Wielokrotnie wspominał wydarzenia z dnia uprzedniego, jednakże nie mógł uwierzyć, że zdołał zachować się tak głupio i nierozsądnie. Podejrzewał, iż to tylko sen, lecz tę teorię obalono na zebraniu, gdy Wagner jedynie wrogo łypnął na Caine'a, miast przywitać się jak zazwyczaj. Momentalnie poczuł gorąco, zagryzł wargę, zasiadłszy na swoim miejscu i zbudził go dopiero donośny głos wampira, który go tu zaprosił. Było to zebranie tajne, niewielu krwiopijców dostąpiło zaszczytu przybycia tu, musieli wpierw przewodniczącemu się przypodobać, a stawało się to o tyle trudniejsze, że nikt nie znał jego twarzy. Wiadomym natomiast stawało się to, iż młody wampir był tu pierwszy raz i już niczego nie pojmował.
- Takowe wampiry należy obalić...
O czym była mowa? Miał szczerze dosyć wszelkich spotkań, na których nie poruszano niczego istotnego dla jego sprawy. Ponadto gdy tylko dostrzegał znudzonego wampira z o wiele większym stażem, od razu wiedział, jaki spotka go los. Mimowolnie przywracał w pamięci obraz cierpiącego Natsu, całkowite poddanie się, zwieńczone odsłonieniem szyi. Nie potrafił uwolnić młodziana, ale polepszył jego sytuację, o ile Wagner nie postanowił uczynić to chwilowym, by następnie dopuścić się jeszcze gorszych tortur.
- Pheles nie ma niewolnika.
To zabawne, że zawsze słyszymy własne imię, nawet jeśli jesteśmy zupełnie wyłączeni. Tylko i wyłącznie dlatego Caine nagle jął słuchać, a po zrozumieniu całości tejże wypowiedzi nie był w stanie opanować drżenia rąk, toteż skrył je pod stołem. Wzrok każdego w pomieszczeniu padł na twarzy chłopaka, szczęśliwie jak zawsze nosił maskę, w przeciwnym razie pogardliwie uniesiona brew straciłaby na znaczeniu. Rozejrzał się po zgromadzonych, z goryczą widząc wrogo zwróconych sojuszników. Westchnął jakoby rozbawiony i odchylił się na krześle, niebezpiecznie balansując nad ziemią. W celu sprawienia lepszego wrażenia założył ręce na kark.
- Zatem teraz istoty tak bezwartościowe jak niewolnicy świadczą o wampirze? - wysyczał z niedowierzającym tonem. - Tylko po to mnie tu przywołaliście?
- A może tylko nie jesteś w stanie znęcić się nad pomiotem? Masz nazbyt miękkie serce albo... jesteś szpiegiem?
Caine wybuchnął gromkim śmiechem, gwałtownie poleciał do przodu i zgiął się w pół, trzymając za brzuch. On? Szpiegiem? Jezu, ledwie nakarmić kota potrafi bez otrucia. Nie słysząc rechotu także innych zgromadzonych zaprzestał tego, tylko co jakiś czas jeszcze dziwnie się trzęsąc. Otarł nagromadzone z rozbawienia łzy i powrócił do poprzedniej pozycji, albowiem w takim momencie jęła wydawać się opcją najlepszą.
- Nie wiem co mógłbym uczynić, byście mi, najdrożsi panowie, uwierzyli. Niemniej jednak takowe oskarżenie powinienem przyjąć o wiele surowiej, aniżeli to uczyniłem, także mam nadzieję, iż się na takowej decyzji nie poślizgnę i moje wybaczenie posłane w panów stronę nie pójdzie na darmo.
- Na dobry początek mógłbyś zaprezentować nam swoje umiejętności w posługiwaniu się człowiekiem - zaproponował lodowatym tonem wampir ewidentnie przy kości, akurat oblizując zanurzone we krwi zębiska.
- Rozumiem, że panowie nic ostatnio nie jadali, pewnie jakiś nicpoń okradł panów spiżarnię z posoką, jednakże nie jest to powodem, bym na oczach tylu szanowanych wampirów znęcał się nad jakimś pomiotem - odparł równie beznamiętnie siwowłosy. Ledwo powstrzymał się od wypowiedzi świadczącej o górującej naturze człowieka lub zwykłego, acz przekonującego monologu o uprzednim bycie wampirów.
- Wystarczy wypić. Do dna.
Po wydaniu polecenia grubas machnął ręką, a do pomieszczenia wkroczył szereg przerażonych dzieci z nabrzmiałymi punktami umieszczonymi na szyjach. Krwiopijca popukał się teatralnie w brodę, a następnie skinął głową na niskiego blondynka, który posłusznie i nie zdradzając niczego podszedł bezszelestnie do osobnika będącego wyżej w hierarchii, a następnie odchylił szyję. Mężczyzna z namaszczeniem i szaleństwem w ślepiach pogłaskał dwie blizny, po czym wpił się w nie brutalnym i prędkim ruchem. Caine skrzywił się mimowolnie, gdy chłopiec upadł po niecałych ośmiu sekundach, dopiero teraz pojmując znaczenie całej sytuacji. Przed sobą miał jednego z gorszych wampirów, a tenże słynął z wyjątkowo szybkiego tempa picia krwi. Wraz z upadkiem zakończyło się także pojenie, skwitowane otarciem malinowych ust.
- Twoja kolej, Phelesie. Wybierz jedno z nich.
Chłopak wprawnym i niby nic nieznaczącym ruchem odchylił kołnierzyk ubranej na tak wyjątkowe spotkanie koszulki. Bezskutecznie przebiegał wzrokiem po tych dzieciach, starając się wybrać rozważnie. Istniała nadzieja, iż wybranego mu podarują, toteż wypadało uratować najsłabsze, jednakże szansa na taki ciąg wydarzeń była mała. Jak wampir rzekł, do dna. Jednocześnie to najsilniejsze mogłoby stać się ważnym elementem powstania, jakiego się Caine spodziewał w niedalekiej przyszłości. Ponadto dużo by wytrwało, broniłoby słabszych.
- Czas mija, Phelesie. Mamy cię zachęcić do wyboru jakąś wybitną groźbą zamordowania wszystkich?
- Nie. Ja...
W porę ugryzł się w język, nie chcąc tylko pogorszyć własnej sytuacji. Za pomocą wyliczanki z dawnych lat skazał niewinne dziecko na prawdopodobną śmierć. Matka ewidentnie nie byłaby dumna.
- Wybieram ją.
Czarnowłose dziewczę przełknęło ślinę i otarło nagły potok łez. Drżącymi nóżkami jęła zbliżać się do siwowłosego, w rączkach przekręcając rąbek skąpej koszulki. Pragnąc złamać serce wampira patrzyła mu prosto w oczy, te lodowate i pozbawione czułości oczy, a wśród nich jedno przeraźliwie czerwone. Będąc tuż przed nim uklękła i zaniosła się szlochem, co jakiś czas przerywanym niezrozumiałymi, bo wymawianymi w obcym języku słowami. Kain z ciężkim sercem szarpnął ją za ramię ignorując wydawane przez małą piski i postawił ją przy fotelu. Oblizał wargi, by spierzchnięte usta jej nie drażniły i delikatnie odchylił maskę, toć bez tego nie miałby jak dotrzeć do swojego celu. Pospieszany presją otoczenia bez zbędnych ceregieli wbił kły w cienką skórę dziewczęcia i zaraz zabrał do roboty. Od dawna nie smakował świeżej krwi, zatem zaraz zadrżał, czując przechodzący przez ciało napływ sił, wszystkie zmysły nagle wyostrzyły się, a czerwone ślepie błysnęło. Brutalnie przyciągnął do siebie łkającą ofiarę, która kurczowo trzymała kolano wampira, chyba z całych sił usiłując zmiażdżyć jego rzepkę. Młodzian czuł się niczym w niebie, w pewnym momencie stwierdził, iż należący doń zmysł smaku pewnie oszalał, albowiem nic, dosłownie nic w jego krótkim żywocie nie dawało mu takiej przyjemności, jak krew tej istoty. Przez przypadek jęknął dziko, ogłaszając wszech i wobec odczuwaną rozkosz. Gdy ucisk na kolanie zaczął słabnąć oderwał się, przerywając trwającą orgię smaków i po raz ostatni zakosztował tej posoki, łapiąc jej spływające krople językiem.
W całym pokoju zapadła cisza, bo choć wszyscy wielokrotnie widywali takie pojenie się, to rzadko kiedy wampir podczas niego cały drżał, nawet teraz Caine ledwo opanowywał chęć pożywienia się po raz drugi, wzrok szalonych ślepi wpijając w zrobioną własnoręcznie ranę na szyi. Była straszliwa, wcale nie dyskretna i schludna jak u innych, a wyglądająca niczym wykonana przez dzikie zwierzę. Wreszcie puścił dziewczynkę, na co zerwała się i ostatkiem sił pobiegła do reszty dzieci, poszukując w nich pomocy, ale tamci tylko odsunęli się z obrzydzeniem, nie spuszczając młodego wampira z oka. Dopiero po dłuższej chwili odezwał się grubas, oczywiście swą wypowiedź poprzedzając wymownym chrząknięciem.
- Jest pan... specyficznym przypadkiem, Phelesie. Mało kto rozkoszuje się krwią pomiotów tak wymownie, jednakże myślę, że taka deklaracja jest... wystarczająca.
Caine wybuchnął gromkim śmiechem, gwałtownie poleciał do przodu i zgiął się w pół, trzymając za brzuch. On? Szpiegiem? Jezu, ledwie nakarmić kota potrafi bez otrucia. Nie słysząc rechotu także innych zgromadzonych zaprzestał tego, tylko co jakiś czas jeszcze dziwnie się trzęsąc. Otarł nagromadzone z rozbawienia łzy i powrócił do poprzedniej pozycji, albowiem w takim momencie jęła wydawać się opcją najlepszą.
- Nie wiem co mógłbym uczynić, byście mi, najdrożsi panowie, uwierzyli. Niemniej jednak takowe oskarżenie powinienem przyjąć o wiele surowiej, aniżeli to uczyniłem, także mam nadzieję, iż się na takowej decyzji nie poślizgnę i moje wybaczenie posłane w panów stronę nie pójdzie na darmo.
- Na dobry początek mógłbyś zaprezentować nam swoje umiejętności w posługiwaniu się człowiekiem - zaproponował lodowatym tonem wampir ewidentnie przy kości, akurat oblizując zanurzone we krwi zębiska.
- Rozumiem, że panowie nic ostatnio nie jadali, pewnie jakiś nicpoń okradł panów spiżarnię z posoką, jednakże nie jest to powodem, bym na oczach tylu szanowanych wampirów znęcał się nad jakimś pomiotem - odparł równie beznamiętnie siwowłosy. Ledwo powstrzymał się od wypowiedzi świadczącej o górującej naturze człowieka lub zwykłego, acz przekonującego monologu o uprzednim bycie wampirów.
- Wystarczy wypić. Do dna.
Po wydaniu polecenia grubas machnął ręką, a do pomieszczenia wkroczył szereg przerażonych dzieci z nabrzmiałymi punktami umieszczonymi na szyjach. Krwiopijca popukał się teatralnie w brodę, a następnie skinął głową na niskiego blondynka, który posłusznie i nie zdradzając niczego podszedł bezszelestnie do osobnika będącego wyżej w hierarchii, a następnie odchylił szyję. Mężczyzna z namaszczeniem i szaleństwem w ślepiach pogłaskał dwie blizny, po czym wpił się w nie brutalnym i prędkim ruchem. Caine skrzywił się mimowolnie, gdy chłopiec upadł po niecałych ośmiu sekundach, dopiero teraz pojmując znaczenie całej sytuacji. Przed sobą miał jednego z gorszych wampirów, a tenże słynął z wyjątkowo szybkiego tempa picia krwi. Wraz z upadkiem zakończyło się także pojenie, skwitowane otarciem malinowych ust.
- Twoja kolej, Phelesie. Wybierz jedno z nich.
Chłopak wprawnym i niby nic nieznaczącym ruchem odchylił kołnierzyk ubranej na tak wyjątkowe spotkanie koszulki. Bezskutecznie przebiegał wzrokiem po tych dzieciach, starając się wybrać rozważnie. Istniała nadzieja, iż wybranego mu podarują, toteż wypadało uratować najsłabsze, jednakże szansa na taki ciąg wydarzeń była mała. Jak wampir rzekł, do dna. Jednocześnie to najsilniejsze mogłoby stać się ważnym elementem powstania, jakiego się Caine spodziewał w niedalekiej przyszłości. Ponadto dużo by wytrwało, broniłoby słabszych.
- Czas mija, Phelesie. Mamy cię zachęcić do wyboru jakąś wybitną groźbą zamordowania wszystkich?
- Nie. Ja...
W porę ugryzł się w język, nie chcąc tylko pogorszyć własnej sytuacji. Za pomocą wyliczanki z dawnych lat skazał niewinne dziecko na prawdopodobną śmierć. Matka ewidentnie nie byłaby dumna.
- Wybieram ją.
Czarnowłose dziewczę przełknęło ślinę i otarło nagły potok łez. Drżącymi nóżkami jęła zbliżać się do siwowłosego, w rączkach przekręcając rąbek skąpej koszulki. Pragnąc złamać serce wampira patrzyła mu prosto w oczy, te lodowate i pozbawione czułości oczy, a wśród nich jedno przeraźliwie czerwone. Będąc tuż przed nim uklękła i zaniosła się szlochem, co jakiś czas przerywanym niezrozumiałymi, bo wymawianymi w obcym języku słowami. Kain z ciężkim sercem szarpnął ją za ramię ignorując wydawane przez małą piski i postawił ją przy fotelu. Oblizał wargi, by spierzchnięte usta jej nie drażniły i delikatnie odchylił maskę, toć bez tego nie miałby jak dotrzeć do swojego celu. Pospieszany presją otoczenia bez zbędnych ceregieli wbił kły w cienką skórę dziewczęcia i zaraz zabrał do roboty. Od dawna nie smakował świeżej krwi, zatem zaraz zadrżał, czując przechodzący przez ciało napływ sił, wszystkie zmysły nagle wyostrzyły się, a czerwone ślepie błysnęło. Brutalnie przyciągnął do siebie łkającą ofiarę, która kurczowo trzymała kolano wampira, chyba z całych sił usiłując zmiażdżyć jego rzepkę. Młodzian czuł się niczym w niebie, w pewnym momencie stwierdził, iż należący doń zmysł smaku pewnie oszalał, albowiem nic, dosłownie nic w jego krótkim żywocie nie dawało mu takiej przyjemności, jak krew tej istoty. Przez przypadek jęknął dziko, ogłaszając wszech i wobec odczuwaną rozkosz. Gdy ucisk na kolanie zaczął słabnąć oderwał się, przerywając trwającą orgię smaków i po raz ostatni zakosztował tej posoki, łapiąc jej spływające krople językiem.
W całym pokoju zapadła cisza, bo choć wszyscy wielokrotnie widywali takie pojenie się, to rzadko kiedy wampir podczas niego cały drżał, nawet teraz Caine ledwo opanowywał chęć pożywienia się po raz drugi, wzrok szalonych ślepi wpijając w zrobioną własnoręcznie ranę na szyi. Była straszliwa, wcale nie dyskretna i schludna jak u innych, a wyglądająca niczym wykonana przez dzikie zwierzę. Wreszcie puścił dziewczynkę, na co zerwała się i ostatkiem sił pobiegła do reszty dzieci, poszukując w nich pomocy, ale tamci tylko odsunęli się z obrzydzeniem, nie spuszczając młodego wampira z oka. Dopiero po dłuższej chwili odezwał się grubas, oczywiście swą wypowiedź poprzedzając wymownym chrząknięciem.
- Jest pan... specyficznym przypadkiem, Phelesie. Mało kto rozkoszuje się krwią pomiotów tak wymownie, jednakże myślę, że taka deklaracja jest... wystarczająca.
- Zmartwiłbym się, gdyby mnie to obchodziło - warknął cicho Caine, wpatrując się w swoje dłonie z szerokim uśmiechem, jakoby miał na nich wytatuowane słowo zdrajca. - Tymczasem ja myślę, że więcej mnie panowie nie poproszą o coś równie głupiego.
Po czym wstał z krzesła, nadal nie pojmując, co się tu właściwie stało. Dotarł aż do przerażonych dzieci, gdy powróciło świeże myślenie, nakazujące naprawić własne błędy i zapobiec następnym. Poprawił maskę i rzucił okiem na grubasa, posyłając w jego stronę nieprzyjmujące sprzeciwu polecenie o przysłaniu młodej jeszcze tego wieczora pod rezydencję siwowłosego, na co tamta zapłakała gorzko, kuląc się w kącie.
- Życzę panom miłego dnia. Do widzenia.
Po czym wstał z krzesła, nadal nie pojmując, co się tu właściwie stało. Dotarł aż do przerażonych dzieci, gdy powróciło świeże myślenie, nakazujące naprawić własne błędy i zapobiec następnym. Poprawił maskę i rzucił okiem na grubasa, posyłając w jego stronę nieprzyjmujące sprzeciwu polecenie o przysłaniu młodej jeszcze tego wieczora pod rezydencję siwowłosego, na co tamta zapłakała gorzko, kuląc się w kącie.
- Życzę panom miłego dnia. Do widzenia.
Wo! Wo! Wo! Co za interesująca osóbka! :D Podobała mi się ta notka, czekam na następne!
OdpowiedzUsuńMavis: Ciekawe... * opiera się o budynek* Bardzo ciekawe... *oblizuje wargi*
Czo ta Mavis, jak taki zboczeniec xD Jak to napisałam to nawet nie chciało mi się spojrzeć w kartę, znając życie, to jedno nie ma nic wspólnego z drugim, ale bywa i tak. Dziękuję za komcia <3
Usuń