuacji powinien zrobić. Nie sądził, by ten dzieciak mógł
zabić... a jednak. Nie widział w spojrzeniu chłopaka żadnego fałszu, ani
kłamstwa by ochronić ledwie dychającego wampira. Splunął więc mu w
twarz i równie szybko sprowadził go do parteru, przyciskając nadgarstek
chłopaka do twarzy Shin'ichiego. - Pij - polecił wampirowi. - Do dna.
Shin'ichi
otworzył szeroko ze zdziwienia oczy, nie wiedząc czy jest bardziej
zaskoczony heroicznym czynem Natsu, który jakby nie patrząc ocalił mu
jego nieżycie, czy też reakcją Wagnera na o wszystko, który dał mu do
zrozumienia, że ma pić z jego maskotki, dopóki ten nie padnie.
- Pieprz się, Toshiya. Mało ci jeszcze trupów. - warknął, co bardziej zabrzmiało jak jęknięcie bólu niż otwarty akt agresji.
Wampir
szybko, na tyle ile tylko pozwalały mu obrażenia, odsunął od siebie
Natsu, parskając przy tym śmiechem. Bo w końcu czy ironią losu niż było
to, że przed chwilą to on oferował mu swoją krew.
-
Zacznij lepiej traktować swoje zabawki. - dodał po chwili, niepewnym
krokiem kierując się w stronę martwego ciała mężczyzny. Podniósł je z
lekkim trudem, chwilę wcześniej spoglądając ukradkiem na Natsu
przepraszającym wzrokiem. - Powiedzmy, że teraz to ja go zabiłem -
powiedział i zatopił kły w jeszcze ciepłej szyi człowieka.
Blondyn
odwrócił wzrok, nie chcąc już na to patrzeć. Wcale nie zrobiło mu się
lepiej po słowach mężczyzny. Poczuł też, że silne ręce stawiają go do
pionu i szarpią w stronę jego pokoju. Toshiya złapał łańcuch zwisający z
sufitu i szybkim ruchem nałożył go dzieciakowi na ręce po czym
podciągnął go tak, by ten mógł ustać jedynie na palcach. Uśmiechnął się
do niego krzywo, dopełniając wszystko czarną opaską na oczy.
-
Biorę sobie do serca słowa Katsu i zaczynam wychowywać moje zabawki -
szepnął chłodno tuż do jego ucha. - Mam nadzieję, że przemyślisz swoje
postępowanie i kiedy już zdecyduję, że dość się wycierpiałeś, będziesz
potulniejszy - klepnął go jeszcze w policzek, po czym wymaszerował,
zamykając za sobą drzwi na klucz. Zaraz też znalazł się przy Shin'ichim.
-
Przepraszam - warknął zdobywając się na to słowo, choć paliło go w
ustach. - Niesłusznie cię oskarżyłem. Możesz być jednak pewien, że
sprawca całego zamieszania zostanie wystarczająco ukarany.
-
Nie wątpię w to - westchnął i kulejąc poczłapał w stronę wyjścia z miną
zbitego psa. Nie wyszło mu to w żadnym stopniu, ale najgorsze w tym
wszystkim było to, że to nie on, a Natsu odpowie za jego idiotyczną
chwilę słabości.