Pogadaj z nami :D

sobota, 13 czerwca 2015

Bankiet pod znakiem czerwonej posoki #2

- Chyba przesadziłem. - Shin'ichi patrzył nieco zakłopotanym wzrokiem na nieprzytomnego blondyna opartego o ścianę jakiegoś niewielkiego pomieszczenia, do którego wampir wepchnął chłopaka, chowając się tam przed wścibskimi oczami arystokracji razem z nim. Białowłosy nie zauważył nawet kiedy Natsu zemdlał, nieco utrudniając mu plany. Musiał jednak przyznać, że mógł być nieco delikatniejszy i mniej wiarygodny. - Wstawaj szczeniaku, bo cię tu zostawię na pastwę Wagnera! - warknął, dość mocno klepiąc go po i tak już obitych policzkach.
Chłopak otworzył oczy krzywiąc się przy tym niemiłosiernie i odruchowo odsuwając od siebie ręce wampira. Nabrał głębokiego oddechu w płuca starając się sobie przypomnieć co tak właściwie się stało i dlaczego ma przy sobie Shin'ichiego.
- Przepraszam - bąknął kiedy dotarło do niego, że przecież Katsu się na niego wściekł. Bez powodu co prawda, ale jednak. Wciąż uparcie unikał jego wzroku, patrząc gdzieś w bok. Nie zaryzykował jednak wstawania z miejsca, lub jakiegokolwiek ruchu, bo raz... po prostu się obawiał, że padnie, a po drugie... Shin'ichi i tak nie pozwoli mu wyjść. - Proszę... nie mów o tym mojemu panu - poprosił go spuszczając wzrok na trzęsące się dłonie. - Proszę... 
- Przestań mnie przepraszać i pozwól się chwilę pocieszyć faktem, że jednak cię nie zabiłem, bo z każdym twoim przepraszam mam coraz większą ochotę naprawić ten błąd. - mruknął Jedyny, coraz bardziej zirytowany zachowaniem nowego Natsu. Nie żeby zbytnio tęsknił za jego pyskówkami i brakiem szacunku, szczególnie do jego osoby, ale wolał już jego niewyparzony jęzor niż zaryczane oczy. - Ehh... Co ten stary piernik ci zrobił, że osiągnął to o czym ja tylko mogłem pomarzyć kiedy żeś u mnie mieszkał... - westchnął nieco zawiedziony swoimi własnymi umiejętnościami, próbując jakoś zebrać myśli - Uhm... Możesz wstać i nie zaryć od razu twarzą po podłodze, Natsu? - zapytał, chyba po raz pierwszy zwracając się do niego po imieniu.
Blondyn zamknął się na dłuższą chwilę, po raz pierwszy tego dnia skupiając wzrok na twarzy Shin'ichiego. Szukał w niej jakiegoś fałszu, znaku że jednak zaraz wyskoczy potwór i to wszystko się skończy. Nie odpowiedział mu też na ani jedno pytanie, jedynie uważając by mocniej zsunąć bluzę. Nie chciał mu pokazywać w jak opłakanym stanie jest. Potrząsnął jednak głową w odpowiedzi na drugie pytanie.
- Nie dam rady - dodał cicho. - Znaczy... - zagryzł wargę ważąc słowa, które zaraz miał powiedzieć - ...dam, dam... tylko... potrzebuję chwili czasu - uśmiechnął się słabo. Przecież miał być samowystarczalny.
- Gówno prawda, nie dasz rady - skwitował krótko Shin'ichi, dając mu jeszcze raz po twarzy - Obudź się szczeniaku i przestań udawać twardziela, bo jeszcze przed chwilą mało w gacie nie narobiłeś, nie mówiąc już o stracie przytomności i beczeniu na środku sali jak mała dziewczynka - warknął, nie mogąc się powstrzymać, by jeszcze raz porządnie mu nie przyłożyć. - Nie próbuj nawet wstawać idioto, bo zaraz piach będziesz gryzł, i to ja będę miał przez ciebie przesrane u Wagnera, za to, że zabiłem jego ulubioną maskotkę.
- Chociaż raz nie ja - wymsknęło mu się, ale zaraz ugryzł się w język, bo przypomniał sobie że nie warto pyskować. To nic dobrego mu do tej pory nie przyniosło, a przynajmniej od kiedy wrócił od tego tu osobnika, co to przed nim teraz klęczał. Wagner zmienił się nie do poznania. Zaczął go karać za każde, nawet najmniejsze przewinienie. W końcu doszło do tego, że Natsu zaczął obawiać się cokolwiek zrobić. - Zabij mnie - powiedział całkowicie poważnie. - Weź mnie wreszcie zabij! Przecież tego chcesz... od dawna - jęknął cicho, posłusznie jednak siedząc na swoim miejscu i nie próbując jeszcze wstawać.
Shin'ichi spojrzał zaskoczonym wzrokiem na człowieka, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Po prostu go zatkało i to tak bardzo, że nieświadomie odsunął się nieco od niego. Dopiero po chwili doszedł do siebie, nie wpadając wcale w gniew, jakby mogło się wydawać Natsu, a jedynie trochę posępniejąc.
- Dlaczego wszyscy ostatnio chcą, żebym ich zabił... - westchnął smutno wampir, przejeżdżając dłonią po jasnych włosach - Widocznie rzeczywiście się tylko do tego nadaje.
Blondyn nie wiedział jak na to zareagować, jednocześnie nieco odetchnął z ulgą że śmierć jeszcze nie nastąpiła. Nieświadomy tego, że rękaw bluzy nieco mu się podwinął odsłaniając obtarcia po wiązanych nadgarstkach oraz liczne sińce, poczochrał Katsu po głowie. Tak całkiem odruchowo i zupełnie po ludzku. Na swój własny sposób chcąc mu dodać otuchy.
- Tak tylko żartowałem - wykrzywił usta w słabym uśmiechu.
Wampir spiorunował go wzrokiem, po czym palnął w łeb już bez żadnego zahamowania.
- Jakbyś tego jeszcze nie zauważył, ale nie jestem typem żartownisia - powiedział, nie potrafiąc jednak ukryć faktu, że kąciki ust nieco podniosły mu się do góry - Poza tym nie dotykaj włosów! Szczególnie tymi brudnymi łapami - warknął, szczerząc do niego kły, które jednak zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
- Prze... - blondyn musiał się mocno ugryźć w język by nie powiedzieć tego cisnącego się mu na usta słowa. Wycofał się jednak, gdy tylko zobaczył kły wampira, opuszczając przy tym dłoń i wciskając się mocniej w ścianę pomieszczenia. Syknął zaraz, gdy jego plecy rozjarzyły się ogniem i postarał się nieco spasować. - Jasne... twój idealny fryz... nie może zostać zbrukany - wymamrotał, próbując nieco uspokoić szalejące serce.
- Dobra, chyba nie mam podejścia do żywych - jęknął, widząc do jakiego stanu znów doprowadził chłopaka. Jeżeli tak dalej pójdzie, to rzeczywiście będzie musiał pomyśleć o tym co powie Wagnerowi, gdy ten znajdzie martwego blondyna. - Ta... Pamiętasz jak przed chwilą chciałeś, żebym cię zabił? - zapytał, raniąc się ostrymi kłami w nadgarstek, patrząc jak szkarłatne krople krwi spływają po jego alabastrowej skórze - Nie jestem św. Mikołajem. Nie spełniam cudzych życzeń, a już na pewno nie uszczęśliwiam ludzi. - warknął, znów podnosząc głos i brutalnie wepchnął mu swój nadgarstek w usta - Pił, albo pomyślę jeszcze nad twoją prośbą.
Chłopak złapał jego dłoń i gwałtownie ją od siebie odsunął wypluwając wampirzą krew na podłogę, po czym oczyścił jeszcze z niej usta rękawem bluzy.
- Ty naprawdę chcesz mnie zabić - jęknął patrząc mu teraz prosto w oczy. - To twoja wina, że on taki jest. Gdyby nie ten pobyt u ciebie... nie zrobiłby się zazdrosny - fuknął zaciskając mocno pięści. Te słowa wymagały od niego całkiem sporego kawałka odwagi, której teraz posiadał jedynie strzępki. - Od tamtego momentu taki jest... jak się jeszcze dowie, że chciałeś mnie uzdrowić to nie wyjdę z pokoju do najbliższej gwiazdki i nie będzie to przyjemny tam pobyt! - podniósł nieco głos, dygocząc nieco. Nic nie mógł na to poradzić. Przeraźliwie bał się gniewu Wagnera, bo miał już z jego rozwścieczoną formą do czynienia. Wyciągnął z kieszeni spodni nóż nasiąknięty werbeną i wycelował go Shin'ichiego. - Nie zbliżaj się do mnie - wymamrotał.
Wampir wybuchł głośnym, ostrym śmiechem, znów tak bardzo przepełnionym lodem jak gdy po raz pierwszy się spotkali. Bez trudu wytrącił nóż z ręki bardzo osłabionego chłopaka, po czym kopnął go na drugi koniec pomieszczenia, gdy broń z głośnym brzdękiem spadła na ziemię.
- Twoje problemy, to moja wina, tak? - spytał z wyrazem furii na twarzy i przygwoździł go do ściany, pozwalając się ponieść gniewowi. Jego oczy przybrały szkarłatny wyraz twarzy, a zęby znów się wyostrzyły, kiedy zbliżył je do twarzy przerażonego blondyna. - W takim razie teraz ty mnie posłuchaj. Moje nie życie było zawsze poukładane i idealne i wciąż by takie było, gdybyś tamtego dnia nie spieprzył swojej pracy. Namąciłeś mi do cholery w głowie i teraz cała wyspa stoi na głowie. Dlatego z łaski swojej przestań się opierać i pozwól mi uratować to swoje pieprzone życie, żebyś się mógł nim kurwa cieszyć, bo w przeciwieństwie do mnie na twoje życie czyha tylko Wagner, kiedy cała reszta zastanawia się jak mnie wysłać do piekła.
Blondyn jęknął głucho, kiedy uderzył o ścianę, po czym oparł się na kolanach dysząc ciężko. Nie zdołał jednak nawet się wyprostować, gdyż Shin'ichi niemal natychmiast był tuż przy nim. Spojrzał mu prosto w oczy już nie widząc wampira, tylko rozszalałą bestię. Odruchowo wcisnął mu między zęby swój nadgarstek dociskając go ze wszystkich swoich sił do jego buzi. Poczuł wgryzające się w niego kły i przymknął na moment oczy.
- Niby w czym ci namieszałem? To nie moja wina, że zachciało ci się mnie brać do siebie - wychrypiał. - Wolałbym całą resztę, niż Wagnera... nie masz pojęcia - wysapał cały czas trzymając rękę przy ustach Katsu. - Jak to jest... kiedy ktoś... komu ufasz... nagle zmienia front - zagryzł wargę. - Nie masz pojęcia! Skąd mógłbyś wiedzieć jak to boli?! - zapytał go chłodno uderzając drugą ręką w jego pierś, w miejsce gdzie powinno znajdować się bijące serce. - Zamieniacie się w potwory i zapominacie o tym co znaczy żyć... i to życie... cenić. Wymieniacie to na ból...i cierpienie... które przynosi wam chorą satysfakcję! - docisnął swój nadgarstek jeszcze mocniej do jego twarzy, już nic nie widząc przed sobą. - Jak mam.... jak mam znowu wam... zaufać? - zapytał go bezradnie.
Shin'ichi zawahał się przed wyrwaniem swoich kłów z nadgarstka Natsu. Od razu zamierzał się od niego odsunąć, kiedy tylko jego wargi poczuł jego ciepłą skórę, głód był jednak od niego silniejszy. Smak ludzkiej krwi natychmiast uderzył mu do głowy, uaktywniając instynkt łowcy. Był wampirem. Potworem bez serca, co zdążył już mu wytknąć chłopak. Zwykłym mordercą i sadystą pozbawionych wszelkich skrupułów. Dlaczego miałby walczyć ze swoją własną naturą. Może powinien się jej poddać i znów stać się pozbawioną uczuć maszyną do zabijania. Przecież tak byłoby o wiele prościej. Może powinien tu i teraz zabić człowieka tak jak robił to kiedyś jedynie z czystej żądzy mordu. Shin'ichi tak bardzo chciał to zrobić. Zatopić w krwi wszystkie ślady człowieka w nim i na nowo stać się prawdziwym tyranem na wyspie. Zapomnieć o wszystkim i wszystkich. Nie martwić się o nikogo oprócz samego siebie. Znów być szczęśliwy, wolny i... sam. Sam jak palec w czterech ścianach swojej rezydencji.
- Nie mam pojęcia. Bo dotychczas po prostu nie pozwalałem nikomu się do siebie wystarczająco zbliżyć, by zostać zranionym - powiedział zaskakująco spokojnym głosem, odrywając od siebie blondyna - Ale, gdyby nawet... Nie znam tego uczucia, tak samo jak innych. Nie potrafię się cieszyć, ani tak naprawdę śmiać. Nie umiem płakać, ani żałować. Nie wiem co to znaczy kochać, czy być kochanym. Czuję jedynie to co tutaj mam. Czyli nic. Kompletną pustkę - warknął przez zęby, wskazując ręką na swoją klatkę piersiową, a gdzie jeszcze przed chwilą spoczywała dłoń Natsu. - Dobrze, że ktoś zapytał się mnie o zdanie, zanim mnie na to skazał - dodał i odwrócił się do niego plecami, kierując się w stronę drzwi.
Pewnie gdyby jeszcze miał ku temu siły zaprzeczyłby mu, albo powiedział coś co choć trochę załagodziłoby jego oskarżenie, ale kiedy Shin'ichi odsunął go od siebie opadł bez sił na podłogę i oparł delikatnie o chłodną ścianę opierając o nią swe rozpalone czoło.
- Ale to był twój wybór by zapomnieć o swym człowieczeństwu. Twój świadomy wybór... i nikogo nie możesz za to winić - wymamrotał pod nosem, po czym dźwignął się na nogi, po drodze zabierając swój sztylet. Musiał mocniej złapać się ściany by utrzymać równowagę. Zrobił kilka kroków w stronę Katsu i wówczas drzwi otworzyły się, a stojący w nich mężczyzna upuścił zastawę. Oczy rozszerzyły mu się ze strachu a z gardła wyrwałby się krzyk, gdyby nie reakcja blondyna. Nieco odruchowa. Gwałtownie rzucił nożem, trafiając człowieka wprost w szyję.
Dopiero, kiedy ten padł na podłogę, a czerwona posoka rozlała się po posadzce, Natsu zamrugał kilkakrotnie blednąc na twarzy. Sic! To nie tak miało być! Upadł na kolana obok ciała człowieka.
- Cholera - bąknął zaciskając dłonie na ranie mężczyzny, chcąc ją rozpaczliwie zatamować. - Nie umieraj, nie umieraj - jęknął. Zaczynało do niego docierać, że właśnie stał się mordercą. Zabił, by samego siebie uratować. Wiedział, że krzyk mężczyzny sprowadziłby tu rzeszę wampirów, w tym Wagnera... a to mogłoby mieć zgubne skutki nie tylko dla niego.
Białowłosy wampir tylko parsknął krótkim śmiechem przyglądając się całej tej scenie. Musiał przyznać, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie ukrywał jednak, że była to dla niego niezwykle przyjemna niespodzianka.
- Jak miło widzieć, że nie tylko ja tracę powoli człowieczeństwo - powiedział z uśmiechem na twarzy i od niechcenia szturchnął stopą umierającego mężczyznę - Różnica jednak między nami polega na tym, że ja zabijam, bo muszę się czymś żywić. Ty zabiłeś, by uratować swój nic nie warty tyłek.
Zęby coraz bardziej swędziały wampira, kalecząc mu wargi, gdy próbował powstrzymać się przed rzuceniem na służącego. Choć perspektywa opicia się ludzkiej krwi za wszystkie czasy naprawdę kusiła, przyjemniej było mu patrzeć na nieudolne próby Natsu w ratowaniu i tak już straconego życia mężczyzny.
- Witam cię Natsu serdecznie, jako oficjalnego mieszkańca tego piekła - powiedział, powoli nachylając się do niego i zbliżając usta do jego ucha - Jak to jest zabić jednego ze swoich, potworze?
- Pomógłbyś mi... uratował go, a nie - chłopak nacisnął mocniej na ranę dłońmi, tym samym brudząc się doszczętnie w jego krwi. Równie gwałtownie wysunął nóż z rany człowieka i wbił go w ramię Shin'ichiego by na moment zetrzeć ten jego pogardliwy uśmiech i zagłuszyć ból towarzyszący słowom przez niego wypowiedzianym. Ból duszy, rozrywający go na strzępy i przyprawiający o gęsią skórkę. Wampir miał rację. Był potworem.
- Ratowałem też twój tyłek, pajacu - zarzucił mu mimowolnie wracając do części siebie samego sprzed paru miesięcy. Części, którą niemalże utracił. Teraz jednak musiał zachować zimną krew. - Uratuj go... proszę.
Wampir lekko się skrzywił i syknął z bólu, wyciągając nóż z ramienia. Samo narzędzie nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Pewnie nawet by go nie zauważył, gdyby nie został nasączony w wywarze z werbeny, co wyraźnie odczuł w postaci palącego niczym żywym ogniem bólu i brakiem szybkiemu zasklepieniu się rany.
- Oczekujesz ode mnie pomocy? - zapytał kpiąco, podrzucając nóż w ręce - Chciałem ci pomóc kilka minut temu, a ty wyraźnie pogardziłeś mną i moją krwią. Dlaczego miałbym znów próbować komukolwiek pomóc, a co dopiero tak bezwartościowemu człowiekowi jak ty? - Z szyderczym uśmiechem na twarzy i bez jakiegokolwiek mrugnięcia okiem, Shin'ichi zacisnął mocniej palce rączce noża i jednym szybkim ruchem wbił go w nogę wykrwawiającego się mężczyznę. - Podaj mi chodź jeden sensowny powód, dlaczego miałbym kogokolwiek ratować? Przecież sam powiedziałeś, że jestem potworem, który nie potrafi cenić życia.
Natsu zatrząsł się na widok tego okrucieństwa i spiorunował go spojrzeniem. Nadal trzymając dłonie przy ranie mężczyzny. Zagryzł mocniej wargi, spoglądając cały czas na Katsu. Szukał w myślach odpowiedniego powodu, ale nie był pewien czy cokolwiek by go powstrzymało.
- Jak nie chcesz mi pomagać to zrób to dla niego. Przecież on niczemu nie zawinił, a ja... ja... - potrząsnął przecząco głową. - Będziesz takim samym potworem jakim jestem ja, gdy mu nie pomożesz... zabijesz tak jak ja... bezmyślnie i wcale nie będziesz miał z tego posiłku - wymamrotał, po czym dorzucił szeptem. - Nie daj mi zamienić się w potwora, proszę...
- Natsu, co tu się dzieje?! - Wagner znalazł się tuż przy chłopaku, nagle patrząc na niego zatroskanym spojrzeniem. Natsu zesztywniał odrobinę. Jedno spojrzenie na przerażone oblicze blondyna, który wciąż rozpaczliwie próbował zatamować krwawienie wystarczyło mu na wyciągnięcie błędnych wniosków. Zmroził spojrzeniem Katsu, chowając blondyna w swoich objęciach. - Zostaw go. Już nic na to nie poradzisz. Pozwól mu odejść - pogłaskał chłopaka łagodnie po głowie.
- Nie, nie, nie - Natsu pokręcił przecząco głową, odpychając go od siebie. - Nie dajcie mu umrzeć do cholery jasnej - krzyknął na nich obojgu. - Przecież macie siłę, by go uratować!
Shin'ichi drgnął lekko, zawahawszy się co do słuszności podjętej przez niego decyzji. W żadnym wypadku nie zamierzał już nikomu dziś ratować życia, prosząc o argument jedynie po to, by znęcić się psychicznie nad chłopakiem. Nie sądził, że temu uda się podać powód na tyle mocny, żeby wywołać u wampira coś na kształt wyrzutów. W chwili jednak, gdy się o tym zorientował było już za późno na jakikolwiek akt dobroci z jego strony, gdyż do ich małego zgromadzenia postanowił dołączyć sam pan domu.
- Po diabli cię tu przywiało, Wagner! - warknął do arystokraty, nie próbując już ukryć kłów - Wracaj lepiej do swoich gości o niż wtrącaj się w cudze sprawy! - dodał, mając nadzieję, że jak,najszybciej pozbędzie się stąd wampira.
 - Słucham?! - Wagner obnażył swoje kły i złapał Shin'ichiego za poły marynarki mocno przyciskając go do ściany. Oczy zaszły mu mgłą i zmieniły swój kolor na krwistoczerwony. - Atakujesz moich ludzi, jednego doprowadzasz do śmierci i śmiesz twierdzić, że to nie moja sprawa?! - wrzasnął na niego wgryzając się bez ostrzeżenia w szyję wampira i szarpiąc go mocno. Kompletnie zapomniał już o istnieniu umierającego sługi oraz zrozpaczonego Natsu, który teraz już kompletnie stracił wszelaką nadzieję. Patrzył tępo na oba wampiry, szepcząc pod nosem "przepraszam" niczym mantrę. Tę mantrę kierował jedynie w stronę już leżącego obok niego trupa.
- Że co?! - warknął w odpowiedzi zaskoczony Shin'ichi. Nie otrzymał jednak od Wagnera żadnych wyjaśnień, który nie czekając nawet na te ze strony Katsu, zaatakował go, nie dając żadnej możliwości obrony swojej osoby.
Białowłosy poczuł jak kły gospodarza rozrywają jego gardło. Jakie było to upokarzające dla każdego wampira, gdy inny nieumarły próbując pokazać swój gniew lub dominację żywił się na nim. Tego Shin'ichi po prostu nie mógł znieść. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział , co tak naprawdę było tylko kwestią czasu, byłby skończony, a i tak już nie ma lekko.
Wampir szybko oderwał od siebie napastnika i z całej siły pchnął nim o ścianę. Sam natomiast lekko się zatoczył i musiał nieco podeprzeć na jakimś meblu, nim odzyskał całkowite panowanie nad ciałem.
- No to wiem już jak to boli, kiedy ktoś zmienia fronty - szepnął cicho do siebie, wspominając wcześniejszą rozmowę z Natsu.
Gniew Wagnera jednak był nie do powstrzymania. Wampir zatracił się w nim całkowicie. Szafka, na którą wpadł nagle znalazła się w jego dłoniach. Podniósł ją, jakby nie ważyła całkowicie nic, po czym cisnął nią w Shin'ichiego, a kiedy ten zrobił unik dopadł do niego uderzając ze wszystkich sił. Arystokrata przeleciał na drugą stronę korytarza i nawet nie otrzymał szansy na odetchnięcie, gdyż właściciel domu znów znalazł się obok niego, ponownie rozpoczynając posiłek.
- Przychodzi taka szumowina do twojego domu i śmie uśmiercać mi podwładnych - złapał go mocno za gardło ściskając je ze wszystkich sił.
Katsu głośno jęknął znów czując się jakby okradano go z życia. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy właśnie tak czują jego wszystkie ofiary, kiedy powoli i bez pośpiechu wysysa z nich całą krew.
- Ja ci dam szumowinę. - zarzęził z trudem chłopak, wypluwając nieco krwi prosto w twarz Wagnera, jeszcze bardziej go tym rozwścieczając.
Shin'ichi po raz kolejny odepchnął od siebie napastnika, ale za wiele mu to nie pomogło, gdyż tamten ruszał już do kolejnego skoku na niego. Był osłabiony dużą utratą krwi i palącym bólem, który poczuł w prawym ramieniu, gdy próbował zaatakować. Zamiast jednak tego został raniony czymś ostrym, co, jak od razu poczuł, również zostało wcześniej namoczone w werbenie. Wiedział, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, to będzie to jego koniec.
Wagner po raz kolejny obnażył swoje kły okładając go teraz pięściami, ale kiedy miał już znów zatopić w ciele swojego przeciwnika, ni stąd ni zowąd wyrósł przed nim Natsu i Toshiya omal nie zdążył zahamować.
- Znikaj stąd smarku - poradził chłopakowi, nie chcąc mu robić większej krzywdy, gdyż widział wyraźnie malujący się ból na spoconej twarzy dzieciaka. - To nie twoja walka - dodał łagodnie odsuwając go od siebie, ale blondyn uczepił się jego ramienia.
- Toshiya-san - szepnął próbując zwrócić na siebie jego uwagę. - Shin-chan nic nie zrobił... to ja, ja.... - zagryzł mocno wargi naprawdę obawiając się do tego przyznać. - Ja go... zabiłem - oznajmił w końcu śmiertelnie poważny. Spuścił przy tym wzrok i wbił je w swoje buty czekając na grom z jasnego nieba.
- Coś ty powiedział?! - Wagner złapał go za poły koszuli i podciągnął do góry tak, by móc mu spojrzeć prosto w oczy. Mierzył go wściekłym spojrzeniem, nie wiedząc co w takiej sytuacji powinien zrobić. Nie sądził, by ten dzieciak mógł zabić... a jednak. Nie widział w spojrzeniu chłopaka żadnego fałszu, ani kłamstwa by ochronić ledwie dychającego wampira. Splunął więc mu w twarz i równie szybko sprowadził go do parteru, przyciskając nadgarstek chłopaka do twarzy Shin'ichiego. - Pij - polecił wampirowi. - Do dna.
Shin'ichi otworzył szeroko ze zdziwienia oczy, nie wiedząc czy jest bardziej zaskoczony heroicznym czynem Natsu, który jakby nie patrząc ocalił mu jego nieżycie, czy też reakcją Wagnera na o wszystko, który dał mu do zrozumienia, że ma pić z jego maskotki, dopóki ten nie padnie.
- Pieprz się, Toshiya. Mało ci jeszcze trupów. - warknął, co bardziej zabrzmiało jak jęknięcie bólu niż otwarty akt agresji.
Wampir szybko, na tyle ile tylko pozwalały mu obrażenia, odsunął od siebie Natsu, parskając przy tym śmiechem. Bo w końcu czy ironią losu niż było to, że przed chwilą to on oferował mu swoją krew.
- Zacznij lepiej traktować swoje zabawki. - dodał po chwili, niepewnym krokiem kierując się w stronę martwego ciała mężczyzny. Podniósł je z lekkim trudem, chwilę wcześniej spoglądając ukradkiem na Natsu przepraszającym wzrokiem. - Powiedzmy, że teraz to ja go zabiłem - powiedział i zatopił kły w jeszcze ciepłej szyi człowieka.
Blondyn odwrócił wzrok, nie chcąc już na to patrzeć. Wcale nie zrobiło mu się lepiej po słowach mężczyzny. Poczuł też, że silne ręce stawiają go do pionu i szarpią w stronę jego pokoju. Toshiya złapał łańcuch zwisający z sufitu i szybkim ruchem nałożył go dzieciakowi na ręce po czym podciągnął go tak, by ten mógł ustać jedynie na palcach. Uśmiechnął się do niego krzywo, dopełniając wszystko czarną opaską na oczy.
- Biorę sobie do serca słowa Katsu i zaczynam wychowywać moje zabawki - szepnął chłodno tuż do jego ucha. - Mam nadzieję, że przemyślisz swoje postępowanie i kiedy już zdecyduję, że dość się wycierpiałeś, będziesz potulniejszy - klepnął go jeszcze w policzek, po czym wymaszerował, zamykając za sobą drzwi na klucz. Zaraz też znalazł się przy Shin'ichim.
- Przepraszam - warknął zdobywając się na to słowo, choć paliło go w ustach. - Niesłusznie cię oskarżyłem. Możesz być jednak pewien, że sprawca całego zamieszania zostanie wystarczająco ukarany.
- Nie wątpię w to - westchnął i kulejąc poczłapał w stronę wyjścia z miną zbitego psa. Nie wyszło mu to w żadnym stopniu, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że to nie on, a Natsu odpowie za jego idiotyczną chwilę słabości.

1 komentarz:

  1. *depresyjny pan Katsu mode: on*
    Ale kocham tą dwójkę i wasze notki •ω•
    I Shin'ichi tym razem dostał po tyłku, co za nowość. Bo to, że Natsu ciagle obrywa to w sumie dla mnie żadna nowość, niestety. I widzisz Shin? Było nie pilnować swojego stanowiska? Idę szykować się do rewolucji (° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani