Shin’ichi westchnął ciężko, kątem oka spoglądając na otaczający
go tłum arystokratów, zastanawiając się co on tutaj właściwie robi. Nigdy nie
należał do towarzyskich osób i tak naprawdę nie przepadał, za tego typu
spotkaniami. Nie miał obecnie ochoty, ani czasu na żadne zabawy czy głupie
pogaduchy przy sztucznych śmiechach i zachwytach innych wampirów, gdy on sam
nawet nie próbował udawać zachwyconego przyjęciem. Na bankiety przychodził tylko,
gdy chciał bez wysiłku napić się ludzkiej krwi, która od jakiegoś czasu niezbyt
często pojawiała się w jego diecie lub kiedy miał do omówienia coś ważnego z
wyżej postawionymi Jedynymi. Tym razem niestety zaszczycił Wagnera swoją obecnością
z mniej przyjemnego powodu.
- Co ja mam do cholery z tym zrobić, Wagner? Zero świadków i śladów, ale mamy wśród nas trupa, a kto wie, kiedy pojawią się kolejne. – powiedział, wypijając kolejny kieliszek krwi.
- Zostań na baczności. Obserwuj - odparł tylko gospodarz, obracając swój kieliszek w dłoni i wodząc po sali spojrzeniem. - Złap na gorącym uczynku. Nie jesteś w stanie zapewnić bezpieczeństwo wszystkim. Postaraj się chociaż to zrobić na swoim grajdołku - dodał upijając wreszcie łyk krwi. Skrzywił się, bo nie była to jego ulubiona, jeszcze gorąca krew, tylko wstrętna mrożonka. Z lekkim zirytowaniem rzucił kieliszek na ziemię, pozwalając mu się rozbić w drobny mak. Dopiero wówczas przywołał swoich dwóch służących, by to posprzątali, a sam złapał za brzeg bluzy kręcącego się w pobliżu Natsu, przyciągając go do siebie i bez ostrzeżenia wbijając swe kły w jeszcze niezagojone miejsce jego wspaniałego pokazu siły dnia poprzedniego. Chłopak jednak nawet nie mrugnął. Stał tylko wpatrując się przed siebie niewidzącym wzrokiem i czekał. Nie musiał długo czekać. Wagner jedynie umoczył kły w jego krwi i oblizał wargi z wyraźną satysfakcją.
- To rozumiem - zauważył w zdecydowanie lepszym humorze. Puścił chłopaka i przepraszając Shin'ichiego oddalił się by pokonwersować z innymi wampirami. Najwyraźniej nie miał ochoty na smęcenie.
Natsu tymczasem zakrył świeże zranienie dłonią, dociskając ją do szyi nieco mocniej. Skrzywił się nieco, odsuwając od stojącego nieopodal Shin'ichiego. Nie chciał nikomu wchodzić w drogę. Miał tylko wykonać swą robotę i nie zamierzał dzisiaj nawalić. Wystarczyło mu, że bolało go podczas robienia każdego, najmniejszego ruchu, a temperatura nie pozwalała mu się skupić na czymkolwiek dłużej niż dziesięć minut. Jak przez mgłę zarejestrował przed sobą Shin'ichiego i stwierdził, że zwłaszcza jemu nie chciał wchodzić w drogę.
- Świetna rada, stary pryku, szczególnie kiedy następnym razem to ciebie będę pakował do czarnego wora. - warknął białowłosy wampir, stukając palcami w puste szkło - Może to wcale nie taka głupia perspektywa. - dodał po chwili do siebie nieco zamyślony.
Tak naprawdę nie na rękę była mu śmierć kolejnego szanowanego Jedynego, a szczególnie takiego jak Wagner, który mimo wszystko czasem bywał użyteczny. Miał już po prostu już dość tego wszystkiego. Niepotrzebnie pozwolił sobie na chwilę nieuwagi, która doprowadziła do takiego bałaganu na wyspie. Wszystkie wampiry robiły sobie co tylko chciały, a szczególnie Republikanie, którzy znakomicie wykorzystali moment jego słabości i rozbestwiły się, stawiając się na równi z arystokracją. Potem wynikają z tego takie problemy jak ten przeklęty ślub. Martwy wampir i jego świeżutka żona o podejrzanym pochodzeniu, która natychmiast stała się najbogatszą Republikanką. Żarty po prostu.
- Człowieku! - krzyknął Katsu, spoglądając na Natsu pogardliwym wzrokiem - Napełnij. - rozkazał, wskazując dłonią na pusty kieliszek.
Shin'ichi musiał przyznać, że czuł się nieco dziwnie mówiąc tak do chłopaka. Przyzwyczaił się do niego podczas tego krótkiego tygodnia, który nastolatek spędził w jego domu. Mógł się nawet pokusić o stwierdzenie, że go nawet polubił. Nie mógł jednak pozwolić, by ktokolwiek inny się o tym dowiedział, a tym bardziej sam Natsu. Fakt ten mógł być kolejnym gwoździem do jego trumny, która ostatnim czasem i tak nieubłaganie widniała na horyzoncie jego pozycji społecznej.
Chłopak w tym krótkim czasie, zdołał jedynie zejść Shin'ichiemu z drogi i przystanąć przy filarze trochę na uboczu, starając się zostać niewidzialnym. Przyszło mu na myśl, że będzie musiał sprawdzić czy to w ogóle jest możliwe, ale szybko zgubił tę myśl w natłoku kilkudziesięciu innych i dopiero chłodny głos wampira przywrócił go do rzeczywistości. W pierwszej chwili odruchowo zrobił kilka kroków w jego stronę, jakby chcąc mu napełnić kieliszek swoją własną krwią, ale w porę się zreflektował i chwycił dzbanek z najlepszym afrodyzjakiem wampirów i nieco chwiejąc się na nogach podszedł do niego. Skrzętnie unikał jego spojrzenia, nie chcąc mu podpaść pod żadnym pozorem.
- Pan raczy wybaczyć - wymamrotał kiedy przechylał dzbanek drżącą od wysiłku dłonią. - Straszna ze mnie niezdara - usprawiedliwił się. Na szczęście większość wampirów kwitowała to pogardliwym spojrzeniem lub lekceważącym machnięciem ręki, więc łatwo było zatuszować swój prawdziwy stan. - Jeśli mogę zapytać... co pana tak trapi? - zainteresował się całkiem niechcący.
Wampir jedynie prychnął pogardliwie w odpowiedzi, nie zwracając zbyt dużej uwagi na Natsu. Wciąż czuł jednak na sobie wzrok innych nieśmiertelnych, którzy wyraźnie nie byli usatysfakcjonowani takim pobłażaniem zuchwałego zachowania człowieka.
- Nie powiedział ci nikt wcześniej, że jedzenie i ryby głosu nie mają, smarkaczu? - wywarczał przez zęby, piorunując go spojrzeniem zielono-niebieskich oczu - Zachowuj się więc jak na chodzącą lodówkę przystało i zamilcz. Chyba, że chciałbyś, aby twój pan dowiedział się o twoim zachowaniu. - dodał, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
Blondyn normalnie by mu coś odpowiedział, pewnie rzucając jakąś złośliwą uwagę lub będąc nieco bardziej natarczywym i dopytując go pomimo wyraźnego zakazu. Teraz jednak słysząc tę ostatnią uwagę, na ułamek sekundy w jego oczach pojawił się strach. Musiał zacisnąć mocniej dłonie na dzbanku z krwią, gdyż te zaczęły niebezpiecznie dygotać. Odsunął się od wampira i zgiął się w pół.
- Wybacz mi panie moją śmiałość. To się już więcej nie powtórzy - zapewnił go tylko, po czym obrócił na pięcie i wycofał się. Byle dalej od Shin'ichiego. Nie chciał kłopotów. Nie dziś.
- Dlatego nie trzymam ludzi w domu. - prychnął nieśmiertelny do jednej z wampirzych dam, wywołując na jej twarzy nieśmiały uśmiech, a u paru innych nawet cichy chichot. Jemu jednak wcale nie było do śmiechu. Ostatnio jego proste i idealnie życie nieumarłego stało się strasznie trudne i skomplikowane. A to wszystko zaczęło się na jednym z właśnie takich bankietów Wagnera, kiedy to po raz pierwszy zbyt blisko poznał Natsu. - Państwo wybaczą. - westchnął dość smętnie, wstając od stołu. Szybko wmieszał się w tłum i od niechcenia szukał wzrokiem zbyt dobrze znanego mu smarkacza.
~.~
Natsu tymczasem zręcznie zniknął z pokoju, by pomóc reszcie w napełnianiu dzbanków, a kiedy te były gotowe wziął jeden i ruszył z powrotem do sali. Trzymał się raczej na obrzeżach, obawiając się wmieszania w tłum. Tak naprawdę to już tylko marzył o końcu tej imprezy. Pragnął położyć się do łóżka. Wiedział, że Wagner puści go bez konieczności sprzątania. Mimo wszystko jakieś tam przywileje miał w tym domu. Niewielkie, ale zawsze.
Więc gdy ktoś klepnął go w plecy, był tym gestem tak zaskoczony, że wypuścił dzbanek, pozwalając mu się rozbić na kawałki. Przy czym patrzył na to wszystko z wyraźnym terrorem w oczach. Wszystkie wampiry stojące w odległości pięciu metrów od niego, zwróciły wzrok w jego stronę. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Zamiast tego, zatrząsł się tylko od strachu
- Natsu! - Wagner przystanął przy nim kompletnie wyprowadzony z równowagi. Uniósł dłoń i porządnie uderzył go w twarz, posyłając chłopaka tym samym na podłogę. - Nie możesz wykonać nawet najprostszego polecenia, poprawnie?! - zapytał go chłodno kucając przed nim i łapiąc go za włosy, by zmusić chłopaka do spojrzenia sobie w oczy.
- Ja... przepraszam... - chłopak kompletnie stracił rezon. Dotarło do niego, że autentycznie się teraz boi. Jak nigdy w życiu, tak teraz obawiał się tego, co Wagner może z nim zrobić. Pobladł na twarzy jeszcze bardziej a jego rozbiegane oczy ledwie co skupiały wzrok na mężczyźnie. - Przepraszam, przepraszam - powtórzył, a po sali przebiegł dźwięczny śmiech wampirów.
Gospodarz pokazał swoje kły podnosząc chłopaka gwałtownie do pionu i wciąż trzymając go za włosy, uderzając go jeszcze kilka razy. Przy ostatnim uderzeniu, puścił blondyna i splunął w bok.
- Posprzątaj tu i lepiej żebyś mi dzisiaj nie wchodził w drogę - rzucił chłodno, po czym jak gdyby nigdy nic zmienił się w wesołego gospodarza. - Proszę przejdźmy do głównej atrakcji wieczoru - uśmiechnął się szeroko. - Wspaniała, jedyna i niepowtarzalna Stella! - rozległy się oklaski, gdy w sali pojawiła się uśmiechnięta brunetka. Kolacja dla rzeszy spragnionych krwi potworów.
Shin'ichi pokręcił z niedowierzaniem głową, patrząc z pogardą na dzikie bestie, w które w jednej chwili zmienili się wszyscy gentlemani i damy na widok podanej jak na tacy zwierzyny. Owszem dla każdego wampira łatwa krew była czymś wspaniałym, ale dla prawdziwego łowcy była to po prostu obraza i odebranie całej radości z polowania. Nie miał zamiaru uczestniczyć w tej błazenadzie w jakikolwiek sposób.
- I to są Jedyni. Żenada. - westchnął, choć i jego samego zaczęły zęby swędzieć na samą myśl o świeżej, ciepłej krwi. Starał się jednak to zignorować i wolnym krokiem ruszył się w stronę wyjścia. Za pewne szybko opuściłby rezydencję Wagnera, gdyby jego uwagę nie przykuł klęczący na podłodze, z daleka od zajętego tłumu, blondyn.
- Coś znowu zrobił dzieciaku? - zapytał wampir, patrząc na człowieka z góry.
- Nic... ja... nic - Natsu po raz pierwszy w swoim krótkim życiu czuł się tak paskudnie, tak bezsilnie. Łzy swobodnie spływały mu po policzkach, kiedy zbierał rozbite szkło nie bacząc już nawet na to, że rani sobie przy tym ręce. Byle jak najszybciej zniknąć z tego pokoju. Upychał odłamki szkła w kieszeniach bluzy. Był całkiem roztrzęsiony i przerażony. W tej jednej chwili nie było w nim nic ze zwykle pogodnego człowieka, który swoją odwagą zacierał granicę głupoty. Teraz marzył o niewidzialności. - Przepraszam - syknął, kuląc się w sobie jeszcze bardziej, gdy Shin'ichi się do niego zbliżył. Przyjął naturalną pozycję obronną, która pewnie na nic by mu się nie zdała, gdyby wampir rzeczywiście chciał zrobić mu krzywdę. - Przepraszam - powtórzył jeszcze, wracając już do zbierania szkła. Przesunął dłonią po czerwonej plamie, a kiedy poczuł na niej ukłucie, podnosił drobinki szkła. Starał się jak mógł, by nie zwracać uwagi na Katsu.
- Wolałbym raczej usłyszeć, że uczysz dzbanki latać - powiedział cicho, patrząc na niego z politowaniem i ukradkiem zmiatając kilka odłamków szkła nogą.
Wampir nie mógł uwierzyć w to co widzi. Bo nie był to już ten głupi szczeniak, którego znał i który spędził u niego w domu całkiem sporo czasu. Teraz mógł się tylko zastanawiać, gdzie się podział ten dzieciak, który nie bał się mu postawić i odpyskować, a na każde jego słowo miał milion innych.
- Dzbanki nie chciały współpracować - Natsu wysilił się na cichą uwagę, lecz i w jego uszach zabrzmiała strasznie żałośnie wymuszona. Nie miał już siły i chciał się zapaść pod ziemię. Z wdzięcznością zgarnął podane mu przez Katsu odłamki szkła, stwierdzając wreszcie, że to już wszystko i z wysiłkiem dźwignął się na nogi zataczając się do tyłu i omal znów nie padając. Potrzebował pokaźnej chwili czasu by zlokalizować pozycję, w której się znajduje i jeszcze więcej by zdecydować, gdzie są drzwi.
- Wciąż nie potrafisz się sam o siebie zatroszczyć, co smarku? - Shin'ichi próbował jakoś ciągnąć rozmowę, póki nikt z gości jeszcze się nimi nie zainteresował. Starał się nieco sprowokować chłopaka do odpyskowania mu w jakiś sposób, co był pewien podniosłoby go trochę na duchu - Chyba będę musiał ci nieco pomóc... - zaczął wampir, przyglądając się jakimś dziwnym wzrokiem roztrzęsionemu Natsu, intensywnie nad czymś myśląc - Głupi człowieku! Patrz co żeś narobił! - ryknął, specjalnie brudząc sobie nogawkę resztką krwi pozostawianej na podłodze - Jeżeli masz teraz nadzieję, że wezwę twojego pana i to on się tobą zajmie, to grubo się mylisz. Sam dopilnuję, żebyś nigdy nie zapomniał tego błędu!
Shin'ichi piorunując spojrzeniem przerażonego i nic nie rozumiejącego blondyna, złapał go za ubranie i dość brutalnie podniósł do góry. Kilkakrotnie potrząsnął w nim powietrzu, po czym opuścił z powrotem na ziemię, by bezwładnego zawlec do najbliższego pomieszczenia.
Kiedy wampir ryknął, Natsu cofnął się od niego dwa kroki w tył, a kolory uciekły z jego twarzy. Nawet te ostatnie iskierki w ozach przygasły. Miał wrażenie, jakby zaraz miał się skończyć jego świat. Kompletnie nie rozumiał co znowu zrobił nie tak. Łzy spłynęły mu po policzkach i potrząsnął kilka razy głową, jakby błagał Katsu, by ten jednak go oszczędził. Serce stanęło mu na moment, kiedy zerkał w stronę zabawiającego się tłumu. Wagner jeszcze nie zwrócił na nich uwagi i całe szczęście. Inaczej padłby już tu trupem. Był o tym święcie przekonany. Katsu podniósł go do góry przyprawiając go niemal o zawał. Zadygotał w powietrzu i spojrzał na wampira niemalże błagalnie, a potem? Nie bardzo pamiętał co się działo. Musiał stracić przytomność w trakcie potrząsania.
- Co ja mam do cholery z tym zrobić, Wagner? Zero świadków i śladów, ale mamy wśród nas trupa, a kto wie, kiedy pojawią się kolejne. – powiedział, wypijając kolejny kieliszek krwi.
Tak naprawdę nie na rękę była mu śmierć kolejnego szanowanego Jedynego, a szczególnie takiego jak Wagner, który mimo wszystko czasem bywał użyteczny. Miał już po prostu już dość tego wszystkiego. Niepotrzebnie pozwolił sobie na chwilę nieuwagi, która doprowadziła do takiego bałaganu na wyspie. Wszystkie wampiry robiły sobie co tylko chciały, a szczególnie Republikanie, którzy znakomicie wykorzystali moment jego słabości i rozbestwiły się, stawiając się na równi z arystokracją. Potem wynikają z tego takie problemy jak ten przeklęty ślub. Martwy wampir i jego świeżutka żona o podejrzanym pochodzeniu, która natychmiast stała się najbogatszą Republikanką. Żarty po prostu.
- Człowieku! - krzyknął Katsu, spoglądając na Natsu pogardliwym wzrokiem - Napełnij. - rozkazał, wskazując dłonią na pusty kieliszek.
- Nie powiedział ci nikt wcześniej, że jedzenie i ryby głosu nie mają, smarkaczu? - wywarczał przez zęby, piorunując go spojrzeniem zielono-niebieskich oczu - Zachowuj się więc jak na chodzącą lodówkę przystało i zamilcz. Chyba, że chciałbyś, aby twój pan dowiedział się o twoim zachowaniu. - dodał, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Dlatego nie trzymam ludzi w domu. - prychnął nieśmiertelny do jednej z wampirzych dam, wywołując na jej twarzy nieśmiały uśmiech, a u paru innych nawet cichy chichot. Jemu jednak wcale nie było do śmiechu. Ostatnio jego proste i idealnie życie nieumarłego stało się strasznie trudne i skomplikowane. A to wszystko zaczęło się na jednym z właśnie takich bankietów Wagnera, kiedy to po raz pierwszy zbyt blisko poznał Natsu. - Państwo wybaczą. - westchnął dość smętnie, wstając od stołu. Szybko wmieszał się w tłum i od niechcenia szukał wzrokiem zbyt dobrze znanego mu smarkacza.
Gospodarz pokazał swoje kły podnosząc chłopaka gwałtownie do pionu i wciąż trzymając go za włosy, uderzając go jeszcze kilka razy. Przy ostatnim uderzeniu, puścił blondyna i splunął w bok.
- I to są Jedyni. Żenada. - westchnął, choć i jego samego zaczęły zęby swędzieć na samą myśl o świeżej, ciepłej krwi. Starał się jednak to zignorować i wolnym krokiem ruszył się w stronę wyjścia. Za pewne szybko opuściłby rezydencję Wagnera, gdyby jego uwagę nie przykuł klęczący na podłodze, z daleka od zajętego tłumu, blondyn.
- Coś znowu zrobił dzieciaku? - zapytał wampir, patrząc na człowieka z góry.
- Wolałbym raczej usłyszeć, że uczysz dzbanki latać - powiedział cicho, patrząc na niego z politowaniem i ukradkiem zmiatając kilka odłamków szkła nogą.
Wampir nie mógł uwierzyć w to co widzi. Bo nie był to już ten głupi szczeniak, którego znał i który spędził u niego w domu całkiem sporo czasu. Teraz mógł się tylko zastanawiać, gdzie się podział ten dzieciak, który nie bał się mu postawić i odpyskować, a na każde jego słowo miał milion innych.
- Wciąż nie potrafisz się sam o siebie zatroszczyć, co smarku? - Shin'ichi próbował jakoś ciągnąć rozmowę, póki nikt z gości jeszcze się nimi nie zainteresował. Starał się nieco sprowokować chłopaka do odpyskowania mu w jakiś sposób, co był pewien podniosłoby go trochę na duchu - Chyba będę musiał ci nieco pomóc... - zaczął wampir, przyglądając się jakimś dziwnym wzrokiem roztrzęsionemu Natsu, intensywnie nad czymś myśląc - Głupi człowieku! Patrz co żeś narobił! - ryknął, specjalnie brudząc sobie nogawkę resztką krwi pozostawianej na podłodze - Jeżeli masz teraz nadzieję, że wezwę twojego pana i to on się tobą zajmie, to grubo się mylisz. Sam dopilnuję, żebyś nigdy nie zapomniał tego błędu!
Shin'ichi piorunując spojrzeniem przerażonego i nic nie rozumiejącego blondyna, złapał go za ubranie i dość brutalnie podniósł do góry. Kilkakrotnie potrząsnął w nim powietrzu, po czym opuścił z powrotem na ziemię, by bezwładnego zawlec do najbliższego pomieszczenia.
Serio, jak wszyscy Natsu popychają, szamotają :< Aż mi jest samej go szkoda. I weźcie nie kończcie w takim momencie -.- czekam grzecznie na dalszą część
OdpowiedzUsuńJezu, on chyba pięciu minut w spokoju nie może ustać, biedny Natsu :x Shin taki gustowny w tej notce, ubóstwiam. Niestety osobiście grzecznie nie czekam, a podglądam niczym najgorszy luj dalszą część, przepraszam :c
OdpowiedzUsuń